Nie ma specjalnego znaczenia, czy prawo do aborcji uznamy za prawo fundamentalne, czy nie. Istotne jest to, że zakaz lub ograniczenie tego prawa mogą stanowić naruszenie praw kobiety.
Wczoraj opublikowaliśmy rozmowę Katolickiej Agencji Informacyjnej z Tomaszem Snarskim „Aborcja prawem człowieka? To byłoby zniweczenie praw człowieka”
Pracowałam czas jakiś w Kancelarii Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Prowadziłam trzy, przydzielone mi w drodze losowania, polskie sprawy dotyczące relacji między ustawą z 1993 roku o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży a Europejską Konwencją o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności – która to Konwencja jest częścią polskiego porządku prawnego od 1993 roku.
Były to trzy sprawy: skarga Alicji Tysiąc, skarga R.R. oraz skarga P. i S. Wszystkie zakończyły się wyrokami, w których trybunał orzekał, że w stosunku do skarżących kobiet władze Polski naruszyły Europejską Konwencję o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Naruszone zostało prawo do poszanowania życia prywatnego, a w przypadku P. i. S. – także zakaz nieludzkiego traktowania. Na potrzeby tych spraw zjadłam zawodowe zęby na studiowaniu konsekwencji, jakie zakaz lub ograniczenie dostępu do legalnej aborcji mają dla praw człowieka – w wymiarze prawa krajowego, w perspektywie prawnoporównawczej i prawa międzynarodowego.
Poszanowanie życia prywatnego i ochrona przed ingerencją ze strony państwa są od stuleci częścią europejskiej i anglosaskiej tradycji prawnej
Dlatego z pewną irytacją czytam dziś niektóre prawnicze enuncjacje o aborcji – z powodu beztroski autorów, powierzchowności ich tekstów lub twardej ideologizacji tematu, odpornej na reguły prawniczego rzemiosła, a często także na fakty. Przykład z ostatnich dni: wywiad z moim utalentowanym kolegą, mecenasem Tomaszem Snarskim, opublikowany przez Katolicką Agencję Informacyjną. Rozumiem, że KAI jak kania dżdżu potrzebuje eksperckiej legitymacji dla publikowanych przez nią treści na temat prawnych aspektów przerywania ciąży. Mam jednak poważny problem z tym, co mec. Snarski mówi właśnie jako ekspert.
Prawa człowieka przysługujące kobiecie
Przez zastosowanie triku polegającego na hucznym stwierdzeniu jako fakt, że „aborcja nie jest prawem człowieka”, udaje mu się pominąć – czy też odwrócić od tego uwagę czytelnika – że prawna dopuszczalność aborcji kształtuje i wpływa na prawa człowieka, których podmiotem jest kobieta.
Czytamy bowiem w wywiadzie, że „jeśli chodzi o zapewnienie ochrony państwa dla kobiet, które mogą znaleźć się w sytuacji konieczności przerwania ciąży, nie ma potrzeby odwoływać się do praw człowieka”. Nie znajdziemy w słowach Snarskiego informacji o relacji zachodzącej między sposobem, w jaki prawo określa dopuszczalność przerywania ciąży, a prawami człowieka przysługującymi kobiecie. Tak jakby ta relacja nie istniała, a prawo do przerwania ciąży było, jak mówi Snarski, łaskawym „wyjątkiem” albo „ustępstwem” ustawodawcy. (Notabene przedstawianie prawa do przerywania ciąży w ten sposób jest nieznośnie dziaderskie, a z perspektywy prawnoporównawczej nietrafne; na przykład w Kanadzie po uchyleniu przez Sąd Najwyższy w 1988 roku ustawy kryminalizującej przerywanie ciąży z powodu jej niekonstytucyjnego charakteru nie został uchwalony żaden akt prawny na poziomie federalnym ani w poszczególnych prowincjach, który określał warunki dopuszczalności aborcji).
Rzecz nie w tym, czy legalne przerywanie ciąży jest prawem człowieka, czy nim nie jest. Rzecz w tym, że do oceny sposobu, w jaki prawo reguluje kwestię dostępu do legalnej aborcji (tak samo zresztą jak do innych świadczeń medycznych z dziedziny zdrowia reprodukcyjnego), ma zastosowanie fundamentalne prawo do poszanowania życia prywatnego kobiety. To prawo gwarantują każdemu człowiekowi art. 47 Konstytucji, artykuł 8 obowiązującej w Polsce Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności czy art. 7 Europejskiej Karty Praw Podstawowych – że wymienię tylko najważniejsze akty prawa krajowego czy międzynarodowego. Nie należy także zapominać, że poszanowanie życia prywatnego i ochrona przed ingerencją ze strony państwa są od stuleci częścią europejskiej i anglosaskiej tradycji prawnej.
Tomasz Snarski zatem – albo przepytujący go dziennikarz – ułatwia sobie zadanie. Nie próbuje odpowiedzieć na pytanie, jaka jest relacja między gwarantowanym przez prawo poszanowaniem życia prywatnego kobiety a konkurencyjnym prawem, które mogłoby przysługiwać płodowi.
W 2018 roku ówczesny rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar powiedział w kontekście prac sejmowych nad dwoma obywatelskimi projektami, które w intencji autorów miały zmienić ustawę o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, że „aborcja nie jest prawem człowieka”. Szło o to jednak, że warunki te określa ustawodawca krajowy, gdyż prawo międzynarodowe nie gwarantuje prawa do aborcji wprost. A nie o to, że kwestia aborcji jest dla praw człowieka kobiety obojętna – jak obecnie twierdzi mec. Snarski.
O tym, że relacja taka zachodzi, wiemy choćby z orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Zauważył on już dawno temu, że ustawodawstwo regulujące przerywanie ciąży dotyka sfery życia prywatnego, ponieważ zawsze, gdy kobieta jest w ciąży, jej życie prywatne staje się ściśle związane z rozwijającym się płodem. Artykuł 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (gwarantujący prawo do poszanowania życia prywatnego) nie może być, zdaniem trybunału, interpretowany jako przyznający prawo do aborcji, ale stany faktyczne wynikające z istnienia zakazu czy ograniczeń dostępu podlegają ocenie co do tego, czy prawo kobiety do poszanowania jej życia prywatnego nie zostało na skutek tych zakazów naruszone.
Tym samym nie ma specjalnego znaczenia, czy prawo do aborcji uznamy za prawo fundamentalne, czy nie. Istotne jest to, że zakaz lub ograniczenie tego prawa mogą stanowić naruszenie praw kobiety. Tej informacji w wywiadzie KAI nie znajdziemy.
„Zasada proporcjonalności się w Polsce nie przyjęła”
Owszem, wspomina się o „ważeniu pewnych wartości”. Tymczasem mamy do czynienia z klasyczną i często spotykaną w praktyce stanowienia i stosowania prawa sytuacją konkurencji godnych ochrony dóbr/wartości/praw.
