Inwazja Rosji na Ukrainę jest oczywistą pomyłką zarówno na poziomie strategicznym, jak i taktycznym. Jedynym jej powodem może być potrzeba Putina zapisania się w podręcznikach historii jako bohater, który odzyskał część ziem ZSRR – mówi rosyjski politolog Igor Greckij.
Grzegorz Szymborski: Jak ocenia Pan aktualną sytuację w Rosji?
Igor Greckij: Chciałbym podkreślić, że 24 lutego rozpoczęła się wojna w pełnym wymiarze. To zbrodnia popełniona przez rosyjski rząd i pomimo tego, że w mediach państwowych mówi się o „operacji specjalnej”, nie jest to nic innego, jak niezgodna z prawem międzynarodowym wojna. Nie ma tu miejsca na jakąkolwiek dwuznaczność.
Sytuacja w samej Rosji staje się coraz bardziej niebezpieczna. Dzieje się tak nie tylko za sprawą umierającej gospodarki, rosnącej liczby sankcji Zachodu obciążających finansjerę i banki. Jesteśmy obecnie świadkami gwałtownej polaryzacji rosyjskiego społeczeństwa. Z jednej strony widzimy grupy popleczników Putina legitymujących jego postępowanie i akceptujących jego wyjaśnienia co do potrzeby wysyłania wojsk na Ukrainę.
Aby nie zostać zniszczonym przez wewnętrzną polaryzację, społeczeństwo rosyjskie musi przejść tę samą drogę, jaką przebyli Niemcy po II wojnie światowej. Musimy nauczyć się nazywać rzeczy po imieniu: zbrodnie – zbrodniami, grzech – grzechem. Chciałbym, by doszło do tego wcześniej niż później
Po drugiej stronie znaleźli się ludzie niepopierający inwazji. Stanowią oni ok. 25–30 proc. społeczeństwa. Co jednak alarmujące, według badania opinii publicznej zorganizowanego przez niezależne Centrum Levada, ok. 75 proc. Rosjan spodziewało się wybuchu tej wojny i się jej obawiało. Wraz z jej nadejściem, w społeczeństwie nastąpiło pęknięcie. Rozpoczęła się żywiołowa dyskusja w sieci, czy ta wojna może zostać zaakceptowana. W kraju niedemokratycznym, takim jak Rosja, w którym brakuje przestrzeni instytucjonalnej na wyrażenie politycznego sprzeciwu, postępująca polaryzacja może znaleźć ujście w ostrym konflikcie wewnętrznym.
KREML – ZAKŁADNIK WŁASNEJ PROPAGANDY
Czy to zagrożenie dotyczy bardziej społeczeństwa, czy jednak samego Putina?
– Dla Putina to zdecydowanie krytyczna sytuacja. Można powiedzieć, że zagrał va banque. Kiedy dochodził do władzy, zyskał ogromną popularność dzięki korzystnym czynnikom ekonomicznym. Ceny ropy pomiędzy 1998 a 2008 r. wzrosły trzynastokrotnie. Putin dorobił się, zarządzał olbrzymią fortuną, którą dystrybuował. Dla wielu Rosjan panowanie Putina kojarzone jest ze wzrostem płac i rosnącym poziomem życia, w tym zwykłych ludzi. Przed nadejściem kryzysu 2008 r. wielu wierzyło, że prezydent dokona demokratyzacji kraju. Tego oczekiwali mieszkańcy Moskwy, Petersburga, Jekaterynburga i niektórych innych miast. Ale Putin nie zdecydował się na reformy. Zapragnął utrzymać się u władzy jak długo to możliwe.
Teraz, decydując się na inwazję, zaryzykował całą swoją karierę. Po pierwsze, przez spadek ogólnego poziomu życia w Rosji. Cechą wspólną wszystkich reżimów autorytarnych jest brak reform. Prawie zawsze, prędzej czy później, reżimy takie doświadczają załamania gospodarczego i stopniowo się rozpadają od środka. Druga przyczyna upadku to przegrana w konflikcie zbrojnym. W przypadku Rosji mamy zatem do czynienia z obu najistotniejszymi czynnikami prowadzącymi do upadku reżimu autorytarnego.
