Wątpię. Nie powinna jednak porzucać walki o poszanowanie przyrodzonej i niezbywalnej ludzkiej godności.
Aleksander Hall w swojej nowej książce „Anatomia władzy i nowa prawica”, której fragmenty opublikowaliśmy kilka dni temu na Więź.pl, cytuje charakterystyczny passus z „Deklaracji ideowej” Ruchu Młodej Polski z 1979 r.: „Człowiek, osoba ludzka, jej dobro i rozwój, to podstawowa wartość, najwyższy cel, któremu służyć winna każda struktura społeczna i każda forma organizacji politycznej społeczeństwa. […]. Każda osoba ludzka jest jedyna, niepowtarzalna i obdarzona zespołem przyrodzonych praw i wolności, ale te prawa i wolności widzieć należy w ścisłym związku z powinnościami wobec drugiego człowieka, narodu, państwa i całej rodziny ludzkiej; powinnościami, wśród których szczególną rangę należy przyznać kategoriom obowiązku i wierności”.
Emmanuel Mounier, filozof i wybitny katolicki publicysta, właśnie w imię wyznawanego przez siebie personalizmu, zaczął pod koniec lat 40. ubiegłego wieku głosić prostalinowskie brednie w intelektualnych paryskich kręgach
Hall sądzi, że słowa te powinny wciąż być podstawą działań ludzi przyznających się do zarówno prawicowej, jak i „prodemokratycznej” tożsamości. Sugeruje też, że bez takiego źródłowego odniesienia do personalizmu autentyczna prawica we współczesnej demokracji nie ma de facto racji bytu. Odcinając się – mniej czy bardziej wprost – od personalistycznego podłoża, prawica (w Polsce to casus Prawa i Sprawiedliwości z jego ideowymi przybudówkami) zaczyna występować przeciw demokratycznym regułom ustrojowym. Bo, jak zakłada autor „Anatomii władzy i nowej prawicy”, to właśnie personalizm postulujący „równą godność ludzi i przysługujących im praw” staje się „najpoważniejszym argumentem na rzecz demokracji jako ustroju politycznego najbardziej właściwego w naszej epoce i w naszej cywilizacji”.
Hall zauważa jednak przytomnie, że taka personalistyczna optyka mimo wszystko nie może stanowić „gwarancji przed dojściem do władzy demagogów, cyników i wrogów demokracji”. Przyznaje tym samym, że personalizm sam w sobie nie przekłada się często – szczególnie w kontekście społecznym współczesnej Polski – na politycznie skuteczne działania. Czemu zatem miałby ów filozoficzny prąd ideowy służyć w codziennej aktywności polityków? Czy tylko budowaniu ideowej tożsamości tych, którzy, kontemplując przyrodzoną i niezbywalną ludzką godność, chcieliby tworzyć w kraju nad Wisłą nie-pisowską, autentyczną, „nową prawicę”?
Polityczne ciśnienia
Na personalizm od II połowy XIX w. powoływali się przedstawiciele różnych nurtów ideowych. Nie był on, jak sądzi u nas wciąż wielu, stylem myślenia charakterystycznym dla opowiadających się za „Kościołem otwartym” grup francuskich czy polskich katolików. Na idee personalistyczne powoływali się np. – i to wcale nierzadko – zachodni liberałowie (próbując tym samym dowodzić, że dzięki pierwiastkowi personalizmu liberalny indywidualizm nie musi być aż tak zgubny, jak twierdzą komunitarianie czy ci, którym bliski jest, tak czy inaczej pojmowany, koncept „sprawiedliwości społecznej”). Ostatecznie zawłaszczany przez liberalnych filozofów polityki czy wyznających liberalizm ideowych aktywistów personalizm nie okazał się jednak antidotum na pułapki indywidualistycznej skłonności do niepohamowanej konsumpcji w epoce późnego kapitalizmu.
Zresztą sami wyznający personalizm intelektualiści również poddawali się różnorakim politycznym ciśnieniom, co czasem miało kompromitujące konsekwencje. Za przykład niech posłuży ważny od początku dla środowiska „Więzi” autor, Emmanuel Mounier, filozof i wybitny katolicki publicysta, który – i to właśnie w imię wyznawanego przez siebie personalizmu – zaczął pod koniec lat 40. ubiegłego wieku w intelektualnych paryskich kręgach głosić prostalinowskie brednie. Łączenie personalizmu z ideowością i aktywnością polityczną niekoniecznie niesie za sobą dobre moralnie i społecznie skutki.
