Polskie Oświecenie znalazło szczęśliwe wyjście z dylematu formułowanego ongiś przez Salustiusza.
Trwa wojna o kulturę. Po obu stronach Atlantyku widać i słychać zmagania, niby między zastępami reakcji i postępu, między ciemnogrodem a jasnogrodem, między chrześcijańską cywilizacją życia a nihilizem oraz między niszczycielami naszej planety a jej obrońcami. Można odnieść wrażenie, że mamy totalną polaryzację ideologiczną. Na tym zadymionym polu bitwy, jakże łatwo sięgać do haseł o Oświeceniu i rzucać nimi jak pociskami w zaciętym boju.
Metafora „oświecenie” jak najbardziej nadaje się do walki między światłością a ciemnością, między dobrem a złem. W różnych językach, między innymi polskim i angielskim, słowo „oświecenie” rozpoczęło swoją karierę jako metafora religijna.
W ferworze polemiki publicyści rzadko zadają sobie trud zastanawiania się, czym było Oświecenie. Jeśli słyszymy, na przykład, że amerykańscy Republikanie czy jakieś inne stronnictwo odwracają się od Oświecenia, ma być oczywiste, o co chodzi. Chodzi o lekceważący lub wrogi stosunek do racjonalnych argumentów, popartych nauką i logiką, do wymogów prawa konstytucyjnego oraz do uniwersalnych praw każdego człowieka. Chodzi też o próby podporządkowania państwa i prawa temu lub innemu wyznaniu religijnemu. Chodzi także o zwarcie szeregów wspólnoty narodowej za pomocą retoryki, która gra na lękach wobec obcych i napiętnuje inaczej myślących jako zdrajców. Chodzi również o prowadzenie polityki zagranicznej i handlowej określonej przez egoistycznie pojęte interesy tej wspólnoty. Zatem – Oświecenie to rozum, prawda, wolność, świeckość, demokracja, tolerancja i braterstwo.
Zamiast pytać, dlaczego Oświecenie było mniej radykalne w Polsce aniżeli we Francji, powinniśmy się zastanawiać, dlaczego stało się ono, na dłuższą metę, znacznie bardziej radykalne i antyreligijne we Francji niż gdziekolwiek indziej. Tym bardziej, że właśnie we Francji wybuchła rewolucja, która zrodziła terror i dechrystianizację
Albo odwrotnie. Jeśli słyszymy o fatalnym dziedzictwie Oświecenia, ma być oczywiste, że chodzi o zuchwały bunt jawnogrzeszników przeciwko jedynemu prawdziwemu Bogu i Jego jedynemu prawdziwemu Kościołowi, o totalne odrzucenie tradycji przekazanej nam przez przodków, wręcz o rodowód totalitaryzmu sowieckiego. Chodzi także o skrajny, neoliberalny indywidualizm kosztem solidarności społecznej. Chodzi również o kosmopolityzm negujący narody, o genderyzm negujący płeć oraz o postmodernizm negujący prawdę.
Wprawdzie w Polsce nieraz słychać słowa pociechy. „U nas” to generalnie okropne Oświecenie nie było takie złe. Było przyjaźniej nastawione do religii. Nawet słychać, że – poza garstką zepsutych zdrajców – u nas to było raczej Oświecenie katolickie. Ta zaraza nie czyniła zatem tak straszliwych spustoszeń, jak gdzie indziej. „Nasze” polskie oświecenie było mało szkodliwe, nawet nieraz pożyteczne, bo umiarkowane i oswojone.
Słychać również lamenty, że „u nas” Oświecenie przyszło zbyt późno. Było tak słabe i płytkie, że ledwie zauważalne między dwiema przemożnymi formacjami kultury polskiej – między sarmackim barokiem a neosarmackim romantyzmem. No i było tak żałośnie klerykalne! Nic dziwnego, że „u nas” rozum jest tak bardzo deficytowy, że mamy takie zacofanie cywilizacyjne wobec Zachodu.
To są niemal lustrzane oceny podobnej interpretacji fenomenu Oświecenia w Polsce: polskie Oświecenie było specyficzne, bo było katolickie. Chciałbym zaproponować inne spojrzenie. Nie katolicyzm stanowił o specyfice Oświecenia w Polsce.
