Jeżeli ktoś ma u siebie „kopciucha”, to niech zrezygnuje z oczyszczacza, dołoży trochę pieniędzy i go wymieni. Bo zawsze najwięcej zanieczyszczeń trafia do jego własnego domu – mówi prof. Piotr Kleczkowski z Wydziału Inżynierii Mechanicznej i Robotyki AGH, autor książki „Smog w Polsce”.
Dominika Tworek: Naukowcy alarmują o zatrważających statystykach. 50 tysięcy – tylu Polaków rocznie zabija smog. W jaki sposób dochodzi się do tych liczb? Jak stwierdzić, że kogoś zabiło zatrute powietrze?
Piotr Kleczkowski: Generalnie żaden lekarz nie jest w stanie tego stwierdzić. Określamy to dzięki tzw. badaniom epidemiologicznym, które dotyczą wpływu różnych czynników na szerzenie się chorób. Takie badania przeprowadza się zazwyczaj w miastach, biorąc pod uwagę porównywalne populacje, które wyznacza m.in. zbliżona średnia wieku czy podobna liczba palaczy. I w obrębie tych populacji porównujemy liczby zgonów z różnymi czynnikami. Gdy badamy wpływ zanieczyszczenia powietrza, staramy się jednocześnie wykluczyć wpływ innych czynników.
Na podstawie takich danych, wyznaczono współczynniki. Dla pyłu PM2,5 stwierdzono, że jeżeli jego zawartość w powietrzu rośnie o 10 mikrogramów na metr sześcienny, prawdopodobieństwo zgonu ze wszystkich przyczyn naturalnych (bez wypadków) rośnie o 6,2 proc. Więc porównując dwa miasta, gdzie w jednym jest 20 mikrogramów tych pyłów rocznie, a w drugim jest 30, to w tym, gdzie jest więcej, odsetek zgonów będzie o 6,2 proc. wyższy.
Jeśli w odpowiednio dużym stężeniu wdychamy ozon, na powierzchni naszych pęcherzyków płucnych zachodzi proces, który można porównać do oparzenia słonecznego na skórze
Stąd wiemy, że z powodu PM2,5 umiera w Polsce rocznie średnio ponad 40 tysięcy osób. A inne współczynniki pokazują, że około 10 tysięcy uśmierca dwutlenek azotu i ozon. Łącznie to liczba blisko 50 tysięcy.
Czym jest smog i dlaczego jest dla nas taki groźny?
– Smog to mieszanina dwóch składników: tzw. pyłów zawieszonych i gazów. Te pyły to unoszące się w powietrzu niewidzialne dla oka drobinki. Zakres ich rozmiarów jest bardzo duży – od wyrażanych w nanometrach do kilkudziesięciu mikrometrów. Obowiązuje zasada, że im pyły są drobniejsze, tym są bardziej szkodliwe, bo gdy wdychamy powietrze, to te najmniejsze drobinki przenikają najgłębiej do naszego układu oddechowego. Te rzędu nanometrów przenikają nawet do układu krwionośnego, a potem wraz z krwią rozchodzą się po całym organizmie, łącznie z mózgiem. Symbole PM2,5 i PM10 na stacjach pomiarowych oznaczają właśnie ich rozmiar. PM2,5 to wszystkie drobiny do 2,5 mikrometra, a PM10 – do 10 mikrometrów.
Taki pył składa się z różnych nieszkodliwych dla nas substancji, jak siarczany i azotany, ale też z bardzo szkodliwych metali ciężkich oraz tzw. wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych. Niektóre z nich – jak często mierzony na stacjach benzo(a)piren – mają udowodnione rakotwórcze działanie dla człowieka. Groźne dla zdrowia są też związki chemiczne o nazwach dioksyny i furany. Bez względu na skład chemiczny, szkodzi nam też sama obecność drobin w układzie oddechowym.
A gazy?