Tak więc w atmosferze światowej izolacji, gdy inwestorzy nie sprowadzą pieniędzy do Rosji, gdy wzrosną ceny kredytów, a rynek konsumencki stanie się coraz mniej atrakcyjny dla zagranicznych inwestorów, nadejdzie moment społecznej frustracji. Rząd będzie musiał zareagować na potrzebę reform, na którą nie może znaleźć satysfakcjonującej odpowiedzi.
Trzecia przyczyna – to możliwy rozłam w łonie elity rządzącej. Dobrze widać, że nie wszyscy z otoczenia Putina poparli entuzjastycznie uznanie przez niego niepodległości Donbasu. Im dłużej będą trwały sankcje, tym głębszy będzie ten rozłam na szczytach władzy.
Dodatkowo, jeśli Rosja nie podbije Ukrainy, wówczas wojskowi powrócą do domu upokorzeni, a winą za niepowodzenie obarczą kierownictwo polityczne.
To Putin będzie musiał odpowiedzieć na te wszystkie pytania, które się zrodzą. Wyobraźmy sobie szachownicę. Jeśli gracz natrafia na problem na jednym fragmencie planszy, wciąż jest w stanie wygrać mecz. Przy dwóch niebezpiecznych pomyłkach gra staje się prawie niemożliwa, więc remis wydaje się najlepszym scenariuszem. Trzy błędy – to już pewna porażka. Sądzę, że Putin jest właśnie w trakcie takiej rozgrywki.
Mówi Pan o dwóch punktach zapalnych reżimu. Zastanawiam się, który pociągnął za sobą drugi? W wydaniu „Redakcji” z 27 lutego Aleksiej Piwowarow twierdził, że poprzez inwazję Putin stara się odwrócić uwagę od już trwającego kryzysu ekonomicznego. Czy zgadza się Pan z tak postawioną tezą?
– Częściowo. Putin zbudował swoją potęgę na starszym pokoleniu, świetnie wyzyskując ich fobie i traumy. Jednocześnie wielokrotnie podkreślał, że nie ma kont w mediach społecznościowych, nie korzysta z nowinek technologicznych. To wyraźny znak, że nie jest i nie chce być przywódcą dla młodego pokolenia. Nie próbuje podejmować dialogu z młodzieżą.
Putin wykorzystał media, aby odtworzyć wizerunek Rosji taki, jakim pamiętano go z czasów radzieckich. Łącznie z rywalizacją Rosji z USA o prymat w stosunkach międzynarodowych. Nie sądzę zatem, by inwazja miała jedynie odwrócić uwagę od życiowych problemów Rosjan, od gospodarki. Oczywiście zgadzam się, że jest to pośrednia przyczyna, ale gdy przyjrzymy się państwowym mediom, to zauważymy, że przez ostatnie 10-15 lat skupiają one uwagę widza wyłącznie na sprawach międzynarodowych, problemie Syrii, krajów bałtyckich, Ukrainy, wszechobecnej w świecie „rusofobii”. Media tworzą obraz Rosji jako oblężonej twierdzy. Tym samym decyzja o inwazji miała na celu konsolidację społeczeństwa wokół Putina i legitymizację jego reżimu.
Do pewnego stopnia przeszłość Putina ma przemożny wpływ na jego obecne zachowanie. Wynika to z dorastania w cieniu znajomych, którym powodziło się w życiu znacznie bardziej niż jemu. Którzy mieli to, czego on nie miał. Mówiąc wprost: chodzi o zazdrość. Gdy stał się najpotężniejszym człowiekiem w Rosji, jego kompleksy wyszły na jaw. Pilotowanie myśliwca, nurkowanie na dnie morza, mizerna próba gry na pianinie czy lot w otoczeniu żurawi syberyjskich – wszystkie te nietypowe dla prezydenta kraju aktywności podejmował w obecności kamer telewizyjnych, jakby starał się coś komuś udowodnić. Możliwe, że jednym z jego kompleksów jest potrzeba zaistnienia w historii jako człowiek, który odtworzył sowieckie imperium.
No dobrze, identyczny od 15 lat przekaz władz koncentruje się na sprawach międzynarodowych. Czy poza tym, że Kreml życzył sobie, by ludność przyjęła go bez zastrzeżeń, Putin nie dostrzegł dynamiki we współczesnym świecie? Ostatnia odezwa skierowana do ukraińskich żołnierzy, wzywająca do obalenia ich własnego rządu, zdaje się sugerować, że Putin w ogóle nie widzi zmian, które zaszły w Ukrainie między 2014 a 2022 rokiem.