Nurty oświeconego katolicyzmu
Ta teza nie znaczy, że nie warto badać problematyki relacji katolicyzmu i Oświecenia w osiemnastowiecznej Rzeczypospolitej (oraz ich pokłosia w początkach XIX w.). Oświecenia w Polsce nie da się zrozumieć bez wkładu katolicyzmu. Warto więc rozróżnić „oświecony katolicyzm” od „katolickiego oświecenia”. Oddzielając rzeczownik od przymiotnika ustalamy, co było istotą, a co było stylem danego zjawiska. Przyjmując tę optykę, nawet „oświecone antyoświecenie” nie jest oksymoronem. Wszystkie te odcienie wielce pomagają nam zrozumieć tutejszy splot kultury, religii, społeczeństwa i idei. Jednak podobne zjawiska występowały także gdzie indziej w świecie euro-atlantyckim.
Kim były najznakomitsze postacie Oświecenia w Polsce? W pierwszym rzędzie myślimy o królu Stanisławie Auguście, o kilku arystokratach i arystokratkach – zwłaszcza o Izabeli i Adamie Kazimierzu Czartoryskich oraz Ignacym i Stanisławie Kostce Potockich. Myślimy zapewne o jednym świeckim naukowcu – o Janie Śniadeckim – lecz także o większej liczbie radykalnych pisarzy – o Józefie Wybickim, Julianie Ursynie Niemcewiczu, Stanisławie Trembeckim, Kajetanie Węgierskim, Jakubie Jasińskim i Józefie Pawlikowskim. Ostatni dwaj przypominają nam, że Tadeusz Kościuszko był jednym z najbardziej konsekwentnych przedstawicieli Oświecenia po obu stronach Atlantyku.
Wiele pierwszorzędnych postaci Oświecenia w Polsce należało do stanu duchownego, nawet jeśli niektórzy nie przyjęli wyższych święceń i wyznawali credo dalekie od ortodoksji katolickiej. Najsłynniejsi z nich to Stanisław Konarski, Franciszek Bohomolec, Marcin Poczobut, Adam Naruszewicz, Ignacy Krasicki, Hugo Kołłątaj, Franciszek Salezy Jezierski i Stanisław Staszic. Po nich występuje szereg uczonych misjonarzy, pijarów i jezuitów (z czasem eksjezuitów) na przykład Piotr Śliwicki, Samuel Chróścikowski, Antoni Popławski, Hieronim Stroynowski, Scipione Piattoli, Grzegorz Piramowicz, Piotr Świtkowski i jego krytyk Karol Wyrwicz. Wśród znanych kaznodziejów prym wiedzie Michał Franciszek Karpowicz. Wymienia się też kilku biskupów – braci Andrzeja Stanisława i Józef Andrzeja Załuskich oraz Adama Stanisława Grabowskiego za Augusta III, a za Stanisława Augusta – Michała Jerzego Poniatowskiego, Ignacego Massalskiego, Józefa Rybińskiego, Antoniego Onufrego Okęckiego i nawet zasadniczo antyoświeceniowego Wojciecha Skarszewskiego. Trudno byłoby nie dostrzec oświeconych rysów u powieściopisarza z pastorałem – Józefa Kazimierza Kossakowskiego – zwłaszcza w sprawie chłopskiej.
Jaka była treść oświeconego katolicyzmu w Rzeczypospolitej? Podkreśliłbym dwa główne nurty.
Pierwszy nurt wiązał się z filozofią i pedagogiką. Czołowe postacie w niektórych zakonach – pijarach, teatynach, jezuitach i misjonarzach – przekonały swoich konfratrów, że najwyższy czas oswoić się z przełomowymi filozoficznymi i naukowymi osiągnięciami XVII i początków XVIII w. Należało przyjąć i kultywować to, co się daje pogodzić z ortodoksyjną teologią katolicką, opartą na Objawieniu, natomiast w przystępny i racjonalny sposób refutować idee, które są jej zdecydowanie przeciwne. Takie podejście do nauki stworzyło podstawy do zreformowanych studiów zakonnych, seminariów oraz szkół. W sławnym Collegium Nobilium ks. Stanisław Konarski wyznaczył nowy kierunek kształcenia elity świeckiej: oświeconej, katolickiej i patriotycznej. Za pijarami wkroczyli jezuici i – według niektórych ocen – ich wyprzedzili. Ten nurt rozwijał się od lat trzydziestych XVIII w. i osiągnął swój zenit w pierwszych latach panowania Stanisława Augusta, ale został poważnie zachwiany przez kasatę Towarzystwa Jezusowego w 1773 r. przez papieża Klemensa XIV.