– Najbardziej szkodliwe są dwutlenek azotu i ozon, które mają działanie żrące. Jeśli w odpowiednio dużym stężeniu wdychamy ozon, na powierzchni naszych pęcherzyków płucnych (czyli bardzo delikatnych instrumentów, gdzie następuje wymiana gazowa, czyli oddychanie) zachodzi proces, który można porównać do oparzenia słonecznego na naszej skórze.
Ponieważ tym zanieczyszczonym powietrzem oddychamy, logika podpowiada nam, że smog jest groźny dla naszego układu oddechowego. Jednak lista chorób i powikłań, których ryzyko się zwiększa, jest zaskakująco długa i dotyczy także układu krążenia czy nerwowego.
– Skutki zanieczyszczeń powietrza dzieli się na krótkotrwałe, mogące skończyć się śmiercią (tzw. ostre) i przewlekłe, czyli choroby rozwijające się w naszym organizmie przez dłuższy czas, które nie chcą szybko ustąpić. Tak naprawdę smog działa na wszystkie nasze układy, przede wszystkim oddechowy – przy czym główne choroby, jakie powoduje to przewlekła obturacyjna choroba płuc i astma, a także sercowo-naczyniowy. Osoby, które mają z nim problemy, mogą dostać udaru, wylewu czy zawału serca. Smog oddziałuje nawet na układ rozrodczy. Badania pokazują, że oddychanie zanieczyszczonym powietrzem przez kobiety w ciąży obniża inteligencję u dzieci. Warto dodać, że długotrwały zły stan powietrza sprzyja zapadalności i umieralności na chorobę COVID-19, co wynika z wielu opracowań naukowych, w tym z moich wstępnych analiz przeprowadzonych po pierwszej fali pandemii.
Czy możemy fizycznie odczuć pierwsze efekty „zatrucia” smogiem?
– Oczywiście, będą to tzw. objawy ostre. Najczęściej przy parodniowych kryzysach w jakości powietrza występują takie doraźne skutki, jak chrypka czy kaszel. Jak ktoś ma skłonności do astmy, może spodziewać się zaostrzeń choroby. Pamiętajmy też, że na zanieczyszczenia powietrza najbardziej podatne są osoby starsze i dzieci.
Dlaczego smog unaocznia się w zimie?
– Źródłem smogu w całym naszym kraju, co jest unikalne na tle pozostałych państw Unii Europejskiej, jest „muzealna technika grzewcza”. W Polsce mamy bardzo dużo domów jednorodzinnych, ogrzewanych przez pojedyncze kotły na węgiel, w znakomitej większości to kotły prymitywne, tzw. kopciuchy. Szacuje się, że mamy ich jeszcze 3-4 miliony. To nam psuje powietrze – zwłaszcza w sezonie grzewczym.
Drugi powód związany jest stricte z porą roku. Zimą często występują tzw. stabilne warunki atmosfery, kiedy nie ma ruchów powietrza: ani poziomych, ani pionowych. Jeżeli nie ma ruchu pionowego, to unoszące się z kominów czy rur wydechowych zanieczyszczenia krążą w stosunkowo płytkiej warstwie. A gdy mamy do czynienia z tzw. niestabilną atmosferą, to one szybko przemieszczają się ku górze. Jak do tego dojdzie ruch poziomy, jak wiatr, to zanieczyszczenia się rozpraszają i to szczególnie poprawia sytuację w miastach czy w miejscowościach, które leżą w kotlinach.
Ze słabą jakością powietrza zmagają się też szczególnie państwa Azji Południowo-Wschodniej. Jakie tam są źródła smogu?
– Na pewno problem mają takie kraje jak Indie czy Chiny, ale bardzo źle jest też w Azji Środkowej, np. w Pakistanie, Iranie. Przyczyny to bardzo stare pojazdy, słabe technologie oczyszczania spalin w energetyce i przemyśle, wypalanie pól przez rolników, a do tego dochodzą paleniska do przygotowywania pożywienia. Bo jedzenie podgrzewa się tam, paląc cokolwiek.
