Symbole rewolucji funkcjonują we Francji do dziś. Nie ma wśród nich nowego kalendarza.
Bardzo szybko francuska rewolucja 1789 roku wypracowuje własne symbole tożsamościowe, „emblematy Rozumu”, jak znakomicie określi je Jean Starobinski, elementy mające pokazać, że oto stary porządek ustępuje miejsca światu nowych wartości i znaczeń.
Już kilka dni po zdobyciu Bastylii pojawi się trójkolorowa, niebiesko-biało-czerwona kokarda, znak jedności Francuzów w istniejącej jeszcze wówczas monarchii, matryca ich przyszłej flagi narodowej (w republikańskiej Francji mało kto dziś pamięta, że środkowy, biały kolor odwołuje do barw królewskich). Pierwsza rocznica zdobycia Bastylii będzie zresztą w Paryżu obchodzona w uroczysty sposób, by w przyszłości stać się 14 Lipca, świętem narodowym republiki francuskiej.
Co lepszego można było zaproponować jak nie rewolucyjny kalendarz, na nowo odmierzający czas historii dziejów, a w zasadzie go rozpoczynający?
W tym czasie pojawi się również dewiza „wolność-równość-braterstwo”, słynna triada nowej politycznej aksjologii, wyznawana przez kolejne pokolenia Francuzów. Dość wcześnie powstają też inne atrybuty rewolucyjnej świadomości, jak choćby Marianna, postać pochodzącej z ludu młodej kobiety-wojowniczki noszącej na głowie czapkę frygijską, symbol wyzwolenia i wolności. No i oczywiście „Marsylianka” napisana w kwietniu 1792 roku, jeszcze przed upadkiem monarchii i ogłoszeniem Francji republiką – utwór, który kiedyś stanie się oficjalnym hymnem narodowym Francuzów.
Wypracowane w rewolucyjnej Francji kotwice jej tożsamości i symbole nowego systemu wartości przetrwały próbę czasu, funkcjonują do dzisiaj we współczesnej Republice Francuskiej jako jej historyczne dziedzictwo i polityczny fundament. Nie tylko poprzez hymn, flagę i święto narodowe, choć te są oczywiście najbardziej spektakularną pamiątką rewolucji 1789 roku, ale także na co dzień w przestrzeni publicznej, gdzie na frontonie każdej państwowej instytucji wyryta jest trójczłonowa, republikańska dewiza. Podobnie też w czasie jakże częstych politycznych manifestacji na ulicach Paryża dostrzec można niekiedy młode kobiety przebrane za Mariannę, obowiązkowo ze wspomnianą czapką frygijską na głowie. Współczesna V Republika jest wierna swojemu rewolucyjnemu DNA, dumna z tego, że ponad dwieście lat niespokojnej historii Francji, politycznych zawirowań, wojen i wewnętrznych konfliktów nie było w stanie go naruszyć czy usunąć.
Coś więcej niż zbieg okoliczności
Próby czasu nie przetrwała jednak inna inicjatywa rewolucyjnej Francji, która paradoksalnie wydaje się chyba najlepiej ilustrować cel i sens wszystkich republikańskich symboli-znaków – wolę zerwania ze starym porządkiem, chęć ukazania końca dawnego świata i wskazania początku nowych czasów w życiu Francuzów. Co lepszego można było zaproponować jak nie rewolucyjny kalendarz, na nowo odmierzający czas historii dziejów, a w zasadzie go rozpoczynający? Tak naprawdę w tym pomyśle nie chodziło o kontynuację historii, ale o jej zresetowanie, dokonanie „twardego restartu”. W projekcie rewolucyjnego kalendarza widać chęć wyzerowania czasu, a zarazem wskazania jego nowego biegu, od którego będzie odtąd mierzona historia Francji, a co Bronisław Baczko znakomicie określi jako republikański zamysł „zadekretowania wieczności”.