Drugi nurt polegał na zmianie akcentów w duszpasterstwie. Niektórzy biskupi przyśpieszyli wdrożenie długofalowego potrydenckiego programu podniesienia standardów w duchowieństwie diecezjalnym i walki z zabobonami. Robili to jednak w stylu bardziej pasującym do oświeconego wieku XVIII. Tępiąc praktyki i wierzenia ludowe, które uważali za zabobonne, chłodnym okiem patrzyli na cześć oddawaną niektórym świętym i wizerunkom maryjnym oraz na niepotrzebnie rozmnożone ołtarze boczne w świątyniach. Niechętnie patrzyli także na emocjonalny typ pobożności rozsiewany przez wędrownych mendykantów (zwłaszcza różne gałęzie franciszkanów). Próbowali ograniczyć im dostęp do parafii, które mieli pod swoją kontrolą. Albowiem ci biskupi promowali – głównie przez obfite zarządzenia i drobiazgowe wizytacje, ale też, jak Kossakowski i Krasicki, poprzez powieści – model uczynnego i pracowitego plebana, który dba o swoje owieczki także w życiu doczesnym, zatroskany nie tylko o ich wieczne zbawienie. W katechezie i homiletyce kładli nacisk na proste nauczanie podstawowych artykułów wiary i obowiązków chrześcijańskich. Reformowali program w seminariach w duchu reform zakonnych i starali się, aby więcej księży diecezjalnych otrzymało takie wykształcenie. Początki tego nurtu sięgają Augusta III, ale szczytowy moment przypadł w połowie panowania Stanisława Augusta, kiedy jego brat, Michał Jerzy, biskup płocki, a następnie administrator apostolski w Krakowie i w końcu arcybiskup gnieźnieński, nadawał ton episkopatowi (choć nie wszyscy biskupi za nim nadążali). Zmianę tonu odczuwano nawet na poziomie niektórych parafii. Ślady tego nurtu można obserwować także w obrządku ruskim Kościoła katolickiego, czyli u unitów.
Trajektoria Oświecenia
Po kasacie jezuitów, zaraz po pierwszym rozbiorze, rosła rola oświecenia katolickiego. Pokrywa się ono częściowo z „oświeconym katolicyzmem”, nieraz nawet u tej samej osoby, ale daje się odróżnić. „Katolickie oświecenie” rozumiem jako starania o szeroko pojęte oświecanie przeważnie katolickiego kraju za pomocą duchowieństwa i struktur Kościoła katolickiego. Sądzę, że w programach Komisji Edukacji Narodowej było więcej katolickiego oświecenia niż oświeconego katolicyzmu. Dążono do łagodzenia napięć konfesyjnych. Biskupi-senatorzy zasiadający w sejmie, w Radzie Nieustającej i w komisjach rządowych ustanowionych przez Sejm Wielki współpracowali ze świeckimi w różnych reformach. Dobrym przykładem jest założenie nowych cmentarzy poza murami miast, ze względów sanitarnych. Pasterz Warszawy, biskup poznański Antoni Onufry Okęcki, otworzył cmentarz powązkowski w 1792 r.
Doskonale pasuje do formacji katolickiego oświecenia ks. Hugo Kołłątaj, wizytator i rektor Akademii Krakowskiej, publicysta, referendarz, podkanclerzy i (najczęściej nieobecny) pleban, który pojął stan duchowny jako stan usłużny, obok nauczycielskiego i żołnierskiego, w swojej wizji Rzeczypospolitej. O ile dążył on do gruntownej reorganizacji duchowieństwa i jego funduszy, to jednocześnie stanowczo bronił też jego prawa i własności, kiedy na Sejmie Czteroletnim je zakwestionowano i nawet pogwałcono. Kołłątaja bali się jak diabła kolejni nuncjusze apostolscy, przede wszystkim ze względu na jego postulaty ograniczenia jurysdykcji Stolicy Apostolskiej w Rzeczypospolitej. Nie był w tym odosobniony – nuncjusze lękali się również prymasa Poniatowskiego i kilku biskupów. Kołłątaj miał reputację deisty, ale przed trzecim rozbiorem chyba lepiej go określić, w kontekście swojej epoki, jako mało ortodoksyjnego.