– Gdy jedna osoba utrzymuje monopol wertykalnej, scentralizowanej władzy przez 20 lat, gdy kontroluje wszystkie sfery życia, zawsze istnieje ryzyko, że osoba na szczycie takiej piramidy otoczy się wyłącznie ludźmi, którzy nie tylko nie odważą się go skrytykować, ale nie poinformują o złych wiadomościach. A raport o stanie świata będą starali się zaprezentować w bardziej jaskrawych kolorach.
Ukraina zostanie członkiem Unii Europejskiej i NATO. Stało się realną perspektywą za sprawą inwazji
Wydaje mi się, że częściowo Putin faktycznie uwierzył, że Ukraina jest niestabilna. Rosyjska propaganda rozpowszechniała ten pogląd przez długi czas, przedstawiając Ukrainę i jej polityczny system w jak najgorszym świetle, oskarżając o korupcję, nieefektywność. Kreml stworzył bańkę informacyjną, która go pochłonęła. Nie zaprzątano sobie głowy pozytywnymi zmianami w ukraińskim społeczeństwie.
Ukraina tymczasem przeprowadziła szereg istotnych reform – stworzyła antykorupcyjny system na czele ze specjalnym sądem. Nastąpiła decentralizacja władzy i oddanie jej na poziomie samorządowym tzw. gromadom. Wreszcie przeprowadzono reformę podatkową i zwiększano rezerwy finansowe. Rosja nie chciała widzieć tych zmian. Kreml został zakładnikiem własnej propagandy.
BEZ WIARY W SŁUSZNOŚĆ CELU I POD PRZYMUSEM
Czy to są właśnie przyczyny, z których powodu po pięciu dniach wojny[1] Putin wciąż nie osiągnął swoich celów w Ukrainie?
– Wszyscy zdają sobie sprawę, że armia rosyjska liczebnie przerasta ukraińską. Dysponuje lepszym ciężkim sprzętem i liczniejszym lotnictwem. Przyczyna niepowodzenia zdobycia Kijowa w ciągu trzech dni, co wieszczyły rosyjskie media, tkwi w bohaterstwie oraz wysokim morale zarówno armii, jak i społeczeństwa ukraińskiego. Oni wiedzą, o co toczy się walka.
Rosjanie z kolei, jak możemy zauważyć z licznych relacji, nie wiedzą, po co pojawili się w Ukrainie. Nie są w stanie wyjaśnić celu swojej inwazji. Wielu przesłuchiwanych przez ukraińskie służby twierdziło, że decyzje podejmowane w ostatnim momencie spotykały się z oporem, ale żołnierzom grożono karą śmierci. Wielu żołnierzy rosyjskich wtargnęło do Ukrainy nie z uwagi na wiarę w słuszność celu, ale pod przymusem. Historia pokazuje, że taka armia nigdy nie wygrywa wojen, zwłaszcza napotykając zmotywowanych oponentów.
Czy jest możliwe, że przyczyna niepowodzeń frontowych tkwi w celowym sabotażu ze strony rosyjskich generałów? Czy mogą mieć interes w obróceniu tej wojny przeciwko Putinowi?
– Nie chciałbym na ten temat spekulować, ponieważ nie mamy wiarygodnych informacji na temat tego, jakie nastroje panują wśród generałów. Należy jednak zwrócić uwagę na dwa fakty. Po pierwsze, na list gen. Leonida Iwaszowa opublikowany w „Echu Moskwy”, gdzie skrytykował Putina i wezwał go do ustąpienia ze stanowiska. Nie wierzę, że Iwaszow ma obecnie wpływ na wojsko, jednak na pewno czuje on, że w armii istnieje popyt na takie żądania.
Po drugie, zwróćmy uwagę na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej w dniu 21 lutego, w którym uczestniczyli przedstawiciele najbardziej zaufanego grona Putina. Część osób tam zgromadzonych chciała dokonać korekty agendy spotkania. Siergiej Naryszkin i Siergiej Ławrow próbowali niezdecydowanie wezwać Putina do kontynuacji wysiłków dyplomatycznych z Zachodem w sprawie Donbasu, bez konieczności uznawania niepodległości Doniecka i Ługańska. Putin przerwał Naryszkinowi jego wystąpienie, wpływając na jego ostateczne stanowisko. Te dwie sytuacje dowodzą, że co do decyzji podejmowanych w sprawie Donbasu nie było ani stuprocentowej zgody w kierownictwie politycznym, ani wojskowym.
