Spotkałem wielu ludzi, którzy deklarowali się jako agnostycy, a ich życie było piękną ewangelią. Deklaracje jeszcze o niczym nie świadczą – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu” ks. Mieczysław Puzewicz.
Z ks. Mieczysławem Puzewiczem, społecznikiem, delegatem metropolity lubelskiego ds. osób wykluczonych, twórcą lubelskiego Centrum Wolontariatu, w najnowszym, noworocznym „Tygodniku Powszechnym” rozmawia Artur Sporniak.
Zdaniem ks. Puzewicza „nasza forma świętowania Bożego Narodzenia wymaga natychmiastowego uzupełnienia o wymiar ewangeliczny. Puste talerzyki, sianko, opłatek, dwanaście potraw – to nie są treści ewangeliczne. Niech to wszystko będzie, ale niech temu towarzyszy rozmowa, a nie gadanie. Gadamy zwykle o czymś trzecim, a rozmawiamy ze sobą, dając siebie w słowach, co jest dużą sztuką. Słuchajmy się wzajemnie. Liczba osób niewysłuchanych wzrasta dramatycznie z roku na rok. I dajmy przy stole miejsce tym, którzy chętnie by je zajęli, gdyby tylko byli zaproszeni”.
Na uwagę, że wpisy na blogu itinerarium.pl kieruje do wszystkich: wierzących i niewierzących, duchowny odpowiada: „Jeśli chodzi o odległości, mamy centymetry, metry, kilometry. Jeśli chodzi o wagę, mamy gramy, dekagramy, kilogramy. A czym mierzyć wiarę? Spotkałem wielu ludzi, którzy deklarowali się jako agnostycy, a ich życie było piękną ewangelią. Tutaj deklaracje jeszcze o niczym nie świadczą”.
Zastrzega, że nie boi się o przyszłość Kościoła. „Ewangelia się nie zdezaktualizuje. Do czasów edyktu Konstantyna nie było świątyń, a był Kościół – były wspólnoty wierzących. Teraz jest moment, że mamy mnóstwo świątyń, a nie za wiele wspólnot. Istotą Kościoła są ludzie starający się iść drogami miłości” – zaznacza.
„Kiedyś opisał Ksiądz swój sen o homoseksualistach w Kościele, wywołując duży niepokój wśród komentatorów. To są osoby wciąż wykluczane z naszej wspólnoty” – zauważa Artur Sporniak. „Tak nie jest. Spowiadam te osoby i one starają się kochać Pana Boga, jak potrafią. Popełniają grzechy tak jak pan, ja i każdy inny. Walczą o swoją bliskość z Chrystusem, chcą też przynależeć do Kościoła. Jeśli jako kapłan pełnię rolę koordynatora na ziemi, to widzę dla nich miejsce w Kościele. Nie ma żadnej podstawy do ich wykluczania” – podkreśla ks. Puzewicz.
DJ
Przeczytaj też: Bóg już się nie rodzi, ale umiera
Bardzo wiele pięknych tekstów się nie zdezaktualizowało.
Sęk w tym, że przestano je już czytać.
Odkąd pamiętam, księża przed świętami tłumaczą, że umyte okna i odkurzony kredens nie jest istotą świętowania. Religijny charakter świąt, nawoływanie do czytania Ewangelii na rozpoczęcie Wigilii jest stałym elementem nauk adwentowych. Nie jest więc tak źle – katolicy wiedzą, jak świętować. Przynajmniej ci praktykujący. Pozdrawiam
Żeby krytyka pomagała, powinna być głoszona wobec wspólnoty, do której się należy. Ksiądz Mieczysław Puzewicz zrywa tę wspólnotę, do której ja należę, gdy mówi, że chrześcijaństwo to nic nadzwyczajnego. Oczywiście, że chrześcijaństwo nie ma monopolu na dobroczynność. Nie trzeba być chrześcijaninem, ani tym bardziej księdzem, by być dobrym. Więc po co starać się nim być? Przypuszczam, że mówili o tym księdzu w seminarium, skoro doszło to do mnie na peryferiach Kościoła, ale jeśli to nie pomogło, „to choćby ktoś z umarłych powstał, nie uwierzą”.
„Rozmawiać, a nie gadać przy stole”. Tak. Tylko to też jest puste gadanie, gdy wygłaszane jest tonem kogoś, kto wszedł na drapacz chmur i mówi tym niżej, że jest bliżej Słońca. Ksiądz Mieczysław ma rację i daję wiarę, że nią żyje, ale w tej wypowiedzi o niej poucza, a nie uczy. Tak odbieram powyższą wypowiedź. Ksiądz Mieczysław sekularyzuje wolne miejsce przy stole. Ono wbrew powszechnemu przekonaniu nie jest dla przygodnego gościa. Jest to zapomniana tradycja zaczerpnięta z żydowskiej wieczerzy sederowej, gdzie wolne miejsce przy stole było przeznaczone dla powracającego Eliasza. Dla niego zostawiano też uchylone drzwi.