Prawo od dawna zna instrumenty rozstrzygania takich konfliktów. Na gruncie polskiego prawa instrumentem takim jest art. 31 ustęp 1 Konstytucji. Stanowi on, że „ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób”. Wyrażona w nim – między innymi – zasada proporcjonalności znajduje odbicie i w artykule 32 Europejskiej Karty Praw Człowieka, i w orzecznictwie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Szanujący zasady rzemiosła prawnik nie powinien tracić tej zasady z oczu – jako instrumentu rozwiązywania konfliktu dóbr/interesów zasługujących na ochronę; jako instrumentu służącego uzyskaniu sprawiedliwej równowagi między takimi dobrami. Ma ona zastosowanie także wtedy, kiedy dotyczy kobiety w niepożądanej ciąży, ciąży przy złych rokowaniach zdrowotnych dla samej kobiety i/lub płodu. Wypadałoby przynajmniej o niej wspomnieć. To zasada proporcjonalności przyświecała ustawodawcom krajowym, kiedy w drugiej połowie XX wieku wprowadzali w Europie i na świecie ustawy legalizujące przerywanie ciąży jako świadczenie medyczne.
Nie bez kozery konstytucjonaliści czy specjaliści od praw człowieka mawiają czasem gorzko, że „zasada proporcjonalności się w Polsce nie przyjęła” jako zawodowy instrument subtelnego i precyzyjnego ważenia konkurencyjnych, a godnych ochrony dóbr i interesów; jako instrument dążenia do sprawiedliwego rozstrzygnięcia; jako odruch sprawiedliwościowy osób stanowiących i stosujących prawo. Stanowisko prezentowane przez mec. Snarskiego – że przed prawem do życia płodu musi ustąpić zawsze i w każdej sytuacji każde inne prawo kobiety – jest wyrazem takiego właśnie lekceważenia zasady proporcjonalności. Radykalny charakter tego stanowiska polega na tym, że traktuje płód jako człowieka, a przerwanie ciąży jako odebranie człowiekowi życia. Nie dowiadujemy się natomiast, na czym konkretnie miałoby – w kwestii określenia prawnej dopuszczalności przerywania ciąży – polegać postulowane przez prawnika „poszukiwanie optymalnych rozwiązań w nieoptymalnych warunkach”. Nie dowiadujemy się także o tym, że prawo może różnicować – i to czyni – zakres ochrony prawnej płodu w zależności od etapu rozwoju ciąży.
Skoro zaś mowa o tych wartościach i interesach, to nie sposób nie zauważyć, że w tekście poświęconym – między innymi – problematyce prawnej regulacji przerywania ciąży nie pada ani jedno zdanie o tym, jakie godne ochrony prawnej wartości i interesy kobiety przemawiają za tym, żeby przerywanie ciąży było dostępnym i legalnym świadczeniem medycznym. Owszem, mamy sugestię dziennikarza o tym, że takim dobrem mogłaby być „niczym nieograniczona wolność kobiety”, na którą mec. Snarski odpowiada z pewnym oburzeniem, że przecież nie istnieje nic takiego jak nieograniczona wolność – i słusznie.
Tyle tylko, że oprócz „nieograniczonej wolności” istnieją także inne interesy i dobra kobiet, które zakaz przerywania ciąży może naruszać lub unicestwiać. Na przykład autonomia osobista. Na przykład dążenie do kształtowania własnego losu w zamierzony sposób. Na przykład poczucie odpowiedzialności za los dzieci, które się już ma. Na przykład świadomość, że urodzenie chorego dziecka – statystycznie rzecz biorąc – skutkuje w Polsce tym, że około 80 proc. mężczyzn opuszcza rodzinę. Ale kto by się przejmował takimi fanaberiami. Łatwiej nazwać je po prostu „niczym nieograniczoną wolnością”.
Czy płód podlega ochronie prawnej w takim samym zakresie jak człowiek?
Nie znajdujemy zatem w tekście informacji o tym, że prawna regulacja przerywania ciąży ma bezpośredni wpływ na to, czy prawa kobiet są przestrzegane i szanowane. Możemy za to przeczytać, że „z perspektywy podzielanej przeze mnie koncepcji praw człowieka prawo do aborcji jest po prostu niezrozumiałe. Trudno sobie wyjaśnić, w jaki sposób ktoś miałby do tego prawo, rozumiane jako prawo człowieka. Bo konsekwencją byłoby stwierdzenie, że płód, czyli człowiek przed narodzinami, nie jest odrębną osobą”. Dalej zaś czytamy o prawach „osób niewinnych, bezbronnych, jakimi są dzieci nienarodzone”.
Mec. Snarski przemyka się zatem gładko nad kwestią statusu płodu, traktując go jako „człowieka przed narodzinami”. Tak jakby w sensie prawnym to była oczywista oczywistość. Dla potrzeb niniejszego tekstu nie ma rzecz jasna potrzeby ani możliwości referowania obszernej literatury prawniczej i filozoficznej na temat tego, czy płód jest człowiekiem w tym sensie, że zasługuje na taki sam zakres ochrony jak po urodzeniu. Wystarczy przypomnieć, że ta kwestia była i pozostaje przedmiotem poważnych debat i kontrowersji. Byłoby elegancko choćby wspomnieć o tym, zamiast przedstawiać sprawę tak, jakby mniemanie mówiącego – do którego rzecz jasna ma prawo – było tożsame z wnioskiem z tej debaty płynącym. Bo tak po prostu nie jest.
W polskiej literaturze prawniczej istnieje przecież fundamentalna praca – nagrodzona przez redakcję prestiżowego miesięcznika „Państwo i Prawo” za najlepszy doktorat – na temat definicji początków życia ludzkiego, różnic w tej kwestii między różnymi systemami prawa i różnic w samym prawie międzynarodowym. Dr Jelena Kondratiewa-Bryzik (pracowała w Centrum Praw Człowieka Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu, zginęła w 2012 r. w katastrofie kolejowej pod Szczekocinami) wydała rzecz pod tytułem „Początek prawnej ochrony życia ludzkiego w świetle standardów międzynarodowych” w 2009 roku. Autorka przedstawiła staranną analizę prawnoporównawczą sposobu, w jaki różne akty prawa międzynarodowego i wykształcone na ich podstawie orzecznictwo definiują ten moment. Definicje te są bardzo zróżnicowane i nie dają się nijak sprowadzić do prostej konkluzji, że płód jest po prostu człowiekiem, któremu przysługuje z tej racji identyczna ochrona prawna przed urodzeniem i po nim.
Nie od rzeczy byłoby także pamiętać o stanowisku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w tej kwestii. Zgodnie z nim na poziomie europejskim „nie ma konsensusu co do natury i statusu embrionu i/lub płodu (…), chociaż zaczynają one otrzymywać pewną ochronę w świetle postępu naukowego i potencjalnych konsekwencji badań nad inżynierią genetyczną, medycznie wspomaganą prokreacją lub eksperymentami na embrionach. W najlepszym razie można uznać za wspólną płaszczyznę porozumienia między państwami, że embrion/płód należy do rodzaju ludzkiego. Potencjalność tej istoty i jej zdolność do stania się osobą – korzystająca zresztą z ochrony prawa cywilnego w wielu państwach, takich jak Francja, w kontekście dziedziczenia i darowizn, a także w Zjednoczonym Królestwie (…) – wymaga ochrony w imię godności ludzkiej, nie czyniąc z niej »osoby« posiadającej »prawo do życia« w rozumieniu artykułu 2 [Europejskiej Konwencji Praw Człowieka]”. „Mając na uwadze powyższe, Trybunał jest przekonany, że nie jest ani pożądane, ani nawet możliwe w obecnym stanie rzeczy udzielenie abstrakcyjnej odpowiedzi na pytanie, czy nienarodzone dziecko jest osobą w rozumieniu art. 2 Konwencji [który gwarantuje prawo do prawnej ochrony życia]”.
