Ludzie wstają, klaszczą, płaczą, po projekcji „Gierka” – takie relacje płynęły z kin w Sosnowcu i Dąbrowie Górniczej – nie dlatego, że widzą prawdziwy obraz tamtych czasów. Są wzruszeni tym, że film schlebia ich pamięci, jakże skądinąd odległej od faktów.
„Jest prawda czasu i jest prawda ekranu”, powiada Zagajny, reżyser „Ostatniej paróweczki Hrabiego Barry Kenta” w filmie „Miś” Stanisława Barei. Mało kto pamięta, że Bareja powtórzył motto „Dni filmu radzieckiego”, na które ganiano nas, uczniów w epoce schyłkowego Gierka. Myśl reżysera Zagajnego niosła jednak treść głęboką, dokonującą rozróżnienia między rozmaitymi „prawdami” – innymi, wobec tego, co rzeczywiste, i wobec tego, co postulowane. „Miś” był inspirowany realiami epoki „późnego Gierka”, schyłkiem lat 70. XX w., gdy kryzys państwa, gospodarki, poczucie absurdalności kraju, w którym żyliśmy, osiągnęły apogeum.
Nikt po Gierku nie płakał
Wtedy właśnie, w lipcu 1980 r., w przeddzień sierpniowego buntu, poznański kabaret „Tey” Zenona Laskowika i Bohdana Smolenia, wystąpił podczas festiwalu w Opolu z legendarnym programem „Z tyłu sklepu”. Teksty, piosenki, aluzje, dla późniejszych pokoleń nie całkiem zrozumiałe, budziły wtedy żywą i entuzjastyczną reakcję publiczności, która w lot łapała ów nieoczywisty humor. „W pierwszym rzędzie witamy wszystkich siedzących”, mówił Laskowik do opolskiej publiczności i wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi. Taka była powszechna świadomość, wcale nie ograniczona tylko do środowisk inteligenckich, naznaczona poczuciem nieposzanowanej godności, propagandowych manipulacji, coraz bardziej dokuczliwych realiów dnia codziennego.
Decydujące znaczenie dla historycznej rehabilitacji Gierka i jego epoki, miało zjawisko społecznego zapominania
Edward Gierek był wtedy, w roku 1980, wyrazistym symbolem tego, co bolało większość Polaków, jego usunięcie ze stanowiska pierwszego sekretarza PZPR 6 września 1980 r. zostało przyjęte jako zasłużona kara za kryzys, w który wpędził kraj i jego obywateli. Ze świecą byłoby wtedy szukać jakiegokolwiek sentymentu do osoby Gierka, trwała za to feeria dowcipów, skeczy, programów kabaretowych, ukazujących dekadę jego rządów w krzywym zwierciadle. To wtedy wszyscy z lubością opowiadali, skądinąd nieprawdziwe, historie o Stanisławie Gierkowej latającej do Paryża, do fryzjera, o złotych klamkach w rezydencji I sekretarza itp., itd. Nikt po Gierku nie płakał, także wtedy, gdy 13 grudnia 1981 r. Wojciech Jaruzelski nakazał go zamknąć w obozie dla internowanych. Szef „Wrony” wiedział, że ta akurat decyzja może spotkać się z szeroką aprobatą społeczeństwa. Gierek i jego epoka zdawali się spoczywać na śmietniku historii.
Propaganda sukcesu, sukces propagandy
Wszystko zmieniło się w latach 80., a szczególnie na początku III RP, gdy wielu Polaków stanęło wobec niezrozumiałych dla nich konsekwencji transformacji wolnorynkowej. Najpierw bezrobocie, zjawisko w PRL istniejące, choć ukryte, abdykacja państwa z roli opiekuńczej, odwrócenie hierarchii społecznego prestiżu – ci, którzy niegdyś byli piętnowani jako badylarze, cinkciarze, spekulanci, prywaciarze, nagle stali się bohaterami nowej epoki. Koniec gospodarki niedoboru, w której decydująca rolę w pozyskaniu dóbr odgrywały nie pieniądze, ale stosunki, zastąpionej rzeczywistością powszechnej dostępności towarów, uzależnionej jednak od zasobności portfeli, to wszystko tworzyło głęboki dysonans w umysłach pokoleń ukształtowanych w PRL.
Niejednokrotnie spotykamy się z oceną, iż masowy bunt społeczny początku lat 80., był wynikiem rozczarowania społeczeństwa, zwłaszcza ludzi pracy, lekceważeniem przez władze zasad, które oficjalnie głosiły. Tzw. realny socjalizm miał być systemem egalitarnym, wdrażającym w życie marksowską zasadę: „od każdego według jego zdolności, każdemu według jego pracy”. Wielkim sukcesem systemu, ale równocześnie zarodkiem jego klęski, był fakt zinternalizowania tych haseł przez robotników – społeczne zaplecze władzy. Oni uwierzyli w to, co dla elit komunistycznych było ledwie propagandowym zaklęciem.
