Jesień 2024, nr 3

Zamów

Siła i bezradność. Jezus na pustyni

Iwan Kramskoj, „Chrystus na pustyni”, 1872

Znamy na pamięć dialogi zapisane w ewangelicznych scenach kuszenia. To właściwie szermierka na cytaty z Biblii. Kusiciel używa ich instrumentalnie i propagandowo. Ważne jest, abyśmy nie ulegli pokusie odpowiadania na nie własną mądrością.

Na początek Wielkiego Postu 2022 świadomie wybrałem obraz rosyjskiego artysty „Chrystus na pustyni”. Iwan Kramskoj malował tę biblijną scenę sto pięćdziesiąt lat temu na Krymie, wcześniej pracował w Charkowie. W kontekście historii, którą teraz przeżywamy, jego duchowe doświadczenia nabierają szczególnej wymowy. Nonkonformista i idealista, który nie szedł na kompromisy z ówczesnym establishmentem, zmagał się przez ponad dekadę o prawdę wizerunku Jezusa wystawionego na próbę.

Znamy ten obraz z wielu reprodukcji, ale mało kto wie, jaki bagaż duchowych przeżyć kryje się za sentymentalnym z pozoru malowidłem. Artysta dociekliwie wertował Biblię, konfrontował swoją wizję Jezusa z obrazami wielkich mistrzów sztuki Zachodu i przeciwstawiał się schematom zakorzenionym w tradycyjnym, bizantyjskim rozumieniu Zbawiciela – Pantokratora. „Być może popełniłem świętokradztwo, ale nie mogłem się powstrzymać od namalowania go. Mogę powiedzieć, że namalowałem go krwią i łzami” – napisał o swoim dziele po latach. Czy dla nas dziś może to być wyzwanie (a nawet prowokacja) do przemyślenia na nowo naszych postaw i rozumienia chrześcijaństwa w czasach próby?

Jak namalować ewangeliczne kuszenie?

Wyobraźmy sobie spontaniczną reakcję hollywoodzkiego scenarzysty, który po lekturze pierwszych rozdziałów Ewangelii św. Łukasza dociera do fragmentu o kuszeniu. Co za spektakularna scena! Gotowy scenariusz na film! W malowniczym krajobrazie pustyni, z orientalną sylwetą murów Jerozolimy w tle, ujęcie z drona albo satelity na rozległy horyzont błękitnej planety i popis komputerowych iluzji, przenoszący bohaterów w czasie i przestrzeni… Nic dziwnego, że ten fragment Ewangelii zapładniał wyobraźnię artystów wizualnych w czasach, gdy nie było jeszcze ruchomych obrazów (a także później). W średniowiecznych kodeksach, na złotych tłach sycylijskich i weneckich mozaik, a także na płótnach niezliczonych mistrzów pędzla pojawiają się próby dosłownego przedstawienia symbolicznej, gęstej teologicznie narracji.

Co mnie porusza w niekonwencjonalnej wizji i postawie rosyjskiego artysty? Chyba najpierw jego szczerość, żarliwość w stawianiu pytań. Przede wszystkim samemu sobie, a potem nam – widzom, obserwatorom, chrześcijanom

ks. Krzysztof Niedałtowski

Udostępnij tekst

Jak w teatrze widzimy scenę spotkania dwóch postaci. Jedną z nich poznajemy po aureoli – to oczywiście Jezus, a druga, dająca pole do popisu fantazji, to szatan: z rogami, ogonem albo perwersyjnie przebrany za mnicha. Nawet tacy mistrzowie jak Duccio czy Boticelli uwięzili naszą wyobraźnię religijną w bajeczno-reportażowej dosłowności. Do dziś trudno się nam wyzwolić od naiwnych skojarzeń wdrukowanych w nasze umysły potężną siłą szacownych arcydzieł. Dopiero połowa dziewiętnastego wieku przyniosła w sztukach plastycznych zmianę optyki na bardziej personalistyczną. Artyści zaczęli dociekać pogłębionych, psychologicznych sensów biblijnego przekazu.

Iwan Kramskoj i jego droga na pustynię

Temat kuszenia Chrystusa zainteresował też rosyjskiego mistrza sztuki portretowej. Dotąd nie gustował w tematach biblijnych, nawet nie przypuszczał, że z salonów Moskwy i Petersburga ewangeliczny impuls zaprowadzi go na Krym. Tam mógł znaleźć pustkowie podobne do palestyńskiego. Iwan Kramskoj zaczął swoją wieloletnią przygodę ze sceną kuszenia w czasach, gdy u nas trwało Powstanie Styczniowe.

