Czy Żydzi i chrześcijanie są skazani na to, by iść razem, ale osobno? Czy może są jak rodzina po głębokim konflikcie, gdzie raz udaje się ułożyć relacje, a raz lepiej zapomnieć, że kiedykolwiek było coś wspólnego?
17 stycznia już po raz dwudziesty piąty obchodzony jest Dzień Judaizmu w Kościele katolickim. W słowie wprowadzającym do tych uroczystości bp Rafał Markowski napisał, że nie powinien to być powód do chluby, ale do przemyślenia sedna Dnia Judaizmu i spojrzenia na niego w kontekście wydarzeń i przemian upływającego ćwierćwiecza. „Słowo” i „wydarzenie” to po hebrajsku jedno. I podobnie jest dla chrześcijan śpiewających w minionych tygodniach „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Jakim słowem Boga jest dla nas wydarzenie Dnia Judaizmu? Jak spojrzeć nań w perspektywie tylu lat i czego chcieć dalej? Skoro przy jubileuszu nie można go proklamować jako sukces, czy trzeba ogłosić jako klęskę?
„Myśli moje nie są myślami waszymi” – taki cytat z proroka (Iz 55,8) towarzyszy tegorocznym obchodom. Abraham Joshua Heschel pisał, że Izajasz to prorok, który podniósł znaczenie zdarzeń z poziomu historii politycznej do poziomu rozumienia historii świata jako dramatu odkupienia. Czego uczy nas trudna historia relacji chrześcijańsko-żydowskich? Jak Bóg działa w historii?
W midraszu Mechilta do księgi Wyjścia znajdujemy taki sposób wyjaśnienia: „Przyjdźcie i zobaczcie, jak inne są drogi Wszechobecnego od tych ludzkich. Człowiek uzdrawia gorzkie słodkim, podczas gdy Ten, który Słowem swoim uczynił świat, nie czyni tego w ten sposób, ale uzdrawia gorzkie gorzkim” (podaję za dwutomowym przewodnikiem „Terra Santa. Bibbia – Archeologia – Catechesi” autorstwa G.Lori, F.G. Voltaggio, M. D’Ambrosi, wydanym przez Edizione Chirico w Neapolu w 2021 roku). My chcielibyśmy wszystko od razu posłodzić, poprawić, a Boży sposób działania jest wielekroć inny. Bóg daje nam zasmakować goryczy, żebyśmy mogli odkryć tajemniczą moc tego, jak On prowadzi historię. I byśmy odkrywali w tym wierność Pana, który – jak Izajasz powie o Izraelu, ale to przecież i o nas – „podtrzymywał ich i dźwigał przez cały ciąg wieków” (Iz 63,9 w tłumaczeniu Biblii Poznańskiej).
Papież Franciszek twierdzi, że nasza więź z judaizmem ma charakter komplementarny, rozwija nas, wzbogaca. Wiele osób szczerze jednak (i nie od razu w duchu kontestacji dialogu) pyta, czy aby na pewno mamy szukać tych więzi, by nie stracić właściwego oglądu korzeni naszej wiary. A może to kwestia zupełnie nieprzydatna? Nie można się takimi pytaniami oburzać, ale warto spróbować zrozumieć pośród jakich problemów się poruszamy.
Na pewno trzeba ogromnej precyzji, by nie sytuować chrześcijaństwa jako pochodnej obecnego życia żydowskiego. Trwanie wspólnoty religijnej ludu Izraela, mimo tylu trudnych momentów historii, ma swój sens w historii zbawienia i chrześcijanie w każdym pokoleniu muszą ten temat podjąć na nowo. Utrata świadomości swoich korzeni, których kolejnym splotem jest judaizm po zburzeniu Świątyni, niebezpiecznie otwiera chrześcijaństwo na pokusę idolatrii. Ale trzeba też powiedzieć więcej: utrata zmysłu tego, co chrześcijańskie w świecie, szykuje pole do powrotu antysemityzmu w najgorszej postaci. Pogańska nienawiść wobec Żydów jest złowieszcza i kończy się zawsze źle i dla nas. A chrześcijańskie (czy postchrześcijańskie) myślenie, coraz mniej „zawstydzone” Szoa, przestaje chronić przed odrzuceniem tego, czego Bóg nie odrzucił.