Definicje początku prawnej ochrony życia są bardzo zróżnicowane i nie dają się nijak sprowadzić do prostej konkluzji, że płód jest po prostu człowiekiem, któremu przysługuje z tej racji identyczna ochrona prawna przed urodzeniem i po nim
Warto byłoby mieć to na uwadze, zanim jeszcze sformułuje się sąd na temat statusu prawnego płodu tak kategoryczny, jak czyni to mec. Snarski, a na dodatek – sąd, który w kontekście wywiadu można odebrać jako eksperckie, prawnicze twierdzenie o faktach. Dla osób uprawiających zawody prawnicze umiejętność rozróżnienia między faktami a osądami/ocenami należy do podstawowego instrumentarium zawodowego. Nie mam wątpliwości, że mec. Snarski tę umiejętność posiada, czego jego osiągnięcia zawodowe są przekonującym dowodem. Rzetelność prezentowanego przez niego stanowiska zyskałaby, gdyby uniknął tej niezręczności.
Nie od rzeczy będzie tu nawiązać do ważnego sukcesu zawodowego mec. Snarskiego. Reprezentował przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej. Przedmiotem skargi był zarzut naruszenia prawa do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego na skutek ekshumacji szczątków ofiar wbrew sprzeciwowi rodzin. Trybunał w Strasburgu orzekł, że owa ekshumacja stanowiła takie naruszenie. Tak jak Konwencja nie gwarantuje wprost „prawa do aborcji”, tak nie gwarantuje „prawa do tego, aby nie ekshumować ciała bliskich osób bez zgody rodziny”. Ale i jedno, i drugie jednakowo podlega ocenie: czy było zgodne z prawami człowieka.
Akty strzeliste do „przyrodzonej godności ludzkiej” już nie wystarczą
Ostatnią uwagę czynię z prawdziwą przykrością. Nie mam bowiem wątpliwości co do szczerego zaangażowania dr. Snarskiego w ideę ochrony praw człowieka. Jednakże wywiad zawiera pewne znaczące pominięcie. Ma ono, moim zdaniem, walor zaniechania etycznego.
Nie można dziś w Polsce rozmawiać o prawnej dopuszczalności przerywania ciąży, nabrawszy wody w usta co do tego, jakie konsekwencje pociągnął za sobą zakaz przerywania ciąży z powodu patologii płodu. Znane są już dwie historie młodych kobiet w ciąży, które umarły w szpitalach po tym, jak trybunał Julii Przyłębskiej usunął z ustawy z 1993 roku przesłankę embriopatologiczną. Oczekuję od prawników – i uważam to za ważny element rzemiosła zawodowego, często zresztą nieobecny w polskim prawoznawstwie, grzeszącym nieraz teoretycznym pięknoduchostwem – chęci i umiejętności refleksji nad tym, jakie konsekwencje społeczne ma obowiązujące prawo.
Zaś od prawników zajmujących się prawami człowieka spodziewam się, że chcą i umieją dostrzec realne konsekwencje obowiązujących norm prawnych dla życia realnych ludzi. Że nie kontentują się strzelistymi aktami do „przyrodzonej godności ludzkiej”, które w obliczu grozy dzisiejszej sytuacji polskich kobiet brzmią jak miedź brzęcząca.
Przeczytaj także: Okołoaborcyjna gra w szachy
Pani Magda Krzyżanowska-Mierzewska niech lepiej zacznie studiowac prawo, to sie dowie, jakie kary beda grozic lekarzowi, jesli odmowi wykonania zabiegu aborcji, ktora bedzie prawem czlowieka…
Rozumiem pluralizm wypowiedzi, ale naprawde takich banialuk, jak w tym artykule, to nie przeczytalem od dawna na Waszym portalu.
Zgadzam się z tobą. Banialuki . Jakim cudem ktoś taki pracował w ETPCz?
Bardzo to przykre, ale trudno ten tekst nazwać polemiką. Nie odnosi się do istoty sprawy podniesionej przez pana Snarskiego w rozmowie z KAI, a chodzi przecież o apel prezydenta Macrona. Tymczasem tekst przeinacza to, co zostało powiedziane przez pana Snarskiego i wyrywa z kontekstu, nie odnosząc się do najważniejszych kwestii. Warto przeczytać cały wywiad opublikowany w KAI, który jest wyważony i wspomina o wszystkich aspektach, o których pisze autorka. Snarski wyraźnie podkreśla dramatyczne sytuacje kobiet, a nawet przestrzega przed używaniem prawa karnego do walki z aborcją. Czym innym jak nie zasadą proporcjonalności jest ważenie wartości, o którym wspomina? Nieuczciwe jest wyrywanie cytatów z kontekstu i interpretowanie ich w oderwaniu od całości wypowiedzi, a w jednym miejscu nawet urwanie wypowiedzi oponenta, żeby wygodniej ją skrytykować. Protekcjonalny ton wypowiedzi autorki na pewno nie służy debacie. W sumie czytelnik nie dowiaduje się niczego nowego poza tym, jak bardzo autorka polemiki jest oburzona. Spodziewałem się bardziej poważnej wypowiedzi, odnoszącej się do meritum, w tym do propozycji prezydenta Francji. Czy Autorka uważa, że prawo do aborcji powinno być zasadą prawną? O co w tej polemice w zasadzie chodzi? Cóż, pozostaje poczekać na inne teksty w zainicjowanej dyskusji. Mniej zacietrzewione i bardziej uczciwe.
W polemice Pani Krzyżanowskiej chodzi, moim zdaniem, o problem że do kwestii prawa aborcyjnego podchodzi Pan Snarski. Pan Snarski jak mówi o problemie prawa aborcyjnego, odwołuje się do swojej religijnej moralności i poglądów metafizycznych na kwestię uzasadnienia praw człowieka. Mówi on o godności osoby i ochronie życia bezbronnych. Pomija przy tym prawo człowieka, które przysługuje kobiecie. W ogóle nie wspomina o tej relacji prawnej, która dla Pani Krzyżanowskiej jest kluczowa. Idąc trochę dalej. Pani Krzyżanowska już w tytule wspomina, że kwestią sporną nie jest sama kwestia, gdzie prawo do aborcji powinno być wpisane. Tak naprawdę mec. Snarski nigdzie nie precyzuje jak kwestia aborcji powinna być prawnie rozwiązana. Mówi o pomocy kobiecie w ciąży, albo opiece w sytuacji straty dziecka. Nie wspomina, że legalność aborcji jest jednym z rozwiązań wielu problemów kobiet w ciężkich sytuacjach. Tu znów dochodzimy do tego, co Pani Krzyżanowska wspomina na początku ,,że prawna dopuszczalność aborcji kształtuje i wpływa na prawa człowieka, których podmiotem jest kobieta”.