Rosyjskie elity są za wojnę odpowiedzialne. Czy społeczeństwo również ponosi winę? Częściowo tak, ponieważ legitymizowało politykę Putina polegającą na ograniczaniu wolności politycznych czy aktach agresji wobec sąsiadów. Ponad 50 proc. Rosjan nie uważa Ukrainy za niepodległy, odrębny od Rosji kraj
Mimo to zapadła decyzja o wojnie. Decyzja bez poparcia zagranicznego, gdyż Putin mógł liczyć na wsparcie Chin tak długo, aż nie doszłoby do inwazji.
– Wątek chiński jest niezwykle istotny. Media rosyjskie nagłaśniały rzekome poparcie Chin. Ławrow straszył Zachód, że przyjdzie mu zmierzyć się nie tylko z Rosją, ale i z Chinami. Rosyjskie media przedstawiały sprawę w ten sposób, że oto Zachód zmierzy się z całym blokiem składającym się z Rosji i Chin. Media kreowały obraz koalicji. W rzeczywistości, chińskie poparcie okazało się deklaratywne. Pekin zdystansował się od konfliktu. Popatrzmy na oficjalne komunikaty Pekinu. Chiny zachęcają do dialogu. Gdy Putin wspomniał przygotowanie arsenału atomowego, Pekin wezwał Rosję do ostrożności. Chiny nie chcą się solidaryzować z Rosją w tym konflikcie. W strukturach ONZ Chiny klasycznie decydują się na zachowanie neutralności.
LOGIKA BYŁYCH AGENTÓW KGB i FSB
Decyzja o wojnie wymyka się zwykłej logice. Brak powszechnej zgody wewnątrz kraju, iluzoryczne poparcie Chin. To nie są warunki sprzyjające przedsięwzięciu tak trudnej do wyobrażenia decyzji, jak ta o inwazji. Czy należała zatem wyłącznie do jednego człowieka, do Putina?
– Czy była to jednostkowa decyzja Putina? Sądzę, że tak właśnie było, aczkolwiek nie można mieć w tym względzie całkowitej pewności. Putin ma obsesję na punkcie Ukrainy. Miał szczęście w sprawie cen ropy. Z sukcesami wewnętrznymi, tj. ze wzrostem gospodarczym, skierował swoją uwagę na sprawy międzynarodowe. Ułożył poprawne stosunki zarówno z Ameryką, jak i z Europą.
Wszystko zmieniło się w 2004 r. To była jego osobista porażka. Putin otwarcie poparł Wiktora Janukowycza, przybywając przed wyborami do Kijowa. I przegrał te wybory razem z Janukowyczem. Z Wiktorem Juszczenko nie chciał już współpracować. Na kolejną porażkę nie mógł sobie pozwolić. Okupacja Krymu okazała się w Rosji sukcesem – doszło do powiększenia terytorium bez jednego wystrzału. Sukces ten Putin starał się powtórzyć w Doniecku i Ługańsku. Ale się przeliczył.
W tym kontekście pełnoskalowa inwazja nie znajduje oparcia w logice, ani nawet w teoriach politycznych. Te podpowiadają, że inwazja jest oczywistą pomyłką zarówno na poziomie strategicznym, jak i taktycznym. Jedyną przyczyną może być potrzeba Putina zapisania się w podręcznikach historii jako bohatera, który odzyskał część ziem ZSRR. Przeświadczenie, że idée fixe Putina pozostaje zbieranie ziem radzieckich, nie jest dalekie od prawdy.
Warto nadmienić, że wystąpienia Putina, szczególnie te ostatnie, zbudowane są na stereotypach bardzo powszechnych w sposobie myślenia typowego rosyjskiego oficera służb specjalnych. Ci byli agenci KGB i FSB stanowią podstawę i zaplecze pionowej struktury władzy Putina. Oni potrzebują wrogów i przeciwników, za których sprawą będą czuli się potrzebni.