Pomysł zmiany sposobu odmierzania czasu pojawił się stosunkowo późno. W zasadzie trzeba było dopiero obalenia monarchii 21 września 1792 roku i – dzień później – wprowadzenia republiki, by zaczęto myśleć o nowym kalendarzu. Wydaje się to zresztą zrozumiałe, gdyż owe dwa wydarzenia polityczne są idealną cezurą czasową rewolucji. Pierwsze definitywnie grzebie stary świat i odrzuca przeszłość, drugie jest początkiem nowego, „wiecznego” czasu w dziejach Francji.
Rok 1792 to zatem rok pierwszy, an premier „nowej ery Francuzów”, podobnie jak 22 września staje się dniem pierwszym każdego nowego roku. Twórcy kalendarza z 1793 roku – przede wszystkim dwaj jego główni autorzy, Gilbert Romme i Philippe Fabre d’Eglantine – tworzą z dnia wprowadzenia republiki kamień węgielny rewolucyjnej mitologii. Wydarzenia polityczne zostają wpisane w znacznie szerszą logikę narracyjną, w której Natura wspiera czynnie Historię, a bieg rewolucji wydaje się odpowiadać uniwersalnym prawom świata.
W fakcie, że proklamacja republiki przypadła na moment jesiennej równonocy, pomysłodawcy kalendarza dostrzegają coś więcej niż zwykły zbieg okoliczności – dla nich to dowód, że przejście Słońca przez punkt Wagi jest wyraźnym znakiem przychylności Natury, wprowadzeniem rewolucji w porządek i ruch kosmosu. Zrównanie dnia z nocą odebrane zostało natomiast jako potwierdzenie idei równości ludzi między sobą, analogicznie w wyjściu z mroku jednej półkuli do światła drugiej dostrzeżono moment przejścia z monarchii do republiki.
Podobnie autorzy narracji kalendarza interpretują fakt, iż owo polityczne wydarzenie ma miejsce wraz z początkiem astronomicznej jesieni. Nie chodzi tylko o przejście z jednej pory roku do drugiej – choć i tu dostrzegają wyraźnie motyw końca jednej epoki i początku drugiej – ale o to, że jesień jest okresem żniw i zbiorów. Ziemia oddaje człowiekowi swoje owoce, wynik jego pracy i wysiłku, tak samo Republika zaczyna, zgodnie z rytmem i porządkiem Natury, zbierać plony rewolucyjnego zasiewu rozpoczętego 14 lipca 1789 roku.
Zerwanie
Owo odniesienie się do natury jest zresztą aksjologiczną podstawą konkretnych rozwiązań i propozycji republikańskiego kalendarza. W spektakularny sposób zrywa on z chrześcijańskim kalendarzem gregoriańskim wprowadzonym w 1582 roku przez papieża Grzegorza XIII, proponując, a raczej przeciwstawiając mu całkiem nową treść i formę. To, że rewolucyjni autorzy zachowują ideę kalendarza solarnego oraz podział roku na cztery pory i dwanaście miesięcy nie wynika bynajmniej z szacunku dla poprzedników, ale po prostu z przyjęcia najbardziej powszechnego systemu pomiaru czasu, biorącego pod uwagę naturalny ruch obiegowy Ziemi wokół Słońca.
Reszta jednak nie będzie już taka sama, począwszy od podziału każdego miesiąca na trzy dekady, z których każda złożona miała być równo z dziesięciu dni. Dawało to 36 dekad, czyli w sumie tylko 360 dni w roku. Autorzy zręcznie wybrnęli z tego problemu, proponując dorzucenie pięciu lub sześciu specjalnych świąt republikańskich, tzw. sans-culottide’ów, w zależności od tego, czy dany rok był przestępny, czy nie.
Podobnie, zachowując naturalny podział na cztery pory roku, zrezygnowali poniekąd z ich starych nazw na rzecz opisujących je na nowo dwunastu „republikańskich” miesięcy, nazwanych w całkiem oryginalny leksykalnie i głęboko przemyślany sposób. Philippe Fabre d’Eglantine tworzy dwanaście poetyckich neologizmów podzielonych na cztery triady, z których każda odpowiada kolejnej porze roku oraz klimatycznej specyfice i charakterowi poszczególnych miesięcy, co widać i słychać zarówno w samych nazwach, jak i w wyróżniających je końcówkach.
