Jesień 2024, nr 3

Zamów

Katarzyna Kasia: Retoryka wojny płci nie ma dziś racji bytu

Katarzyna Kasia. Fot. Adam Tuchliński

Widzę, że kiedy zmianę wprowadza się bez przemocy, to to działa lepiej – mówi „Wysokim Obcasom” Katarzyna Kasia, filozofka i dziennikarka.

W „Wysokich Obcasach” o sytuacji kobiet w Polsce Natalia Waloch rozmawia z Katarzyną Kasią, filozofką, wykładowczynią akademicką i publicystką.

Zdaniem Kasi „bycie kobietą w 2022 r. w ogromnej mierze oznacza strach i poczucie osamotnienia”. „Musimy cały czas walczyć o suwerenność i szacunek, nieustannie przypominać, jak naruszane są nasze granice. Wciąż musimy słuchać mężczyzn, którzy objaśniają nam świat, struktura społeczna nie jest przyjazna kobietom” – mówi.

Publicystka podkreśla, że najważniejsza w walce o prawa kobiet jest zmiana pokoleniowa. „To, co my byśmy jeszcze przełknęły i mówiły, że pan nie chciał źle i ma kiepskie poczucie humoru, młode dziewczyny traktują jako coś nie do przyjęcia” – zauważa.

W ocenie filozofki, „gdy zmianę wprowadza się bez przemocy, to to działa lepiej”. „Nigdy nie lubiłam retoryki wojny płci i myślę, że to dziś nie ma racji bytu. Jest wiele osób, które pewnych spraw nie rozumieją, nie do końca się w dzisiejszych czasach odnajdują, ale chcą postępować właściwie” – tłumaczy.

Wspomina też, co cioteczna prababka powtarzała jej babci, mamie i jej samej. „Kiedy któraś z nas na różnych etapach życia wpadała w rozpacz i się obsmarkiwała, ciocia najpierw przytulała, ukochiwała, dawała coś pysznego, a potem klepała po policzku i mówiła: «No, zrób usta i ruszaj». Wiem, że to w niektórych osobach może budzić opór, bo po co malować usta, skoro faceci nie muszą, ale dla mnie to jest fajne. Widzę siłę w tym prostym geście, ważne, żebyśmy te usta robiły dla siebie, nie dla świata” – wyjaśnia.

Wesprzyj Więź

Zdaniem Katarzyny Kasi kluczowe dla pracujących matek, których nie wspiera państwo, jest przełamanie w sobie wstydu. Na przykład wtedy, gdy dziecko choruje, trzeba powiedzieć szefowi: „Przepraszam, ja nie mam żony, muszę jechać po dziecko”, choć, jak przyznaje publicystka, jest to trudne.

Przeczytaj też: Okołoaborcyjna gra w szachy

DJ

Podziel się

5
Wiadomość

Niestety, ten wstyd w nas wciąż pokutuje. Boimy się powiedzieć, że nie możemy bo dzieci i zawsze jakoś dajemy radę. Tylko jakim kosztem? Kiedyś mój szef (1 dorosła już wówczas córka) zlecił mi pilne zadanie, dodając „dzieci przecież idą spać”. Moje dzieci miały wtedy jakieś 1 i 2 lata. Dodam, że prosto z wykładu pojechałam na porodówkę a na macierzyńskim egzaminowałam studentów. I co z tego miałam? Satysfakcję, bo nie przełożyło się to ani na awans, ani na podwyżkę. Teraz mogę powiedzieć, że niepotrzebnie tak się szarpałam, szkoda mojego zdrowia i czasu, który mogłam spędzić z rodziną.