Tylko w sytuacji konfliktowej, czy wprost na wojnie, odnajdą osobiste spełnienie. Czas pokoju im nie sprzyja. Ci ludzie głęboko zapuścili korzenie w państwowych i społecznych instytucjach. I to oni tworzą popyt na agresywną politykę międzynarodową Rosji.
Jeśli to obsesja, potrzeba podboju, to dlaczego piątego dnia wojny Putin oferuje prezydentowi Zełenskiemu rozpoczęcie negocjacji? Nie tak chyba wygląda wielki podbój. Czy to rosyjska sztuczka, czy pierwszy przejaw słabości Putina?
– W październiku Dmitrij Miedwiediew opublikował w „Kommersancie” artykuł, w którym obrażał Zełenskiego. Ostatnie zdanie tekstu wskazywało wyraźnie, że Rosja nie zamierza negocjować ani z nim, ani z ukraińskim rządem dopóki nie nastąpi w Kijowie zmiana władzy. Biorąc to pod uwagę, można stwierdzić, że chęć wszczęcia pertraktacji to pierwszy przejaw nie tyle słabości, co porażki pierwotnego planu, jakim było szybkie zajęcie Kijowa w ciągu dwóch-trzech dni.
Czym, Pana zdaniem, skończy się ta inwazja? Czy można wyobrazić sobie kapitulację Ukrainy? Obalenie Putina? Czy to moment na zwykły rozejm, zamrożenie konfliktu? Czy w obecnej sytuacji można ot tak powrócić do stanu posiadania sprzed 24 lutego?
– Wszystko może się wydarzyć. Niewielu analityków wierzyło w nasilenie konfliktu, a jeszcze mniej w realne posłanie czołgów na Kijów. Spodziewano się raczej podbicia całości Donbasu. Rzeczywistość okazała się dalece bardziej nieprzewidywalna. Rosjanie na pewno nie zdobędą Kijowa. Poziom morale Ukraińców jest bardzo wysoki. Prawie wszystkie państwa rozwiniętego, demokratycznego świata wstawiły się za Ukrainą. Węgry należą do wyjątków, nie pozwalając na tranzyt broni przez swoje terytorium, jednak to nie zmienia całej sytuacji.
Po drugie, koniec końców, Ukraina zostanie członkiem Unii Europejskiej i NATO. Stało się realną perspektywą za sprawą inwazji. Paradoks polega na tym, że przed 2014 r. Ukraina była niezdecydowana wobec członkostwa w NATO. Z aneksją Krymu opinia publiczna przeważyła na rzecz zwolenników dołączenia do tego sojuszu.
Ukraina zostanie członkiem obu prestiżowych organizacji – nie mam co do tego wątpliwości. Pytanie tylko – kiedy? Rosyjskie społeczeństwo tymczasem będzie musiało zmierzyć się z konsekwencjami trwającej wojny. Aby nie zostać zniszczonym przez tę polaryzację, nasze społeczeństwo musi przejść tę samą drogę, jaką przebyli Niemcy po II wojnie światowej. Musimy nauczyć się nazywać rzeczy po imieniu: zbrodnie – zbrodniami, grzech – grzechem. Chciałbym, by doszło do tego wcześniej niż później.
POCŻĄTEK KOŃCA PUTINA?
Ponownie mówi Pan o polaryzacji. Nadchodzi 8 marca – rocznica wybuchu rewolucji lutowej 1917 r., do której doprowadziły zarówno porażki na froncie, jak i kryzys ekonomiczny. Czy możemy spodziewać się powtórki z historii?
– Oczywiście, że są pewne podobieństwa między porównywanymi sytuacjami, ale też i znaczące różnice. Rosja prowadzi wojnę, a morale jej wojska jest niezwykle niskie. Ale w 1917 r. to był czwarty rok, a nie czwarty dzień czy nawet tydzień wojny. W 1917 r. niezadowolenie w związku z prowadzeniem wojny objęło szerokie masy ludności. Teraz, jak wspomniałem, ok. 30 proc. Rosjan sprzeciwia się inwazji. Obecnie propaganda państwowa jest wciąż efektywna. Ale sto lat temu rosyjskie społeczeństwo nie tylko było wyczerpane, ale straciło wiarę w to, że car jest w stanie rozwiązać ich problemy. Wiara w Putina nie została jeszcze zachwiana. Co warto podkreślić, w tej polaryzacji nie tylko chodzi o ludzi, o społeczeństwo w ogóle, ale równie ważna jest postawa elit Rosji względem Putina, względem Zachodu, względem wojny. Jeśli nastąpi podział opinii w najbliższym otoczeniu Putina, wówczas sytuacja, w której znalazła się Rosja, faktycznie będzie bardziej przypominać okres poprzedzający wybuch rewolucji lutowej.
