Zima 2024, nr 4

Zamów

Myślenie, że apel papieża może mieć dziś wpływ dyplomatyczny, to iluzja, ale…

Prezydent Rosji Władimir Putin podczas spotkania z sekretarzem stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietro Parolinem. Soczi, 23 sierpnia 2017 r. Fot. Kremlin.ru

Dyplomacja Stolicy Apostolskiej okazała się słaba. Nie wypracowała krytycznego spojrzenia na działania Putina, milczała w imię dialogu. Teraz powinna porzucić politykę ustępstw na rzecz dyplomacji prawdy.

Papież Franciszek wezwał do kolejnego dnia modlitwy o pokój, który odbędzie się dziś, w Środę Popielcową, skupiając się na wojnie w Ukrainie.

Od początku swojego pontyfikatu Franciszek pragnie, aby modlitwa odgrywała zasadniczą rolę w jego decyzjach dyplomatycznych. Od dnia postu i modlitwy za Syrię we wrześniu 2013 r., przez modlitwę w Ogrodach Watykańskich o pokój na Bliskim Wschodzie w czerwcu 2014 r., po zorganizowane w Watykanie rekolekcje dla przywódców Sudanu Południowego w kwietniu 2019 r. oraz dni modlitwy za Kongo i Sudan Południowy, a następnie za Liban.

Jeśli chodzi o Ukrainę, w lipcu 2019 r. papież spotkał się z Synodem Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Podczas tego spotkania ani on, ani kardynał Pietro Parolin, watykański sekretarz stanu, nie zawahali się określić tego, co dzieje się na Ukrainie, jako wojny hybrydowej.

Putin zdołał nawet wyprzedzić papieża, dzwoniąc do niego z okazji urodzin, gdy już było wiadomo, że papież chce do niego zatelefonować, aby porozmawiać o Ukrainie

Andrea Gagliarducci

Udostępnij tekst

Następnie była inicjatywa „Papież dla Ukrainy”, spotkania ze zwierzchnikiem Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego abp. Światosławem Szewczukiem, którego papież zna od czasów, gdy ten był arcybiskupem Buenos Aires, dwie wizyty na Ukrainie kardynała Pietro Parolina, watykańskiego sekretarza stanu, i kardynała Leonardo Sandriego, prefekta Kongregacji dla Kościołów Wschodnich.

Nuncjatura na Ukrainie miała w ostatnich latach wysokiej klasy dyplomatów: podczas kryzysu w 2014 r., w czasie protestów na Euromajdanie, na miejscu był abp Thomas Gullickson, który pokazał, że potrafi jasno odczytywać wydarzenia ukraińskie; następnie nuncjuszem został mianowany abp Claudio Gugerotti, głęboki znawca Kościołów wschodnich, biegle władający językiem rosyjskim i potrafiący, jako jeden z nielicznych dyplomatów na tym terenie, dotrzeć do miejsc konfliktu. Wreszcie w tym roku na nuncjusza wybrano Visvaldasa Kulbokasa, który dobrze zna sytuację na Ukrainie, ponieważ to on odpowiadał za kijowskie dossier w watykańskim Sekretariacie Stanu.

Jednak mimo wielu gestów, dyplomacja Stolicy Apostolskiej okazała się słaba, wręcz zmarginalizowana. Nie wypracowała krytycznego spojrzenia na działania prezydentury Wladimira Putina. Wolała nie zajmować stanowiska w niektórych kluczowych kwestiach, milcząc w imię dialogu, którego nie chciały siły w terenie. Zamiast tego papież podwoił wysiłki w kwestii ogólnikowych apeli o pokój i dobrą wolę, które mogą trafić do serc ludzi, ale z pewnością nie mają bezpośredniego wpływu na politykę.

Najnowszym wydarzeniem była wizyta papieża Franciszka 25 lutego w ambasadzie Federacji Rosyjskiej przy Stolicy Apostolskiej. Nie była to jednak interwencja dyplomatyczna. Papież mógł wezwać ambasadora. Nie czyniąc tego, w pewnym sensie umniejszył wpływ instytucjonalnego znaczenia. Zachował się jak ksiądz, a nie jak szef najstarszej dyplomacji na świecie.

Wydaje się to dziwne, ale takie gesty mogą sprawić, że jego działania staną się mniej autorytatywne. Jeśli jest tylko pasterzem, choćby ważnym, jaki wpływ ma to, co mówi lub o co prosi?

Należy postawić sprawę jasno: myślenie, że pojedynczy apel papieski może mieć dziś wpływ dyplomatyczny, jest iluzją. Stolica Apostolska zachowuje swoją rolę wiarygodnego partnera na arenie międzynarodowej głównie jako państwo trzecie, na którym można polegać w przypadku mediacji. Jednak mediacje są skuteczne tylko wtedy, gdy strony chcą negocjować, a nie jedynie ze względu na to, że Stolica Apostolska chce je ułatwić.