Wolno sądzić, że nie inaczej być może w przypadku opisywanej czy wręcz projektowanej przez Halla „nowej prawicy”. Tym bardziej chyba warto się uważniej przyglądać owym postulowanym przez autora książki „Anatomia władzy i nowa prawica” personalistycznym dyrektywom.
Jako prawicowiec Hall na pewno w swej wierze w personalizm nie jest bowiem odosobniony. Współczesna francuska filozofka, na którą i w Polsce często lubią się powoływać prawicowi intelektualiści, Chantal Delsol pisze: „Społeczeństwo późnej nowoczesności, choć zbuntowane i błąkające się po pustyni, pozostaje przywiązane do pewnego wspólnego przekonania, które od początku przenika jego historię i może jako jedyne zakorzeniło się w jego nawykach myślowych, a mianowicie wierzy w godność pojedynczego ludzkiego jestestwa. […] Godność pojedynczego jestestwa znajduje oparcie w idei człowieka jako podmiotu i odpowiedzialnej osoby. Godność pojedynczego jestestwa, kluczowa wartość kultury europejskiej od jej zarania (jeszcze niewyraźna u Greków, a skonceptualizowana przez chrześcijaństwo), znajduje uzasadnienie w antropologii, która z istoty ludzkiej czyni osobę, obdarzając ją świętą, nienaruszalną wartością. Kultura europejska jest historią epifanii osoby, która w czasach nowożytnych rozwinęła się w autonomiczny podmiot, zdolny do własnego projektu i do niezależności duchowej”.
Godność niestopniowalna, nieprzechodnia, niezbywalna
Delsol twierdzi przy tym, że z procesem stałej „personalizacji” kultury europejskiej mamy do czynienia także w epoce odchodzenia od chrześcijaństwa. Wywodząca się od Immanuela Kanta, a obecna w różnych postoświeceniowych nurtach myślowych tradycja utożsamiająca człowieczeństwo z godnością osoby stała się podstawą porządku prawnego współczesnych zachodnich demokracji.
Godność w tym znaczeniu to wartość niestopniowalna, nieprzechodnia, niezbywalna. Nie zależy ona od tego, kim jesteśmy: od naszych zasług moralnych, od wad, pozycji społecznej, od szacunku ze strony innych, od sytuacji prawnej, przywilejów, poczucia godności itd. Godność ludzka implikuje równość określoną jako bezwzględny wymóg równego traktowania wszystkich, w każdych okolicznościach, w pewien szczególny, ograniczający dowolność sposób, i to nie dlatego, że ludzie z jakichś względów na takie traktowanie zasługują, lecz po prostu dlatego, że są ludźmi.
Immanuel Kant twierdził, że wszystkie istoty ludzkie posiadają zdolność do wyborów moralnie słusznych, bo mają przyrodzoną umiejętność bycia „ludźmi dobrej woli”. Z tego powodu nawet najbardziej upośledzonym umysłowo i fizycznie osobom, zbrodniarzom dopuszczających się ohydnych przestępstw, a także – last but not least – uchodźcom i imigrantom do nas przybywającym należy się szacunek.
Taka postawa jest we współczesnej demokracji uznawana za obowiązek wszystkich obywateli – niezależnie od tego, czy ideowo skłaniają się ku politycznej prawicy, centrum czy lewicy (co nie znaczy, że wszyscy obywatele uznają słuszność takiej postawy). Stąd nie przypadkiem artykuł 30. Konstytucji głosi, co następuje: „Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych”.
Zasada tu wyrażona nie jest ani prawicowa, ani lewicowa. Z pewnością wpisuje się w personalistyczną agendę, ale jednocześnie nie ma w sobie jednoznacznie zdefiniowanego komponentu religijnego. Niewątpliwie można ją interpretować po chrześcijańsku jako podkreślenie szacunku dla życia. Wolno w niej jednak widzieć również ekspozycję nowożytnej tradycji szacunku dla praw jednostki. Gdyby ktoś chciał akcentować tylko odniesienia chrześcijańskie, uznać by należało, że człowiek powinien być bezwzględnie szanowany od poczęcia do śmierci. Odrzucenie takiego rozumowania, jak twierdzą prawicowi intelektualiści, grozi nadmierną formalizacją godności ludzkiej oraz relatywizuje prawo jako zależne i pochodne tylko od woli parlamentu. Niemniej w naszej Konstytucji godność nie zyskała takiego chrześcijańskiego rozwinięcia interpretacyjnego, co pozwala powoływać się na artykuł 30. także ludziom, którzy nie utożsamiają się z chrześcijaństwem, a słusznie – i to w imię godności własnej – powołują się na prawo szukania własnej prawdy.