Dopiero po trzecim rozbiorze i pod wrażeniem Rewolucji i terroru we Francji zaczęły się rozchodzić drogi katolicyzmu i Oświecenia nad Wartą, Wisłą i Wilią. Symboliczny koniec to chyba spór wokół Stanisława Kostki Potockiego – ministra, masona, mecenasa, krytyka i autora powieści „Podróż do Ciemnogrodu”, który dwadzieścia lat wcześniej, na Sejmie Wielkim, kultywował przyjaźń z nuncjuszem apostolskim.
Aliści, nie na splątaniu Oświecenia z katolicyzmem polega jego specyfika w Polsce. W każdym katolickim kraju w Europie, oraz w ich koloniach zamorskich, można bez trudu znaleźć przejawy oświeconego katolicyzmu i katolickiego oświecenia. Można znaleźć zakonników i pedagogów wykorzystujących philosophia recentiorum do kształcenia nowych pokoleń duchownych i świeckich; biskupów-reformatorów współpracujących z władzami państwowymi i walczących ze Stolicą Apostolską o kontrolę nad zakonami, redukujących barokowy przepych liturgii i wystrój świątyń w duchu uczonego ks. Ludovico Muratoriego; autorów refutujących Woltera i wolterianistów za pomocą argumentów opartych na rozumie i nauce, kontestujących ich prawo do używania słów aufgeklärt, éclairé, illuminato, enlightened.
Owszem, występowały różnice w proporcjach i składzie osobowym. Na przykład w katolickich krajach niemieckich to uczeni benedyktyni wiedli prym przed innymi zakonami, zwłaszcza w badaniach eklezjologicznych. W dużej mierze przez benedyktynów Aufklärung nabrało antyjezuickiego wydźwięku w Świętym Cesarstwie Rzymskim. Tymczasem w Rzeczypospolitej benedyktyni bynajmniej nie mieli takiej reputacji, natomiast wielu jezuitów i eksjezuitów było w oświeconej awangardzie. Warto podkreślić, że polsko-litewscy jezuici byli wyjątkowo liczni, zarówno wśród zakonników w Rzeczypospolitej, jak i w Towarzystwie Jezusowym na świecie.
Jednak były to wariacje na temat jednej melodii. Nawet we Francji, gdzie doszło do wyjątkowo ostrych sporów między jansenistami a jezuitami, które splotły się z politycznymi walkami między parlamentami (czyli najwyższymi sądami) a monarchą, i gdzie prominentni, radykalnie antykatoliccy lub wręcz antyreligijni pisarze byli spychani do głośnej opozycji przez władzę królewską, możemy znaleźć wiele przejawów oświeconego katolicyzmu i katolickiego oświecenia. Zresztą ta względna polaryzacja umysłów i nastrojów nad Sekwaną, Loarą i Rodanem była wyjątkowa nie tylko w krajach katolickich. W krajach protestanckich analogicznie rozwinęły się oświecony kalwinizm, luteranizm lub anglikanizm, przechodzące w odpowiednie Oświecenia protestanckie.
Zaliczyłbym do tego fenomenu także nawet młode Stany Zjednoczone, które nie miały państwowego wyznania, ale które odwołały się do opatrznościowego Boga. Nawet w Imperium Rosyjskim nie zabrakowało orędowników proswieszczenija wśród duchownych prawosławnych oraz prób wprzęgnięcia Cerkwi we współrealizację reform państwowych. Zamiast pytać, dlaczego Oświecenie było mniej radykalne w Polsce aniżeli we Francji, powinniśmy się zastanawiać, dlaczego stało się ono, na dłuższą metę, znacznie bardziej radykalne i antyreligijne we Francji niż gdziekolwiek indziej. Tym bardziej, że właśnie we Francji wybuchła rewolucja, która zrodziła terror i dechrystianizację. Jeśli chodzi o aspekt religijny, dojrzała formacja Oświecenia w Polsce mieściła się jak najbardziej w normie europejskiej. Trudno powiedzieć, czy w XVIII w., mieszkańcy Rzeczypospolitej, nawet gdyby się ograniczyć do katolików łacińskiego obrządku, byli mniej lub bardziej otwarci na ogólnoeuropejskie tendencje religijne niż gdzie indziej.
