Coś trzeba było zrobić, aby maturzysta znał historię powojenną, aby potrafił rozpoznać dylematy, wątpliwości i niejednoznaczność tamtej epoki. Trzeba było to zrobić. Ale jak?
Przeczytałem tekst projektu rozporządzenia ministra edukacji i nauki z 16 grudnia zmieniającego rozporządzenie w sprawie podstawy programowej kształcenia ogólnego dla liceum ogólnokształcącego, technikum oraz branżowej szkoły drugiego stopnia. Zawiera on program wprowadzenia nowego przedmiotu, historia i teraźniejszość (HiT), który ma zastąpić dotychczasowe lekcje historii i wiedzy o społeczeństwie.
Zacznę od kilku słów aprobaty. Jako wykładowca historii Polski w XX w. na rozmaitych kierunkach studiów byłem zawsze zdziwiony całkiem dobrym poziomem wiedzy absolwentów szkół średnich w zakresie historii starożytnej, średniowiecznej i nowożytnej, aż po drugą wojnę światową. Później była dziura, czarna, naznaczona głęboką ignorancją. Do niedawna przeciętny student potrafił całkiem nieźle wypowiedzieć się na temat Karola Wielkiego i przywilejów szlacheckich, ale o poznańskim czerwcu miał wiedzę zerową, a nawet ujemną. Sam tego nieraz doświadczyłem.
Jestem przekonany, że osoba sprawująca urząd ministra edukacji, bez względu na to, która opcja tworzy rząd, powinna być umiarkowaną, integrującą, pozbawioną ducha antagonizmu. Odwrotnie niż minister Czarnek
To było chore, nikomu nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Program HiT zakłada daleko idącą korektę tego stanu rzeczy. Młody człowiek ma opuścić mury szkoły wyposażony w wiedzę o dziejach najnowszych, jakże potrzebną dla właściwej formacji obywatelskiej. Tak, coś trzeba było zrobić, aby maturzysta znał historię powojenną, aby potrafił rozpoznać dylematy, wątpliwości i niejednoznaczność tamtej epoki. Trzeba było to zrobić. Ale jak?
Twórczość historyczna
Program nauczania historii najnowszej w ramach HiT zakłada: „Celem edukacji historycznej jest poznawanie prawdy o przeszłości Polski oraz świata. […] W ten sposób uczniowie zyskują pomoc w kształtowaniu swojego patriotyzmu, a więc miłości do Ojczyzny”.
Fundamentalne znaczenie ma tu wyeksponowanie słowa „prawda”. Studiowałem historię w latach 80. i pamiętam doskonale pytanie, które mi wówczas zadawano: „Czy ty się tam uczysz prawdziwej historii”? Wtedy było to jasne, komunistyczny reżim zakłamywał przeszłość, każąc nam wierzyć choćby w to, że Niemcy dokonali zbrodni katyńskiej. Prawda historyczna i kłamstwo historyczne były wtedy jasno rozdzielone i nie była to kwestia interpretacji faktów.
Dziś używanie pojęcia „prawda” w zakresie edukacji historycznej jest czymś całkiem innym, przecież nie mamy już prewencyjnej cenzury, która potrafiła narzucać jawnie kłamliwy obraz przeszłości i teraźniejszości. Żyjemy w świecie pluralistycznym, uprawniającym rozmaite interpretacje rzeczywistości, tworzącym przestrzeń wolności, podważającym pewność rozmaitych „posiadaczy prawdy”.
Jeszcze przed stuleciem pozytywistyczny entuzjazm kazał wierzyć, że jesteśmy w stanie odtworzyć rzeczywisty, prawdziwy obraz przeszłości. Leopold von Ranke, mistrz takiego rozumienia nauki historycznej, powiadał, że zadaniem badacza przeszłości jest ustalenie, „jak to istotnie było”. Obiektywne, metodyczne badanie źródeł zdawało się dawać pewność, że jesteśmy w stanie widzieć i interpretować przeszłość taką, jak naprawdę była.
