Zima 2024, nr 4

Zamów

A u nich w domu czeka na ciebie pokój

Fot. Pexels / 9144 images

Widziałam, że Nikki i Shawn nie przypominają innych przychodzących tu rodziców czy nawet rodziców zastępczych. Wyglądali na zamożniejszych. Coś w sposobie, w jaki usiedli, w tym, jak Nikki czuła się niezręcznie, sprawiało, że wszystko wokół nich wydawało się bardziej zaniedbane.

Na początku wydawali się dość mili.

Wciąż są mili, tylko inni.

Spotkałam się z nimi w budynku opieki społecznej w centrum miasta kilka tygodni po tym, jak mama powiedziała mi, co się dzieje. Nadal było lato, wciąż zbyt gorące, i nadal miałam tę samą wolontariuszkę z opieki. Myślałam, że na spotkaniu będzie też mama, ale jej nie było. A ponieważ nikt o tym nie wspomniał, nie zadawałam pytań. Zabrano mnie do dużego pokoju z telewizorem i kanapą. Wyglądał na dość zaniedbany od czasu, gdy byłam tu ostatnio, jakby meble potrzebowały czyszczenia. Czułam się tym wszystkim zażenowana.

Czekali tam na mnie. Młodo wyglądający, ciemnowłosy, przystojny mężczyzna, jedynie siwiejące skronie zdradzały, że jest starszy, niż się wydaje, i miła jasnowłosa pani z błyszczącymi złotymi pierścionkami, kolczykami i naszyjnikiem. Shawn i Nikki. Nikki wyciągnęła rękę, gdy nas przedstawiano, potem cofnęła ją i zarumieniła się jak dziewczyny na filmach.

Na początku najwięcej mówiła pracownica socjalna.

– Cedar idzie do dziewiątej klasy szkoły średniej. Zgadza się, Cedar?

Kiwnęłam tylko głową. Nieczęsto podnosiłam wzrok. Mój tata, Shawn, uśmiechał się za każdym razem, gdy to robiłam, i czułam się onieśmielona.

– A państwa córka jest mniej więcej o rok starsza?

Ta pani, Nikki, wtrąciła swoje:

– Prawie dokładnie tyle. Niedługo skończy piętnaście lat. Urodziny ma zaledwie kilka tygodni po niej. Po tobie. – Zwróciła się do mnie. – Możecie je świętować razem, gdybyś zechciała.

Miała ciemnoniebieskie oczy, niemal szare, a kiedy się uśmiechała, zmarszczki wokół nich układały się inaczej. Makijaż połyskiwał w żółtawym świetle. Nałożyła nawet szminkę. Mogłam dostrzec linię jej warg i nic nie było rozmazane.

– A u nich w domu czeka na ciebie pokój – ciągnęła pracownica socjalna, jakby chciała mnie do czegoś przekonać. Jakbym miała coś do powiedzenia.

– Na razie jest tam tylko łóżko, komoda i biurko – powiedziała Nikki. – Pomyślałam, że będziesz wolała urządzić go, jak ci się spodoba, i przywieziesz własne rzeczy, jakie chcesz. Możemy pójść na zakupy, kiedy będą ci potrzebne pomoce szkolne i tym podobne. Możesz wybrać cokolwiek, na co będziesz miała ochotę, naprawdę. – Nikki zaczerpnęła powietrza, zerknęła na mojego tatę, Shawna, i dokończyła cicho: – Jestem taka zdenerwowana.