Pewne sprawy chyba nie mogą być rozwiązane. Podzielę się moim osobistym doświadczeniem. W pracy, do niewielkiego zespołu (łącznie 3 osoby) poszukiwaliśmy pracownika. Zgłosiły się różne osoby, generalnie kobiety miały wyższe kompetencje, z mojej rekomendacji została zatrudniona kobieta. Przez rok było super, naprawdę pracownik super-extra. Po roku ciąża. Staraliśmy się wspólnie z kolegą ją wspierać, oboje byliśmy też młodymi ojcami i rozumieliśmy jak życie wygląda. Przez kolejne 4 lata była jeszcze jedna ciąża, a dzieci jak dzieci, często chorują. Efekt – musieliśmy w praktyce w dwu zapychać na 3 etatach bo nie było szans przyjąć kogoś na zastępstwo z uwagi na specyfikę i skomplikowanie pracy. Mój idealizm został przez to doświadczenie mocno przytępiony. Niby fajnie, ale cenę płaciła moja rodzina, moje dzieci i po trosze ja swoim zdrowiem.

~Jerzy: przyznaję Panu rację. Kobiety często nie chcą pracować w czasie ciąży, biorą zwolnienie nierzadko na 8 miesięcy, maksymalnie wykorzystują możliwość zwolnienia z powodu choroby dzieci; miałam podobną sytuację z zatrudnieniem znajomej i to było bardzo słabe! Wydaje mi się, że wszystko zależy od podejścia danej osoby, jej etyki, bo takie siedzenie na zwolnieniach jest zwykłą nieuczciwością. Patrząc jednak na to, co dzieje się obecnie w Polsce, straciłam już wiarę w uczciwość i przyzwoitość ludzi.

Musze dopowiedzieć, bo chyba nie było to jasne. Koleżanka nigdy nie nadużywała uprawnień, powiem więcej, na jej miejscu nie dałbym rady być tak „twardy”. Ale sprawy były obiektywnie nie do pogodzenia.

Tylko jakie znaleźć z tego wyjście…? Mi żal pracodawców i jednocześnie nie dziwie się kobietom, bo co mają zrobić? Nie decydować się na dzieci? Choć czasem jest to też poza decyzją i dziecko nieplanowane może się pojawić. A znowu co z pracodawcami i współpracownikami, którzy ponoszą ogromne tego koszta. Osobiście nie widzę z tego dobrego wyjścia. Ja pracowałam zawodowo 11 lat przed pierwsza ciąża (teraz jestem w ciąży), pracowałam w jej trakcie, ale tylko do 5,5 miesiaca, co i tak było długim okresem czasu….bo chorób miałam bez liku od 2 miesiąca i to kwalifikujących się na szpital… kilkukrotnie odmawiałam przyjęcia L4. Było mi po prostu głupio zostawiać firmę i czułam się zobowiązana. Potem już nie dałam po prostu rady…i przyjęłam L4 z końcem października. Zaraz rodzę. Chciałabym od razu mieć drugie dziecko. I jak sobie myślę, że wejdę na drogę zwolnień, macierzyńskich i potem chorób dzieci….to już mi się wszystkiego odechciewa. Bo ja naprawdę czuję się zobowiązana wobec pracodawcy. No i co dalej..? Mogłabym się zwolnić, ale uwierzcie mi 2100 macierzyńskiego (80%) mojej obecnej pensji jest mi baaaaardzo potrzebne. Nie mam bogatego męża. Nawet nie mamy swojego mieszkania, wynajmujemy. Więc to naprawdę trudne sprawy są i podkreślę, trudne dla wszystkich zaangażowanych stron.

~Milena: zgadzam się, że nie ma dobrego rozwiązania. Rozumiem też Pani dylemat. W moim wpisie skoncentrowałam się na osobach nieuczciwych, nadużywających L4. Wydaje mi się, że jedynym rozwiązaniem jest większa ingerencja państwa, które zachęcałoby do zatrudniania kobiet, wyrównując straty przedsiębiorców poniesione z tytułu nieobecności w czasie ciąży, etc. I ukrócenie nadużyć, o których wspomniałam, a tutaj już jest kwestia wychowania w uczciwości.