Strajkujący stoczniowcy nie odwoływali się do liberalnej równości szans, oni chcieli równości żołądków, czujemy to czytając 21 postulatów gdańskiego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Gierek i propaganda jego epoki odegrali kluczową rolę w uformowaniu takiego sposobu myślenia. „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, to hasło było w latach 70. wszechobecne i nie widziano w nim jedynie pustego sloganu. Rozwój Polski miał przynosić wzrost poziomu życia jej obywateli, tworzyć szansę sukcesu, nie tylko dla przyszłych pokoleń, ale także obecnie żyjących. Gierkowska „propaganda sukcesu” okazała się „sukcesem propagandy”, była skuteczna, wielu w nią uwierzyło. Obraz lat 70. ukształtował się w społecznej pamięci raczej, jako efekt jej oddziaływania niż jako osobiste wspomnienie mizerii drugiej połowy lat 70.
Któż, pamiętający tamtą epokę, potrafi dziś rozdzielić to, co było rzeczywistością, od tego, co było kreacją władzy? Poza tym dała o sobie znać naturalna skłonność do kierowania się w ocenach przede wszystkim własnym, osobistym doświadczeniem. Perspektywa „koszuli bliższej ciału”, przekaz rodzinny, stereotypy i klisze, bardziej niż interpretacje historyków, ekonomistów, politologów, wpływały i wpływają na zbiorową pamięć epok i ludzi. Wspominamy darmowe wczasy, darmową i szeroko rozbudowaną sferę usług socjalnych, inwestycje, bombastycznie ukazywane w mediach, otwarcie na zachodnią popkulturę. Niewielu potrafi dostrzec, iż u źródeł „dobrobytu” lat 70. stało nieracjonalne wykorzystanie kredytów, że „przejedliśmy” znaczną część tego, co miało uzdrowić polską gospodarkę, że pozyskane miliardy dolarów nie były powiązane z żadna systemową reformą ekonomiczną, że nadal gospodarka była traktowana, jako służka polityki. Któż zastanawia się nad przyczynami tego iluzorycznego „cudu”, któż postrzega go w kontekście zapaści początku lat 80.?
Gierek – antyteza lat 90.
Decydujące znaczenie dla historycznej rehabilitacji Gierka i jego epoki, miało zatem zjawisko społecznego zapominania, wybiórczy charakter naszej pamięci, ale przede wszystkim rzeczywistość posttransformacyjna, konsekwencje zmian początku lat 90. dla tzw. zwykłego człowieka. Polacy nie byli przygotowani na szok wolnego rynku, szczególnie ci, którzy najpierw byli bohaterami walki z systemem, a później stali się ofiarami reform. Zaczęła rosnąć nostalgia za epoką socjalnego bezpieczeństwa, mniemanego egalitaryzmu, a dla inteligencji za czasem „nocnych rodaków rozmów”, gdy „serca w nas pałały”, gdy nie musieliśmy szukać miejsca w prozie wolnego rynku.
To wtedy rosnąć zaczął Gierek i jego epoka. Dla jednych wspomnienie względnego dobrobytu, bezpieczeństwa socjalnego, równości żołądków, dla innych czas szlachetnej opozycyjności, gdy walka z systemem narażała na represje, ale przecież nie takie, jak bywało poprzednio. Gierkowskie dziesięciolecie zaczęło się stawać antytezą Polski lat 90., które dla pokoleń wychowanych w PRL były czasem chaosu, braku stabilizacji, jasnych norm i reguł, jakże różnym od tego, do czego przywykli i co jakoś tam akceptowali.
Czas „polskiej rewolucji”, „karnawału Solidarności”, zakończonego wprowadzeniem stanu wojennego, był zdominowany przez ideowy maksymalizm, „bo lepiej byśmy stojąc umierali, niż mamy klęcząc na kolanach żyć”, śpiewano w atmosferze wzmożenia, ciała nabierały duchy romantycznej literatury, „wiał wiatr historii”. Któż miał wtedy odczuwać nostalgię za Gierkiem? Otóż nawet w tym czasie i później w latach 80., była „silent majority”, nieobecna w społecznej pamięci, zdominowanej przez romantyczny paradygmat. Dla niej „karnawał Solidarności” był bałaganem, szaleństwem naruszającym poczucie bezpieczeństwa, cenniejszego aniżeli abstrakcyjna wolność.