Czy sankcje ekonomiczne nałożone na Rosję przez Zachód przyczynią się do przyspieszenia tego procesu?
– Z całą pewnością. One są bezprecedensowe – nałożone jednocześnie i zdecydowanie. To jest reakcja, jakiej Kreml w ogóle się nie spodziewał. Przyjrzyjmy się wypowiedzi Dmitrija Miedwiediewa podczas Rady Bezpieczeństwa. Wyraził przekonanie, że Zachód jest słaby, że nie zareagował zdecydowanie ani w 2008, ani w 2014 r. Sankcje dotychczas miały wymiar symboliczny. Przewidywał, że w przypadku uznania niepodległości Doniecka i Ługańska, sankcje Zachodu takimi pozostaną. Nikt w Rosji nie spodziewał się, że banki rosyjskie zostaną odcięte od systemu SWIFT, ani że Zachód dokona tak zdecydowanego zjednoczenia.
Wydaje się, że Zachód odrobił lekcję z wojny w Gruzji i z Krymu. Szczególnie zwraca uwagę zmiana nastrojów w krajach takich jak Niemcy, Norwegia czy Szwajcaria.
Wielu nasuwa się pytanie: czy to początek końca Putina?
– Na pewno to początek upadku jego systemu rządów. Nie odpowiem jednak, kiedy nastąpi całkowite załamanie. To może potrwać kilka lat, a nawet dekadę. Ale ten proces właśnie się rozpoczął.
Zdaję sobie sprawę, jak trudne – jako dla Rosjanina – musi być dla Pana pytanie, niemniej sądzę, że zadaje je sobie dzisiaj wiele osób: dotyczy ono odpowiedzialność Kremla za obecny konflikt. Czy Pana zdaniem mamy do czynienia z odpowiedzialnością Rosji – wszystkich jej instytucji, społeczeństwa, czy jednak to wojna Wladimira Putina?
– To wyjątkowo trudne zagadnienie. Rosyjskie elity są za wojnę odpowiedzialne. Czy społeczeństwo również ponosi winę? Częściowo tak, ponieważ legitymizowało politykę Putina polegającą na ograniczaniu wolności politycznych czy aktach agresji wobec sąsiadów. Ponad 50 proc. Rosjan nie uważa Ukrainy za niepodległy, odrębny od Rosji kraj, ale za państwo sezonowe, które po jakimś czasie powróci do macierzy. Wielu Rosjan, szczególnie starszych, wciąż wzdycha za Związkiem Radzieckim, stąd popiera stare radzieckie metody działania zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej.
Ale zadajmy sobie pytanie, czego można spodziewać się od społeczeństwa w kraju niedemokratycznym? Nikt nie oczekuje działań ze strony społeczeństwa, powiedzmy, Korei Północnej, gdyż jest oczywiste, że nie ma siły sprawczej. Niewiele można zmienić w państwie autorytarnym, używając narzędzi demokratycznych. To nie są czasy Pierestrojki. Obecne ustawodawstwo uderza w tych, którzy myślą o jakimkolwiek proteście. Wielu jest prześladowanych za wpisy w mediach społecznościowych. Nie możemy więc za dużo oczekiwać od społeczeństwa żyjącego w warunkach państwa policyjnego. Wachlarz i skala represji może się obecnie tylko nasilić.
Igor Greckij – rosyjski politolog specjalizujący się w polityce międzynarodowej Rosji, Ukrainy oraz w stosunkach polsko-rosyjskich. Docent na wydziale stosunków międzynarodowych Państwowego Uniwersytetu w Petersburgu, profesor wizytujący estońskiego Międzynarodowego Centrum Obronności i Bezpieczeństwa (ICDS). Stypendysta na uniwersytetach w Niemczech i w Polsce. Autor monografii poświęconej zagranicznym wpływom na pomarańczową rewolucję na Ukrainie.
Przeczytaj też: Kijów duchową stolicą świata
[1] Wywiad przeprowadzono w poniedziałek, 28 lutego.