Kolejny problem, o którym wspomina Krzyżanowska jest fakt, że mec. Snarski ocenia sytuację z perspektywy swojej ideologii. Nie wspomina, że istnieją inne poglądy na status płodu w ustawodawstwie.
To co napisałem odnosi się do tego jak ja czytam tą debatę. W skrócie: mec. Snarski odnosi się głownie do zasad moralnych i uzasadnienia aksjologicznego. Dla Pani Krzyżanowskiej ważne jest przede wszystkim odniesienie do praw kobiet i realnych sytuacji, które powoduje brak legalnej dostępności aborcji.
Ostatnia uwaga. Pan i nie tylko Pan wspomina o użytych ,,wyrażeniach”. Choć sam wolę teksty, bez takich perełek, to jednak w polemikach takie wyrażenia są jak najbardziej dopuszczalne i nie powinny dziwić odbiorców. Nie są wulgarne obrazy, a bardziej metaforyczne przedstawienia sytuacji, które nawet literacko ubogacają tekst. Takie frazy nie muszą być niemerytoryczne. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego nie służą debacie. Pan mecenas ma się obrazić za miedź brzęczącą ? No raczej nie …
Wciąż jednak nie otrzymaliśmy odpowiedzi na proste pytanie: czy prawo do aborcji powinno być takim prawem człowieka, jako zasadą, jak proponuje Macron? Stawianie jednej strony po stronie empatii a drugiej ideologii to typowy chwyt, który ma zniechęcić do przemyślenia argumentów. Nie twierdzę, że w wywiadzie KAI omówiono wszystkie kwestie, ale zdaje się nie taki był cel tej rozmowy. Ona dotyczyła propozycji, by aborcję uznać za najważniejsze prawo podstawowe UE. Więc po co ta propozycja, skoro Autorka uważa, że to nie ma znaczenia. Myślę, że Autorka tego tekstu po prostu napisała tekst obok udzielonego wywiadu, a nie tak naprawdę na temat tego, co w nim powiedziano. Zresztą nie ma chyba obowiązku odnosić się do wszystkiego. Ta rozmowa w KAI i tak jest bardzo obszerna. I wreszcie, nie chodzi o to, czy ktoś się obrazi czy nie. Zupełnie inną formą jest wywiad, choćby autoryzowany, a jednak panu Snarskiemu udało się wypowiadać z kulturą i bez niepotrzebnych przytyków. Tymczasem w tekście pisanym, który przecież się przygotowuje, bez pytań rozmówcy, pełno niepotrzebnych uwag ad hominem czy ad personam. Tymczasem wystarczyłoby mniej protekcjonalizmu i rzetelności ze strony Autorki, a można by się skupić na różnicach, o których Pan pisze.
Cel rozmowy mógł być jakikolwiek. Polemika może dotyczyć nawet jednej kwestii, która nie była centralna. Tutaj rzeczywiście przedmiotem polemiki nie jest sama propozycja Macrona. Jakie jest stanowisko autorki, tego nie wiem, tak jak Pan zauważył.
W polemice z kimś, można krytykować bezpośrednio osobę oponenta jeśli jest taki powód. To Pani Korzeniewska uzasadnia na końcu swojego tekstu.
Nie widzę protekcjonalizmu w tekście Pani Korzeniewskiej.
Swoją drogą ad hominem i ad personam też nie wiedzę. To, że jest gdzieś bezpośrednia krytyka postawy oponenta to nie jest błąd w argumentacji, bo autorka (chyba że ja coś przegapiłem) nigdzie nie krytykuje tez autora za pomocą tego ,,jaki jest autor”.
I jeszcze jedna kwestia. Przeczytałem raz jeszcze wywiad pana Snarskiego. Przecież on tam wprost zaznacza, że przyjmuje jedno rozumienie praw człowieka i przedstawia autorską koncepcję. Podkreśla przy tym, że są możliwe inne i należy rozmawiać. Uczciwie przyznaje się do określonej filozofii. Myślę, że ma pełne prawo do przekonywania do tej koncepcji, jak każdy inny. Wydaje mi się, że trudno z tego czynić zarzut. Nie wszyscy eksperci od praw człowieka muszą zajmować takie samo stanowisko i referować wszystkie stanowiska. Przedstawił po prostu swoje zdanie uczciwie, odwołując się do określonej koncepcji. Tak sądzę. Sam tekst Autorki jest chyba po prostu odmiennym podejściem, chociaż niewyrażonym wprost.
Dziecko może być płci żeńskiej. Wówczas o których prawach kobiet napiszesz? Dużych, małych czy kobiet nienarodzonych jeszcze zwanych dzieckiem nienarodzonym a przez nieuków nazywanych płodem.
Dziwię się, że Więź przyjęła ten tekst do publikacji. „Dziaderskie”, „akty strzeliste”, „miedź brzęcząca”, przypisywanie intencji bez ich znajomości. Trudno czytać tekst nacechowany emocjonalnymi epitetami. Zasada jest prosta: im mniej epitetów, tym tekst bardziej rzetelny. Jeśli tak wyglądają spory między prawnikami, to potem trudno się dziwić, że mamy taki stan wymiaru sprawiedliwości, jaki mamy. Autorka polemiki chyba uważa, że ma wyłączne prawo do twierdzeń eksperckich, całkowicie pomijając dyskusje filozoficzne, historyczne, etyczne i moralne dotyczące aborcji. Jeśli dla autorki tego artykułu „przyrodzona godność ludzka” jest „aktem strzelistym”, to trzeba by wrócić do podstaw z filozofii prawa i także polskiej Konstytucji, która wprost stanowi godność jako podstawę naszego prawa. Ale na to przecież nie ma czasu w zacięciu polemicznym, jak się chce pokazać swoją moralną wyższość i wyłączne prawo głosu …
W tym tandemie uczonych tekstów, przeocza Pani to co najważniejsze. Realne dramaty oraz doświadczenia ludzi. Teksty mogą być mądre, ale zazwyczaj były pisane przez mężczyzn, którzy jedynie co robili to siedzieli przy biurku. To nie podstawy prawa są ważne, ale jak prawa wpływają na życie ludzi. To jest najważniejsze, a sprawa formalnego uzasadnienie twierdzenia ,,nie zabijaj” ma na prawdę drugorzędną wartość.
Akurat p. Jola – sądząc z imienia – jest kobietą. 🙂
A z tej drugorzednej wartosci NIE ZABIJAJ jak Pan to okreslił bedzie Pan rozliczony na koncu panskiego zycia.
Patrząc na poglądy pana Dominika na życie poczęte może on nie wierzyć w życie pozagrobowe i sprawiedliwy sąd Boży i nie być przekonany tym argumentem. Chociaż nie wiadomo co go przekona do życia od poczęcia. Ale co do zasady się zgadzam. Skoro ktoś głosi tezy, że Nie zabijaj jest drugorzędną wartością to najpierw powinien zapoznać się z ocalałymi z Holocaustu i ich rodzinami.
A co z prawem dziecka i prawem do życia? Prawo do życia jest prawem człowieka, a zabieg aborcji pozbawia tego prawa do życia.