W latach 90. ta „większość” zaczęła mieć głos, dominacja romantycznej tradycji walki, poświęcenia, moralnej słuszności, przestała mieć uprzywilejowaną pozycję w sferze społecznego dyskursu. Czasy PRL nie były już, szczególnie po rehabilitujących tamten system wyborach 1993 i 1995 r., przedmiotem jednoznacznego potępienia. Nostalgia za epoką Gierka, sentyment do jego osoby, przestały być absolutnie niepoprawne, nie trzeba było już tych emocji trzymać w tajemnicy, wolno było powiedzieć: tak, lata 70. były najszczęśliwszą dekadą mojego życia.
To jest oczywiście „prawda ekranu”, „prawda pamięci” w żadnym wypadku nie „prawda czasu” ani „prawda historii”. Kogóż jednak interesują ustalenia i oceny historyków, efekty naukowej refleksji, zobiektywizowane interpretacje przeszłości? Nieliczną mniejszość. Historia przegrywa z pamięcią, tym bardziej, gdy popkultura schlebia stereotypom. Ludzie wstają, klaszczą, płaczą, po projekcji „Gierka” – takie relacje płynęły z kin w Sosnowcu i Dąbrowie Górniczej – nie dlatego, że widzą prawdziwy obraz tamtych czasów, oni są wzruszeni tym, że film schlebia ich pamięci, jakże skądinąd odległej od faktów.
Przeczytaj także: Historia i teraźniejszość? Wolne żarty
Dziekuje za ten komentarz! “Dane” mi bylo przezyc epoke Gierka i tak ja wlasnie odbieram.
Czy Gierek to pierwszy Polak pamiętany na wiele sposobów?
S.A.Poniatowski, A.J.Czartoryski, margrabia Wielopolski, że o Dmowskim i Piłsudskim nie wspomnę. Historia to opowieść, choć próbuje być bezskutecznie nauką. I tak nie ujednolici ocen ludzi, bo one zależą od przyjętych a priori założeń oceniającego. Tak jak kłócono się o Wielopolskiego tak kiedyś pojawi się otwarty spór o Jaruzelskiego. W końcu on będzie następny w kolejce po Gierku. I znów jedni będą płakać a inni krzyczeć. Inaczej się nie da.
~ Marek2: Prawie ma Pan racje, ale kult jednostki Gierka najlepiej oddaje dla mnie piosenka wykonana w Hali Oliwii: To ja Manitou https://www.youtube.com/watch?v=s-E9cL4oeqk . To dla mnie najlepsze podsumowanie tej dekady.
Nie tylko Gierka. Ta piosenka to nie tylko aktualna publicystyka polityczną o jednym wodzu. To coś więcej. Dzisiejszego wodza może dotyczyć tak samo….
~ Marek2: Zgadzam sie z Panem. Ta piosenka jest uniwersalna. Ale powstala wlasnie w 1980r. jako artystyczne podsumowanie calej dekady “propagandy sukcesu”. Pamietam strone tytulowa jednego z numerow Trybuny Ludu, na ktorej twarz E. Gierka zostala “wpisana” w kontury Polski. “Ojczyzna, ojczyznie, ojczyzniany biznes…”
Po co szukać tak daleko? Jerzy Buzek odchodził z polityki jako osoba nikłym autorytecie. Po 4-letnim premierostwie jego partia nie przekroczyła progu 5%. I co? Dziś jest powszechnie szanowany, mimo że wszystkie reformy którym dawał twarz trudno powiedzieć, by zakończyły się niekwestionowanym sukcesem. Tu grają jakieś inne mechanizmy niż realna ocena osiągnięć politycznych. Np. poniżej oceny na którą zasługuje oceniany jest Gomułka. Ciekawe, że pokolenia które pamiętają wymierają, a opinia zostaje. Np. dlaczego nie ma historyków (ja takich nie znam) którzy doceniają panowanie Władysława Hermana? Bardzo dobry, niedoceniany władca, który po przerwie na awanturnika Bolesława Szczodrego tak kontynuował linię Kazimierza Odnowiciela i umocnił państwo, że Bolesława Krzywoustego stać było na prowadzenie zwycięskich sensownych i mniej sensownych wojen. A taki Bolesław Chrobry zbudował nadęte nie tylko terytorialnie państwo, które rozsypało się natychmiast po jego śmierci jak domek z kart, i mimo wszystko ma on nieśmiertelnie dobrą prasę. Bo taka jest polityka historyczna widoczna w podręcznikach, co do której jest zgoda ponad podziałami, chociaż z prawdą to ma tylko połowiczny kontakt. Ciekawe, że alergików na politykę historyczną drażni tylko historia ostatnia.
Drażni to, co dotyczy naszego życia.
Spór o powstanie styczniowe, najgorętszy spór polsko-polski w XIX wieku już wygasł. Powoli wygasa spór o powstanie warszawskie. Spory stygną, gdy idą do grobów ich aktorzy. Stają się domeną historyków a nie codziennością.
Z kolei na rozważenie innych sporów jest za wcześnie. Stan wojenny nadal czeka.