Dziś wiemy, że nie jest to możliwe. Tzw. rewolucja narratywistyczna i zwrot ku badaniom nad pamięcią rozpoczęte przed półwiekiem przez Haydena White’a udowodniły, że obiektywne odwzorowanie przeszłości jest mrzonką. Kształt naszej pamięci jest zawsze zapośredniczony, nie mamy dostępu do przeszłości innego, aniżeli poprzez wspomnienia, relacje i upamiętnienia. Narracja historyka, pisał White, jest raczej twórczością literacką, zakorzenioną w jego światopoglądzie, niż nauką, bezstronną, utopijną, „sine ira et studio”.
To wszystko?
Minister Czarnek, ignorując dorobek światowej humanistyki, pragnie upowszechniać „prawdę o przeszłości Polski oraz świata”, prawdę zapewne przez siebie zadekretowaną. Jaka jest zatem „prawda” o wojnach krzyżowych, o reformacji, o konkwiście w Nowym Świecie? Co jest „prawdą” w dziejach II RP, okupacji i Polski powojennej?
Spójrzmy na programowe założenia dotyczące Zagłady Żydów, która dokonała się na ziemiach polskich. Rozporządzenie ministra powiada: „Uczeń charakteryzuje postawy społeczeństwa polskiego i społeczności międzynarodowej wobec Holokaustu, z uwzględnieniem Sprawiedliwych, na przykładzie Ireny Sendlerowej, s. Matyldy Getter, Antoniny i Jana Żabińskich oraz rodziny Ulmów”.
Czy to jest prawdziwy obraz złożonych postaw Polaków wobec swych żydowskich współobywateli, czy doprawdy da się ją zamknąć w perspektywie heroizmu? A gdzie szmalcownictwo, donosicielstwo, gdzie Jedwabne, Radziłów, gdzie Judenjagd? Polski uczeń ma o tym nie wiedzieć, ma być przekonanym o jednoznacznej szlachetności, heroizmie swych przodków, ma być odpornym na wszelkie zarzuty wobec postawy Polaków wobec Żydów. Jeśli przypadkiem trafią doń książki prof. prof. Barbary Engelking, Jana Grabowskiego, Dariusza Stoli, Piotra Foreckiego, ma być odporny na ich treść (i to nic, że pokazane tydzień temu rekomendacje dla polskiej szkoły wynikające ze strategii Unii Europejskiej w sprawie zwalczania antysemityzmu i wspierania życia żydowskiego mówią wprost: „przedmiotem nauczania powinno być jednak całe spektrum postaw, także zachowań biernych i kolaboracyjnych”).
Czy możemy rozstrzygnąć na takiej, upraszczającej i prymitywnej zasadzie, kto miał rację? Mikołajczyk czy „wyklęci”? Kto ma prawo do rozstrzygnięcia, jakie wzorce są pożądanymi dla współczesnej młodzieży? Minister Czarnek? Wolne żarty.
Rozporządzenie ministra zakłada, iż uczeń charakteryzując „proces przejmowania władzy przez komunistów w Polsce (1944–1948)”, powinien „omawiać przejawy oporu społecznego wobec komunizmu („żołnierze niezłomni” – w tym takie postacie jak rtm. Witold Pilecki, Danuta Siedzikówna ps. Inka”, płk Łukasz Ciepliński, rola Kościoła katolickiego, znaczenie emigracji)”. To wszystko. Zabrakło Mikołajczyka i PSL, nie ma katolików świeckich („Tygodnika Warszawskiego” i „Tygodnika Powszechnego”), brak Stronnictwa Pracy. Wiem, nie wszystko można powiedzieć, nie należy przeładować faktami programu nauczania. Idzie wszelako o proporcje. Przecież rzeczywistość powojenna była skomplikowana i tworzenie mitu, w ramach którego jedynie opór zbrojny był prawdziwie szlachetny i godzien podziwu, jest skrajnie jednostronne i fałszujące ówczesną rzeczywistość.
