Kościelni hierarchowie postępują tak, jakby wciąż nie zdawali sobie sprawy, że problem wykorzystywania seksualnego dotyczy nie ich „korporacji”, ale wspólnoty Kościoła, wiernych, a ostatecznie także ich wiary w Boga.
Minęło właśnie 20 lat, odkąd dziennikarze z zespołu śledczego „Spotlight” w „The Boston Globe” zaczęli ujawniać tuszowanie wykorzystywania seksualnego w Kościele katolickim. W 2003 roku odebrali za to Nagrodę Pulitzera, a ich pracę rozsławił dramat nagrodzony Oscarami za najlepszy film i scenariusz.
Dziś wydaje się już oczywiste, że karą dla księdza za wykorzystanie ucznia czy ministranta nie może być przeniesienie do innej parafii. Wtedy, 20 lat temu, przy innej świadomości społecznej, tak jednak nie było – widziałem to choćby we własnej szkole, widzieli to w swoich szkołach moi przyjaciele. Dlatego media wciąż donoszą o nowych przypadkach przestępstw, także z przeszłości, oraz o ich tuszowaniu przez kościelnych hierarchów. A dziś cień padł na papieża emeryta Benedykta XVI, byłego metropolitę Monachium.
Niestety, to, co wydaje się oczywiste dla opinii publicznej, wciąż jest negowane w strukturach kościelnych. Jawność i rozliczalność pozostają postulatami. Dlatego ciągle możliwe są historie takie, jak ks. Grzegorza K., opisana przez Zbigniewa Nosowskiego: dwukrotnie prawomocnie skazany duchowny czuje się pewnie i bezkarnie nawet na terenie parafii, gdzie nie wolno mu przebywać, bo właśnie tam ćwierć wieku temu jako duszpasterz rozpijał i molestował młodziutkich ministrantów.
Mamy jednak rok 2022. Nawet jeśli zwierzchnicy ks. Grzegorza K. myślą sobie, że umieszczenie go w sąsiadującym z podstawówką i całorocznymi kortami tenisowymi domu księży emerytów, nie budzi moralnych zastrzeżeń, wierni uważają inaczej. Deklarują, że nie pozostaną bierni. Nie chcą tolerować tego, że K. może spotkać na ulicy tych, których niegdyś skrzywdził, ich najbliższe rodziny i przyjaciół.
Hierarchowie postępują tak, jakby wciąż nie zdawali sobie sprawy, że problem wykorzystywania seksualnego dotyczy nie ich „korporacji”, ale wspólnoty Kościoła, wiernych, a ostatecznie także ich wiary w Boga. „Jak mam bowiem wierzyć w dobrą nowinę Chrystusa, skoro ci, którzy ją głoszą, nie są wiarygodni ani jako osoby, ani na płaszczyźnie instytucji bądź wspólnoty? Tak ostatecznie brzmi pytanie, które dziś mniej lub bardziej świadomie stawiają sobie nie tylko osoby bezpośrednio skrzywdzone wykorzystaniem seksualnym, ale niemal wszyscy wierzący, którzy aktywnie uczestniczą w życiu Kościoła i szczerym sercem poszukują prawdy” – pisze w przejmującym tekście kwartalnika „Więź” ks. Grzegorz Strzelczyk.
Zachęcam do finansowego wsparcia telefonu zaufania „Zranieni w Kościele” – założonego przez osoby świeckie, które wbrew korporacyjnym interesom hierarchii, chcą brać odpowiedzialność za Kościół. Czyli w tym przypadku: psychologicznie, prawnie i duchowo wspierać skrzywdzonych.
Tekst jest edytorialem newslettera „Więź co Tydzień”
https://www.facebook.com/watch/?v=4614111361975612
Ten wywiad w pewnym sensie wyjaśnia dlaczego.
Niezwykle trafnym podsumowaniem Pana artykułu są słowa biskupa Kamińskiego w odpowiedzi na pytania red. Nosowskiego:” Nie muszę odpowiadać”. Napisałem już poprzednim komentarzu, że jest to bezczelność, ale wypada jeszcze dodać, że taka jest mentalność naszej hierarchii i nic, dosłownie nic, nie wskazuje na razie, że ta mentalność ulega zmianie.
Nie wiem, w jaki sposób tytuł ma się do tekstu.
Tekst jest edytorialem newslettera „Więź co Tydzień” (taką adnotację znajdzie Pan na końcu tego tekstu)
Dopiero całkiem niedawno uświadomiłem sobie, że odpowiedzialność za wykorzystywanie seksualne dzieci w KK ponoszę również ja, jako szeregowy i anonimowy wierny. Następowało to poprzez moje wsparcie dla instytucji i czynny udział w jej funkcjonowaniu, mechanizm dość łatwo odtworzyć. Można mieć wobec tej sytuacji różne postawy, np taką jak Wieź – walczyć o lepszy Kościół, bardzo to szanuje. Ja wybieram odwrót. Natomiast przeraża mnie to że ogromna większość duchowieństwa nie podejmuje działań, bo odczytuje to jako publiczną deklaracje braku wiary w Boga, takie pokerowe „sprawdzam”.
Panie Jerzy, nie wspierał Pan instytucji przychodząć na Mszę Świetą i inne nabozenstwa tylko uczestniczył Pan w Kosciele, Mistycznym Ciele Jezusa, Pan został włączony w ten Kosciół poprzez chrzest świety! Ja tez kilka dni temu chciałem odejść z wnetrza Koscioła po tym co rozesłała nuncjatura do Prymasa jako delegata KEP. Ale mój Ojciec spowiednik mi wszystko wytłumaczył, uspokoił moje emocje a są one ogromne jako osoby wykorzystanej przez księdza. . Wiec Pana proszę, niech Pan nie odchodzi z wnętrza Domu Bożego. Jest Pan w nim dla Jezusa, nie dla księzy i biskupów.
I JP2, i B16 i Franciszek też…
„Dziś wydaje się już oczywiste, że karą dla księdza za wykorzystanie ucznia czy ministranta nie może być przeniesienie do innej parafii. Wtedy, 20 lat temu, przy innej świadomości społecznej, tak jednak nie było (…)”
Nie wiem skąd taki pomysł autorowi przyszedł do głowy. Już na początku lat 90. był ogromny sprzeciw wobec Marciala Maciela Degollado. Niestety bronił go sam papież. W Polsce w roku 2000 przykładem sprzeciwu była niezałatwiona do dziś sprawa sprzeciwu wobec molestowania kleryków przez abp. Paetza. To tylko Kościół uważał, że nie ma problemu a świat dalej żyje w średniowieczu, jakie są tego skutki wszyscy wiemy.