Za Oceanem postępuje proces sekularyzacji: już niemal co trzeci Amerykanin uważa się za ateistę, agnostyka lub osobę niereligijną.
Tak wynika z najnowszego sondażu amerykańskiego think tanku Pew Research Center, który wskazuje, że w Stanach Zjednoczonych przybywa osób nieidentyfikujących się z żadną religią: obecnie jest ich o 6 punktów proc. więcej niż pięć lat temu i o 10 punktów proc. niż dekadę temu. Największy antyreligijny odpływ odnotowuje się wśród milenialsów, czyli osób urodzonych czasie wyżu demograficznego w latach 80. i 90. XX w. Odsetek tzw. nones, czyli „żadnych” (ten termin służy w USA do opisu osób bez zadeklarowanej przynależności wyznaniowej) wynosi w tej grupie aż 40 proc.
Jednocześnie w kraju, którego narodowe motto brzmi „In God We Trust” („Ufamy Bogu”), miejsca kultu pustoszeją: podczas gdy jeszcze 20 lat temu niemal trzy czwarte Amerykanów chodziło do kościoła, synagogi albo meczetu, dziś robi to mniej niż połowa. Jak wynika z badań Pew Research Center, coraz mniej osób deklaruje codzienną modlitwę – jeszcze w 2007 roku było to 58 proc., natomiast dziś – 45 proc. Według sondażu już 32 proc. respondentów deklaruje, że odmawia modlitwę bardzo rzadko lub w ogóle.
Odpływ protestantów
Wspomniany sondaż przedstawia również zmieniające się trendy wśród chrześcijan – najliczniejszej grupy religijnej w USA. Podczas gdy jeszcze dekadę temu stanowili oni 75 proc. dorosłej populacji, dziś to 63 proc. Największy odpływ wiernych odnotowuje się wśród protestantów, stanowiących 40 proc. amerykańskiego społeczeństwa. Liczebność grupy składającej się m.in. z baptystów, metodystów, luteranów, prezbiterian, a także tzw. chrześcijan bezwyznaniowych spadła o 4 punkty proc. w ciągu ostatnich pięciu lat.
Dla porównania Kościół katolicki nie odnotował w tym względzie zmian: przynależność do wiary katolickiej deklaruje 21 proc. Amerykanów. To tyle samo, co w 2014 roku, gdy Kościół miał za sobą burzliwe lata, związane m.in. z serią skandali pedofilskich z udziałem amerykańskich duchownych.
Niewierzący także w interiorze
Jak wskazują zgodnie eksperci, spadek religijności w Stanach Zjednoczonych jest wynikiem m.in. kryzysu zaufania do instytucji i niechęci do chrześcijańskiej prawicy, która w sojuszu z amerykańską Partią Republikańską próbuje ograniczać m.in. prawa kobiet i przepisy chroniące osoby LGBT przed dyskryminacją.
W sekularyzującej się Ameryce zmieniają się również trendy dotyczące osób określanych tradycyjnie jako obojętne religijnie. Jak podkreśla w rozmowie z serwisem telewizji ABC profesor Uniwersytetu Santa Clara Elizabeth Drescher, osoby te nie są jak dawniej skupione głównie w dużych miastach na wybrzeżu. Agnostyka, ateistę lub osobę niereligijną spotkamy w całym kraju, bez względu na status społeczno-ekonomiczny czy przynależność do grupy etnicznej (choć w przypadku Afroamerykanów jest to wciąż temat tabu).
Jednocześnie w Ameryce osoby niewierzące, a w szczególności osoby deklarujące się jako ateiści (4 proc.) pozostają na marginesie życia politycznego. W ponad 530-osobowym Kongresie tylko senatorka Kyrsten Sinema z Arizony identyfikuje się otwarcie jako osoba niereligijna. Takie deklaracje są dla większości polityków niewygodne, bo bycie ateistą w USA jest kolejnym tabu. Do tego stopnia, że tamtejsi wyborcy prędzej widzieliby w Białym Domu latynosa, geja lub ewangelika niż ateistę. Niżej w rankingu plasują się jedynie… socjaliści, których większość zapatrzonych w kapitalizm Amerykanów nie akceptuje. Z kolei w badaniach dotyczących zaufania wobec poszczególnych grup religijnych, ateiści lądują na szarym końcu tuż przed muzułmanami.
Przeczytaj też: Formy współczesnej bezreligijności
„tamtejsi wyborcy prędzej widzieliby w Białym Domu latynosa, geja lub ewangelika niż ateistę”. Ewangelikał/ chrześcijanin ewangeliczny/ ewangelikanin/ ewangelikalista (autorzy artykułów w prasie powszechnej stosują różne formy) – to wszystko próby tłumaczenia angielskiego pojęcia „evangelical”(https://proteologia.com/2009/02/28/czy-ewangelicy-i-ewangelikalisci-to-to-samo/)