Z jednym wyjątkiem. W XVI i XVII w., Bracia Polscy, czyli antytrynitarze, opracowali oryginalne idee odnośnie rozumu i wiary oraz wolności sumienia i tolerancji, szczególnie po ich wygnaniu z Rzeczypospolitej. Tym samym położyli ogromny i autentycznie polski wkład w genezę Oświecenia. Jednocześnie ich wygnanie sprawiło, że dużo bardziej umiarkowane Oświecenie przyszło do Polski później i z zewnątrz, oddzielnymi torami, w protestanckich gimnazjach Prus Królewskich oraz w niektórych zakonach katolickich.
W wielkim skrócie, postulowałbym otóż taką trajektorię Oświecenia w czasie i w przestrzeni. Zaczęło się w Holandii w drugiej połowie XVII w. W tym tyglu stosunkowo nieliczni wygnani i miejscowi teologowie, filozofowie i politycy, na przykład Andrzej Wiszowaty, Baruch Spinoza, Pierre Bayle i John Locke, stawiali pytania o fundamentalnym, uniwersalnym znaczeniu, kwestionujące lub obalające dotychczasowe sposoby rozumienia świata i człowieka. Idee radykalne i umiarkowane, nieraz sprzeczne ze sobą, rozprzestrzeniły się najpierw w Paryżu i Londynie, powodując ostre kontrowersje. Obieg najbardziej radykalnych traktatów, takich jak „De Tres Impostores” (chodziło o Mojżesza, Jezusa i Mahometa) był z konieczności tajny. Tymczasem wiek konfesjonalizacji trwał w najlepsze, a Kościół katolicki wciąż zdawał się ofensywny w stosunku do protestantyzmu i prawosławia. Wczesne, radykalne Oświecenie miało ograniczony wpływ na życie społeczne, gospodarcze, polityczne, kulturowe i religijne.
Wraz z wiekiem osiemnastym Oświecenie rozprzestrzeniało się dalej, obejmując coraz więcej ludzi w coraz większej liczbie krajów. Pod koniec stulecia publicyści celebrowali proces oświecania świata od Kamczatki do Kalifornii. Tym samym Oświecenie stopniowo zmieniało swój charakter. Interesowali się nowymi ideami władcy. Zamiast stawiania pytań chodziło im o stosowanie konkretnych odpowiedzi na aktualne problemy rządzenia. Hasła rozumu, tolerancji i światła przeciwko zabobonowi, fanatyzmowi i ciemnocie były chwytliwe, nadawały ton dobremu towarzystwu, ale traciły na ostrości w miarę ich oswojenia przez coraz większą liczbę ludzi wykształconych. Kosmopolityzm przechodził w patriotyzm – państwowy, narodowy lub lokalny. Radykalizm ustępował umiarkowaniu. Takie Oświecenie przyszło i do Rzeczypospolitej.
A potem nadeszła Rewolucja Francuska. I niemal wszystko się zmieniło. Wszędzie rozchodziły się drogi katolicyzmu i Oświecenia, także „u nas”. Nie na katolicyzmie więc polega specyfika Oświecenia w Polsce. A na czym?
Niebezpieczna wolność
Otóż Rzeczpospolita miała swoją specyfikę geopolityczną i ustrojową. Te warunki wpływały na rozwój i charakter tutejszego Oświecenia. Szlacheccy i nawet niektórzy mieszczańscy obywatele Rzeczypospolitej szczycili się od dawna swoją wolnością republikańską opartą na cnocie. Wydarzenia zewnętrzne odbierali raczej jako postępujący upadek wolności, stąd duży opór w recepcji teorii suwerenności i państwa oraz trwałe przywiązanie do wzorców republik starożytnych i idei arystotelesowskiej forma mixta. Tymczasem w Europie republiki stawały się gatunkiem zagrożonym wymarciem. Nawet serenissima Wenecja stawała się atrakcją turystyczną.
Siedemdziesięciolecie wojen toczonych na terytorium Rzeczypospolitej od połowy XVII w., w połączeniu z wykorzystaniem przez ościenne dwory zwyrodniałej praktyki liberum veto, doprowadziły do paraliżu Rzeczypospolitej, która od około 1720 r. znajdowała się bezpowrotnie w strefie wpływów rosyjskich. Za Augusta III (1733-1763) kryzys suwerenności i jego skutki były już oczywiste. Dopiero świadomość tego głębokiego kryzysu spowodowała poszukiwanie przez różnych mężów stanu rozwiązań ustrojowych wybiegających poza kanon oswojonego starożytnego republikanizmu. Najważniejszym takim myślicielem był Konarski. Jednak w sferze ustrojowej recepcja idei, które można uznawać za oświecone, przyszła nieco później niż w filozofii, pedagogice czy nawet we wzorcach duszpasterstwa.