I tak chronologicznie jesień (to od niej przecież, a nie z dniem 1 stycznia, rozpoczyna się 22 września każdy rok w kalendarzu) zawiera w sobie miesiące vendémiaire, brumaire oraz frimaire, określające kolejno czas winobrania, gęstniejących mgieł oraz narastającego chłodu, niejako wprowadzając w nadchodzącą zimę. W tej z kolei porze roku twórcy kalendarza wyróżniają miesiące nivôse, pluviôse, ventôse, wyrażające padające śniegi, częste deszcze oraz wiejące wiatry. Dla opisania nadchodzącej wiosny proponują kolejno miesiące germinal, floréal i prailial, przywołujące okres kiełkowania roślin, kwitnienia kwiatów i kwiecistości łąk. Lato z kolei zawiera w sobie messidor, thermidor i fructidor, przypominające o czasie żniw, gorącu temperatury, bogactwie owoców. Te ostatnie dojrzewają, by zostać zebrane w kolejnym miesiącu, vendémaire, który jest zarazem pierwszym miesiącem następnego roku.
Tak oto zamyka się roczny, naturalny cykl natury, by powtarzać się rytmicznie po wsze czasy w kolejnych latach. Kalendarz rewolucyjny został zaprogramowany jako odtwarzający się co roku obraz-narracja, opisujący i opowiadający uniwersalny czas natury, przypominający poprzez wyszukane leksykalnie neologizmy jej różnorodność i bogactwo, a zarazem stałość jej praw i cykliczność ruchu.
Czas świecki
Nowatorski zamysł narracyjny nowego kalendarza i jego ideologiczne przesłanie najlepiej widać w podziale na poszczególne dni roku, a zwłaszcza w ich 360 nazwach. Zaproponowanie nowej terminologii dni roku jest niczym innym jak czytelnym i wymownym zerwaniem z tradycją kalendarza chrześcijańskiego, gwałtownym i ekspresywnym wyrugowaniem postaci świętych i patronów Kościoła, których imiona odmierzały dotąd regularnie, dzień po dniu, bieg życia Francuzów. Odtąd to nie religia będzie im wyznaczać rytm dni, ale zupełnie inny, laicki system wartości i pomiaru czasu. To z pewnością najbardziej widoczny, a zarazem najmocniejszy akt dechrystianizacji, jaki proponuje republikański kalendarz.
Tak jak nowe nazwy dwunastu miesięcy przywołują istotę i charakter natury, tak i poszczególne dni roku mają opowiedzieć, a zarazem udowodnić jej bezpośredni związek ze świeckim życiem człowieka. Co ciekawe, niepotrzebne do tego są jakiekolwiek neologizmy. Wystarczy, a wręcz konieczne jest odniesienie się do pojęć już istniejących, jak najbardziej znanych i powszechnie używanych.
Największą ich grupę, bo aż 288 nazw, stanowią naturalne dary ziemi, rośliny, drzewa, krzewy, kwiaty, ziarna i owoce. Następny jest zbiór 36 narzędzi, przyrządów i instrumentów, jakie służą w pracach polowych lub są przydatne w ogrodnictwie. Trzecia grupa to określenia 36 zwierząt pomocnych człowiekowi w jego pracy na roli, towarzyszących mu w życiu, czasem stanowiących jego pożywienie.
Wszystkie te nazwy i kategorie nie zostały jednak przypadkowo rozrzucone w strukturze kalendarza, ale zagospodarowują go w wielce przemyślany sposób, całkowicie podporządkowany cyklowi natury. Skatalogowany świat botaniki przypisany został odpowiednim porom roku i miesiącom, dla których dane rośliny są najbardziej typowe i charakterystyczne. Autorzy kalendarza nie zapominają przy tym, że zima pozostaje okresem, gdy ziemia „odpoczywa”, stąd pomysł, by w miesiącu nivôse zamiast roślin występowały nazwy minerałów, skał czy związków organicznych, które oczywiście również miały wyraźnie przywoływać pojęcie natury. Podobnie dzieje się też z poszczególnymi kategoriami narzędzi i zwierząt świadomie przypisanymi konkretnej porze roku i miesiącowi, kiedy są wykorzystywane w pracach rolniczych lub, w okresie zimowym, stają się użyteczne człowiekowi w jego domostwie.