A co z prawem do życia kobiety. Iza z Pszczyny też żyć chciała a prawa tego została pozbawiona. Nie może być znaku równa się pomiędzy kobietą w pełni ukształtowanym człowiekiem posiadającym pełnię praw a zapłodnionym zarodkiem co do którego nie ma pewności że urodzi się żywy. Może wprowadźmy nakaz kastracji mężczyzn od tak inaczej wtedy będziesz śpiewał. Jest taka zasada punkt widzenia zmienia się z punkiem siedzenia.
Prawa kobiet non stop a gdzie właśnie prawo do życia dziecka? Gdzie? Ani słowa o zyciu dziecka, ktore samo na ten świat by nie przyszło czyli wolna amerykanka! Sex tak z kimkolwiek i gdziekolwiek a owoc tego sexu zabić! Bo tak najlatwiej! Ludzie czy Wy juz zapomnieliscie ze jest 5 NIE ZABIJAJ? Ze tu jestesmy tylko goścmi i za swe czyny wszyscy ! odpowiemy? Zapomnieliscie?
To Pan zapomina, że są ludzie, szczególnie na zachodzie, którzy mają zupełnie inne postrzeganie świata i zapewne o dekalogu co najwyżej ,,gdzieś słyszeli”. Swoją drogą w Polsce pewnie też nie jest źle.
No i co z tego ze są? Kazdy! I ja i Pan i wszyscy odpowiemy na koncu zycia za nasze słowa i czyny. My wszyscy! Czy Pan tego chce czy nie. Pan żyje, czemu Pan zabrania narodzić się niewinnym dzieciom??
Pierwsze primo, chcę żeby tą decyzję podejmowały kobiety, które te ciążę będą musiały donosić. Drugie jest takie, że dla mnie idea, że jednokomórkowiec, czy trochę bardziej rozwinięty zarodek, ma status osoby ludzkiej i prawną ochronę jak inne osoby jest ideą z którą się nie zgadzam. Do pewnego momentu to nawet nie odczuwa bólu. Odmawiam takiemu organizmowi specjalnego traktowania, do którego nie ma powodu.
9 miesięcy później, o ile nie wystąpią patologie ciąży, ten jednokomórkowiec staje się pełnoprawnym człowiekiem. I dlatego te specjalne traktowanie się należy.
To kiedy staje się PEŁNOPRAWNYM człowiekiem ustala ustawodawstwo. Kiedy jest człowiekiem, to zależy od definicji. Jeśli ktoś chce mówić od początku, że to człowiek od chwili zarodka nie mam z tym żadnego problemy. Jest to kwestia nazwy, a pod względem genetycznym na pewno homo sapiens jest. Ja tylko mówię, że traktowanie usunięcia płodu jak zabójstwa jest dla mnie pomyłką i wyrazem myślenia fantastycznego. Nie widzę powodów, dla którego usunięcie płodu ma być czynem moralnie złym, a już na pewno nie powinno się kogoś za to karać prawnie.
Widzial Pan dziecko po aborcji! To zlep komórek czy malenki człowiek rozerwany na strzepy??
Nie ma co kierować się bezdusznymi przepisami prawnymi. Dziecko poczęte jest to potencjalny człowiek i do momentu przyjścia na świat należy się ochrona dziecka jak też i kobiety w ciązy. Fanatycznym myśleniem jest pozbawianie prawa do życia. Skoro już się powołało nowe życie na świat to trzeba wziąć za to odpowiedzialność. A to kogo można zabić bądź nie to przerabialiśmy już w II wojnie światowej.
Czyli powinno się wyrzucić zapisy o zdolności prawnej (np. do dziedziczenia) dziecka nienarodzonego, które tradycyjnie znajdują się w prawie? Notabene, aborcja pozbawia abortowanego tych nabytych praw, o czym prawniczka powinna wiedzieć i o tym wspomnieć, o ile chce zachować choć pozory obiektywizmu.
Od ilu komórek nienarodzony staje się człowiekiem? Od 10.000? Czyli jak jest 9.999 komórek, to mamy jakiś twór nie wiadomo jaki, a od 10.000 – człowieka. Meandry logiki w przypadku procesów o charakterze ciągłym, czyli bez przejść fazowych. DNA dziecka, które go determinuje pojawia się już w momencie poczęcia. Inne argumenty nie są trafne, bo np. ludzie w narkozie czy w stanie śpiączki też nie odczuwają bólu.
Darujmy sobie te księgowe chwyty. Prawo dostatecznie chroni kobietę w ciąży i nie ma sensu tworzyć osobnych artykułów. A taka księgowość od ilu komórek zaczyna się człowiek nie ma sensu, bo kryterium życia można dowolnie ustawiać i równie dobrze można je ustawić jako pelnioletność z racji możliwości samodzielnego człowieka co będzie pozwalało na zabijanie dzieci już narodzonych. Kościół nie pozwala na takie manipulacje i stosuje kryterium genetyczne. Jak jest słyszany płaczu dziecka zza muru do którego nie można zajrzeć to może być to płacz dziecka, a może to być puszczone nagranie. Moralna ostrożność zaleca traktowanie tego jako dziecka.
Takie wyliczanie od ilu komórek nie ma sensu bo są poszczególne kryteria mówiące od kiedy zaczyna się człowiek. Kościół stosuje tu kryterium genetyczne, czyli człowiek zaczyna się od poczęcia. Moralna ostrożność przez analogię płaczącego dziecka za ścianą nakazuje traktować te komórki jako dziecko. Ale równie dobrze można zastosować kryterium pełnoletniości kiedy człowiek jest człowiekiem po 18 roku życia, co pozwoli na zabijanie dzieci narodzonych.
1. Ja o żadnych prawach, o których Pan pisze nie pisałem. Mało mnie one teraz obchodzą. Nie dotyczą meritum. Nie widzę powodów, żeby je usuwać, ale też nie jestem prawnikiem i nie wiem do jakich kwestii te przepisy mają zastosowanie, ani dokładnie jakie są to przepisy. Jeśli rodzice podejmą decyzje, że chcą mieć dziecko to oczywiste jest że dziecko powinno być chronione przez przepisy i może mieć jakieś przywileje. Nie kłuci mi się to z prawem do aborcji.
2. No rzeczywiście jak zaczniemy liczyć komórki to niczego się nie do liczymy, więc po co to robić ? DNA to kod genetyczny, rzeczywiście w mocny sposób określa wiele rzeczy, ale to nie zmienia faktu, ze kod to kod, a człowiek to człowiek. Na to jaki się ktoś stanie ma wpływ środowisko, również w okresie prenatalnym. Geny to jedno (swoją drogą, pewnie nie wielu to wie, ale informacja nie jest tylko zapisywana w genach), środowisko to drugie. Nie chodzi o to by mierzyć liczbę komórek, ale o to żeby ustalić taki etap, do którego można usunąć płód. Jakie to ma być etap ? Na to są różne poglądy, niektórzy uważają, że od momentu kiedy płód może odczuwać ból, inni sytuują ten etap dalej, a inni bliżej. Jeszcze inni nawet po narodzinach uważają, że dziecku nie należą się jeszcze prawa. Gdzieś tą granicę trzeba postawić i liczyć komórek w cale na to nie trzeba. Lepiej choćby patrzeć na emergentne własności organizmu. Z jednej strony trzeba dać kobiecie czasu na przemyślenie swojej sytuacji. Z drugiej strony w końcu jakąś decyzję trzeba podjąć i wziąć odpowiedzialność. Za to jeśli ktoś uważa, że prawa dziecka ( w tej sytuacji nie osoby) jest ważniejsze od praw kobiety (i jej prywatności, jej ciała) to ciężar dowodu staje po jego stronie. Dlaczego mamy traktować płód jak człowieka, który rozumuje, można się z nim dogadać. To po waszej stronie stoi ciężar dowodu.