A co do LGBT+, to jest dla nich miejsce w Kościele na zasadach, o których ksiądz Mieczysław mówi do momentu, do którego nie chcą zmieniać Kościoła i świata na swoją modłę. Np. stawiać znak zapytania dzieciom w szkołach co do ich orientacji seksualnej. Załóżmy, że to margines. Nie wyobrażam sobie bycia w jednej wspólnocie z kimś, kto nie ma nic przeciwko eksperymentom na dzieciach. Znam przypadek chłopca, który miał wspaniałych rodziców, kilku „normalnych” starszych i młodszych braci i siostry, a nagle w wieku 12 lat zaczął zachowywać się jak dziewczynka. Dzieci takie powinny być otoczone troską, której rzeczywiście nie okazywaliśmy. Może rzeczywiście, to LGBT+ katolicy zawdzięczają uwrażliwienie, na razie jeszcze za małe, na takie osoby. Ale LGBT+ wchodzi w podobne sytuacje z butami. Niech LGBT+ wchodzą do Kościoła, ale niech nie wnoszą na butach błota z tego świata. Podobnie jak katoliccy łapówkarze, przemocowi ojcowie, niewierni małżonkowie, rozwydrzona młodzież, ludzie władzy, tyranizujący podwładnych menedżerowie, oszuści podatkowi, złodzieje i złodziejaszki okradające komunikację publiczną jazdą bez biletu, plwacze i plotkarze, i ci co uważają się za jedynych sprawiedliwych a także ci, którzy zawsze mają rację i wszyscy nieświęci. No, ale cóż, Bóg może tylko prosić o zdjęcie butów. A my „róbta co chceta”.
Z pewnością religia się nie zdezaktualizuje, choć już dawano ta chrześcijańska, niewiele ma wspólnego z nauczaniem Chrystusa i Ewangelią. Gadamy, bo rozmawiać z nami niespecjalnie się chce szczególnie tym, którym z pozoru najbardziej powinno zależeć. Oto jakże postępowy Tygodnik Powszechny zlikwidował możliwość dodawania komentarzy opinii pod swymi tekstami. Nie, nie zdarzało się, by nawet w ferworze ostrej wymiany zdań, przekraczano dopuszczalne granice. Zlikwidowali ową platformę rozmowy, bo niespecjalnie pasuje im czytanie tego co czytelnicy mają do powiedzenia, albo zdecydowano za nich, cenzura, pieniądze? Na załączonym obrazku, kapłan odsuwa głowę od zbyt nachalnego menela. Przyklejony uśmiech, fotka proszę jacy jesteśmy wspaniali. Przed Konstantynem chrześcijaństwo było sektą, wcale tak nie prześladowaną jak to nam się wmawia. On dostrzegł w niej potencjał, uczynił z chrześcijaństwa religię państwową, szerokim strumieniem popłynęły pieniądze i władza, już nic nigdy nie było takie jak przedtem. To nie Boże Narodzenie wymaga poprawek, lecz o wymiar ewangeliczny należy zadbać w naszym Kościele, nie deklaratywnie lecz osobistym świadectwem poczynając od etatowych funkcjonariuszy. Naiwny jednak ten kto w taki bieg spraw wierzy. Najlepszym przykładem jest stajenka betlejemska, budowana na okoliczność świąt w naszych świątyniach. W przepięknych ociekających wszelakim dostatkiem kościołach, przy wzniosłej celebrze, leży figurka dzieciątka w żłobie na sianie, w szopie. Żadnych refleksji w związku z tym, se leży bidula i podziwia złote ornaty, ornamenty… .
Jakiś czas temu postawiłem tezę, że jednak Ewangelia się zdezaktualizowała. Może nie ona sama, ale pojęcia, jakich używa. Przykład z brzegu – ojciec. Jezus używa obrazu Boga – Ojca. Jeszcze do XIX – XX wieku wiadomo było co ten obraz oznacza. Ojciec jest głową domu, należy mu się szacunek, ale też otacza dom opieką i dba o rodzinę.
Dziś ojciec przestał być głową domu. Na szacunek musi zasłużyć, nie dostaje go z samego faktu bycia ojcem. Przestał też być autorytetem. Dawny ojciec służył mądrością, także z racji wieku i doświadczenia. Dzisiejszy ojciec częściej będzie mieć problem z przysłowiowym kanlem HDMI w telewizorze, niż będzie służył wiedzą dzieciom. A te dzieci, często dorosłe usłyszą Ewangelię o Bogu Ojcu. Co będzie skojarzeniem? Często będzie to ktoś nie odnajdujący się w otaczającym świecie, mówiący o świecie, którego już nie ma.
Albo miłość. Bóg jest miłością. Ale przecież przestaliśmy dawno pojmować miłość w aspekcie posłuszeństwa, czci i uwielbienia. Miłość niesie dziś skojarzenie z partnerstwem, seksem. To sprawia, że treść Ewangelii zaczyna nieść kompletnie inne wartości, niż w zamiarze. Bo zamiar stał się nieaktualny.
Czy Biblia się nigdy nie zdeaktualizuje? Ona w zastraszającym tempie traci swój autorytet. Kiedyś wyjaśniała niemal wszystko. Od opisu powstania świata, poprzez budowę tego wszechświata, po zasady moralne. Obecnie nic z tego już nie wyjaśnia. No, dobrze się czyta jeszcze kilka pięknych przypowieści, które również istnieją w innych religiach. A już konfrontacja przekazu Biblii z postawą Kleru to kompletny rozjazd. I jest to nie do zatrzymania. Po prostu ludzie nie tylko już nie wierzą przekazowi Biblii, to po prostu przestają wierzyć w istnienie Boga.