– Zdenerwowanie jest czymś naturalnym w tej sytuacji, Nikki – zapewniła pracownica socjalna. – Powiedziałabym, że spodziewanym. Na pewno Cedar też się denerwuje. – Uśmiechnęła się do mnie. Była milsza niż zwykle, bardziej uprzejma. Widziałam, że Nikki i Shawn nie przypominają innych przychodzących tu rodziców czy nawet rodziców zastępczych. Wyglądali na zamożniejszych. Coś w sposobie, w jaki tutaj usiedli, w tym, jak Nikki czuła się niezręcznie, sprawiało, że wszystko wokół nich wydawało się bardziej zaniedbane. Naprawdę nie wiedziałam, czy są bogaci, czy nie. Było to tylko odczucie. Z rodzaju tych zbyt-dobre-by-było-prawdziwe. Zbyt-dobre-aby-mu-zaufać.

Nikki oznajmiła:

– Wszystko już mamy przygotowane. A Faith, moja córka, jest bardzo podekscytowana, że cię pozna. Też by dzisiaj przyjechała, naprawdę miała ochotę, ale nie chcieliśmy, rozumiesz, przytłaczać cię obecnością nas wszystkich jednego dnia. – Wzięła mojego tatę, Shawna, za rękę. – Pragnęliśmy więcej dzieci, chcieliśmy dać ci małego braciszka lub siostrzyczkę, lecz Bóg zdecydował inaczej. Ale my, ja też, zawsze pragnęliśmy cię poznać, Cedar. Gdy tylko usłyszałam, gdy usłyszeliśmy o wszystkim, po prostu wiedzieliśmy, że musimy cię zabrać. Wiedzieliśmy, że jesteśmy twoją prawdziwą rodziną. – Jej oczy napełniły się łzami. Zaczęłam się obawiać o jej tusz. Że spłynie i zafarbuje jej oczy na czarno.

Rodzina Strangerów
Katherena Vermette, „Rodzina Strangerów”, tłum. Ewa Horodyska, Wielka Litera, Warszawa 2022

Nikki nie przestawała mówić, przerywając jedynie swoje słowa nerwowym śmiechem.

– Moja córka też należy do rdzennej ludności, no cóż, jest mieszanej krwi, Metyską, jak mi się zdaje. Jak ty. Jej tata pochodzi z Alberty. Nie ma go, hm, w okolicy, ale ona i jego mama są wręcz jak dwie krople wody. Dzięki Bogu nie wygląda jak ja. Bo ja wiem, wiem, jak to jest. I, no cóż, wyszłam za twojego tatę, prawda? Jesteśmy w pełni… Jesteśmy otwarci i wiemy, że się różnimy. W naszym domu nie patrzy się na kolor skóry.

Pracownica socjalna odchyliła się na oparcie. Wyglądała, jakby jej praca dobiegła końca i teraz mogła się odprężyć. Shawn, mój tata, sprawiał wrażenie, jakby zwykle pozwalał Nikki zabierać we wszystkim głos. Miałam ochotę jej powiedzieć, że nie o to chodzi w byciu Metysem. Nie o pomieszanie ras, nie o to. Ale tylko zerkałam na tatę, na Shawna, starając się ukryć to, że patrzę. Czy jest do mnie podobny?

Albo raczej czy ja jestem podobna do niego?

Szkoła średnia okazała się równie okropna jak podstawowa. Nie mam pojęcia, o co było to zamieszanie. Po całym zeszłorocznym gadaniu o byciu bardziej dojrzałym i odpowiedzialnym, gdy pójdziemy do szkoły średniej, nie wydawało się, aby coś uległo zmianie. W każdym razie nie w szkole na przedmieściach. O ile mogę ocenić, nowe koleżanki są równie głupie, lekceważące wszystko i irytujące jak poprzednie, tyle że bogatsze. I bielsze.

To ogromna szkoła. Myślałam, że przez to będzie bardziej przerażająca, ale w rzeczywistości jest odwrotnie. Chodzi tu tak wiele dzieciaków, że dosłownie znikam w tłumie i nikt nie zauważa, że jestem nowa, dziwaczna czy cokolwiek.