Nie ma zadnej granicy! Juz dawno nauka ustaliła iz z połaczenia plemnika i jajeczka powstaje człowiek! Pan żyje a czemu niewinnemu dziecku, które o ten swiat sie nie prosiło Pan nie pozwala sie urodzić? Jest Pan Bogiem?
1. Dziecko to nie kwestia decyzji rodziców. To zobowiązanie na całe życie.
2. A dlaczego w ogóle płód ma być usuwany? Kościół stosuje kryterium właśnie po to by nie zabijać dzieci. A w kwestii prawa dziecka nie trzeba nic udowadniać. Są ważniejsze bo to jest osoba która wymaga specjalnej ochrony, jest najsłabsza i nie jest w stanie sama się bronić. Ofiarom pedofilii albo uchodźcy umierający na granicy tak samo odmawia się prawa do życia. Kobieta może decydować czy chce zajść w ciążę, a stosunek bez świadomej zgody kobiety jest czynem zabronionym. Dziecko nie może za siebie decydować czy chce przyjść na świat.
Dlaczego tylko kobiety? Czy dziecko przychodzi na świat tylko dzieki kobietom?
Mężczyzni w tym nie uczestniczą? Pan tez byl jak to Pan okresla jednokomorkowcem! Aborcja zabija dzieci, ktore mają wytrzworzone wszystkie narzady te wewnetrzne i te zewnetrzne! Wraz z układem nerwowym i odczuwają ból ! I takich aborcji jest najwiecej!
1.Super sytuacja by była gdyby, oboje rodziców podjęło wspólną decyzję. Ale sytuacja ciążowa jest niesymetryczna i to powinno mieć odbicie w prawie.
2.Tak byłem jednokomórkowcem. Jestem świadom konsekwencji swoich słów, choć jak każdy nie w pełni, ale to widzę.
3. Jako tako większość państw ma legalną aborcję do 17 tygodnia na życzenie, albo większe ograniczenia. Odczuwanie pojawia się wedle naukowców po 20 tygodniu. Oczywiście, może być tak jak Pan mówi, ja danych nie znam aż tak. Jednak tu trzeba się zapytać, bo mówimy tu o całym globie, jakie są tego przyczyny, w których krajach jest najwięcej takich przypadków. Ponadto, z tego co czytałem to w USA liczba aborcji po 20 tygodniu to ok 2 procent. Tu zwrócę uwagę, że często brak dostępu do aborcji we wczesnych okresach ciąży może powodować to że aborcję wykonuje się później. Nie takie czarno-białe to jest.
1. Czyli jak ojciec spłodzi dziecko może sobie uciec i nie brać odpowiedzialności za poczęte dziecko?
3. 20 tydzień ciązy to okres gdy dziecko ma szansę przeżyć poza organizmem matki. Odczuwanie bólu według naukowców ma bardzo szerokie widełki i może to być 20 tydzień, a nawet 5 tydzień ciąży. Za „kompromis” przyjmuje się 12 tydzień. To że 2% aborcji jest dokonywane po 20 tygodniu to żaden argument, skoro środowiska pro choice cały czas przesuwają granicę dopuszczalnej aborcji na życzenie. A w Belgii od kilkunastu lat jest dopuszczona eutanazja dla dzieci. Początkowo nikt z niej nie korzystał, ale po kilku latach i tak pojawiły się dzieci „chętne” do eutanazji.
Jako, że odpowiedzieć nie mogę odpowiedzieć pod komentarzami Pana Marka Czajkowskiego to odniosę się tutaj. Bardzo możliwe, że to ostatni wpis jaki w tej wymianie zdań zamieszczę, bo chyba to co najważniejsze to zostało napisane. Może innym na coś ta debata się przyda. Przechodząc do meritum
Najpierw odniosę się do Pana Tomasza i w końcu wyjaśnię moją terminologię.
Z połączenia plemnika i komórki jajowej człowieka powstaje człowiek. Do tego badań naukowych nie trzeba było, jeśli rodzicami są ludzie to dziecko też będzie człowiekiem. Chodzi o status etyczno-prawny człowieka w początkowych stadiach rozwoju-płodu. Dalej, ja żadnemu dziecku nie zakazuje się urodzić, ja chcę, żeby rodzice mogli decydować czy chcą wychowywać dziecko czy nie. Ja żyję, bo moi rodzice zdecydowali, że chcą mieć dziecko. TO jest prosta sprawa i nie ma tu tajemnic, a już na pewno nie potrzeba być Bogiem by móc decydować o własnym losie. Oczywiście w kwestii aborcji wiąże, się decyzja z określeniem historii innego człowieka – a dokładnie decyzja z życiem płodu, biologicznego dziecka. To ludzie ponoszą ciężar wychowania i urodzenia, nie bóg, więc mówmy o ludziach, a nie o bogach.
Teraz odpowiedź dla Pana Marka
1. Dlaczego zabijać dzieci (oczywiście chodzi o aborcję)? To już pytanie bezpośrednio do tych co chcą przeprowadzić aborcję. Każdy może mieć własne powody. Ja tylko zaprzeczam, że płód powinien być traktowany od strony etycznej i prawnej jak człowiek rozumny i świadomy. Jeśli rodzice chcą mieć dzieci to będą je mieć, jeśli nie chcą to aborcja jest drogą do tego by tego dziecka nie mieć (oczywiście tu najlepiej stosować antykoncepcję).
3. Oczywiście, że dziecko samo nie decyduje czy chce przyjść na świat. To nie ma nic do rzeczy. Problem jest w tym, że o płodzie myśli się jako o małej osóbce. Czemu ? Obiektywnie status płodu przypomina bardziej jakieś podstawowe formy życia.
4. Jeśli matka może chcieć aborcję to ojciec ma prawo, do ,,aborcji” ojcowskiej. Jestem tu konsekwentny.
5. Nie mam pojęcia skąd Pan czerpie swoje informacje. Nie widziałem ,,12 tygodniowego kompromisu”. Nigdzie nie widziałem takich okresów jak Pan pisze. Naukowcy piszą o dalszych okresach. Oczywiście zawsze jest ”około’, ale nie piąty tydzień. Poza tym może mówimy o czymś innym. Płód może reagować na jakieś ,,agresywne działania”. Jest to reakcja na nie pożądany czynnik zewnętrzny. Takie reakcje są u wszystkich organizmów. W kwestii aborcji chodzi o odczuwanie bólu. Oczywiście nadal są poważne debaty. Jedni mówią, że tu trzeba być świadomym, a to jest możliwe grubo po 30 tygodniu ciąży, jeśli w ogóle w odniesie do życia macicznego ma to sens. Inni mówią, że chodzi o reakcje układu nerwowego. I tu się pojawia tydzień 20. No oczywiście jak mówię 20 to zawsze jest to pewne około, bo jak mówię są debaty ciągle. Inni relacjonują, że to może już od 18, a inni że 24. Ale liczb schodzących poniżej nie widziałem.