Co ciekawe, o ile nazwy zwierząt pojawiają się w kalendarzu dokładnie piątego dnia każdej dekady (5, 15 i 25 dzień miesiąca), to określenia narzędzi umieszczone są z kolei zawsze na jej końcu (10, 20 i 30 dzień miesiąca). Jeśli pamiętamy, że ostatni, dziesiąty dzień poszczególnej dekady był dniem wolnym od pracy, republikańską, laicką wersją niedzieli, lepiej zrozumiemy narracyjny charakter tego zabiegu. Usytuowanie zwierząt dokładnie pośrodku dziewięciu dni roboczych podkreślać miało zarówno ich obecność, jak i szczególne znaczenie w życiu i pracy człowieka. Z kolei dzień odpoczynku podpowiadał rolnikowi, jakie narzędzie ma towarzyszyć mu nazajutrz w jego gospodarskich czynnościach wraz z początkiem nadchodzącej, nowej dekady.
Kalendarz staje się niejako rolniczym almanachem zawierającym podstawowe i niezbędne informacje, ale przede wszystkim opisującym rytm życia człowieka w nierozerwalnym, wiecznym związku z cyklem i prawami natury.
Tylko czas natury jest wieczny
Nie chcąc wgłębiać się w historię praktycznego zastosowania i funkcjonowania kalendarza w rewolucyjnej Francji. Przypomnę tylko, że wszedł on w życie oficjalnie 6 października 1793 roku, czyli 15 vendémiaire’a roku drugiego Republiki. Został następnie zniesiony dekretem Napoleona 9 września 1805 roku (22 fructidora roku XIII), by umożliwić definitywny powrót do kalendarza gregoriańskiego z dniem 1 stycznia 1806 roku (11 nivôse’a roku XIV).
Za decyzją cesarza Francuzów kryła się z pewnością chęć wprowadzenia nowego porządku i ostatecznego zerwania z republiką, ale nie można też zapomnieć o innym ważnym czynniku.
Rewolucyjny kalendarz okazał się po prostu mało praktyczny, mocno komplikował życie Francuzom, zwłaszcza mieszkańcom prowincji, przyzwyczajonym do starej nomenklatury nazw, a także do zwyczajowej ilości dni tygodnia i odpoczynku (o ile kalendarz gregoriański zawierał 52 niedziele, to poprzez system dekad liczba dni wolnych od pracy spadła do 36).
Funkcjonował we Francji równo dwanaście lat, dwa miesiące i dwadzieścia sześć dni. Niby sporo, ale tak naprawdę mało w stosunku do ambitnego projektu „zadekretowania wieczności”. Nie przetrwała zbyt długo rewolucyjna próba zapanowania nad czasem, wykorzystania go, uporządkowania na nowo i na swój sposób.
Czas natury pokazał, że to on jest wieczny. Nie potrzebuje żadnych ludzkich dekretów, by to udowodnić.
Przeczytaj też: Nie katolicyzm stanowił o specyfice Oświecenia w Polsce
A sama Bastylia to udany symbol? Chyba od czasów Ludwika XIV była więzieniem wyłącznie przeznaczonym dla… wyższych sfer, a więc klas zwalczanych przez rewolucję. Zdaje się, że w chwili jej zdobycia Bastylia miała tylko kilku więźniów , w tym trzech oszustów finansowych i paru skazańców na postawie lettre de cachet. A tak w ogóle był już sporządzony królewski plan zburzenia tego archaicznego więzienia.
Nadmiar rozumu też bywa szkodliwy. Wielkim osiągnięciem tei idei byla choćby gilotyna, narzędzie do szybkiego zabijania bez tortur i innych wymysłów epok Ciemnoty.
Alegoryczny potencjał ma też historia zgilotynowania króla. Akurat przy jego egzekucji były problemy techniczne, być może z winy mechanizmu.