Trujemy się też przez transport?
W Polsce to druga przyczyna smogu, w reszcie świata rozwiniętego zazwyczaj pierwsza. Z moich badań określających wpływ zanieczyszczeń z różnych źródeł bezpośrednio na skutki dla naszego zdrowia wynika, że ponad 50 procent zagrożenia powoduje ogrzewanie indywidualne. A na drugim miejscu jest właśnie transport – 16 procent, potem przemysł – 13. Paradoksalnie, energetyka węglowa, na której wieszamy psy w kontekście psucia powietrza, to niecałe 7 procent.
To dlatego, że przez kominy elektrowni ulatuje już oczyszczony dym?
– Tak, stosuje się różne filtracje spalin. Także takie, które wyłapują drobne pyły. Ale przede wszystkim, warunki spalania węgla są tam dużo lepsze niż w małym domowym kotle. To spalanie jest dość bliskie spalaniu zupełnemu, dzięki czemu wytwarza się mniej szkodliwych związków.
WHO mówi jasno: zanieczyszczenie powietrza jest największym środowiskowym zagrożeniem dla zdrowia na całym świecie. W Polsce od lat dyskutuje się o tym problemie, apeluje o wymianę „kopciuchów”. Dlaczego zmiany idą tak wolno?
– Fundamentalny problem to bariera mentalna. Stosunkowo łatwo można zrozumieć opór mocno niezamożnych rodzin, dla których to jest duży wydatek. Co prawda państwo oferuje pomoc, ale w mojej opinii jest ona niewystarczająca pod względem finansowym oraz trudna do uzyskania. A ludzie, którzy mogliby sobie na to pozwolić, są do palenia węglem przyzwyczajeni i nie widzą powodu, dlaczego mieliby coś zmieniać. Główną przyczyną niepodejmowania działań przez obie grupy jest jednak fakt, że jeżeli alternatywą dla węgla pozostaje gaz, który jest droższy, to i koszty ogrzewania będą wyższe. Jak na razie w skali ogólnopolskiej nie istnieje rozwiązanie tego problemu, a od początku bieżącego roku sytuacja pod tym względem będzie się radykalnie pogorszać z uwagi na skokowy wzrost cen gazu.
Przykładem świeci Kraków, który od 2019 roku zakazał palenia paliw stałych, ale już kilka lat wcześniej zaoferował mieszkańcom pomoc. Po pierwsze – w sfinansowaniu wymiany pieców, nie patrząc na dochody rodziny. Na początku akcji, przez dwa lata, miasto w całości finansowało tę operację, potem część pokrycia kosztów stopniowo się zmniejszała. Od tamtego czasu, również obecnie, Kraków zwraca osobom niezamożnym różnicę kosztów. Czyli jak ktoś przeszedł na ogrzewanie gazowe i drożej go to kosztuje, to miasto to dofinansowuje.
W takim razie dlaczego zdarza się, że widzimy Kraków w czołówce najbardziej zanieczyszczonych miast świata?
– To są złożone procesy, gdzie największą rolę odgrywają warunki atmosferyczne. Jest też czynnik napływu zanieczyszczeń z zewnątrz, w podkrakowskim „obwarzanku” ciągle pracują 22 tysiące „kopciuchów”. Poza tym, w Krakowie w ogóle nie ograniczyliśmy emisji z transportu czy przemysłu. To wszystko razem powoduje, że przy niesprzyjających warunkach atmosferycznych pojawia się smog. Ale jak popatrzymy długofalowo, to w stolicy Małopolski jest przeważnie czyściej niż w większości innych miast województwa.
Bo wcale nie jest tak, że smog dotyczy tylko miast. No i wracamy do mentalności. Wiele mieszkańców wsi nadal myśli, że palenie śmieci jest ekologiczne, bo nie wyrzucają ich do lasu.