Nie przejmuję się, nie tak naprawdę. Choć na początku miałam trochę nadziei, że znajdę jakieś przyjaciółki, przynajmniej jedną. Nawet próbowałam się uśmiechać do pewnej dziewczyny na zajęciach z matematyki, ale nic z tego nie wyszło. Myślałam o dołączeniu do stowarzyszenia, żeby mieć z kim siadać przy lunchu, ale gdy się przyjrzałam, wszyscy wydawali się już dobrani w grupy. Wyglądało na to, że się spóźniłam. Nic nowego. Nigdy nie potrafiłam się dopasować.

Faith chodziła tam od roku, więc miała przyjaciółki i w szkole nie zwracała na mnie szczególnej uwagi. Podobnie w domu, ale tam przynajmniej mogłam zamknąć drzwi.

Nikki miała rację – Faith wygląda na rdzenną mieszkankę tych stron. Nie żeby ją to obchodziło albo żebym ja coś do niej na ten temat mówiła. Faith nie wydaje się w ogóle zainteresowana tego rodzaju sprawami. Ma piękne, proste, czarne włosy, które spływają po plecach niemal do talii. Idealnie brązowe oczy i idealnie opaloną skórę. Wygląda, jakby mogła zostać modelką, brakuje jej tylko turkusowego naszyjnika oraz tradycyjnej sukni zamiast spodni do jogi i bluzki odsłaniającej brzuch, które zwykle nosi. Ale Faith nie zwraca na to wszystko szczególnej uwagi. O ile mogę stwierdzić, niespecjalnie poświęca uwagę czemukolwiek. Poza swoim chłopakiem, przyjaciółkami, zadzieraniem nosa przy lunchu, odpyskowywaniem mamie i proszeniem o pieniądze. Trzymałam się na odległość, odkąd się tu pojawiłam, a Faith mi to ułatwiała. I tak to od początku wygląda.

Nowe koleżanki są równie głupie, lekceważące wszystko i irytujące jak poprzednie, tyle że bogatsze. I bielsze.

Udostępnij tekst

Nie spotkałam jej do chwili, gdy przyjechałam w odwiedziny. Mówili, że tylko przenocuję, ale tak naprawdę to oznaczało, że się wprowadzam. Wzięłam plecak z ubraniem na zmianę i to było wszystko, co chciałam zabrać. Zaparkowaliśmy samochód w przestronnym garażu, a Nikki wyjęła mój plecak z bagażnika i powiedziała:

– Przepiorę te ciuchy na szybko, okej?

To nie było pytanie. Trzymając bagaż w wyciągniętej ręce, zniknęła na schodach prowadzących do sutereny.

Gdy wróciła, dała mi swój stary dres i sprawdziła, czy nie mam wszy. Chciałam jej powiedzieć, że nie miałam ich od lat, ale nie wydawało mi się, aby ją to powstrzymało.

Tak poznałam Faith – stojąc przy Nikki marszczącej brwi nad moimi splątanymi włosami, jakbym była jakimś dzieciakiem z getta. Próbowałam uśmiechnąć się lekko do tej starszej dziewczyny z nałożonym na twarz rozświetlaczem, ale po jej szyderczym uśmieszku poznałam, że nigdy mnie nie polubi.

Później wszyscy zasiedliśmy przy stole do kolacji i Nikki przez cały czas mówiła. Nikomu to nie przeszkadzało. Pozostałych dwoje chyba przywykło do tego, że wypełnia przestrzeń słowami, westchnieniami i wybuchami śmiechu, które nigdy nie wydają się szczere. W pewien sposób to lubiłam, przynajmniej na początku, bo to oznaczało, że sama nie muszę nic mówić. I sporo się dowiedziałam. Wszystkiego o tacie Faith i o tym, jaki był niedobry, o tym, że Nikki nie ma kontaktu z jego rodziną, wyjąwszy matkę, z którą spotkała się dwa razy, ale słyszała rozmaite historie i nie była to zbyt zdrowa rodzina „ani nic takiego”. I jak mojego taty nie można porównywać z tatą Faith, ponieważ jest dobry i ma pracę, a piwo pije tylko wtedy, gdy ogląda rozgrywki sportowe, więc „nie masz się czym martwić, gdybyś miała obawy”. I że są bardzo zadowoleni z przeprowadzki tutaj, ponieważ domy są tańsze niż w Albercie, i nie zrobili tak tylko dlatego, że Shawn stracił pracę, ponieważ wielu ludzi ją straciło z powodu naftowej plajty, „przeklętych liberałów, komuchów, ekologów i innych takich”; teraz jednak dostał dobrą robotę w Hydro, która mu bardziej odpowiada, „prawda, skarbie?”.