Stolica Apostolska w pewnym sensie straciła tę aurę wiarygodności, dzięki której słuchano jej na poziomie międzynarodowym. Dyplomacja papieża Franciszka skupiła się na najważniejszych światowych tematach i programach rozwoju, takich jak migracja, rozbrojenie i ekologia. Jednak w tym dalszym impulsie zabrakło w niej tła w postaci słowa proroctwa, mającego swe źródło w wierze w Boga i spotkaniu z Jezusem Chrystusem. Stała się dyplomacją pragmatyczną, a to sprawiło, że pod pewnymi względami upodobniła się do wszystkich innych.

Po zimnej wojnie watykańską Ostpolitik oskarżano o nadmierny pragmatyzm. Był to jednak pragmatyzm, który służył ratowaniu kapłanów poddawanych nieustannym prześladowaniom, gwarantował sukcesję apostolską. To było coś zupełnie innego, jeśli chodzi o tematykę i otoczenie. Być może godny krytyki, ale jednak inny.

Co zatem powinna lub może zrobić dyplomacja Stolica Apostolskiej w tym szczególnym kryzysie?

Po pierwsze: rozwijać świadomość międzynarodową. Sieć wzajemnej informacji nuncjuszy i misjonarzy należy do najlepszych na świecie. Kościół działa w terenie, przemawia do ludzi i ma narzędzia do przeprowadzenia szczegółowej analizy. To, że może dojść do eskalacji, było ewentualnością.

Zakładając, że dyplomacja Stolicy Apostolskiej nie jest w stanie powstrzymać eskalacji: w takim przypadku może ona stworzyć opinię publiczną rozumiejącą powody eskalacji, wykraczając poza typowe dychotomie „nie dla wojny” i „tak dla wojny”. Gdzie w tych latach konfliktu na Ukrainie była analiza mediów katolickich na ten temat? Gdzie udostępniano informacje na ten temat? Gdzie prowadzono dyskusję na ten temat?

Po drugie: oprócz zaangażowania w sieci komunikacji, konieczna jest praca wielostronna, skoordynowana i trwała. Stolica Apostolska ma swoich przedstawicieli w Organizacji Narodów Zjednoczonych i dużych organizacjach międzynarodowych. Umieszczenie w centrum uwagi kwestii geopolitycznych, a zwłaszcza kwestii ewentualnej wojny w sercu Europy, było fundamentalne i konieczne. Należało organizować spotkania towarzyszące, pisać teksty i apele oraz udzielać wywiadów w sposób cykliczny i zorganizowany. Należało uświadomić partnerom międzynarodowym, że Stolica Apostolska obserwuje sytuację.

Po trzecie: porzucić politykę ustępstw na rzecz dyplomacji prawdy. Oznacza to pragmatyczne rozmowy ze wszystkimi partnerami, współpracę z nimi, ale nie zajmowanie konkretnych stanowisk w niektórych kwestiach. Putin zdołał nawet wyprzedzić papieża, dzwoniąc do niego z okazji urodzin, gdy już było wiadomo, że papież chce do niego zatelefonować, aby porozmawiać o Ukrainie.

Stolica Apostolska w pewnym sensie straciła aurę wiarygodności, dzięki której słuchano jej na poziomie międzynarodowym

Andrea Gagliarducci

Udostępnij tekst

To są inicjatywy, które powinna podjąć Stolica Apostolska. Zaangażowanie humanitarne nie wystarczy. Trzeba też pokazać, że nie boimy się stawiać spraw jasno. Stolica Apostolska może to zrobić, ponieważ nie ma żadnych innych interesów poza tymi, które dotyczą wolności jej dzieci i godności osoby ludzkiej.

Po czwarte: współpracować z korpusem dyplomatycznym akredytowanym przy Stolicy Apostolskiej. Spotykanie się z nimi, dzielenie się opiniami, informowanie o nich rządów. A także upublicznianie tych dyskusji, aby ludzie mieli świadomość, że istnieje główny nurt, ale także szerszy punkt widzenia. Słowa nadziei rodzą się bowiem z szerszych perspektyw.

Po piąte: nieustannie podkreślać znaczenie wiary. Nie ma braterstwa, jeśli nie ma wspólnego Ojca. Chrześcijanie wierzą, że ten Ojciec ma wcielonego Syna, którym jest Chrystus. To właśnie obecność Chrystusa, żywego w Eucharystii, wzywa do zachowania godności człowieka, czyni żywą doktrynę społeczną Kościoła. Może się to wydawać absurdalne, ale w chwili, gdy relatywizuje się Eucharystię lub odsuwa na bok zbawczą rzeczywistość Ewangelii, Kościół traci wigor. Staje się czymś w rodzaju organizacji pozarządowej.

Dużo mówi się o chrystianofobii, i jest to temat święty. Prześladowania chrześcijan, ukryte i jawne, są bardzo silne i obecne. Ale chrystianofobia jest pojęciem socjologicznym.

