Jesień 2024, nr 3

Zamów

Wyciszanie praw człowieka

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro (w środku) podczas 86. posiedzenie Sejmu. Warszawa, 11 września 2019. Fot. Krystian Maj / KPRM

Trybunał Konstytucyjny ustanowił sam siebie organem odwoławczym dla polskiego rządu od wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Takich uprawnień nikt mu nie nadał. 

Nie sposób nie zwrócić uwagi na znaczący zbieg okoliczności. 10 marca Rosja ogłosiła zamiar wystąpienia z Rady Europy, z czym wiąże się wypowiedzenie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Tego samego dnia polski Trybunał Konstytucyjny stwierdził niezgodność z ustawą zasadniczą jednego z przepisów tejże konwencji.

W tym samym dniu zarówno Polska, jak i Rosja zakwestionowały jeden z fundamentalnych dokumentów służących ochronie praw człowieka. 

Jedyna nadzieja

Oczywiście, Rosja występując z Rady Europy odrzuca całą konwencję, natomiast Trybunał Konstytucyjny zajął się tylko jednym z przepisów. Jest to jednak przepis o kluczowym znaczeniu – dotyczy bowiem prawa do sądu. Art. 6 ust. 1 konwencji mówi, że każdy ma prawo do sprawiedliwego i publicznego rozpatrzenia jego sprawy przez niezawisły i bezstronny sąd ustanowiony ustawą. Tego właśnie przepisu dotyczyła sprawa rozpoznawana przez trybunał.

Jedyne co ma osoba, której prawa zostają naruszone przez władzę państwową, to nadzieja, że stanie przed sądem niezależnym od tej władzy i przed tym sądem będzie mogła się obronić. Jeśli nie będzie takiej możliwości, wszelkie prawa człowieka, choćby były najpiękniej opisane w konstytucji, mogą pozostać wyłącznie pustym zapisem. Dlatego tak niebezpieczne jest kwestionowanie art. 6 konwencji.

W Polsce, jak wiadomo, w ostatnich latach prowadzi się właściwie nieustanną reformę wymiaru sprawiedliwości. Pracy sądów ona nie polepszyła, natomiast wprowadziła mechanizmy służące uzależnieniu sądownictwa od władzy wykonawczej, pośrednio grożące możliwością ingerencji władz w treść wydawanych wyroków. Obywatele polscy skorzystali z prawa, jakie daje im Europejska Konwencja Praw Człowieka, wnosząc skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Trybunał ten w kilku już wyrokach uznał, że wskutek zmian dokonanych w sądownictwie (przede wszystkim dotyczących trybu powoływania sędziów) nie zapewnia się polskim obywatelom prawa do niezawisłego i bezstronnego sądu ustanowionego ustawą. Reakcją na to było złożenie przez ministra sprawiedliwości wniosku do Trybunału Konstytucyjnego – aby stwierdził sprzeczność art. 6 konwencji z polską konstytucją. 

Formalnie minister nie kwestionował prawa polskich obywateli do niezawisłego sądu. Trybunał miał stwierdzić sprzeczność z konstytucją „w zakresie…” – i tu następowały dość skomplikowane zdania sprowadzające się w istocie rzeczy do uniemożliwienia oceniania sposobu funkcjonowania sądów po zmianach dokonanych w ostatnich latach.

Takiej też treści jest wyrok wydany 10 marca. Wprost stwierdza, że sprzeczne z konstytucją ma być dokonywanie przez Europejski Trybunał Praw Człowieka oceny ustaw dotyczących sądownictwa. Uznaje też za sprzeczne z konstytucją „pomijanie przepisów Konstytucji, ustaw oraz wyroków polskiego Trybunału Konstytucyjnego”. To w moim odczuciu kluczowe punkty wyroku.

Każdej władzy rzeczywiście dbającej o dobro obywateli powinno zależeć na tym, by prawa tych obywateli były przestrzegane. Jeśli więc ktokolwiek sygnalizuje, że w jakimś zakresie przestrzegane nie są, władza dbająca o dobro obywateli zrobi wszystko, by sytuację naprawić. Tymczasem minister sprawiedliwości, a za nim Trybunał Konstytucyjny, próbują uniemożliwić wypowiadanie się na temat praw człowieka. Czyli – odwołując się do klasyka – zamiast leczyć gorączkę, każą stłuc termometr.

Szczególnie niebezpieczny wydaje się punkt wyroku zakazujący „pomijania przepisów”. Cóż bowiem znaczy „pomijanie przepisów”? Pewnie różnie można to rozumieć, ale jedną z możliwych interpretacji jest przyjęcie, że jeśli coś jest uchwalone w ustawie, nie może być uznane za naruszające prawa człowieka. W tej interpretacji rosyjska ustawa grożąca 15 latami więzienia za użycie słowa „wojna” nie mogłaby więc być uznana za naruszającą prawa człowieka.

Jest to już drugi tego rodzaju wyrok polskiego Trybunału Konstytucyjnego. W podobnym duchu wypowiedział się 24 listopada ub.r. Wówczas odmówił prawa do oceniania prawidłowości powołania swoich sędziów. 