Corocznie w celebracjach oficjalnych Dnia Judaizmu nie pomija się pamięci Zagłady, bo tak podpowiada chrześcijański obyczaj i potrzeba serca, by modlitwą objąć ofiary Szoa. Poza tym wyjątkowa – a niedoceniana – jest coroczna modlitwa psalmami szlakiem getta warszawskiego organizowana od ponad 30 lat przez Polską Radę Chrześcijan i Żydów. Można się jednak zastanowić, czy kolejne generacje uznają i rytuał, i potrzebę serca za swoje? Czy są zdolne szukać religijnych odniesień do tego, co było i w ogóle rozeznawać sens historii w świetle wiary?
Tu dochodzimy do najistotniejszej kwestii w odniesieniu do przyszłości Dnia Judaizmu: jak dokonać transferu tej wrażliwości (nie powszechnej przecież, co trzeba uczciwie przyznać) w świat coraz mniej chrześcijański i jak ją ożywiać, a może zwyczajnie pielęgnować, w Kościele? Wrażliwość katolików najmocniej formuje w tym zakresie liturgia i Słowo Boże. Dlatego nie do zniesienia jest fakt, że nadal w Mszale, brewiarzu i innych księgach modlitwy natknąć się można na formuły zgoła nieprawdziwie opisujące status ludu Izraela. Obyśmy doczekali się wreszcie wprowadzenia poprawnego tłumaczenia wielkopiątkowego wezwania i modlitwy za lud Izraela, które nie będą żenująco nieadekwatne do naszej wiary i wiedzy.
Mamy patrzeć na lud żydowski, zaglądając w serce Kościoła, a nie traktować jego wspólnotę jak kolejny religijny obraz duchowych poszukiwań człowieka. Jeśli tam nie widzimy dziedzictwa przodków naszej wiary, to niechybnie tych korzeni nie uszanujemy i u siebie. Nie inny Bóg, jak tylko Bóg Izraela, „podtrzymywał ich i dźwigał przez cały ciąg wieków”. Ale to nie tylko czas przeszły. On podtrzymuje ich i dźwiga nadal. Nie wycofał się, a Izrael nadal służy prawdziwemu Bogu, nie zaś trwa w złudzeniach. „Bóg nadal działa w narodzie Starego Przymierza i sprawia, że istnieją skarby mądrości wypływające z jego spotkania ze Słowem Bożym” (Franciszek, „Evangelii gaudium” 249).
Tajemnica istnienia ludu Izraela jest częścią tajemnicy naszego istnienia, nasze wybranie jest połączone z jego wybraniem, a w jego przymierzach widzimy też to, co objęło Nowe Przymierze
Tajemnica istnienia tego ludu jest częścią tajemnicy naszego istnienia, nasze wybranie jest połączone z jego wybraniem, a w jego przymierzach widzimy też to, co objęło Nowe Przymierze. Zatem z jednej strony ogromnie ważna jest świadomość tego, co było wspólne: z jakiego korzenia czerpiemy, a z drugiej – świadomość tego, że echa tego są żywe i życiodajne dla wiernych Bogu Izraela w tym, jak teraz odczytują swoje powołanie i misję. Czy w tym wszystkim jest miejsce na głoszenie Chrystusa? Czy aby Dzień Judaizmu to nie krok w tył w naszym przeżywaniu wiary i wyraz „bezideowości posoborowia”, jak można było wiele razy co roku słyszeć od przeciwników tych obchodów?
W tym punkcie też panuje ogromne pomieszanie, a reakcje na opublikowany w 2018 roku artykuł Benedykta XVI „Miłosierdzie i powołanie bez odwołania” pokazują, jak ciągle jeszcze trudno znaleźć odpowiednią formułę, by uchwycić to, co jest istotą i misją Kościoła, bez zarzutu, że dialog to przykrywka dla ukrytej prozelickiej postawy chrześcijan i spłycania samego dialogu. Czy Żydzi i chrześcijanie są więc skazani na to, by iść razem, ale osobno? Czy może są jak rodzina po głębokim konflikcie, gdzie raz udaje się ułożyć relacje, a raz lepiej zapomnieć, że kiedykolwiek było coś wspólnego?
Drugim, choć może najważniejszym, elementem najmocniej formującym katolików jest przestrzeń słowa Bożego. Na pewno z wdzięcznością przyjąć trzeba rozwój studiów biblijnych i wszelkich form popularyzacji Biblii w coraz szerszych kręgach wierzących. Warto by jednak dokonać przeglądu tego, jak widzą i opisują lud Izraela nowe wspólnoty i ruchy religijne, jak wygląda faktyczny przekaz ambony i seminarium. Nie chodzi o wycieczki w tematy żydowskie, a o jakieś odniesienie do tego, co ze wspólnego dziedzictwa pozostaje żywe w dzisiejszej żydowskiej wspólnocie i jakie jest tego znaczenie dla nas.
