Traktowanie człowieka jako osoby obdarzonej przyrodzoną godnością i niezbywalnymi prawami powinno stanowić fundament ideowej tożsamości prawicy. Jednocześnie szacunek dla osoby ludzkiej nie może prowadzić do jej ubóstwienia.
Prawica może czerpać z wielu źródeł, odwoływać się do różnych nurtów ideowych i tradycji. Wskazuję te, które są dla mnie najważniejsze. Uważam, że mogą one kształtować inną, nową prawicę, która służyłaby Polsce.
Personalizm
Traktowanie człowieka jako osoby obdarzonej przyrodzoną godnością i niezbywalnymi prawami powinno stanowić fundament ideowej tożsamości prawicy. Takie pojmowanie człowieka ostatecznie zostało ukształtowane przez chrześcijaństwo, chociaż jego elementy znajdowały się już wcześniej w judaizmie i w myśli greckiej. Chrześcijaństwo głosi, że człowiek został stworzony przez Boga, na jego obraz i podobieństwo. Bóg Stworzyciel nadał człowiekowi niezwykłą godność dziecka Bożego i obdarza go miłością. Takie też jest nauczanie Kościoła o szczególnej godności człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci.
Tak więc koncepcja antropologiczna dominująca przez wiele stuleci w naszej cywilizacji opierała się na wierze religijnej. Inne wielkie cywilizacje, wywodzące się z innych religii i systemów filozoficznych, inaczej pojmują człowieka. Dobrym przykładem jest hinduizm, głoszący przyrodzoną nierówność ludzi, czego społeczną konsekwencją jest system kastowy, którego granice są niezwykle trudne do przekroczenia.
Byłoby źle, gdybyśmy przestali dyskutować i spierać się o polityczny sens dziewiętnastowiecznych powstań narodowych czy decyzję o wybuchu Powstania Warszawskiego
Gdy w 1979 roku moje środowisko ideowe ogłosiło powstanie Ruchu Młodej Polski, pierwszy rozdział naszej „Deklaracji Ideowej” poświęciliśmy osobie ludzkiej. Pisaliśmy: „Człowiek, osoba ludzka, jej dobro i rozwój, to podstawowa wartość, najwyższy cel, któremu służyć winna każda struktura społeczna i każda forma organizacji politycznej społeczeństwa. (…). Każda osoba ludzka jest jedyna, niepowtarzalna i obdarzona zespołem przyrodzonych praw i wolności, ale te prawa i wolności widzieć należy w ścisłym związku z powinnościami wobec drugiego człowieka, narodu, państwa i całej rodziny ludzkiej; powinnościami, wśród których szczególną rangę należy przyznać kategoriom obowiązku i wierności”[1].
Także dziś podpisuję się pod tą formułą.
Równa godność ludzi i przysługujących im praw jest też najpoważniejszym argumentem na rzecz demokracji jako ustroju politycznego najbardziej właściwego w naszej epoce i w naszej cywilizacji, chociaż wiemy, że nie stanowi on gwarancji przed dojściem do władzy demagogów, cyników i wrogów demokracji. Tę gwarancję mogą dać przede wszystkim świadomi i odpowiedzialni obywatele. Jesteśmy przecież w różnym stopniu zaangażowani w sprawy publiczne. Jedni żyją nimi i mają o nich znaczną wiedzę. Drudzy – i jest to większość – wykazują niewielkie i okazjonalne zaciekawienie tymi sprawami. Są wśród nas ludzie bezinteresowni, starający się działać na rzecz dobra wspólnego i kierujący się przede wszystkim własnymi lub grupowymi interesami. Obywatelami są ludzie wykształceni, uzdolnieni i kompetentni, a także niewykształceni, pozbawieni zdolności i kompetencji. W demokracji głos ich wszystkich przy urnach wyborczych waży tyle samo. Dlaczego? Bo uznajemy jednakową godność ludzi i uznajemy, że należą im się te same prawa. […]
Szacunek dla osoby ludzkiej nie może prowadzić do jej ubóstwienia i przypisania jej doskonałości. Chrześcijaństwo, które jest świadome ludzkiej słabości i nędzy, tłumaczy je grzechem pierworodnym. Tak pisał o tym Kołakowski: „Wiara w Jezusa – odkupiciela, przyświadcza zatem, że my, ludzie, nie mamy dość siły, by się sami uwolnić od zła, że piętno grzechu pierworodnego ciąży na nas nieuchronnie, że nie możemy go się pozbyć bez pomocy zewnętrznej. Chrześcijaństwo jest przeto świadomością ludzkiej słabości i nędzy…”[2].