Żadna prawda
Nauczanie historii powinno uświadamiać skomplikowaną naturę ludzkich wyborów, niejednoznaczny wymiar postaw, uczyć zrozumienia dla decyzji podejmowanych w trudnej rzeczywistości. Minister sugeruje, że my, dziesiątki lat po omawianych zdarzeniach, mamy prawo oceniać postawy naszych przodków, operować kategoriami bohaterstwa i zdrady, „oceniać przeszłość zgodnie z prawdą o niej odróżniając to, co godne szacunku”. Niepokoję się, że to on właśnie ma rozstrzygać, „co godne szacunku”, że to on ma być ostateczną instancją historycznej „prawdy”.
A przecież człowiek ten – i jego współpracownicy – są jak najdalsi od bezstronności, są jawnym zaprzeczeniem uniwersalnej zasady Tacyta „sine ira et studio”, a nawet postulatu Leopolda von Ranke. Dla ministra Czarnka historia jest służką dzisiejszego obozu władzy, ma uzasadniać jego politykę, dowodzić prawa do jego dalszej dominacji na scenie politycznej. Pewnie by się oburzył czytając te słowa, przecież to, co czyni wynika z jego poglądów, zapewne jest szczerze przekonany, że to on i jemu podobni są depozytariuszami historycznej „prawdy”.
Cóż, nikt mu nie broni trwać w takim przekonaniu, czy jednak musi on być człowiekiem odpowiedzialnym za edukację polskiej młodzieży? Jestem przekonany, że osoba sprawująca ten urząd, bez względu na to, która opcja tworzy rząd, powinna być umiarkowaną, integrującą, pozbawioną ducha antagonizmu. Odwrotnie niż minister Czarnek, który zamiast budować porozumienie, roznieca emocje.
Zastanawiam się, dlaczego to właśnie on został wybrany, by przewodzić polskiej oświacie i nauce. Zapewne jego zadaniem jest właśnie: skłócić, zantagonizować, rozbudzić ducha wojny kulturowej. Program nauczania o najnowszej historii w ramach HiT wyraźnie na to wskazuje. Wiedza historyczna młodzieży ma być kształtowana w kontekście mniemanej „prawdy”, której zakres określa władza. To jednak żadna prawda, to jedynie motyw polityki pamięci tych, którzy dziś rządzą.
Mam nadzieję, że podobnie jak moje pokolenie w latach 80., także współcześni młodzi potrafią zrozumieć, co się im wtłacza do głów, i że to odrzucą, tak jak niegdyś my to odrzuciliśmy. Taka operacja na polskiej pamięci zbiorowej miała już miejsce w dobie powojennej, a jej autorzy ponieśli klęskę.
Przeczytaj także: Narodowy rewizor. Historia i teraźniejszość w rękach Zjednoczonej Prawicy
Ocena ministra Czarnka to tylko półprawda. Druga połowa to marginalizowanie nauczania historii przez rządy liberalne. Na niezaprzeczalne problemy z dotarciem do prawdy, na co zwraca uwagę Autor, liberałowie odpowiadają „to postawmy krzyżyk na prawdzie”. To ja już wolę połowę prawdy niż bezprawdę.
W tym kontekście przypomnę tylko unijną politykę historyczną, której jakoby nie ma, bo to jakoby domena wyłącznie prawicy. W preambule do niedoszłej konstytucji europejskiej wpisano oświecenie, a przemilczano chrześcijaństwo. Tych, co się oburzają na PiS w większości, chociaż nie wszystkich, to nie oburzało. Więc oburzenia na ministra Czarnka, chociaż podzielam negatywną ocenę jego konfrontacyjnych metod, nie podzielam. Bo pamiętam przemocową politykę edukacyjną rządu PO, np. w sprawie 6-latków. Też nie oceniam pomysłu negatywnie, ale metody przesądzają o rezultacie.
Nie ma większych kandydatow inżynierów dusz niż głośni wrogowie neomarksizmu. Pokaz mi co potępiasz, a ja już będę wiedział dokładnie kim jesteś.
Nowe „Podstawy marksizmu-leninizmu” przeminą wraz z twórcą. A na całe szczęście dla uczniów to są opowieści z innej planety. Oni żyją na Ziemi.
