Dwa Majdany, a teraz wojna. I za każdym razem naród Ukrainy musi walczyć przeciwko Rosji. Majdanem dla nas stała się już teraz cała Ukraina.
Nigdy nie myślałem, że będę pisał tekst pod takim tytułem. Tym bardziej we własnym domu, w swoim kraju…
Poniedziałek, 28 lutego, ostatni dzień zimy, ale nie ostatni dzień wojny.
No i znowu przyszło nam tworzyć historię, jak 28 lat temu, jak 9 lat temu. Jakaś taka cykliczność się pojawia: 2004– 2013– 2022. Dwa Majdany, a teraz wojna. I za każdym razem naród Ukrainy musi walczyć przeciwko Rosji. Dlatego też łączę te trzy daty. Powstanie – ono i w czasie wojny także jest powstaniem, ogólnonarodowy protest, całkowite odrzucenie stanowiska i działań kraju z północnego wschodu. Tylko teraz Majdanem dla nas stała się już cała Ukraina.
Bóg Trójcę lubi
Żeby to był ostatni raz, „Bóg Trójcę lubi” – mówi się u nas, a Polacy mają porzekadło „do trzech razy sztuka”. Jeszcze w 2004 r. już w grudniu, kiedy ogłaszano powtórkę drugiej tury wyborów prezydenckich, na potrzeby swojej rubryki w ówczesnym piątym kanale telewizyjnym, w ówczesnym programie Romka Czajki „5 kopiejek”, napisałem wiersz, w którym były takie linijki:
Ktoś się zmęczył, ktoś już jest niedołężny,
ale wreszcie to się wydarzy,
bo i w bajkach dobro zwycięża
ostatecznie za trzecim razem!
A teraz piszę notatki z Irpienia, gdzie przebywam z żoną Oksaną, jej 91-letnią matką, i trzyletnim kotem Bashō . Kot i mama słabo rozumieją, co się dzieje, a my z Oksaną od czasu do czasu trochę wariujemy, denerwujemy się i na przemian wzajemnie się uspokajamy.
W czwartek 24 lutego nad ranem wyrwały nas ze snu dźwięki wybuchów. Do Hostomla w linii prostej jest od nas jakieś 5, 6 kilometrów i z balkonu (mieszkamy na piątym piętrze) było widać wybuchy i rozbłyski. Wybuchy z rozbłyskami to napływały falami, to cichły. Tak jest do dzisiaj. Chociaż liczba fal się zmniejszyła, ale mimo to powtarzają się kilka razy w ciągu godziny.
Jak wiele się stało przez te cztery dni! W środę, w ostatni przedwojenny wieczór, z Petrem Załmajewem piliśmy kawę w towarzystwie kilku pięknych dam. Petro ma amerykański paszport, zapytałem go, czy w związku z niebezpieczeństwem wojny zamierza wyjechać do Stanów. Brodacz Załmaj-aga tylko się uśmiechnął: jestem dziennikarzem, zostaję. Kilka razy wychodziliśmy na wewnętrzne podwórko kawiarni przy Rejtarskiej, żeby zapalić, było wilgotno i dość ciepło jak na koniec lutego. Chciałem zacząć następne zdanie od słów „nic nie zapowiadało”, ale zaciąłem się – nie, jakieś przeczucie przecież było, wisiało w powietrzu. I to przeczucie okazało się niebezpodstawne.
Hostomel, Bucza, Irpień – to teraz „miejsca bojowej chwały” czy nawet bez cudzysłowu i wielką literą: Miejsca Bojowej Chwały.
Nawet pomniki są po naszej stronie
W Buczy na postumencie stał stareńki BTR, pomnik upamiętniający krajanów, którzy polegli w Afganistanie. Okupanci z daleka zauważyli ten wojskowy pojazd, i nie zorientowawszy się, śmiało rozpoczęli z nim bój. Zmarnowali znaczną część amunicji, a później uderzyli na prawdziwe ukraińskie transportery opancerzone i oczywiście ten pojedynek przegrali. Taka jest wojna, wojna w Ukrainie. Nawet pomniki są po naszej stronie.
Jeszcze wczoraj padła łączność telefoniczna – być może uszkodzili tutejsze wieże przekaźnikowe „Kyivstaru”. Internet na razie jeszcze jest i mam nadzieję, że uda mi się wysłać ten tekst do „Zbrucza”.