Nie trzeba być człowiekiem religijnym, aby dostrzec niedoskonałość ludzkiej natury. Wystarczy uczciwie wejrzeć w głąb własnego sumienia i zastanowić się nad tragediami, których doświadczyła ludzkość w przeszłości i nadal doświadcza. Nie mam na myśli tych, które są następstwem klęsk żywiołowych i katastrof, niezależnych od poczynań ludzi, ale chodzi mi o tragedie, które są następstwem ludzkich działań.
Pomimo tej oczywistości stale spotykamy wyznawców nowego, szczęśliwego świata, który powstanie na gruzach starego. Część z nich uważa, że nowy porządek należy ustanowić przemocą i terrorem. Ten sposób myślenia ma źródła w ważnych nurtach epoki oświecenia i w wielkim stopniu wpłynął na przebieg rewolucji francuskiej, w szczególności prowadząc do obaleniu monarchii, dyktatury jakobińskiej i rządów terroru. […]
Patriotyzm
W Polsce zdecydowanie dominuje przeciwstawienie „dobrego patriotyzmu” – „złemu nacjonalizmowi”. Tak sprawy ujmował także Jan Paweł II, stwierdzając w książce opublikowanej pod koniec życia: „Charakterystyczne dla nacjonalizmu jest bowiem to, że uznaje tylko dobro własnego narodu i tylko do niego dąży, nie licząc się z prawami innych. Patriotyzm natomiast, jako miłość ojczyzny, przyznaje wszystkim narodom takie samo prawo jak własnemu, a zatem jest drogą do uporządkowanej miłości społecznej”[3].
Takie rozumienie pojęcia jest w naszym kraju podzielane przez bardzo wielu intelektualistów, polityków i wyborców.
W zdecydowanej mniejszości są autorzy o liberalnych czy prawicowych poglądach, którzy zwracają uwagę, że patriotyzm pochodzący od słowa patria jest pojęciem terytorialnym, mogącym abstrahować od narodowości, natomiast nacjonalizm jest pojęciem wieloznacznym, które można także rozumieć szeroko, jako obejmujące różniące się od siebie ideologie i postawy. […]
Zajmując się myślą polityczną generała de Gaulle’a, nie mam wątpliwości, że większość francuskich autorów kwalifikuje ją jako jedną z wersji francuskiego nacjonalizmu. Jednak najczęściej oceniają ją zdecydowanie pozytywnie, podkreślając jej unitarny charakter i dążenie do dokonania syntezy różnych tradycji i kierunków ideowych obecnych w historii Francji. Przeciwstawiają go nacjonalizmowi wykluczającemu i ksenofobicznemu[4]. Przypomnijmy, że niemal wszystkie ankiety opinii publicznej wskazują de Gaulle’a jako największą postać w historii Francji. Najwyraźniej można więc być bohaterem narodowym i reprezentować nacjonalistyczną ideologię.
Uważam jednak, że w Polsce nie warto kruszyć kopii o słowa. Pozytywne pojmowanie nacjonalizmu powinno mieć pełne prawo obywatelstwa w debatach i pracach naukowych, ale raczej należy unikać go w szerokich debatach publicznych. Dlaczego? Po pierwsze, ze względu na ugruntowane postrzeganie nacjonalizmu w naszym kraju jako nierozerwalnie związanego z ksenofobią, niechęcią do innych narodów i egoizmem narodowym. Posługiwanie się tym pojęciem wymagałoby stałego tłumaczenia, jaki nacjonalizm ma się na myśli. Po drugie, do nacjonalizmu ochoczo przyznają się środowiska skrajne, które rzeczywiście reprezentują postawy ksenofobiczne i nierzadko agresywne. Pozostańmy więc przy pojęciu patriotyzm i wróćmy do pytania, jakiego patriotyzmu potrzebujemy.
[…] Polskę kształtowały różne tradycje i kierunki polityczne, często pozostające ze sobą w konflikcie. Dojrzały patriotyzm naszej epoki nie powinien tych różnic zacierać. Przeciwnie, powinien sprzyjać prowadzeniu historycznych debat. Byłoby źle, gdybyśmy przestali dyskutować i spierać się o polityczny sens dziewiętnastowiecznych powstań narodowych czy decyzję o wybuchu Powstania Warszawskiego. Takie debaty nie tylko uczą historii, budują więź z pokoleniami, które nas poprzedzały, ale mogą stanowić lekcje politycznego myślenia.
Gdybym miał tworzyć niezbędnik dla tych, którzy chcą uczyć się dojrzałego patriotyzmu, a zarazem politycznego myślenia, koniecznie zamieściłbym w nim artykuł Stanisława Stommy „Z kurzem krwi bratniej” zamieszczony w setną rocznicę powstania styczniowego[5]. Stomma bardzo krytycznie oceniał poziom politycznego myślenia inicjatorów powstania, ale chylił głowę przed bohaterstwem uczestników zrywu i ich ofiarą krwi. Spotkał się on z pośrednio polemiczną wypowiedzią kardynała Stefana Wyszyńskiego, prymasa Polski, który po mszy świętej w warszawskim kościele Świętego Krzyża dowartościowywał powstanie, bo – jego zdaniem – przyniosło zjednoczenie narodu. Prymas w tym czasie uważał, że w czasach małej stabilizacji gomułkowskiej należy budzić ducha. Różnica zdań lidera środowiska Znaku i prymasa Polski była oczywista, ale wyrażała się w bardzo kurtuazyjnej formie.
