Bóg pozostaje suwerenny wobec wszelkich czynów człowieka, żadne słowa czy rytuały nie mogą zmusić Go do działania – pisze Piotr Sikora w „Tygodniku Powszechnym”.
W najnowszym „Tygodniku Powszechnym” ukazał się tekst Piotra Sikory „Bóg, legalizm, czary-mary”. To komentarz do dokumentu Kongregacji Nauki Wiary, według którego chrzest jest nieważny i trzeba go powtórzyć, jeśli ksiądz zmienił formułę chrzcielną (działo się tak głównie w USA).
Zdaniem teologa „zastosowanie kategorii nieważności do kwestii tego, co dzieje się podczas rytuału chrztu, rodzi sporo wątpliwości”, a nawet „gubi istotę tego, czym są sakramenty”.
Sikora zwraca uwagę na „religijne tradycje, które uważają, iż istnieje szczególny związek pomiędzy boską rzeczywistością a określonymi słowami i symbolicznymi czynnościami – związek tego rodzaju, że wypowiadając dane (ściśle określone) słowa w pewnym (ściśle określonym) rytualnym kontekście, zmusza się Boską rzeczywistość do określonego typu działania”. Tylko że „taka – magiczna w swej istocie – wizja związku pomiędzy religijnymi działaniami człowieka a Bogiem nigdy jednak nie była przyjęta w katolickim chrześcijaństwie. Bóg pojmowany jest tu bowiem jako suwerenny wobec wszelkich czynów człowieka – żadne słowa czy rytuały nie mogą zmusić Go do działania”.
„Bóg nie jest podobny do człowieka w tym względzie, by raz działał, a raz nie. Nie jest bowiem bytem czasowym i zmiennym. Wszelkie obrazy, które Go tak przedstawiają, są tylko niedoskonałymi metaforami. Lepiej (choć to też nieadekwatne przybliżenie) ująć to tak: Bóg działa zawsze oraz wszędzie i jest cały w swoim działaniu. Zmieniać się może tylko nasza ludzka percepcja tego działania i odpowiedź na nie” – zaznacza redaktor „Tygodnika Powszechnego”.
Przypomina też, że aby mówić o „nieważności” sakramentu, musi dojść do zmiany znaczenia użytych w nim znaków, a „zmiana ta musi więc być na tyle istotna, że symboliczny przekaz staje się fałszywy lub niezrozumiały”. W przypadkach analizowanych przez Kongregację chodziło o zmianę „ja ciebie chrzczę” na „my ciebie chrzcimy”. Czy to istotna modyfikacja?
W ocenie Sikory odpowiedź twierdząca ma „poważne słabości”. „Chrystus jest obecny w całej wspólnocie. «My» zmienionej formuły odnosi się także do Niego. Być może – ze względu na gramatyczną liczbę mnogą zaimka – odniesienie to jest nieco mniej wyraźne niż w przypadku słowa «ja». Trudno jednak przypuścić, by było całkiem niezrozumiałe i uniemożliwiało uczestnikom dostrzeżenie Bożego działania”.
„Czy naprawdę watykańscy urzędnicy są przekonani, że w życiu ochrzczonych z użyciem słowa «my» Bóg nie zadziałał i ich nie przemienił? Czy w decyzji Kongregacji nie ujawnia się magiczna wizja rytuału?” – zastanawia się teolog.
Przeczytaj też: Kościelna „lojalka”. Sakramenty nie mogą być nagrodą za dobre życie
DJ
Jakie to szczęście, że Jan Chrzciciel 2 tysiące lat temu nie pomylił słów…
Jakiż to galimatias by z tego wyniknął ? aż trudno to sobie wyobrazić…
Temat jest interesujący. Można odwołać się do sakramentu Eucharystii, którego formą są słowa Konsekracji. Jeśli kapłan wypowiadając je pomyli się nieumyślnie, to przeistoczenie zachodzi na zasadzie Ex opere operato. Więc naturalne jest pytanie – na zasadzie analogii, a nie partykularyzmu – czy nieintencjonalna pomyłka przy formula chrzcielnej skutkuje brakiem zaistnienia Sakramentu chrztu?
… może źle zapamiętane i z tego powodu błędnie powtarzane (nie czytane z formularza) słowa formuły chrzcielnej nie są pomyłką nieintencjonalną.
To dobra wiadomość, nikt z nas nie może być już pewien, czy jest chrześcijaninem.
O to całe pokolenia mogły umierać kiedys nie ochrzczonych gdy słabo wyksztalceni księża praktykujący tylko u innego kapłana i uczący się od niego fonetyczniie łacińskich formuł, ktorych i tak nie rozumiano chrzcili dzieci słowami tak przypominającmi formułę chrztu, jak słowa tego organisty zastępujacgo księdza na pogrzebie i spiewającgo: „Nieboszczykus do grobus a spirytus do gębus”…