Do Dominika.
1. Pomijając zagrożenie życia lub zdrowia kobiety i płodu i ciąze w wyniku czynu zabronionego nie ma żadnych moralnych powodów do wykonania aborcji. To będzie prowadziło do takich absurdów, że kobieta zdecyduje się mieć dziecko i zajdzie w w ciąże, a po kilku tygodniach zmieni zdanie i zdecyduje się na aborcje. Albo znana piosenkarka, co to miała za małe mieszkanie i zabiła swoje dziecko.
3. No właśnie ma do rzeczy. Tak samo uchodźca uciekający przed wojną nie decyduje się na śmierć w lasach, albo dziecko nie decyduje się na gwałt przez osobę duchowną. A jednak jest obowiązek moralny wspierać słabszych, który jakoś nie jest stosowany dla dzieci nienarodzonych.
4. Jest to pewna konsekwencja, ale skoro ojciec porzuca swoje dziecko to kobieta zostaje z nim sama, przez co decyduje się na aborcje.
Nie twierdzę, że prawo powinno być obojętne wobec aborcji. Mamy nawet w potocznej mowie sformułowanie „dobre lub złe prawo”. Mówienie, że prawo załatwia wszelkie problemy moralne jest co najmniej naiwne. Nie załatwia i nigdy nie załatwi! W tej sytuacji jest konieczne i dobre prawo i dobre sumienie. Ponieważ prawo stanowione dotyka każdego, nie zawsze uda się je wdrożyć bez sprzeciwu znaczącej części społeczeństwa. Przymus powoduje w praktyce tak skomplikowanej sprawy jaką jest aborcja, często więcej szkody niż pożytku i to też trzeba brać pod uwagę. To jest klasyczna sprawa, gdzie konieczne jest ważenie głosów, a nie tylko ich liczenie. Inaczej rzecz ma się od strony moralnej i zadaniem, w naszym wypadku Kościoła katolickiego, jest uwrażliwianie ludzkich sumień na wartość życia poczętego. Jak z tego zadania wywiązuje się Kościół? Moim zdaniem, a zajmowałem się tym problem ponad ćwierć wieku pracując w poradnictwie rodzinnym – fatalnie! Oczywiście najłatwiej wymóc uchwalenie restrykcyjnego prawa, a resztę mieć w nosie. Jak się na tronie umieszcza sprzyjającą władzę, to można udawać, że mamy sukces, a jak się władza zmieni i prawo się zmieni, to przynajmniej będzie na co ponarzekać, a w tym temacie nasz Kościół w Polsce osiągnął mistrzostwo świata, ale od tego szacunku do życia nienarodzonego nie przybędzie.
„Definicje początku prawnej ochrony życia są bardzo zróżnicowane i nie dają się nijak sprowadzić do prostej konkluzji, że płód jest po prostu człowiekiem”.
Wszystkie definicje? Nie, tylko prawne. Dlaczego z wielowymiarowego zagadnienia mamy wyekstraktować jeden wymiar i według niego wydać ostateczne oceny? Tego wywodu Autorka nie przeprowadziła, więc upada całość jej argumentacji (nie mówię jednak, że wszystkie szczegółowe argumenty – np. prawa człowieka, w tym przypadku także kobiet nie mogą być ignorowane, ale ustawione we właściwej hierarchii i o to jest spór, w którym miejscu pośród innych praw).
Na marginesie pytanie do Redakcji, czy dyskusja Snarski-Krzyżanowska to „debata wewnątrz katolicka” czy zderzenie różnych światopoglądów? Zakładam, że w piśmie katolickim, jeśli w biogramie nie ma na ten temat adnotacji, publikują katolicy, niechby i radykałowie, niechby katolewacy, ale jednak kierując się „intencją katolicką”. Żeby na Więź nie przyszło to, co na Tygodnik Powszechny, że publikują tam osoby określające siebie w innych publikacjach jako ateiści, a czytelników tygodnika definiującego siebie w winiecie jako katolicki redakcja o tym nie informuje. Czy zdaniem ks.Bonieckiego to ujma być ateistą i z grzeczności o tym nie nadmieniają, czy co?
Od założenia, czyli od 1958 r., w „Więzi” publikują autorki i autorzy różnych religii, wyznań, światopoglądów, przekonań, narodowości. Nie wiem, skąd bierze się Pańskie założenie, że w piśmie katolickim publikować mają katolicy oraz wskazywani palcem inni? Toż to byłoby niekatolickie rozumienie katolickości pisma!
Odpowiadam tyleż Tobie, Zbyszku, co Tobie, Piotrze: Problem nie w tym, czy Autorka jest katoliczką, czy nie. Problem w tym, że chyba po raz pierwszy na łamach katolickiej „Więzi” ukazuje się tekst tak jawnie lekceważący człowieczeństwo nienarodzonego dziecka. Prawna kazuistyka nic tu nie zmienia – co stwierdzam jako mgr praw UW, jak najdalszy od lekceważenia tegoż prawa. W czasach, gdy współredagowałem „Więź”, bardzo nieliczne teksty dopuszczające (w pewnych warunkach) aborcję nie ukazywały się bez redakcyjnej polemiki, zwykle mojej. Nie było wątpliwości, jakie było stanowisko redakcji. Dziś obecna redakcja – wciąż pod Twoim, Zbyszku, kierownictwem – cofa się w tym sporze o niemal trzydzieści lat i przechodzi na pozycje: poglądy na temat aborcji są zróżnicowane, my tylko dajemy miejsce dla polemik. To jest miara – elegancko rzecz ujmując – ewolucji stanowiska „Więzi” w tej fundamentalnej kwestii moralnej – bo nie wyznaniowej, choć oczywiście stanowisko naszego Kościoła w tej materii nie jest przypadkiem. Ciekawe, czym jeszcze zaskoczy mnie moje byłe środowisko.
PS. Wobec tego, co powyższe, dopuszczenie na internetowe łamy „W” knajackiego żargonu w postaci słowa „dziaderskie” to drobiazg – choć znaczący.
Mylisz się, Tomku, głęboko. Jeden z tych dwóch głosów jest głosem ze środowiska, drugi spoza. Tomasz Snarski jest członkiem Zespołu Laboratorium „Więzi”, autorem wydanej u nas ważnej książki o karze śmierci.
Zaplanowane zresztą były (i są) kolejne głosy. Towarzysz Putin nam „nieco” plany redakcyjne poprzestawiał.