W Irpieniu okupanci strzelali do okien, zabierali ludziom samochody, żeby nimi jechać na Kijów. Mosty przez rzekę Irpień i Buczankę wysadzone, jesteśmy teraz jak na wyspie. Więc dokąd dojechali – nie wiadomo
Dziś rano na podwórku i na ulicy był duży ruch – poniedziałek, początek tygodnia. Godzina policyjna trwała do ósmej rano i od razu po ósmej podwórko zapełniło się mieszkańcami i zwykłymi przechodniami – podwórko mamy przechodnie. Dozorczyni Nadia czysto zamiotła asfalt, śmiecie też zostały wywiezione – służby komunalne działają.
W Irpieniu otwarte są pojedyncze sklepy, kolejki do nich są dość długie, ale ani sprzeczek, ani awantur, ani innych konfliktów się nie obserwuje. Z północnego wschodu, od Hostomla i Buczy, czasem dochodzą odgłosy wybuchów. Kilka razy słychać było dźwięk samolotów na niebie – mocny, ostry i szybki. A wczoraj przy wjeździe z Buczy do Irpienia koło Centrum Handlowego „Żyrafa” trwała prawdziwa walka, słychać było wystrzały i w tamtą stronę biegli chłopcy w cywilu, ale z automatami – być może obrona terytorialna.
Już od paru dni nie ma z nią kontaktu
Jeszcze bliżej epicentrum boju niż my mieszka małżeństwo, Siarhiej Pryłucki i Ołena Stepanenko z małym synem Adamem. Bucza jest obok Hostomla, dwa, trzy kilometry. Udało się do nich dodzwonić, kiedy jeszcze działały telefony. Byli poza domem. I to dobrze, bo mieszkają w nowym budownictwie, na wysokim piętrze – widok z okien piękny, ale i prawdopodobieństwo tego, że w okno trafi jakiś pocisk też wysokie. A w samym Hostomlu mieszka przyjaciółka mojej żony architektka Oksana Biłous i już od paru dni nie ma z nią kontaktu. Serce ściska się od trwożnych przypuszczeń…
W Irpieniu od ostrzału ucierpiała też nowa wysoka zabudowa, i dzielnica domów jednorodzinnych, wiele tam uszkodzonych budynków, okupanci strzelali do okien, zabierali ludziom samochody, żeby nimi jechać na Kijów. Mosty przez rzekę Irpień i Buczankę wysadzone, jesteśmy teraz jak na wyspie. Więc dokąd dojechali – nie wiadomo.
Wojna wojną, a nasz kot to stworzenie rozpuszczone i dlatego jest wybredny, jak już się naje, to zostawia dużo jedzenia na swoim spodeczku, a potem domaga się świeżego. Podeschłą i zwietrzałą kocią karmę wynoszę kotom podwórkowym – one nie są takie wybredne. Wczoraj dość późno, jak już zaczęła się godzina policyjna, wyniosłem im, jak z Oksaną żartujemy, „przesyłkę od Bashō ”. Miasto było zupełnie ciemne, latarni na podwórzu i przy ulicy nie zapalano od kilku dni. W oknach domów też prawie się nie świeciło – wielu ludzi opuściło Irpień. W naszej klatce na 36 mieszkań świeciło się tylko u nas i jeszcze w dwóch – na trzecim i na siódmym piętrze. Z głębi podwórka przybiegły dwa koty i chodziły wokół wysypanej przeze mnie karmy.
Wyciągnąłem papierosa, zapaliłem i siadłem na ławce pod klatką. Zanim go wypaliłem, zrymowałem dwie strofki. To, oczywiście nie jest poezja wysokich lotów, ale mimo wszystko ją pokażę:
Starym już, lecz nie chory i nie kaleka jeszcze.
Więc mnie przestraszyć, wrogu, nawet się nie staraj!
Rosyjski myśliwcu, śmigłowcu, okręcie,
Już to słyszałeś od kogoś: Spierdalaj!
Jeszcze nie wziąłem do rąk kałacha,
wstydu ze tę leksykę nie czując ni winy,
mówię ci teraz otwarcie, bez strachu:
Rosyjski żołnierzu,
Spierdalaj z Ukrainy!
Przełożył: Bohdan Zadura
Przeczytaj też: „Wyzwolicielka” Rosja