Inaczej było ze sporami wielkich postaci II Rzeczypospolitej. W trakcie zamachu majowego przelano wiele krwi. Józef Piłsudski osadził w twierdzy brzeskiej Wincentego Witosa, trzykrotnego premiera, człowieka, który stał na czele rządu w najtrudniejszej fazie wojny polsko-bolszewickiej, Wojciecha Korfantego, przywódcę ludu śląskiego, i innych wybitnych parlamentarzystów. Dmowski i Piłsudski po 1920 roku nigdy już ze sobą nie współpracowali. Odczuwali do siebie antypatię. Witos po zamachu majowym i po Brześciu oceniał Marszałka jak najgorzej. Jak odnosić się do tych kwestii? Każdy z nas ma prawo do własnej oceny tych postaci i ich czynów, ale dojrzały patriotyzm i myślenie państwowe domagają się poszukiwania narodowej syntezy. […]
W stosunku do własnej historii z całą pewnością trzeba odrzucić dwie postawy: systematycznego chłostania, by udowodnić, że jako naród byliśmy przede wszystkim nieudacznikami i krzywdzicielami, oraz przeciwieństwa poprzedniej: udowadniania, że zawsze byliśmy najlepsi i bez skazy.
Fragmenty książki „Anatomia władzy i nowa prawica”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2022
Przeczytaj też: Reset czasu? Dlaczego najważniejszy symbol rewolucji francuskiej okazał się niewypałem
[1] „Deklaracja Ideowa Ruchu Młodej Polski”, [w:] „Bratniak. Pismo Ruchu Młodej Polski. Lata 1977–1981”. Wybór publicystyki, wybór i opracowanie tekstów Jakub Czułba, wstęp Aleksander Hall, Warszawa: Fundacja Pamięć i Tożsamość – Muzeum Historii Polski, 2009, s. 28–29.
[2] Leszek Kołakowski, „O tak zwanym kryzysie chrześcijaństwa”, [w:] tegoż, „Chrześcijaństwo”, Kraków: Wydawnictwo Znak, 2019, s. 452 (pierwodruk „Frankfurter Allgemeine Zeitung” 1986, nr 91).
[3] Jan Paweł II, „Pamięć i tożsamość. Rozmowy na przełomie tysiącleci”, Kraków: Wydawnictwo Znak, 2005, s. 73.
[4] Jean-Christian Petitfils, “Le gaullisme”, Paris: PUF, 1977, s. 34–43; Jean Touchard, “Le gaullisme 1940–1969”, Paris: Éditions Seuil, 1978; Jean Charlot, “Le gaullisme”, [w:] “Histoire des droites en France”, red. Jean-François Sirinelli, t. 1–3, Paris: Gallimard, 1992, s. 653–683.
[5] Stanisław Stomma, „Z kurzem krwi bratniej”, „Tygodnik Powszechny”, 20.01.1963.
Troche wywod o niczym, powtarzajacy stare, nieznosne banaly blokujace wolne, samodzielne myslenie.
Ramota. Ślowa, które coś znaczyły kilkadziesiąt lat emu. Dziś Polska niszczona jest ponownie podobnie jak za Stanisława Augusta anarchią, sobiepanswem (tym razem panszczyźnianych), rozbijaniem instytucji panstwwych i praw. I to jest ważne, a nie interpretacja powstania styczniowego.
Jak rzadzil Okragly Stol byla bieda i nedza, smietniki byly oblegane. Teraz przez to wzrastaja koszty wywozu smieci. Widac postep.
Marek2 ————————————————– Pańszczyźniani podkopali ołtarz z bóstwami oświeconych inaczej bałwochwalców.
Naszej nowej polskiej szlachcie, czyli rycerzom i rabusiom Okrągłego Stołu, śniło się założyć nową kolonię walońskich pasterzy trzód chlewnych, ale miejscowi pańszczyźniani nie w ciemię bici 😉
Próba opisania koncepcji człowieka w hinduizmie za pomocą zachodnich kategorii jest błędem metodologicznym. Autor powinien to wiedzieć, wtedy nie wypisywałby nieadekwatnych stwierdzeń generalnych w stylu „przyrodzona nierówność ludzi, czego konsekwencją jest system kastowy”. Spodziewałem się czegoś innego.