Droga polska, droga rosyjska

Trzeba postawić zasadnicze pytanie: czy polski Trybunał Konstytucyjny jest w ogóle uprawniony do oceny Europejskiej Konwencji Praw Człowieka? Konwencja wprost mówi, że jedynym organem powołanym do jej interpretacji jest Europejski Trybunał Praw Człowieka. Polska konstytucja nadaje Trybunałowi Konstytucyjnemu prawo do oceny zgodności z nią umów międzynarodowych. Czy jednak trybunał rzeczywiście oceniał konwencję? 

Sekwencja wydarzeń była taka: Europejski Trybunał Praw Człowieka wydaje wyrok niekorzystny dla polskiego rządu, w odpowiedzi na to minister sprawiedliwości wnosi, aby Trybunał Konstytucyjny uniemożliwił wydawanie takich wyroków. W istocie rzeczy Trybunał Konstytucyjny ustanowił więc sam siebie jakby organem odwoławczym dla polskiego rządu od wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – choć takich uprawnień przecież nikt mu nie nadał. 

Nie trzeba dodawać, że Europejski Trybunał Praw Człowieka nie przejmie się wyrokiem polskiego trybunału i nie odmówi polskim obywatelom możliwości oceny, czy ich prawa są naruszane.

Czy wcześniej jakikolwiek kraj należący do Rady Europy zakwestionował kompetencję Europejskiego Trybunału Praw Człowieka? Odpowiedź na to pytanie prowadzi nas do wspomnianej na początku zbieżności wydarzeń. W 2015 r. bowiem rosyjski Sąd Konstytucyjny stwierdził, że jeśli wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka będą sprzeczne z rosyjską konstytucją, nie będą respektowane. Później zostało to wprost wpisane do rosyjskiej konstytucji. I to jest jedyny taki przypadek w historii Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Drugim są wyroki polskiego Trybunału Konstytucyjnego.

Wesprzyj Więź

Warto dodać, że Polska nie jest jedynym krajem, którym zajmował się Europejski Trybunał Praw Człowieka w kontekście oceniania prawidłowości powoływania sędziów. W grudniu 2020 r. zapadł na przykład wyrok dotyczący Islandii. Minister sprawiedliwości powołał tam do nowo utworzonego sądu sędziego z listy przedstawionej przez specjalną komisję oceniającą, nie zachowując jednak kolejności z tej listy. Miał do tego prawo, jednak odstąpienie od kolejności miał obowiązek uzasadnić, czego nie zrobił. 

Już sam brak uzasadnienia, a następnie głosowanie w parlamencie nad wszystkimi kandydatami razem, a nie osobno nad każdym, wystarczył do uznania, że sprawę osoby, która wniosła skargę rozpoznawał sąd, który nie był powołany „zgodnie z ustawą”. Co zrobiła Islandia po tym wyroku? Podporządkowała się mu. Polska śladami Islandii, jak widać, nie idzie. Wybrała drogę, którą poszła Rosja.

Przeczytaj także: Podwójne naruszenie zasad w Sądzie Najwyższym

Podziel się

6
1
Wiadomość

„W Polsce, jak wiadomo, w ostatnich latach prowadzi się właściwie nieustanną reformę wymiaru sprawiedliwości.”

Ponieważ refleksja Autora jest bardzo jednowymiarowa, muszę zacząć polemikę niestety tak: a przed 2015 nieustannie niczego w sądownictwie nie reformowano, a za skromną i niedoszłą reformę Jarosława Gowina jako ministra sprawiedliwości w rządzie PO był atakowany nieproporcjonalnie agresywnie jak na skalę przedsięwzięcia.

Nie będę bronić recept Z.Ziobry, ale diagnozę polskiego wymiaru sprawiedliwości miał z grubsza prawidłową (notabene, Ewa Łętowska również oceniała wymiar sprawiedliwości bardzo krytycznie). Matką wielu mankamentów było aroganckie lekceważenie komunikowania przesłanek swoich decyzji – owszem, często trudnych w zrozumieniu – „klientom” sądów. Wydaje się, że Autor nie podziela tej diagnozy, skoro utrzymuje bez relatywizowania, że orzeczenie polskiego TK jest tak kluczowe. Długofalowo pewnie tak, ale z perspektywy przeciętnych sporów wnoszonych przed polskie sądy sposób powołania sędziego nie ma żadnego wpływu na wynik neutralnych z perspektywy politycznej spraw. To, co podnosi Autor jest ważne dla sędziów, nie dla „klientów” sądów. Z artykułu nie wynika, by Autor widział tą różnicę, co osłabia wiarygodność krytyki. Celem działania Z.Ziobry jest walka z przeciwnikami jego koncepcji w wymiarze sprawiedliwości, dla której prawa człowieka stały się tylko polem bitwy. Nie jest zaś jego celem – ja nie widzę podstaw ku takim oskarżeniom – „wyciszanie praw człowieka”. Odnoszę wrażenie, że Autor prawa człowieka potraktował tu instrumentalnie by przekonać do swojego stanowiska w ocenie orzeczenia TK na wniosek Z.Ziobry osoby, dla których ten aspekt jest najważniejszy. Z.Ziobro nie prowadzi krucjaty przeciw prawom człowieka i porównywanie całej sytuacji do przypadku rosyjskiego jest – nie zaprzeczając uprawnieniu argumentów krytycznych wobec Z.Ziobry – nadużyciem pod nieprzychylną Rosji opinię publiczną.