– To polska specyfika. W tzw. krajach rozwiniętych problem z jakością powietrza istnieje tylko w dużych miastach. Natomiast w mniejszych miejscowościach go nie ma. A u nas w ostatnich latach zarówno w mieście, jak i na wsi jest tak samo. W dużych skupiskach ludzkich jest zawsze gorzej, bo źródeł smogu jest więcej, ale z kolei mamy więcej kotłów gazowych, miasta często mają sieć ciepłowniczą. Natomiast w małych miejscowościach nie ma elektrociepłowni, a ludzie nie ogrzewają domów gazem, bo jest za drogi.
Jakie działania, oprócz zmiany sposobu ogrzewania, powinny wprowadzić rząd i samorządy, żeby walczyć ze smogiem?
– Powinniśmy się skupić na transporcie, który według moich obliczeń niesie 16-procentowe zagrożenie dla zdrowia. Mamy pakiet bardzo prostych działań, do których władza się nie garnie, bo przez dużą część społeczeństwa byłyby one źle przyjęte.
W przypadku złych warunków smogowych nie powinno się uprawiać żadnych sportów, bo przy wysiłku fizycznym zużywamy kilkakrotnie więcej powietrza, więc kilkakrotnie więcej zanieczyszczeń trafia do naszych płuc
Po pierwsze – i to trzeba zrobić jak najszybciej – należy zatrzymać nieustannie wlewającą się do Polski rzekę złomu samochodowego. Co roku trafia do nas około miliona zużytych samochodów osobowych, ze średnią wieku kilkunastu lat. Do tego mamy proceder sprowadzania samochodów z napędem diesla z usuniętym filtrem cząstek stałych, co jest zbrodnią dla powietrza. To jest zabronione, ale sankcje i kontrola są tak znikome, że dzieje się ciągle. Tę falę można powstrzymać jedynie mocnymi karami. Na Zachodzie, gdy ktoś zostanie złapany z usuniętym filtrem DPF, obok kary ma unieważnione ubezpieczenie samochodu. I nikt nie robi takich rzeczy.
Druga rzecz, to bieżąca kontrola pojazdów. Krakowskie badania pokazują, że co najmniej 10 procent aut, które jeżdżą po naszych drogach, nie spełnia norm. A te są niezmiernie łagodne, bo dostosowane do stanu motoryzacji sprzed 30 lat. To badania z dużego miasta, w małych miejscowościach jest jeszcze gorzej. Te 10 procent najbrudniejszych pojazdów trzeba wyeliminować z ruchu, bo one wnoszą kilkadziesiąt procent zanieczyszczeń. Jeżeli je wykluczymy, mamy o około 50 procent mniej zanieczyszczeń z całego transportu.
Trzecie rozwiązanie to stworzenie stref czystego transportu w miastach. Teoretycznie taka ustawa w Polsce obowiązuje od trzech lat, tylko jest tak restrykcyjna, że te strefy nie powstają, bo prawie żaden samochód by tam nie mógł wjechać.
Słyszałam, że zwykłe mycie ulic i chodników w miastach już przyniosłoby pozytywne skutki, bo w konsekwencji wdychalibyśmy mniej szkodliwych pyłów, które się na nich osadzają.
– To jest działanie pozorne, bo daje znikomy efekt. To, co opada na jezdnie, to grubsze drobiny pyłu, które dla nas nie są groźne. Natomiast koła samochodu roznoszą po całym mieście, m.in. trawnikach czy dachach, najdrobniejsze pyły. Na samej jezdni nie ma ich aż tak dużo.
To prawda, że unijne normy, które nas obowiązują, są zaniżone? Że wcale nie powinniśmy się cieszyć, że nasze miasto świeci się na zielono w statystykach?