Niewątpliwie dialog jest i pozostanie domeną ekspertów. Ale czy na taką perspektywę nie godzimy się zbyt łatwo? Przedpola dialogu: pielgrzymki do Ziemi Świętej, kursy biblijne, duszpasterstwa akademickie, instytuty badań nad judaizmem, czy osobiste doświadczenia kontaktów są niezwykłą okazją, żeby dotrzeć ze świadomością żydowskich korzeni chrześcijaństwa do szerszych kręgów odbiorców. Aż się prosi (i dobrze, że w tegorocznych warszawskich obchodach to uwzględniono), by od strony kościelnej docenić Forum Dialogu, które promuje lokalnych liderów dialogu i wykonuje naprawdę fascynującą pracę w miejscowościach, które nigdy nie będą miejscami ogólnopolskich obchodów Dnia Judaizmu.
A może warto by dalej pójść tym tropem i szukać miejsc, symbolicznych nie tylko ze względu na doniosłą historię, ale i genialną pracę młodego pokolenia? Przyznać trzeba, że nie zawsze motywacja jest tam religijna, ale przestrzeń kultury i wolontariatu to fenomenalne przedpole dialogu, a przegląd takich inicjatyw, które otwierają różne obszary kultury na wrażliwość religijną, pomógłby uzmysłowić znaczenie zarówno pamięci o naszych wspólnych korzeniach, jak i obecnych kontaktów.
Kluczowe jest jednak przepowiadanie Słowa Bożego. Po „Jezusie z Nazaretu” Josepha Ratzingera/Benedykta XVI interpretacja Ewangelii w kluczu świąt żydowskich nie jest już jakąś fanaberią ludzi zafascynowanych zwyczajami Izraela, ale uznaną drogą interpretacji tekstów nowotestamentalnych. Nie było to żadnym odkryciem dla ekspertów czy teologów, ale dla szerokiego grona czytelników – owszem. Wiem, jak bardzo pomaga to ludziom rozpoznać przesłanie Boże zawarte w tekstach Objawienia. Ale przyznać też trzeba, że popularyzacja wszystkiego, o czym była tu mowa, to czasem droga przez mękę i nierzadko spotyka się z odrzuceniem czy nawet agresją.
Nie tylko jednak o wiedzę i jej skuteczną popularyzację chodzi. Rozpoznanie dróg Wszechmocnego ma nas prowadzić głębiej. Słowo Boże ma nam pomóc wyznawać wiarę. Świadectwo życia i nadziei odsłania się w kolejnych Dniach Judaizmu – podkreślił dobitnie bp Rafał Markowski w przywołanym na wstępie wprowadzeniu do tegorocznych obchodów.
Kościół rozpoznaje znaczenie religijnej wspólnoty żydowskiej, zgłębiając swoją tajemnicę, patrząc przez swoje serce. I widzi lud, który ufa i służy Bogu. A to pomaga i nam zaufać oraz służyć Najwyższemu w świecie który żyje, jakby Boga nie było. I możemy to czynić z nadzieją. Choćby tego, co gorzkie, było aż nadto…
Przeczytaj także: „Mordy rytualne” to inaczej „oszczerstwa”, nie debatuje się na tematy fałszywe
Na Frondzie wypowiedź ks. Chrostowskiego: (fragment)
„W Kościele katolickim w Polsce obchodzimy dziś Dzień Judaizmu. Wielokrotnie przywoływane będą najpewniej słynne słowa św. Jana Pawła II, który nazwał Żydów „starszymi braćmi w wierze” chrześcijan. Czy jednak możemy tak nazywać również współczesnych wyznawców judaizmu? W 2009 roku na to pytanie w rozmowie z Ireną Świerdzewską na łamach tygodnika „Idziemy” odpowiedział ks. prof. Waldemar Chrostowski. Biblista zwrócił uwagę, że od zburzenia Świątyni Jerozolimskiej mamy już do czynienia z zupełnie innym judaizmem niż ten, który trwał do czasów przyjścia Chrystusa.
Ks. prof. Waldemar Chrostowski zwrócił uwagę na zafałszowanie słów św. Jana Pawła II wypowiedzianych w rzymskiej synagodze w 1986 roku. Z wypowiedzi papieża w tłumaczeniach na inne języki usunięto ważne sformułowanie, które zmieniło sens jego słów.