Owo charakterystyczne niedookreślenie pojęcia godności w Konstytucji być może miało być w intencjach ustrojodawców bezpiecznikiem dla wyznających różne poglądy polityczne obywateli demokratycznego państwa. Założono, że w tej fundamentalnej kwestii, przynajmniej na poziomie podstawowego ideowego rozstrzygnięcia, panuje w społeczeństwie zgoda. Takie założenie daje się także wyczytać z diagnozy przedstawionej przez Halla oraz jego personalistycznych dyrektyw dla „nowej prawicy”.
Wyzwolenie od cierpienia
Mnie wydaje się jednak, że autor „Anatonomii władzy” nie bierze pod uwagę fundamentalnej zmiany, z jaką mamy do czynienia od kilku dekad w odniesieniu do rozumienia niezbywalnej godności osoby w demokratycznych społeczeństwach Zachodu (a także – co w ostatnich latach stało się bardzo widoczne – również w Polsce). Pisałem o tym w eseju „Polityczność chrześcijaństwa asystemowego”, który ukazał się w kwartalniku „Więź” na jesieni 2020 r.
Wedle powszechnego dziś mniemania godność osoby oznacza nie tyle człowieczeństwo per se, co przede wszystkim wolność od cierpienia. Notowałem we wspomnianym tekście, że „wielu chciałoby widzieć w niej raczej subiektywną godność osobistą niż niezmienną aksjologiczną podstawę etyki i prawa. W tym sensie godnością mógłby być obdarzony jedynie człowiek, który potrafiłby zachować wierność sobie lub bronić własnej indywidualności. […] Bez wątpienia powszechne jest dziś przekonanie, że właśnie w takiej trosce i walce najdobitniej ujawnia się sens prawa do tzw. godnego życia. Myśląc o nim, nie odnosimy się jednak zazwyczaj do abstrakcyjnego człowieczeństwa, lecz raczej do poczucia własnej wartości. To zaś szczególnie staje się dla nas ważne, gdy doświadczamy przemocy. Odpowiedzią na nią może istotnie być atak, bunt czy też opór wobec sytuacji, która jest dla nas upokarzająca. Jednak walka o subiektywnie pojmowaną godność osobistą ma też swoją drugą – mniej kojarzącą się z gwałtownymi rewoltami – stronę. Można bowiem, walcząc o życie godne, walczyć przede wszystkim o życie dla siebie wygodne, co nie zawsze musi być złe, ale z pewnością często służy za usprawiedliwienie postaw egocentrycznych. Etyka oparta na takich pryncypiach nie jest wyłącznie «wyzwoleniem od cierpienia». Sprzyja także mentalności hedonistycznej i konsumpcyjnej. O tej natomiast wolno zasadnie sądzić, że – w dążeniu do osiągania korzyści i przyjemności własnych – godności innych ludzi nie pojmuje jako wartości niestopniowalnej, nieprzechodniej i niezbywalnej. Cywilizacja wygodnego życia – szczególnie gdyby miało ono służyć wykładni aktów prawnych – na pewno nie wszystkim przynosi równe traktowanie i szczęście”.
Jestem przekonany, że taka „cywilizacja wygodnego życia” ostatecznie przyczynia się również do stopniowej degradacji kultury demokratycznej w społeczeństwach Zachodu, bo to przede wszystkim ci, którzy często nazywani są populistami, oferują wyborcom atrakcyjne (i naprawdę mniejsza o to, jak w ostatecznym rozrachunku złudne) recepty na życiową wygodę. Czy zaprawiona personalizmem „nowa prawica”, projektowana przez Halla, może dać takim tendencjom skuteczny odpór? Nie wiem. Podejrzewam jednak, że personalizm w takim wydaniu łatwo mógłby stać się pustym liczmanem, służącym do usprawiedliwienia doraźnych politycznych korzyści takiej czy innej prawicowej formacji.