– Tak. Dodatkowo normy Unii Europejskiej są kilkakrotnie bardziej liberalne od wytycznych, wyznaczonych w październiku obecnego roku przez Światową Organizację Zdrowia. Średnioroczna norma WHO dla najważniejszego pyłu – czyli PM2,5 – to 5 mikrogramów, a w Polsce obowiązuje 20.
Jak my sami na co dzień możemy radzić sobie ze smogiem?
– Dla mierzonego w większości stacji pomiarowych pyłu PM10 proponowałbym przyjąć granicę 30 mikrogramów (to tylko moja propozycja, nie ma tu wyraźnych medycznych zaleceń) i jeżeli jest ona przekroczona, nie powinniśmy wykonywać żadnego wysiłku na świeżym powietrzu. Jak jest bardzo źle, to należy zrezygnować także z ćwiczenia w siłowniach czy halach sportowych, bo powietrze z zewnątrz przenika do pomieszczeń. W przypadku złych warunków smogowych nie powinno się uprawiać żadnych sportów, bo przy wysiłku fizycznym zużywamy kilkakrotnie więcej powietrza, więc kilkakrotnie więcej zanieczyszczeń trafia do naszych płuc.
Na zewnątrz nosić maseczki, a w mieszkaniach stosować oczyszczacze powietrza?
– Oczywiście, a w przypadku oczyszczaczy lepiej zainwestować w takie, które mają dobry filtr HEPA.
Natomiast jeżeli ktoś ma u siebie „kopciucha”, to niech zrezygnuje z oczyszczacza, dołoży trochę pieniędzy i go wymieni. Bo zawsze najwięcej zanieczyszczeń trafia do jego własnego domu.
Jeszcze jedno. Jak jest bardzo źle, lepiej nie jeździć samochodami. Po pierwsze po to, żeby nie podnosić zanieczyszczeń powietrza. Wiem, że sporo ludzi nie jest tak altruistycznych, żeby dla dobra ogółu rezygnować z samochodu, ale mam dla nich argument. Przy złym stanie powietrza wnętrze samochodu osobowego jest najgorszym miejscem, w jakim można się znaleźć. Bo największe stężenia zanieczyszczeń są zawsze na ulicach. W samochodzie jestem przecież dokładnie za rurą wydechową tego, kto jest przede mną! Lepiej być zatem w komunikacji miejskiej, ponieważ wloty powietrza ulokowane są tam wyżej.
Przeczytaj też: W walce ze smogiem kluczowa może być motywacja religijna
” Do tego mamy proceder sprowadzania samochodów z napędem diesla z usuniętym filtrem cząstek stałych, co jest zbrodnią dla powietrza” Panie profesorze, dużo było o mentalności, szczególnie ciemnego ludu wiejskiego palącego śmieci bo do lasu daleko. A niech tam dajmy temu spokój. Ale z tym filtrem cząstek stałych w dieslach, to proszę uzupełnić braki w wiedzy, choćby takim skromnym artykułem https://www.auto-swiat.pl/porady/dpf-czyli-filtr-czastek-stalych-same-problemy/3pl07dt. Wiem to nie jest naukowa publikacja, a i strona wydać się Panu może niepoważna. Proszę spróbować ogarnąć temat. Ja uważam, że największym zagrożeniem dla naszego życia stanowi nie zatrute powietrza, ale woda. Bo widzi Pan, tak się porobiło, że to co niegdyś podniesione do sacrum, dziś stanowi doskonały nośnik fikali spuszczanych w naszych toaletach, kuchniach, fabrykach, rozpuszczonych świństw w wodzie opadowej. Niby w oczyszczalniach przywracamy porządek rzeczy, ale jakoś tak niekoniecznie. Umierają rzeki i nasze morze, które ślubowaliśmy strzec. Rybka stała się kosztownym rarytasem, bynajmniej niekoniecznie za sprawą nadmiernych połowów. Jak już uporacie się państwo z kopciuchami, mentalnością, starymi autami, proszę zadbać o wychodki w mieście, w których będzie się kupę kompostowało, a nie spuszczało z sumem by popłynęła rurami w siną dal. Toksyczne nie tylko mamy powietrze, tacy bywają rodzice, nauczyciele, ostatnio księża, politycy, w sumie coś musi nas o śmierć przyprawić. Im dłużej żyjemy tym dłużej trujemy, mimo najlepszych chęci to się raczej nie zmieni.