Marek2 ———————————Wy potępiacie neomarksizm toście neorewizjonista (ze sfatygowanej kadry ZNP , co ?) . —– Może wyjaśnilibyście obywatelom, gdzie w planach szczwanego ministra podstawy marksizmu-leninizmu się znachodzą ? Bo wasza wspomagierka z innego wątku nie dała rady. A ja też chciałbym walczyć i oświecać lud.
Pan pyta gdzie Judenjagd w planowanym programie nowego przedmiotu. To jakby pytać gdzie w programie nauki biologii informacja o poglądach antyszczepionkowców lub zwolenników teorii płaskiej ziemi w programie nauczania geografii. Cytat z recezenzji nt książki Judenjagd „skala tych błędów i wypaczeń /w publikacji Judenjagd/ jest zastanawiająca i zapewne nieprzypadkowa.
Są one wynikiem nieznajomości literatury przedmiotu, archiwaliów, błędów warsztatowych
(„na dobrą wiarę”), słabej znajomości realiów okupacyjnych, niemieckiego języka jak i miej-
scowego dialektu. Do tego dochodzą skłonności Autora do psychoanalitycznych rozważań
niemających realnych odniesień do rzeczywistości.
Równocześnie Autor pomija kluczową rolę niemieckiej administracji cywilnej w proce-
sie Zagłady Żydów, a inne zbrodnie niemieckie bagatelizuje. Zbrodniczą perfidię niemieckich
okupantów, która miała na celu wymuszenie udziału w polowaniu za Żydów, określa „umie-
jętnymi działaniami”; niemieckich oprawców nazywa „przełożonymi” swoich ofiar (junaków
Baudienst), a ofiary „podopiecznymi” swoich oprawców. Trudno zrozumieć, dlaczego Autor
Judenjagd dokonuje takich językowych zabiegów, zapewne wynikają one z antychłopskich
uprzedzeń.”
WA303_62293_A507-DN-R-43-2_Musial.pdf
Pamiętam czas, gdy byłem w wieku odbiorców HiT (1 kl. LO). Ostatnie lata komuny, porażka propagandy historycznej. I w tym wszystkim nauczyciele – hochsztaplerzy, którzy wiedzieli, że to czego uczą na WoS, historii i PO to wielki fałsz. Bardzo często, nieporównanie bardziej niż na innych przedmiotach, przechodziło to w głoszenie jakiś innych „prawd”. Jakiś chorych urojeń nauczycielskich umysłów.
To nie dotyczyło wszystkich nauczycieli, ale u tych upadających propagandzistów ilość była spora. I teraz też tak będzie. Tylko że teraz będą mieli mniej zahamowań i więcej dziwnych teorii do głoszenia.
Te wstępne założenia HiTu to dopiero melodia, z której rodzi się piosenka, jak we francuskim powiedzonku. Dopiero przygotowywane podręczniki i ich zawartość, dadzą odpowiedź na pytanie, jak pan minister traktuje poszukiwanie ” prawdy o przeszłości Polski oraz świata.” Znając jego dotychczasowe wypowiedzi i działalność nie miałbym tu specjalnych złudzeń. Oczywiście, aktualny licealista żyje już w zupełnie innym świecie, niż np. moje pokolenie, które w latach 60. było skazane na kłamliwe podręczniki, z reguły kończące się na czasach tuż powojennych. Pytanie , jak wielu będzie chciało na własną rękę poszukiwać „pozahitowej” prawdy historycznej, by wyrobić sobie własne zdanie o powojennych dziejach naszego kraju, zdanie niekoniecznie zgodne z orientacją i politycznymi preferencjami pana ministra i jego autorów? Jak wielu nauczycieli będzie chciało im w tym towarzyszyć? Zapewne już niebawem doczekamy się odpowiedzi na te pytania.
Przylaczam sie do poprzednich komentarzy. Pierwsze 20 lat zycia przezylem w zaklamanej komunie. A tu zafundowano mi deja vu, tyle, ze z innymi tematami. Ale formy zostaja podobne… Szkoda, kurcze!
Konrad Schneider —————– Zainteresowały mnie te formy (podobne) , sypnijcie trochę wiedzy .