– „W przemówieniu w synagodze rzymskiej Jan Paweł II powiedział: Religia żydowska nie jest dla naszej religii «zewnętrzna», lecz w pewien sposób «wewnętrzna». Mamy zatem z nią relacje, jakich nie mamy z żadną inną religią. Jesteście naszymi umiłowanymi braćmi i w pewien sposób, można by powiedzieć, naszymi starszymi braćmi. W przekładach tego przemówienia wyrzucono słowa w pewien sposób, na skutek czego formuła stała się bezwarunkowa. I to jest właśnie ów wielki teologiczny błąd, który oznacza poważne zafałszowanie wypowiedzi papieskiej i wypaczenie samych podstaw teologicznych relacji chrześcijańsko-żydowskich”.
No to widać kto i dlaczego na ten dzień nie czeka.
Zob. moja polemika:
https://wiez.pl/2009/11/09/nadal-starsi-bracia/
Dziękuję. Na coś takiego liczyłem cytując tą wypowiedź.
Takich polemik było sporo
I cóż z tego?…..
Ale nie znam takiej polemiki, która docierała do źródeł wypowiedzi Jana Pawła II. Dwa lata temu komentowałem tu już to zagadnienie. Trochę powtórzę.
JPII użył słów „starsi bracia w wierze” nie jako pierwszy, ani jak niektórzy utrzymują, za „Składem zasad” Mickiewicza, a za Andrzejem Towiańskim. Zarówno papież, jak i Mickiewicz związany z Towiańskim intensywnie w latach ’40 XIX w. zaczerpnęli niezależnie od siebie z tego samego źródła. Dowodzi tego Agnieszka Zielińska w swoim doktoracie wydanym w 2010 roku w Krakowie pod tytułem „Andrzej Towiański – ortodoksyjny heretyk” (Andrzej Towiański użył tego określenia co najmniej dwukrotnie – „Wielki period” oraz Pisma, Turyn 1892 t.3 s.298-299). Jest wysoce prawdopodobne, że Karol Wojtyła zetknął się z tymi pismami bezpośrednio – na Uniwersytecie Jagiellońskim uczęszczał na seminarium badacza romantyzmu prof.Stanisława Pigonia, który wiele prac poświęcił towianizmowi i wielu swoich uczniów pokierował w tę stronę (np. przedwojenna badaczka towianizmu Walentyna Horoszkiewiczówna). Mógł też zwrócić uwagę Karola Wojtyły na towianizm. Gdy porówna się wypowiedzi papieża o Żydach z tym, co pisał o nich Towiański, to znajdziemy tego samego ducha. Można więc zaryzykować tezę, że papież najprawdopodobniej przemówił Towiańskim, który niestety w Polsce ma zaszarganą opinię tak przez liberałów/lewicę (począwszy od Boya) z powodu alergii na mesjanizm, jak i prawicę z powodu odrzucenia przez niego powstań jako sposobu odzyskania niepodległości, a także pre-soborowego (mam na myśli SW II) patrzenia na sprawy Kościoła. „Niefortunnie” nawracał też na chrześcijaństwo żydów organizując akcje misyjne wśród sefardyjczyków. Zupełnie więc się nie mieścił w naszych podziałach. Dlatego polemiści przemilczają Towiańskiego, „bo nie wypada” lub po prostu nie zgłębili tematu. A Towiański użył tego określenia nie tak, jakby życzył sobie ks.Chrostowski i dlatego mamy prawo sądzić, że w takim rozumieniu użył go papież.
Życzyłbym Państwu większej wierności nauczaniu Jana Pawła II, a nie tylko takiej wybiórczej. Osobiście wygląda mi to na „wycieraniu sobie gęby” wygodnym zagadnieniem, przy kompletnym unieważnianiu meritum. Tutaj Wyborcza przyklaśnie, ale co z wiecznością?
Gdyby więcej żydów było takich jak rabin Greenberg (https://wiez.pl/2018/12/08/czego-nauczylem-sie-od-chrzescijan/), łatwiej byłoby przekonywać chrześcijan do dni judaizmu. Na ich niepopularność wpływają zupełnie współczesne sprawy, które powinny iść swoją odrębną koleiną. Co nie zmienia faktu, że przemilczając żydowskie korzenie chrześcijaństwa ci którzy to czynią sprzeciwiają się prawdzie, na co współczesne animozje nie powinny rzutować.