Król Stanisław August dał mocny impuls dalszemu rozwojowi reformatorskiej i oświeconej myśli politycznej. Nie li tylko z interesownych względów uważał, że należało wzmocnić monarchię. Wbrew temu, co nieraz mu przypisywano, nie marzył o władzy absolutnej. Był pod wielkim wrażeniem idei Monteskiusza, zwłaszcza zawartych w dziele „O duchu praw” (1748), oraz praktyki politycznej, którą sam obserwował w Anglii. Już przed elekcją Poniatowski marzył o wzmocnionej władzy wykonawczej pod przewodem króla w ufnym partnerstwie ze sprawną władzą prawodawczą w sejmie – a nie w sejmikach. Wiedział jednak, że musi działać ostrożnie, zarówno ze względu na podejrzliwą carycę Katarzynę II, jak i na przywiązanie szlachty polsko-litewskiej do tradycyjnie pojętej wolności republikańskiej. Przez dwie dekady król pozyskał niektórych pisarzy do wizji wolności opartej na faktycznej swobodzie jednostki – w odróżnieniu od anarchii magnackiej – towarzyszącej rozwojowi gospodarczemu, stopniowym zmianom społecznym i budowie ograniczonego, lecz sprawnego państwa, wraz ze skutecznym i humanitarnym wymiarem sprawiedliwości. Wśród tych pisarzy byli Wybicki, Stroynowski i Pawlikowski. To taki polski protoliberalizm.
Jednak królewska wizja monarchii parlamentarnej niewielu przypadła do gustu. O wiele większym wzięciem cieszyły się idee odnowy Rzeczypospolitej przez jej dalszą republikanizację, co oznaczało redukcję prerogatyw królewskich. Posiłkowano się niektórymi myślicielami republikańskimi z zagranicy. Najpotężniejszy zastrzyk ideowy temu nurtowi dał Jean-Jacques Rousseau, który w „Uwagach nad Rządem Polskim” śpiewał peany na cześć staropolskich obyczajów. Ukończone w 1771 r., ostatnie polityczne dzieło tzw. obywatela genewskiego zostało wydane po raz pierwszy w 1782 r., a ukazało się po polsku w 1789 r.
Doszło do połączenia dwóch nurtów – republikanizmu i monarchizmu – na Sejmie Wielkim. Przełom był możliwy dzięki tymczasowej emancypacji Rzeczypospolitej spod rosyjskiej protekcji (w najgorszym sensie tego słowa) podczas wojny rosyjsko-ottomańskiej lat 1787-1791. Szerszym kontekstem było odrodzenie popularności idei republikańskich w szeroko rozumianej „rewolucji atlantyckiej”. Ta ostatnia sięgała m.in. Korsyki, brytyjskich kolonii w Ameryce, Niderlandów i Francji. W cieplarnianych warunkach Sejmu Czteroletniego, czyli polskiej odmiany tejże rewolucji, doszło do pojednania monarchy z częścią opozycji, m.in. za sprawą antyarystokratycznej retoryki. Dokonała się przy tym ideowa synteza między rodzimym dziedzictwem starożytnego republikanizmu, najnowszą myślą republikańską (zwłaszcza Rousseau) i przykładem amerykańskim z jednej strony, a naukami Monteskiusza i wzorem parlamentarnej monarchii brytyjskiej z drugiej. Znamienne, że 3 maja 1791 r. marszałek sejmu Stanisław Małachowski wychwalał projekt Ustawy Rządowej jako zawierający to, co najlepsze i najstosowniejsze dla Polski z „dwóch najsławniejszych […] rządów republikanckich” XVIII stulecia – angielskiego i amerykańskiego – „i przeto jeszcze doskonalszy”. Nie zapomnijmy o lekcjach płynących z praktycznych doświadczeń wad ustroju mieszanego oraz o zdroworozsądkowym dążeniu do ich naprawy ze strony sejmikującej i sejmującej szlachty średniozamożnej.