Pod koniec zimy 1863–1864 jego uczeń, dziewiętnastoletni wówczas Ilja Repin, odwiedził pracownię swojego mentora i zobaczył uformowaną z gliny głowę Jezusa, a także podobną głowę namalowaną na płótnie. Kramskoj opowiedział Repinowi o głębokim dramacie życia Chrystusa, o jego kuszeniu na pustyni i o tym, że taka pokusa często zdarza się zwykłym ludziom.

Repina uderzył fakt, że Kramskoj „mówił o Chrystusie jako o osobie bliskiej”. Zachowało się sporo zapisków malarza z tego okresu i całkiem pokaźna korespondencja, świadcząca o intensywności poszukiwań najlepszego sposobu przedstawienia tej tajemniczej sceny. Artysta wielokrotnie podkreślał siłę duchowego wstrząsu, który doprowadził go do namalowania „Chrystusa na pustyni”. „Obraz był przede mną nieprzerwanie przez pięć lat. Musiałem go namalować, żeby się od niego uwolnić. Podczas pracy nad obrazem rozmyślałem, modliłem się i bardzo cierpiałem”.

Kramskoj opisał swojego Chrystusa w liście do przyjaciela tymi słowami: „O świcie siedzi zmęczony, udręczony i zatroskany wśród kamieni, zimnych kamieni. Jego ręce są konwulsyjne i ściśnięte mocno, bardzo mocno; palce wciskają się w ciało, stopy obolałe, głowa pochylona. Był głęboko zamyślony i modlił się od dawna, tak długo, że jego usta są jakby sklejone”.

W samotnej postaci, przedstawionej wśród zimnych kamieni, odczuwa się nie tylko zadumę i zmęczenie, ale także „gotowość do zrobienia pierwszego kroku na skalistej ścieżce wiodącej na Golgotę”. Duchowy testament malarza zamknięty w ramach tego niezwykłego dzieła można by podsumować psychologiczną obserwacją autora: „Przychodzi taki moment w życiu każdego człowieka, kiedy rozmyśla, czy skręcić w prawo, czy w lewo, czy sprzedać Boga za trzydzieści srebrników, czy oprzeć się pokusie zła”.

Wielkie poruszenie

Obraz pokazany pierwszy raz na wystawie grupy Pieredwiżników w roku 1872 wywołał wielkie poruszenie. Sam autor zapisał, że wśród publiczności nie było chyba trzech osób, które podzielałyby ten sam pogląd. Wielu oburzało się na zbyt ludzkie ukazanie osoby Zbawiciela, odarcie go ze wszelkich znamion boskości. Ale krytycy sztuki umieli w tym znaleźć nowy trop interpretacyjny. Według Gonczarowa „nadludzki wysiłek myśli i woli” Chrystusa, a także jego „gotowość dokonania wielkiego czynu” były głównymi przesłaniami Kramskoja.

W podobnym duchu młody pisarz Wsiewołod Garszyn zaobserwował w postaci Chrystusa wewnętrzny spokój: „wyraz ogromnej siły moralnej, nienawiści do zła i radykalnej determinacji do wypowiedzenia mu wojny”. Płótno zainteresowało wielu potencjalnych nabywców. Artysta zdecydował się sprzedać je znanemu marszandowi, który tworzył podwaliny słynnej dziś kolekcji. Paweł Trietiakow nie był pewien swojego wyboru, ale nie pożałował ryzykownej wówczas inwestycji. Jego wątpliwości rozwiał wkrótce sam Lew Tołstoj, pisząc w swoim liście o wizji Kramskoja: „To najlepszy Chrystus, jakiego znam”.

Rada Akademii Sztuki chciała przyznać za ten obraz osobliwemu samoukowi tytuł profesora. On jednak odmówił, chcąc być wierny młodzieńczej zasadzie niezależności. Nie chciał podlegać salonowym presjom oficjalnego establishmentu artystycznego ani dworskich elit. Swoją bardzo intymną wizję utrwalił na płótnie nie na zamówienie, ale z potrzeby ducha.

Ciąg dalszy uwiedzenia przez Jezusa

Okazało się, że artysta nie może skończyć przygody z Chrystusem na początkowym etapie Jego publicznego życia. Obiecał, że ciąg dalszy nastąpi. I próbował wyobrazić sobie scenę z finału biografii bliskiego mu Rewolucjonisty, Pacyfisty. Powędrował za Nim na dziedziniec pretorium Piłata.