Wielka szkoda, że pan profesor podkopuje swój własny autorytet w bardzo istotnej sprawie, gdy zaczyna opowiadać o wpływie samochodów na zanieczyszczenie powietrza, powtarzając fałszywe argumenty jakby żywcem wyciągnięte ze ściągawki lobbysty koncernu motoryzacyjnego.
„Warto zwrócić uwagę, że smog, który powodują samochody to nie tylko, a nawet nie głównie, to co leci z rur wydechowych. W bardzo ciekawej rozmowie opublikowanej przed rokiem w „Gazecie Wyborczej” Katarzyna Barańska z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska tłumaczyła, że pył samochodowy w mniej więcej 7 procentach to „dymienie z rury”. Kilkanaście procent to drobinki z opon i klocków hamulcowych. Reszta, czyli ok. 80 proc., to pylenie wtórne, czyli to, co leży na jezdni, a samochody wzbijają w powietrze przejeżdżając.”
https://www.transport-publiczny.pl/wiadomosci/skad-sie-bierze-smog-i-jak-bardzo-winne-sa-auta-53970.html
…Czyli znaczna większość (!) zanieczyszczeń generowanych przez ruch samochodowy to pyły wzbijane w powietrze przez sam ruch auta po drodze, pyły z klocków hamulcowych i opon. Zwykła fizyka i elementy eksploatacyjne każdego auta, takie same w samochodach nowych i kilkunastoletnich „złomach” jak to pan określił.
A tutaj Niemcy (ten mityczny, jednorodny „zachód”, gdzie wszystko jest lepsze) przetestował czterdziestoletniego (o zgrozo!) Mercedesa pod kątem emisji szkodliwych substancji i wnioski okazały się być bardzo interesujące:
https://spidersweb.pl/autoblog/mercedes-w123-240d-emisja-spalin/
„Otóż stary Mercedes W123 240d z dołożonym jedynie katalizatorem spełnia normę Euro 3 dla emisji tlenku węgla, a współczesne Euro 6 przekroczyła o jedynie 20 proc. Emisja dwutlenku również nie jest wcale taka duża. Mieści się w przedziale 190-216 g/km. Jak na dzisiejsze czasy to bardzo zły wynik, ale, o dziwo, nie odbiega wcale aż tak bardzo od niektórych współczesnych aut. Np. E-klasa 400d 4Matic oficjalnie emituje 172-194 gramy CO2 na kilometr. Mamy tu już gol kontaktowy. Może i mowa tu o różnych pojemnościach, ale to nadal wóz tej samej klasy. Trochę słabo, że 40 lat po wyprodukowaniu testowanej Beczki istnieje nadal E-klasa generująca podobnie dużo dwutlenku węgla.”
„To jest oczywiście tylko jeden, mało jaskrawy przykład. Weźmy jednak SUV-a z tego samego segmentu, Mercedesa GLE. Tu zaczyna się robić nieśmiesznie. GLE 300d z dwulitrowym dieslem zasadniczo generuje tyle samo CO2, co Mercedes W123 z dołożonym katalizatorem: 218-186 g/km. Nie muszę chyba mówić jak sytuacja wygląda w przypadku większych silników. Oczywiście Mercedes nie jest odosobniony i przerośnięte SUV-y premium wszystkich marek są równie „ekologiczne”. Np. BMW X5 xDrive25d emituje 186-220 gramów CO2 na km.”
