Tegoroczny Wielki Post będzie naznaczony przede wszystkim jałmużną. Już dzisiaj widzimy owoce materialnego wsparcia, jakie dajemy Ukrainie udręczonej bandyckim najazdem Rosji. Jednak pomoc materialna, organizacyjna, humanitarna to bieg długodystansowy.
Orędzie na tegoroczny Wielki Post papież Franciszek poświęcił czynieniu dobra. Papież cytuje fragment Listu do Galatów, w którym św. Paweł napomina swoich odbiorców: „dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim” (Gal 6, 10).
Ów czas to grecki kairos, jak mówi papież, „czas sprzyjający, żeby zasiać dobro z myślą o żniwach. Po polsku powiedzielibyśmy może „stosowna pora”, „czas na coś”, tak jak wiosną przychodzi pora na zasiew, czas, by wyjść w pole. „Czym jest dla nas ten sprzyjający czas? – pyta papież. – Z pewnością to Wielki Post, ale także cała nasza ludzka egzystencja, której Wielki Post jest w pewnym sensie obrazem”. Sprawdziłem, kiedy papież podpisał ten list. 11 listopada 2021 r., kiedy jeszcze nikt, on też, nie myślał o wojnie. Nikt wówczas nie wiedział, że kairosem, czasem sposobnym, porą czynienia dobra będzie wojna. Że przyjdzie nam żyć in tempore belli.
Wielki Post jest po to, by naszą pobożność, religijność, katolickość zrewidować, zapytać: ile jest w niej Ewangelii?
Trzy są uczynki dobre, mówi dzisiaj Jezus: modlitwa, post i jałmużna. Ten Wielki Post będzie naznaczony przede wszystkim jałmużną. Jej wymiar jest oczywisty, widoczny, sprawdzalny. Już dzisiaj widzimy wymierne owoce materialnego wsparcia, jakie dajemy Ukrainie udręczonej bandyckim najazdem Rosji. Trzeba jednak pamiętać, że pomoc materialna, organizacyjna, humanitarna to nie może być sprint, ale to będzie bieg długodystansowy, maraton. Tym ludziom będzie potrzebny nie tylko chwilowy dach nad głową, ale warunki do życia: praca, szkoła, nauka, studia, opieka zdrowotna. Rozwiązania strukturalne są przed nami.
A co z modlitwą i postem? Jest pokusa, by widzieć w nich tylko gesty symboliczne, które nie mają żadnej sprawczej siły. Czasami – a wynika to z ich niezrozumienia – ci, którzy te gesty podejmują są pomawiani o brak bezpośredniego zaangażowania. Nie znam takich, którzy mówiliby, że gesty symboliczne są wystarczające. To po pierwsze. A po drugie, dla człowieka wierzącego są to gesty – mówiąc nieco naukowym językiem – performatywne, to znaczy działające, skuteczne. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że jest taki rodzaj złych duchów, które wyrzuca się jedynie modlitwą i postem (por. Mt 17, 21).
Po wtóre, są to gesty, które ze swojej natury mają inną zasadę działania niż czynna jałmużna. Papież Franciszek pisze: „W rzeczywistości, jest nam dane zobaczyć tylko niewielką część owoców tego, co siejemy, ponieważ, według ewangelicznego przysłowia: «Jeden sieje, a drugi zbiera» (J 4, 37)”. Myślę, że słowa te – bardziej jeszcze niż jałmużny – dotyczą właśnie postu i modlitwy, które włączają nas „w cudowny horyzont łaskawych planów Boga”.
Pochylamy dzisiaj głowy przed popiołem, którym kapłan posypie nasze ciało. Liturgia pozwala na dwie wypowiedzi, które mogą towarzyszyć temu gestowi: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” oraz „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. W obliczu wojny, kiedy człowiek jeszcze bardziej niż kiedykolwiek uświadamia sobie swoją przygodność, słowa o prochu wydają się najbardziej adekwatne. Ale ja używam dzisiaj tej drugiej formuły – o nawróceniu. Dobrze wiemy, że w tekście greckim jest tam wezwanie do metanoi (metanoeite), co się tłumaczy często: odmieńcie swoje myślenie.
Niektórzy bibliści, znawcy języka greckiego mówią, że to jednak za mało. Nie wystarczy odmienić swojego myślenia, ale trzeba je przekroczyć, to znaczy porzucić nasze dotychczasowe kategorie, nawet jeśli wydawałyby się jak najbardziej pobożne czy religijne. Można bowiem być człowiekiem religijnym, kościelnym, a jednocześnie niewierzącym w Ewangelię.
176 prawosławnych duchownych rosyjskich wydało odezwę do zaprzestania wojny. Napisali w niej: „Przypominamy, że krew Chrystusa przelana przez Zbawiciela za życie świata zostanie przyjęta w celebracji Komunii Świętej przez tych, którzy wydają mordercze nakazy, nie jako życie, ale jako wieczne cierpienie”. Codziennie, przy każdej Eucharystii wypowiadam po cichu te słowa: „Panie Jezu Chryste, niech przyjęcie Ciała i Krwi Twojej nie ściągnie na mnie wyroku potępienia”. Ja wiem, że słowa te brzmią strasznie, ale taka jest cena całej naszej pobożności bez wiary w Ewangelię. Wielki Post jest po to, by tę naszą pobożność, religijność, katolickość zrewidować, zapytać: ile jest w niej Ewangelii?
W zakończeniu wielkopostnego orędzia papież pisze: „W tym czasie nawrócenia, znajdując oparcie w łasce Bożej i w komunii Kościoła, nie ustawajmy w sianiu dobra. Post przygotowuje glebę, modlitwa nawadnia, jałmużna użyźnia”. Program jest nakreślony. Dla niejednego z nas to wszystko, co może zrobić, aby włączyć się w pomoc tym, którzy jej szczególnie w tym czasie potrzebują.
Czasami wydaje nam się, że to bardzo mało. Ale przecież nie jesteśmy w tym sami. Jak przypomina papież, „pierwszym rolnikiem jest sam Bóg, który hojnie nadal sieje ziarno dobra w ludzkości”. To prawda, że każdy zasiew jest wystawieniem siewcy na próbę cierpliwości, ale nasze zwątpienie byłoby zwycięstwem zła.
Przeczytaj też: Myślenie, że apel papieża może mieć dziś wpływ dyplomatyczny, to iluzja, ale…