Jesień 2024, nr 3

Zamów

Bojkot rosyjskiej kultury? Słyszymy skrajne głosy. A co z kulturą ukraińską?

Tancerki narodowego baletu Ukrainy Virski. Fot. Materiały prasowe

Do dzisiaj na Zachodzie i u nas postrzega się kulturę ukraińską jako naturalną część wielkiej kultury rosyjskiej, jej młodszą, gorszą siostrę.

W toczącej się dyskusji na temat bojkotu kultury rosyjskiej najsilniej wybrzmiewały głosy skrajne. Jedna strona wzywała do absurdalnego bojkotu wszystkiego, co rosyjskie, włącznie z Gogolem, Szałamowem czy Strugackimi. Druga oskarżała wszystkich wokół o rusofobię, poświęcając temu zjawisku (skądinąd obecnemu także w Polsce) więcej uwagi niż rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

Jedni chcieli zakazywać Czajkowskiego, inni zamartwiali się, czy Polacy nie są aby nazbyt antyrosyjscy. Jeszcze inni z namaszczeniem prawili o kulturze i sztuce, które jakoby istnieją niezależnie od jakiejkolwiek rzeczywistości, bytują w szlachetniejszych rejonach, stanowiąc pomost między narodami i bijącymi się armiami.

Rzecz jasna, pojawiały się interesujące stanowiska pośrednie: nawoływanie do bojkotu współczesnych artystów rosyjskich otwarcie wspierających Putina i putinizm oraz do krytycznej, niemniej gruntownej lektury Dostojewskiego i Tołstoja oraz rewizji ukochanego przez polskich inteligentów kina Andrieja Tarkowskiego.

Piękna dyskusja, szkopuł w tym, że skupiona wyłącznie na rosyjskości i rosyjskiej kulturze. Tak jakby kultura ukraińska i artyści ukraińscy – znajdujący się dzisiaj, że przypomnę, w znacznie gorszym położeniu niż jakikolwiek artysta rosyjski, putinista czy anty-putinista – w ogóle się nie liczyli, jakby ich kultura, ich cywilizacyjny dorobek był zjawiskiem niejako ubocznym, bytującym w cieniu tego, co Zachód od z górą dwustu lat nazywa „wielką kulturą rosyjską”, rozumiejąc przez to wszystkie zjawiska kultury na wschód od owej niezglaźnej i mało rozpoznanej części kontynentu, która rozpościera się na wschód od Niemiec.

Bo jakże często także i dzisiaj postrzega się na Zachodzie (a czy nie i u nas?) kulturę ukraińską jako naturalną część wielkiej kultury rosyjskiej, jej młodszą, trochę niedorozwiniętą siostrę. Siostrę, która zatrzymała się na etapie ludowości, a potem stała się elementem jakoby uniwersalistycznej kultury i tożsamości radzieckiej (w istocie kultury i tożsamości rosyjskiej, która prędko, ledwie kilka lat po rewolucji, stała się na powrót kulturą imperium).

Wesprzyj Więź

Tak patrzy się na ukraińską sztukę (rosyjskie ikony z Małorusi i rosyjska awangarda z Kijowa), na literaturę (ukraiński? ot, zepsuta ruszczyzna), na współczesność, niby odrębną od rosyjskiej, ale odrębną odrębnością złą, „nacjonalistyczną”, „partykularną” i nieładnie mniejszościową (nieładnie, są bowiem mniejszości, nad którymi wielbiciele „wielkiej kultury rosyjskiej” lubią się paternalistycznie pochylić i pogłaskać po główce), z niejasnych powodów krnąbrną i w istocie zbuntowaną.

Tak jakby Ukraińcy byli zdrajcami jakiejś większej sprawy, albo dziećmi, które postanowiły się za wcześnie urwać spod kurateli ojca. A przecież – jak zwraca uwagę ukraińska krytyczka Daria Badior – wciąż płacą oni nie tylko za rosyjski polityczny i kulturowy imperializm, ale też za zachodnią modę na rosyjskość, zachodnią ignorancję i kolonializm.

Przeczytaj też: Ukrainę zaatakował Putin, a nie Czajkowski. Po co nam krucjata przeciw rosyjskiej kulturze?

Podziel się

1
Wiadomość

Dziwny z nas narod, szkoda tylko ze robimy to wszystko dla naszego ego, dla siebie, zeby poczuc sie lepiej albo zeby zmyc jakies poczucie winy z ktorym zyjemy. Nikt nie widzi, ze w ten sposob krzywdzimy samych Ukraincow. Zastanwomy sie czy za wypowiedzi naszego rzadu, w krajach Europy zachodniej tez nie powinni bojkotowac kultury polskiej. Jak my bysmy sie wtedy czuli…

A może by informować, że to nie są rosyjscy twórcy kultury tylko ukraińscy? Czechow był Ukraińcem – mieszkał na Krymie, Czajkowski był Ukraińcem , to samo tyczy się innych. Rosjan to zezłości a światu otworzy oczy na ukraińską kulturę.