Ale było to kolejne pytanie bez odpowiedzi, ponieważ Shawn zignorował je i patrząc prosto na mnie, odezwał się:

– Słyszałem, że jesteś naprawdę bystra, masz dobre oceny i w ogóle.

Przełknęłam ślinę. Chciałam powiedzieć coś właściwego, ale w końcu tylko kiwnęłam głową.

– Jaki jest twój ulubiony przedmiot? – drążył dalej.

– Hmmm. – Ponownie przełknęłam. – Chyba historia, albo może studia nad rdzenną ludnością.

– Och, musisz nam to wszystko objaśnić – wtrąciła się Nikki. – Biedna Faith nawet nie wie, z jakiego plemienia pochodzi, prawda, skarbie?

Faith wzruszyła ramionami.

– Cóż. – Mówiłam wolno. – W Albercie żyje kilka plemion. Nehiyaw, Dene, T’suut’ina.

– Nie słyszałam o żadnym z nich.

– Kri?

– O, to znam! Może o nie chodzi. Nigdy nie byłam w tym dobra. I jakie to ma właściwie znaczenie? Och, jesteś bardzo podobna do swojego taty, wiedziałaś o tym? Czy mama kiedykolwiek ci mówiła?

Chciałam pokręcić głową, ale wydawało się to nieuprzejme.

– Nie pamiętam – bąknęłam.

– No bo jesteś, naprawdę. To musi być ta rdzenna krew. Silniejsza od krwi białych, co?

Pomyślałam, żeby powiedzieć coś o genach recesywnych, ale to nie miało sensu, ponieważ Nikki właśnie zaczęła mówić na inny temat.

Aż wreszcie Faith odsunęła krzesło z nieprzyjemnym zgrzytem, pozostawiając talerz pełen jedzenia.

– Będziemy oglądać film, powinnaś się przyłączyć! – zawołała za nią Nikki.

– Wychodzę. – To było wszystko, co powiedziała Faith, i zeszła na dół do swojego pokoju w suterenie.

Nikki przewróciła oczami.

– Nie przejmuj się nią, ma dopiero piętnaście lat! I nie chce być nieuprzejma! – krzyknęła pod adresem swojej córki, której już tu nie było. – To dobra dziewczyna, naprawdę. Po prostu nerwowa. Zawsze chciała mieć rodzeństwo. Cały czas nam to powtarzała. I naprawdę myśleliśmy, że będziemy mieć dziecko, nasze wspólne. Prawda, skarbie? Nie chciałam, żeby była taką rozpieszczoną jedynaczką. Ale Pan Bóg miał chyba inne plany. – Popatrzyła w sufit, jakby tam właśnie przebywał Bóg.

– Nie martw się. – Mój tata, Shawn, pochylił się ku mnie. – Nie jesteśmy świętoszkami. Nikki czasami po prostu tak gada.

– Och ty! Naprawdę pójdziesz do piekła – powiedziała, ale z uśmiechem, i machnęła serwetką, lecz zrobiła to żartobliwie.

Nikki nawijała przez cały wieczór. Ciągle gadała, kiedy sprzątaliśmy ze stołu i napełnialiśmy zmywarkę.