Bardzo bym chciał się mylić, naprawdę. Kłopot w tym, że to co, Zbyszku, piszesz, tylko potwierdza moją opinię. W pierwszej parze zamówionych przez „W” tekstów jest jeden artykuł antyaborcyjny i drugi aborcję dopuszczający. Jak rozumiem, ciąg dalszy będzie też pluralistyczny? Czyli dzieje się to, o czym pisałem: „W” organizuje dyskusję, czy aborcja jest dopuszczalna, czy nie, a jedynie bardzo uważni czytelnicy dostrzegą, jakie stanowisko zajmują autorzy bliżsi „W”, a jakie od niej dalsi. Osobiście przypominam sobie słownie jeden tekst z dawnych czasów dopuszczający aborcję – liczby mnogiej w poprzednim komentarzu użyłem ze względu na ograniczone zaufanie do własnej pamięci – i nie był on zamówiony przez redakcję. Ta wypowiadała się niejednokrotnie – moim piórem, ówczesnego członka redakcji, w sposób jednoznaczny. Właśnie o tej zmianie pisałem. Chętnie dam się przekonać, że się mylę – tylko potrzebuję stosownych faktów. Dotychczasowe utwierdzają mnie w moim przekonaniu, niestety.
Rozgorzała dyskusja dziadersów i starych bab jak najlepiej rozporządzić macicą młodej kobitki. Nikt oczywiście się jej o zdanie nie pyta, a gdy wyszły na ulice, zmieszano je z błotem i spałowano. Tyle dają pokojowe protesty, takich obrazków jak wtedy, nie zobaczymy w korelacji z protestującymi górnikami, czy rozrabiającymi kibolami. Czy młode kobiety są dziś bezbronne? Prześledźmy statystyki dzietności, zakładania rodzin, stylu życia jaki obierają. Szybko przekonamy się, szacowne matrony i oświecone dziady, że ostatniej szklanki wódki nie za bardzo będzie komu nam podać. W podzięce za naszą krótkowzroczność wylądujemy w przytułku z kiepską obsługą, albo zgoła bez niej. Dziś przyjeżdża, na krótkie ferie do mnie trójka wnucząt. Żonka cała w skowronkach, planuje każdy dzień i szykuje moc atrakcji. Wszystkie znajome jej dzieciaków zazdrosną. Większość z nich została sama, dzieciaki poszły w świat, wnuków brak. Przy telewizji, odmawianiu zdrowasiek zgredzieją z dnia na dzień coraz bardziej i jak przysłowiowy pies ogrodnika… .
~willac: Amen! Nic dodać, nic ująć!
Słowa o dziadersach i starych babach dziwnie brzmią od kogoś kto ma wnuki. Nikt nie rozporządza macicą tylko bierze w obronę najsłabszych i odpowiedzialność za powołane życie. Poza sytuacjami zagrażającym życiu i zdrowiu płodu i kobiety oraz ciąży w wyniku czynu zabronionego nie ma żadnego moralnego uzasadnienia dla aborcji. I tak będzie dopóki papież nieomylnie ogłosi, że aborcja jest dopuszczalna. Ale na to nie ma żadnych sans bo musiałby najpierw zaprzeczyć 2000 letniemu Magisterium Kościoła. I kobietę można je o zdanie zapytać w przeciwieństwie do nienarodzonego dziecka czy chce żyć.
Natalia Kukulska jako dziecko śpiewała piosenkę ” Co powie tata” , on śpi. Daj Pan spokój magisterium, papieżowi i temu całemu moralizatorskiemu bełkotowi. Naturalnym instynktem kobiety jest posiadanie potomstwa. Kobieta poszukuje w tym celu gwarancji bezpieczeństwa dla siebie i swojej rodziny. To ona jest zazwyczaj gwarantem sukcesu prokreacyjnego i udanego startu w życie potomstwa. W przyrodzie nie jest konieczna ingerencja moralistów, filozofów i kaznodziei by ten element funkcjonował sprawnie. Im bardziej instytucje państwowe, kościelne, społeczne i cała ta kulturowa otoczka społeczna, mocniej wchodzi w kompetencje naturalnego instynktu, tym kobieta czuje się mocniej zagrożona, wybiera alternatywne rozwiązanie. Jednym z nich jest ucieczka od macierzyństwa w karierę zawodową, dajmy na to. Wszystko co do zaproponowanie mają, tak zwani obrońcy życia nienarodzonego, sprowadza się do schematu uczynienia z kobiety „kury domowej” istoty bezwolnej i gorszego gatunku. Cała ta troska o te niewinne niepoczęte istoty jest zwyczajną ściemą propagandową, tak samo sugestywną jak prawo i sprawiedliwość w wykonaniu obecnie rządzących.
Co za wręcz chamstwo Pani willac! Dlaczego Pani obraza ludzi od dziadersów i starych bab!
I nikt was na strajkach kobiet nie pałował ! To wy atakowaliscie ludzi będących w Kosciołach! To Pani Lempart krzyczała DYM W KOSCIOŁACH! To jest mowa nienawisci!! To nie były żadne pokojowe protesty! Rozbijano gabloty z plakatami mowiacymi o ochronie zycia niewinnych dzieci! Ale szanowne Panie udają , ze tych faktów nie widzą! Mam w mojej rodzinie duzo młodych małzeństw i kazdego roku przychpdzą na swiat w tych młodych rodzinach dzieci! I te rodziny dają radę! Mają prace i to oboje rodziców, dzieci sa zadbane! Taka jest kolej zycia , ze dzieci ktore wkroczyły w dorosłość wylatują z gniazd i zakladają swe rodziny. I proszę nikogo nie obrażać !
Tak naprawdę ten tekst to bardzo nieudolna próba oględnego powiedzenia, że aborcja jest prawem człowieka, chociaż jego autorka nie chce tego wprost przyznać. Mówi, że propozycja Macrona nie ma znaczenia, ale z drugiej strony nie odnosi się do sensu wypowiedzi Snarskiego. Tymczasem jej polemika kluczy w jedną i drugą stronę. Niby nie o to jej chodzi, ale tak naprawdę trudno powiedzieć, o co tutaj chodzi, poza oburzeniem i złością. Co prawda wspomina się, że prawo międzynarodowe nie przyznaje wprost prawa do aborcji, ale kto by się przejmował takimi niuansami… Co prawda wspomina się tu o ludzkiej godności, ale przecież to tylko „akt strzelisty” – o zgrozo! Co się stało z prawnikami, jeżeli dla nich godność człowieka jest aktem strzelistym? Co z fundamentalnymi zasadami prawa jako nośnika określonych wartości? Co z godnością wprost wyartykułowaną jako podstawa praw konstytucyjnych każdego? Dziwny tekst, nie wiadomo czemu służący tak naprawdę. Zupełnie niepotrzebne jest pouczanie swojego oponenta i opisywanie swoich uczuć. Ale jeśli już tak bardzo autorka wytyka obrońcom życia brak empatii, to rodzi się pytanie: co z zaniechaniem moralnym autorki jako prawniczki, której nie obchodzi los setek tysięcy dzieci, które corocznie nie urodzą się, bo aborcja jest „na życzenie”, bo jest „prawem kobiety”? Czyż to nie jest zaniechanie moralne wołające o pomstę do nieba? To jest dramat współczesności, że mamy takich prawników, którzy potrafią udowodnić każdą tezę, byle tylko nie przyznać prostej prawdy, a w tym konkretnym wypadku chodzi o świętość ludzkiego życia, o co katolicy mają pełne prawo zabiegać. No, chyba że im się go odmówi w myśl ochrony wolności wypowiedzi…