Iwan Kramskoj, malując swój ostatni obraz, „Jezus wyśmiany”, napisał w notatkach: „Spróbujcie na serio wcielać w życie wasze idee, a zobaczycie, jaki chichot się rozlegnie wokół… Do dzisiaj naśmiewają się z Niego, stawiając jednocześnie ołtarze”. Jakże aktualnie brzmią te słowa również teraz, gdy tyle przemocy dzieje się przy równoczesnym skandowaniu haseł kulturowego chrześcijaństwa. W tej niedokończonej, obrazowej opowieści Kramskoj pokazuje zderzenie uduchowionej osoby z niemoralnością władzy i uwiedzionymi przez nią tłumami.

W obrazie, którego ukończenie przerwała nagła śmierć, malarz stawia problem wyboru moralnego: zachowaj swoje ideały lub porzuć je pod wpływem okoliczności, choćby tak dotkliwych jak ból, upokorzenie i groźba śmierci.

Gorzko brzmi autorski raport o stanie wiary z końca dziewiętnastego wieku. Czy jednak nie odnosi się on również do nas? „Ja utrzymuję, że chrześcijaństwo, od momentu jego pojawienia się aż do chwili obecnej, nigdy nie było organicznie zasymilowane przez ludzkość, ani też nigdy nie zostało właściwie zrozumiane” – napisał twórca w liście do przyjaciela.

Wyjście poza ramy

Co mnie porusza w niekonwencjonalnej wizji i postawie rosyjskiego artysty? Chyba najpierw jego szczerość, żarliwość w stawianiu pytań. Przede wszystkim samemu sobie, a potem nam – widzom, obserwatorom, chrześcijanom… To są pytania rodzące się ze współczucia z frasobliwym samotnikiem, siedzącym o brzasku dnia na jałowym pustkowiu po stoczonej wewnętrznej walce z pokusami, które i nam nie są obce. To głębokie pytania o kryteria wyboru między tym, co w nas jasne, wspaniałomyślne, czyste a ciemnością chwilowych nasyceń, pozornych zwycięstw. Pytania o Boskie impulsy naszych sumień skonfrontowane z tym, co w nas odruchowe, lękliwe, wygodne (jak wysoko w hierarchii wartości mamy zapisany nasz święty spokój). Doświadczamy podobnych prób jako społeczność Kościoła kuszonego przywilejami, wizjami władzy, pozornej skuteczności statystycznej. A z drugiej strony ucieczki, zaparcia się, potępienia innych.

Znamy na pamięć dialogi zapisane w ewangelicznych scenach kuszenia. To jest właściwie szermierka na cytaty z Biblii. Kusiciel używa ich przewrotnie, instrumentalnie, propagandowo. Ważne jest, abyśmy nie ulegli pokusie odpowiadania na nie własną mądrością. Jezus powołuje się na Świętą Mądrość Boga, odrzucając atrakcyjne propozycje mniejszego dobra – wszak pokusy nie dotyczą ewidentnego zła.

Iwan Kramskoj nie przedstawia w swoim obrazie żadnych ilustracji odnoszących się do słów kuszenia. Wystarczą dłonie Jezusa splecione w bólu i bezradności umieszczone w samym centrum sceny, na granicy między niebem i ziemią. Bezradność Boga…

Wesprzyj Więź

W czasach koszmaru wojny przychodzi mi do głowy modlitwa młodej holenderskiej Żydówki Etty Hillesum, która spodziewając się najgorszego, tuż przed transportem do Auschwitz, zapisała w swoim dzienniku takie słowa skierowane do Najwyższego: „Ty nie możesz nam pomóc, to my Ciebie musimy wesprzeć, dzięki czemu sami sobie przyjdziemy z pomocą. Jedyne, co możemy ocalić w tych czasach, to cząstkę Ciebie, która jest w nas”.

Takie kręgi zatacza historia w spiralnym rytmie wielkich postów. Rosyjski malarz zaprasza nas zarówno do utożsamienia się z udręczonymi i bezradnymi, jak też do przezwyciężenia odruchów stadnej nienawiści prowokowanej przez kusiciela.

Przeczytaj też: Cierpliwość siewcy. Wielki Post in tempore belli

Podziel się

14
1
Wiadomość

Bardzo mnie poruszył ten tekst, w kontekście rozpoczynającego się Wielkiego postu.w a w szczególności uświadomienie sobie ile treści może zawierać w sobie „zwykły ” portret człowieka. Dziękuję z słowa ks. Krzysztofa o przezwyciężaniu odruchów stadnej nienawiści prowokowanej przez kusiciela.