– Zostaw to mnie, skarbie. Trzeba je odpowiednio ułożyć, jeśli wszystkie mają się umyć. – Gadała, wycierając blat i stół, dwukrotnie. Gadała, gdy robiłyśmy popcorn w prawdziwej maszynce do popcornu. – Staram się jeść tak mało przetworzonej żywności, jak to tylko możliwe. Nie tylko dlatego, że to zdrowsze, ale nieprzetworzona smakuje lepiej. – Gadała nawet podczas filmu, kiedy Faith wróciła do domu i poszła prosto do swojego pokoju, i tak na okrągło aż do chwili, gdy zaproponowała, że zaprowadzi mnie na górę i „otuli na dobranoc”.

Mój pokój był prawie pusty, ale stało w nim wszystko – wąskie łóżko, komoda, biurko. Cóż, może nie pusty, ale w pewien sposób niewypełniony. Jedynymi prawdziwymi rzeczami były moje świeżo wyprane ciuchy, poskładane i schludnie ułożone na komodzie.

– Urządzisz się tak, jak będziesz chciała. Powiesisz sobie, co zechcesz, jakieś plakaty czy cokolwiek. W przyszłym tygodniu możemy pojechać na zakupy, jeśli masz ochotę. Jaką muzykę lubisz? Faith przepada za rapem, Tupakiem czy jakoś tak. Nie akceptuję tego, ale przynajmniej ścisza dźwięk.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Nikki odwróciła się w stronę korytarza.

– Shawn, przyjdź powiedzieć „dobranoc”. Powiedz „dobranoc” swojej córce, skarbie.

Z zażenowaniem wyłonił się zza rogu.

– Dobrej nocki, C. Miłych snów.

– Och, dajże spokój. Powinieneś się bardziej postarać! Nie zamknąłeś tylnych drzwi, prawda? – Nikki wymierzyła mu żartobliwego kuksańca i skierowała się na dół do kuchni. – I nie wyłączyłeś światła!

Shawn odprowadził żonę spojrzeniem.

– Ma dobre chęci. Dużo mówi, kiedy się denerwuje. Dobrze, że my należymy do tych małomównych, co? – Mrugnął. Przechylił głowę z ironicznym uśmieszkiem i puścił do mnie oko. Jestem dość wysoka, ale on jest trochę wyższy. Z bliska widziałam dużo siwych pasm w jego włosach i zmarszczki wokół oczu, lecz nikt nie mógłby nazwać go starym.

To było fajne mrugnięcie.

– Śpij dobrze, C. – Wyciągnął rękę i poklepał mnie po ramieniu. Był to przelotny dotyk, choć pełen ciepła. Potem poszedł do ich pokoju po drugiej stronie korytarza.

Stałam tam krótką chwilę, ale szybko zamknęłam drzwi, gdy usłyszałam, że Nikki wraca. Miałam już dość. Zmęczyła mnie jej paplanina.

Zza drzwi nadal słyszałam, że rozmawiają. Głównie mówiła Nikki, ale od czasu do czasu mój tata odpowiadał. Shawn odpowiadał. Pokój Faith był poniżej, lecz dobiegało mnie basowe dudnienie. To nie był hałas, po prostu było je słychać. Wszystko inne wydawało się pogrążone w ciszy, cała okolica, sąsiedzi. Nie słyszałam nawet przejeżdżającego samochodu.

Wesprzyj Więź

Zapadłam w sen, próbując dopasować słowa do muzyki, której słuchała Faith, i uznając, że C to naprawdę fajne przezwisko. Starałam się nie myśleć o swojej prawdziwej rodzinie. Tej, która naprawdę nią była.

Fragment książki „Rodzina Strangerów”, tłum. Ewa Horodyska, Wielka Litera, Warszawa 2022. Tytuł od redakcji

Przeczytaj też: Tam mógł być pogrom. A tu jest życie. Zawsze jakiś ruch. Ulica. Samochody. Śmiech

Podziel się

Wiadomość