Synteza ogarnęła cały system zbudowany w wyniku kompromisu pod hasłem „król z narodem, naród z królem”, zwłaszcza w annus mirabilis po uchwaleniu Konstytucji 3 maja 1791 r. Przy czynnej roli wcześniej zreformowanych władz lokalnych i poparciu szlachty na niemal wszystkich sejmikach, wdrożono w życie większą część reform władz ustawodawczych, wykonawczych i sądowniczych. Kibicowała polskiej rewolucji większa część duchowieństwa katolickiego, zapewne uspokojonego konstytucyjną gwarancją statusu wiary katolickiej jako „religii narodowej panującej” z formalnym zakazem „apostazji”. Jednak taż sama Konstytucja zagwarantowała „wszystkim ludziom jakiegokolwiek bądź wyznania pokój w wierze i opiekę rządową”. Podkreślam: nie tylko wyznawcom religii dotychczas tolerowanych, lecz „wszelkich obrządków i religii”. Nieocenione było otwarcie bramy do nowoczesnego pojmowania narodu jako wspólnoty wszystkich mieszkańców wspólnej Ojczyzny. Konstytucja wytyczyła drogę do zniesienia poddaństwa dla najliczniejszej i najbardziej pożytecznej części narodu – chłopów-włościan. Skoro każdy chłop który przekroczył (choćby z powrotem) granicę „państw Rzeczypospolitej” natychmiast stawał się wolnym człowiekiem, który mógł osiąść w dowolnym mieście lub zawrzeć umowę z dowolnym panem, jak na dłuższą metę mogło się utrzymać poddaństwo? Zwłaszcza w regionach przygranicznych. Z kolei samorządowa praktyka wyborcza włączyła mieszczan do czynnego obywatelstwa obok szlachty. Polityka sejmowa, rozgrywana przed czujną publicznością, nabierała nowej jakości w miarę harmonijnej i ufnej współpracy pro bono publico, przy żywych debatach merytorycznych.
Polskie Oświecenie znalazło szczęśliwe wyjście z dylematu formułowanego ongiś przez Salustiusza. Starożytny historyk rzymski przekonywał, że lepiej jest żyć w niebezpiecznej wolności, aniżeli w spokojnej niewoli. Tej pierwszej hołdowali staropolscy republikanie. Tę drugą oferowały w XVIII w. rządy bardziej czy mniej oświeconych despotów. Natomiast polskie Oświecenie pokazało, że mimo skrajnie niekorzystnych okoliczności – w porównaniu do bezpiecznych warunków, którymi cieszyli się ówcześni Anglicy i Amerykanie – można było żyć w „rządnej wolności”. Zreformowaną w tym duchu Rzeczpospolitą ostatecznie zgładziły absolutne monarchie ościenne, które, zagrożone jej witalnością, sprzedały światu opowieść o ich przezornym położeniu kresu polskiej anarchii. Aby przetrwać, polska odmiana „niebezpiecznej wolności” stała się powstańcza i romantyczna.
Na „rządnej wolności” polega więc nie tylko specyfika polskiego Oświecenia, lecz część jego utraconego dziedzictwa. Może warto je odkopać?
Tekst publikujemy we współpracy z Kolegium Europejskim w Natolinie. Pierwotna jego wersja została przedstawiona na konferencji „Specyfika polskiego Oświecenia” zorganizowanej pod patronatem Muzeum Historii Polski na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego 17 października 2019 r.
Interesuje cię Europa? Aplikuj do Kolegium Europejskiego w Natolinie
Nasz eks-monarcha na tym portrecie wygląda, jakby los uśmiechał się do niego na nowo. I nic dziwnego, w końcu caryca spłaciła jego długi, które miał u swych dworzan, i zapewniła mu odpowiedni fundusz reprezentacyjny, co by mógł zaspokajać swoje przywiązanie do dobrego stylu i dobrego towarzystwa. Taką to socjalną ofertę otrzymał w zamian – po pierwsze – za podpis na akcie abdykacji , po drugie – abdykacji o treści tak sformułowanej, jakiej życzyła sobie Katarzyna przez swoich pośredników. Nasz zawsze wielce Stanisław i zawsze mało August. A że łatwiej było poczuć pieniądze w kieszeni niż Polskę, której granic już nie było, to inna sprawa. Żeby tak pozostać duchem i sercem przy Polsce i jej koronie, czyli przy niczym – nieee, to nie było zbyt szykowne dla oświeceniowej wyobraźni, nieskażonej katolicyzmem.