Czy liczman taki stałby się wystarczającym środkiem do tego, by z powszechnej mentalności wyprzeć rozumienie godności jako wolności od cierpienia i zastąpić je personalistycznym pojęciem niezbywalnej godności utożsamionej z człowieczeństwem? Nie sądzę, by w obecnych okolicznościach można było wywołać taką zmianę wyłącznie z pomocą politycznych środków i instytucji. Być może nadejdzie ona dopiero z kolejnym społecznym przesileniem, w którym pustka „cywilizacji życia wygodnego” stanie się dla wielu odpowiednio dojmująca. Co nie znaczy, że do tego czasu personaliści – przede wszystkim ci aktywni w debacie publicznej – powinni porzucić walkę o poszanowanie przyrodzonej i niezbywalnej ludzkiej godności.
Przeczytaj także: Narodowy rewizor. Historia i teraźniejszość w rękach Zjednoczonej Prawicy
W Polsce nowa prawica to nie jacyś Doskonali z Księżyca a Bosak czy inny Kukiz. To marzenia o nowym OZN czy wręcz ONR.
Tekst typu ple,ple, ple. Marzenia ludzi z przeszłości.
Polską nie rządzą te czy inne ideologie z podręczników dziejów myśli politycznej. Rządzi tępa, bezmyślna Naszość. Dla niej na razie i pewnie długo nie będzie alternatywy.
W gąszczu opcji politycznych niemal wszystkie są zgodne co do uznania godności ludzkiej, co najwyżej inaczej tę godność interpretują. Dla przykładu chadecja będzie przeciw aborcji z uwagi na godność przyszłej osoby ludzkiej. Skrajna lewica będzie za aborcją z uwagi na godność kobiety i jej prawo wyboru i decydowania o sobie. Jedyną opcją która dopuszcza rezygnację z godności osoby jest właśnie prawica. To prawica zezwala na odrzucenie godności uchodźcy na granicy w imię nienaruszalności granic. Dopuszcza karę śmierci w imię argumentu ekonomicznego, że taniej jest zabić, niż utrzymywać w więzieniu. Głosi prawo posiadania broni i korzystania z niej w przypadku zwykłego naruszenia posesji, stawiając przysłowiowy trawnik ponad życie człowieka. Nawet w przypadku aborcji argumentacja potrafi dotyczyć nie godności człowieka, a na przykład praw własności ojca dziecka. Stawianie własności ponad godnością to trzon myśli prawicowej. W imię opcji prawicowej należy kobietę w ciąży, co straciła pracę eksmitować w zimie na ulicę.
Jeżeli więc prawica ma zrobić coś dobrego, to najlepsze co może zrobić, to zniknąć. Uznając prymat ludzkiej godności prawica traciłaby swoją tożsamość.
Komentarz osoby, której świadomość została jakby ukształtowana przez treści „dzieł” Karola Marksa. Zmanipulowana przez co ograniczona. Radzę otworzyć umysł, czytać, obserwować, myśleć i wyciągać wnioski….. samodzielnie.
Mój imienniku, zastanawiam się, czy czytałeś kiedyś cokolwiek Karola Marksa, czy nieco bezmyślnie zakładasz, że „skoro Marks, to musi być złe”? Nie pytam złośliwie, po prostu wiem, że w Polsce hasło „marksizm” kojarzy się jednoznacznie negatywnie i to przez pryzmat ZSRR, ewentualnie pełni rolę złego wilka do straszenia, gdzie wystarczy powiedzieć „ale to marksizm” i już wiadomo, że zło wcielone i w ogóle diabły z rogami.
Od marksizmu jeszcze gorszy jest neomarksizm. Nikt nie wie co to jest, ale jest straszny…..
W Polsce nie ma Lewicy czy Prawicy, jest tylko lowienie wyborcow. Wszystkiemu winien pierwszy demokratyczny Sejm w ktorym bylo 37 partii, bez progu wyborczego. To byl szczyt glupoty. Ktos o tym zdecydowal, wiem kto.
Rozwiewam wątpliwości. Przeczytałem prawie wszystko (co dostępne ;)) z tego co popełnił Marks. Mało tego, zdarzają się powroty do tej „twórczości”. U mnie za każdym razem, uczucie przerażenia potęguje obserwacja dzisiejszego „świata”, który jakby …..chyba nieświadomie zachłystuje się tym….. co proponował Marks. Na marginesie, zachęcam do lektury….. z otwartym i krytycznym umysłem. Pozdrawiam