Budowanie pozycji polskiej sztuki w świecie to było trzydzieści lat ciężkiej pracy. Dziś ta pozycja jest zagrożona – mówi „Gazecie Wyborczej” Anda Rottenberg.
Miesiąc temu wiceprezes Rady Ministrów, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński mianował Janusza Janowskiego – wcześniej prezesa Związku Polskich Artystów Plastyków – na dyrektora Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki. O działalności Zachęty w ostatnich kilkudziesięciu latach i prognozach na przyszłości Emilia Dłużewska rozmawia w „Gazecie Wyborczej” z Andą Rottenberg, wieloletnią dyrektorką galerii, krytyczką i kuratorką.
Rottenberg wspomina, że w latach 90. postawiła sobie za cel „wprowadzenie Zachęty do międzynarodowego obiegu artystycznego”. „Przebijałam okno na świat z dużym trudem, ale udało się” – przyznaje. I dodaje: „Budowanie pozycji polskiej sztuki w świecie to było trzydzieści lat ciężkiej pracy. Dziś ta pozycja jest zagrożona”.
Zdaniem Rottenberg „Janowski chce organizować przeglądy narodowych twórców i »ogólnopolskie wystawy plastyki«, jak za Sokorskiego (ministra kultury w latach 1952-56 i przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji w latach 1956-72). Tymczasem sztuka ma wartość, jeśli jest ponadnarodowa. Dopiero wtedy może zwrócić uwagę świata na polską specyfikę”.
Była dyrektorka Zachęty twierdzi, że nie wystarczy zmiana dyrektora w następnej kadencji, by naprawić szkody. „Nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Świat sztuki nie stoi w miejscu. Zmieniają się dyrektorzy instytucji, modele wystaw, podejście do sztuki i priorytety artystyczne. Wchodzą nowe gwiazdy: artyści i kuratorzy. Za cztery lata główny nurt będzie już zupełnie gdzie indziej. Każdego dnia przepaść między Zachętą a tym, czym żyje sztuka w obiegu międzynarodowym, będzie się powiększać. Tego nie da się nadrobić. Trzeba będzie wskoczyć od razu w nowy porządek – tak, jak to zrobiłyśmy po 1989 r.” – mówi.
„Sztuka ma wartość, jeśli jest ponadnarodowa – tłumaczy Rottenberg. – Dopiero wtedy może zwrócić uwagę świata na polską specyfikę”. Natomiast sama „Zachęta nie jest potrzebna polskim artystom, to dobrzy polscy artyści są potrzebni Zachęcie. Bo bez nich, bez ciekawego programu przestanie być wiarygodna dla świata jako instytucja”.
Krytyka dyrektora Janowskiego
Na początku stycznia ministerstwo opublikowało 18-stronnicowy program nowego dyrektora Zachęty. Janowski chce m.in. „pogłębienia oraz poszerzenia rozumienia artystycznej współczesności” oraz „scalania wspólnoty w oparciu o ukształtowany kod estetyczno-poznawczy i symboliczny, ufundowany na kontemplacyjnym doświadczeniu estetycznym”. Ponadto planuje organizować cyklicznie duże wystawy zbiorowe.
Program spotkał się z krytyką ekspertów. – W zasadzie są tam same ogólniki, pod które można podłożyć wszystko – mówiła w TVN24 Małgorzata Kaźmierczak, wiceprezeska zarządu Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA Sekcja Polska.
Mikołaj Iwański z Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej jest zdania, że nowy dyrektor „pisze program dla zupełnie innej instytucji osadzonej w czasie lat 50., może 60.”. Podobnie uważa prof. Maria Poprzęcka, historyczka sztuki z Uniwersytetu Warszawskiego. „To regres instytucji o kilkadziesiąt lat. Ta struktura i koncepcja sytuują Zachętę bardzo blisko tego, czym była w latach 50. XX w.” – mówi „Gazecie Wyborczej”.
Inaczej uważa Tomasz Rowiński „Christianitas”. Zdaniem konserwatywnego publicysty „przez trwającą od lat 90. uległość Ministerstwa Kultury wobec roszczeń środowisk artystycznych wzmacniano głównie artystów będących w zgodzie z lewicowo-liberalnymi dogmatami”, o czym pisze w „Do Rzeczy”.
Przeczytaj też: Nie tylko i nie przede wszystkim dla mnie
DJ