Kiedy w 2012 r. Benedykt XVI mówił o chrystianofobii, pojawiła się plotka, że w pierwszym szkicu swojego przemówienia użył terminu chrystofobia, czyli lęk przed Chrystusem. Myślę, że jest to temat, który powinien być ponownie zaproponowany, i to z mocą, także w dyskursie o konfliktach. Trzeba zrozumieć, że powrót do Chrystusa jest jedynym sposobem, nie tylko dla Europy, ale dla całego świata, na uniknięcie sporów, pogodzenie pamięci, stworzenie autentycznej tożsamości, w której centrum znajduje się godność człowieka.

Krótko mówiąc, należy powrócić do mocy Ewangelii, wspartej argumentami rozumu. Nie wolno jedynie mieć nadziei na możliwość przestraszenia sił na polu walki. Ostatnia Rada Kardynałów mówiła również o roli nuncjuszy. Oni także postrzegani są jako osoby o profilu bardziej misyjnym. Ustalono już, że do ich studiów należy dodać rok misyjny. Nuncjusz musi jednak tworzyć elitę kulturalną. Musi koordynować pracę misjonarzy. Musi pracować nad mianowaniem nowych biskupów. Tylko w ten sposób będzie mógł patrzeć w przyszłość.

Wesprzyj Więź

I to jest, być może, jedna z największych lekcji, jaką dyplomacja Stolicy Apostolskiej musi w tej chwili odebrać. Przynajmniej moim skromnym zdaniem.

Tekst ukazał się na łamach bloga „Monday Vatican”, tłumaczenie Katolicka Agencja Informacyjna. Tytuł od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: Kiedy rozpocznie się rzeczowy dialog na linii Watykan-Moskwa? Na razie mamy cerkiewno-polityczne show

Podziel się

5
4
Wiadomość

Za wcześnie oceniać dyplomację Papieża. Efekty mogą tez nadejść później, albo niewprost oczekiwane. Jakaż to polityka ustępstw miałaby zastąpioną być polityką prawdy? Czy to nie jest to samo? Papież niejednokrotnie wyjaśniał strategię na zło. Istotą jest nie potępiać człowieka złoczyńcy, ale odzyskać go. Wiem, że wobec aktualnego ogromu bólu i łez, mówienie o nawróceniu może też dodatkowo ranić. A drugą stronę nawet rozzuchwalać w kierunku ostateczności. Trudności tak trudne jak teraz nie odwrócą jednak tej prawdy, że danie szansy może obezwładnić. A ostatecznie – dopiero przebaczenie wszystko załatwia. I w tym kierunku kroki swe Papież kieruje. Póki co, jedni w bólu.

Znam takie i takie głosy.
„Dyplomacja i polityka to nie teraz.
Nie czepiajmy się Franciszka, bo tak ładnie pomagamy. A innych zniechęcimy.”
Nie – tu nie religia gra rolę – tylko zwykłe człowieczeństwo.
Będziemy pomagać. Od niewiernych po wiernych.
A o roli religii warto rozmawiać. Bo została użyta w tym konflikcie.

Kto był głównie na granicy białoruskiej?

Za dwa tygodnie też będziemy tak myśleć?
A za trzy miesiące? A za pięć lat?
Wypalimy się, jeżeli nie zrobimy tego i z sercem i głową.
3 miliony obywateli Ukrainy dajmy na to. W Polsce.
Warto od razu o tym rozmawiać z osobami doświadczonymi w pomaganiu uchodźcom.
Jest wiele organizacji – jak już opadną emocje – warto by mówiły – jak dobrze pomagać.

A i dalej jestem pod wrażeniem artykułów o Putinie.

https://www.rp.pl/polityka/art2176531-wladimir-putin-komunizm-prawie-jak-chrzescijanstwo

Gość odleciał totalnie? Nie, nie zwariował, wykorzystuje chrześcijaństwo. Bo się da.
Od pana Konstantyna. Znamy takich w Polsce, prawda?
Może jutro się dowiemy. Anonymus.

Przy czym chodzi o prawosławie, które jest immanentnie powiązane z państwem, nie tylko ideologicznie (nie chcę pisać doktrynalnie), ale również personalnie. Przypomnę, że patriarcha Cyryl był oskarżany o bliskie związki z KGB:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Cyryl_I_(patriarcha_Moskwy)

Prawosławie działa jako jedną z odsłon ideologii służącej utrzymaniu neoimperialnego paradygmatu państwa. W tym sensie komunizm sowiecki pełnił podobną rolę, więc porównanie jest jak najbardziej uprawnione. O tej służebnej roli wobec ekspandującego państwa pisze np. Alain Besancon:

https://teologiapolityczna.pl/rozmowa-z-alainem-besan-onem-cyryl-putin-i-ich-metody

Też tak myślę. Może już najwyższy czas (od Pana Konstantyna) żeby duchowni – od tych z najwyższych urzędów poczynając – przestali być dyplomatami, urzędnikami, a stali się duszpasterzami i niezłomnymi świadkami (w końcu od szarych świeckich ciągle domagają się heroizmu, od papieża po wiejskiego proboszcza). To chyba nie są czasy na konformizm i kościelną poprawność.