Jaki jest udział SUVów w sprzedaży nowych aut i jak bardzo samochody urosły i zwiększyły swoją masę można łatwo sprawdzić. Widzi pan, panie profesorze, sprawa nie jest wcale taka prosta i nie sprowadza się do „rzeki złomu”, a rządowe programy realizowane m.in. w Niemczech, USA i Wielkiej Brytanii, polegające na złomowaniu sprawnych, użytecznych aut w zamian za pieniądze na zakup nowych są już otwarcie krytykowane jako antyekologiczne i właśnie odbijają się obywatelom tych państw czkawką, bo produkcja nowych aut stoi przez braki półprzewodników, więc ceny aut używanych – tych, które nie zostały zezłomowane w zamian za kilka tysięcy funtów czy euro dopłaty do często większego, cięższego auta ze skomplikowanym i drogim w naprawach silnikiem i osprzętem – rosną. Nie, nie idźmy tą drogą. Nawet pomijając dość oczywisty problem, nad którym się pan profesor nie pochylił – za co Polacy mają masowo kupić te nowe auta, skoro jeżdżą nastoletnimi (i nie, nie dlatego, że jesteśmy koneserami gruzów po Niemcu…), a UE dobiła regulacjami segment aut małych/miejskich, które ewentualnie byłyby w zasięgu portfela przeciętnego zjadacza chleba.
Szanowny Panie Piotrze. znam to z praktyki i obserwaci,kryzys palowowy 1973, potem puste autostrady, oszczedne auta, nowe technologie, potem auta rosly i rosly w ilosc KM, palily mniej niz Warszawy czy Fiaty125p, ilosc koni rosla,przypominam sobie rok 1990, Mercedes mojego szefa, 289 KM, jazda nim 200 km i spowrotem, z powrotem z przyczepa na lodz, a wiec 80km/ godz, zatankowalem 80 lozrow benzyny, przyjechalem na rezerwie, auto pokazywalo mi ile palo na 100 km. czasem bylo to 40 litrow, ale lubilem pojezdzic sportowo, gazm hamulec itd.Potem wszystko roslo, swiat zapomnial o kryzysie, wszystko bylo ekologiczne, tylko ozon nie, bo trzeba bylo lodowki zmienic. Tak zmienia sie do dzis, A 380, chluna Airbusa,akie to przezycie nim leciec, Boeing 747 to nic, estesmy bowiem lepsi, a jak sie skonczylo? Producent dyktuje, prasa obwieszcza, a politycy kasuja prowizje. Wystarczyl taki maly wirus i wszystko zmienil, dzis jeszcze nie wiemy ile zmienil. Mozemy tylko przypuszczac, jednak tylko ON wie, ten ktory jest Alfa i Omega.A juz myslelismy ze jestesmy lepsi od Niego, prawie sie udalo, prawie……
I co z tego co mówią statystyki . Każdy w temacie smogu jest najmądrzejszy . To logiczne ,że trzeba się pozbyć starych kopciuchów , tylko ludzi na to nie stać . Myślę ,że nie jedna osoba chciałaby nowy kocioł tylko za co …. Program czyste powietrze dla nie których zbawieniem była , a dla drugich kłopotem , chodzi o gaz ( podwyżki ) jak dla mnie skorzystałem ale to z głową . Wybrałem kocioł pelletowy i oczywiście Polski kostrzewa .Działa
Zanim wymieniłem swój stary piec na kocioł ekologiczny szukałem informacji czy napewno spełni wszystkie normy i obostrzenia . Kotłów na naszym rynku jest od groma i zarazem oszustów co naciągają niewinnych ludzi . Ceny również są kolorowe . Dlatego skorzystałem z programu czyste powietrze gdzie otrzymałem rzetelną i profesjonalną pomoc . Doradzili mi kocioł od Kostrzewy mini Matic i jest dobry . Sprawdził się u mnie . Trafny zakup