Jesień 2024, nr 3

Zamów

„Z Panem Bogiem na ustach”. Wiersz Cezarego Gawrysia

Cezary Gawryś. Fot. Więź

„a my mówią pod nosem ludzie władzy z woli suwerena / z Panem Bogiem na ustach / zatwardzamy ludzkie serca / mieszamy ludziom w głowach / łowimy zatrute ryby w mętnej wodzie / tańcujemy pod rękę z diabłem przebranym w ornat”.

Z Panem Bogiem na ustach

Bez serc bez ducha to szkieletów ludy
przestrzegał młody Mickiewicz
miej serce i patrzaj w serce

a my mówią pod nosem ludzie władzy z woli suwerena
z Panem Bogiem na ustach
zatwardzamy ludzkie serca
mieszamy ludziom w głowach
łowimy zatrute ryby w mętnej wodzie
tańcujemy pod rękę z diabłem przebranym w ornat
wsłuchani w tupot butów i trąbkę asysty honorowej
na mszy zwanej miesięcznicą w katedrze warszawskiej
stoimy murem za polskim mundurem
zamykamy oczy na dramat umierających w szpitalu w lesie
grzebanych w grobowej ciszy, z tabliczką NN
na widok pandemii chowamy głowę w piasek
w panicznym strachu o utratę władzy w najbliższych wyborach
ślepo powtarzamy przekaz dnia
czarne nazywamy białym a białe czarnym
gromadę błaznów koło siebie mając
na pomieszanie dobrego i złego
szczyt głupoty politycznej nazywamy szczytem warszawskim
pokrywamy drwiącym uśmieszkiem pogardę dla samych siebie
powtarzamy sobie ciemny lud to kupi

ale naród nie jest wariat pisał poeta Andrzej Szmidt
chociaż przestrzegał: czas pogody się skończył idą deszcze

6 XII 2021

Podziel się

20
2
Wiadomość

Szanowny Panie Cezary, dziękuję Panu za ten wiersz. Patrząc na kościół, na wiernych wycierających sobie gębę ewangelią z nacjonalizmami na ustach, szczególnie na zachowanie osób konsekrowanych często infantylnych i żałosnych w okolicznościach zakłamanego życia, w sileniu się na bycie zabawnym przy zachętach byciu „słodyczą życia” , ogląda się spektakl nieprzyzwoitości pod tytułem ” jestem kim jestem i co mi zrobisz?” [ zwrot „kim jestem” jest zastąpieniem słowa uznawanego za radykalnie nieprzyjemne]. Chciałoby się powiedzieć, zostań kim jesteś, byle z dala ode mnie…
Życie w Chrystusie, daje poczucie wolności, bezgranicznego piękna, przy którym odrzuca się wszystko, co pochodzi od tych, którzy tę wolność rekompensują sobie profitami władzy, znajomościami, mizdrząc się do nich i czołgając uniżenie, z hasłem ’ wszystko mogę w tych, którym służę, którym duszę oddałem”. Ludzie sprzedają się za stanowiska, tytuły i nagrody. Jakżeż to podłe!
Tak, ma Pan rację:
„łowimy zatrute ryby w mętnej wodzie
tańcujemy pod rękę z diabłem przebranym w ornat
wsłuchani w tupot butów i trąbkę asysty honorowej”
Hałas, łomot niesamowity, trwa oberek diabełka.

Z ubolewaniem stwierdzam, że Poeta jednak nie poszedł na całość. Nie ma nic o chronieniu pedofilów, stosowaniu przemocy wobec małżonek i małżonków, obiektywnym służeniu planom strategicznym Łukaszenki, nie mówiąc o zoologicznym antysemityzmie i noszeniu stosunkowo za krótko wiązanych krawatów. Zwłaszcza tego ostatniego nie da się wytrzymać.

Dziękuję autorowi wiersza – to jest właśnie ta smutna rzeczywistość polityczno – kościelna, gdzie diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni, a kościelni włodarze, bo przecież nie pasterze, stawiają owemu diabłu i świeczkę i ogarek. A co do owego mitycznego suwerena to cytat z B. Okudżawy:” A przecież mi żal, że jak dawniej śnią nam się bożyszcza / i jakoś tak jest, że gotowiśmy czołem im bić.”

Ten tekst to piękny wyraz adwentowego oczekiwania na ostateczne przyjście Pana. To bowiem wtedy, po zakończeniu historii, będzie możliwe ostateczne wyjście z przypisanych przez doczesność ról, o którym przedwcześnie marzy tak wiele osób. Ról kobiety, mężczyzny, kupca. żołnierza, opresora i uciskanego.

Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem,
pantera z koźlęciem razem leżeć będą,
cielę i lew paść się będą społem
i mały chłopiec będzie je poganiał.
Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie,
młode ich razem będą legały.
Lew też jak wół będzie jadał słomę.
Niemowlę igrać będzie na norze kobry,
dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii.
Zła czynić nie będą ani zgubnie działać
po całej świętej mej górze,
bo kraj się napełni znajomością Pana,
na kształt wód, które przepełniają morze.
(Iz 11:6-9)

A zatem, Marana tha!

No to teraz poważnie. Wiersz jest przejawem wrażliwości, która zamyka oczy na skomplikowane fakty. Kiedyś ówczesny dziennikarz Wyborczej Wojtek Załuska zaobserwował, iż wielu jego znajomych podzielających wcześniej jego poglądy trafiło na początku lat ’90 do administracji publicznej i po krótkich tam doświadczeniach nagle się zradykalizowało. Życzyłbym Autorowi wiersza zmysłu takiej obserwacji, może wtedy wiersz mniej by grzeszył „prostotą”.

Ja się też do takich osób zaliczam. Głosowałem w pierwszych wyborach prezydenckich na Tadeusza Mazowieckiego, a potem trafiłem do Głównego Urzędu Ceł oraz Ministerstwa Finansów. Można było dostać obłędu gdy oczywiste sprawy były ukręcane (gdy pozytywnie zaopiniowałem pomysł innego departamentu wezwał mnie mój dyrektor i mówi „pan zdradził nasz departament”, bo cztery ówczesne departamenty podatkowe prowadziły ze sobą mordercze wojny, których polem bitwy było państwo i dobro publiczne tyle warte, co hetka-pętelka). Mam poważne podstawy do oceny, że było to świadomie tolerowane przez ludzi władzy, dla których poglądów była reprezentatywna Gazeta Wyborcza, bo średni aparat państwowy był pożytecznym sojusznikiem w innych, „ważniejszych” wojnach. Więc była potem Liga Republikańska jako odreagowanie na to zło. Z osób publicznych taką drogę przeszedł Mariusz Kamiński i tysiące innych (prezydent Duda też chyba głosował na T.Mazowieckiego). Środowiska, dla których reprezentatywny był Tygodnik Powszechny zamknęły oczy, zatkały uszy i nie chciały wiedzieć, co się dzieje reagując na prawdę coraz większą histerią.

Opisałem powyższą historię bo uważam, że pan red.Cezary Gawryś w dobrej wierze reaguje tak samo. Oczywiście, że po stronie władzy (każdej władzy) zawsze jest nadreprezentacja oportunistów i osób nieciekawych. Gdyby jednak Autor nie zamykał oczu i nie zatykał uszu, to jego wiersz mam nadzieję byłyby bardziej „uniwersalny”. Proponuję poznać Kongres Ruchów Miejskich, w którym przez moją organizację pozarządową byłem kiedyś aktywny. Ogromna większość aktywistów ma bardzo krytyczne zdanie o PiS, ale do Platformy czy PSL lub SLD czuje ogromna rezerwę. Proponuję zdać sobie pytanie dlaczego? A co można powiedzieć, jeżeli w oficjalnym piśmie z 2013 r. Unii Metropolii Polskich (kilkanaście największych miast rządzonych przez Platformę) do Bronisława Komorowskiego zawierającym miażdżącą krytykę prezydenckiego projektu ustawy o zwiększeniu udziału obywateli w funkcjonowaniu samorządu terytorialnego (krytykowałem wówczas ten projekt za „umiarkowanie w granicach prawa”, ale dziś muszę ocenić go na plus dla B.Komorowskiego, bo nadal dalecy jesteśmy od proponowanych przez niego standardów) przeciętny aktywista organizacji pozarządowych nazwany jest osobą niezrealizowaną, de facto przegranym politykiem, pieniaczem, a nawet osobą niezrównoważoną psychicznie (stanowisko w imieniu UMP podpisał prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz). „Samorządowcy” widzieli zagrożenie ze strony organizacji pozarządowych dla sprawnego funkcjonowania trójkąta „władza-biznes-mieszkańcy”, co miało szkodzić rozwojowi i dobrobytowi (mieszkańcy zdaniem samorządowców, nie potrzebowali organizacji pozarządowych, bo mieli ich – radnych, burmistrzów, prezydentów miast). Projekt B.Komorowskiego po pierwszym czytaniu został zablokowany w Sejmie przez „samorządowców” Platformy i PSLu.

Okres rządów Platformy Obywatelskiej to czas pomiatania organizacjami pozarządowymi, których przykładów mam mnóstwo. Załączam link do moich osobistych doświadczeń, jak sądy, NIK, ABW czy „niezależna” prokuratura Andrzeja Seremeta (tu wybuch drwiącego śmiechu) przy wsparciu największej polskiej gazety codziennej mataczyli ws. największej prywatyzacji komunalnej III RP, jaką była prywatyzacja przez PO Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej (wygląda na to, że do dziś spłacane są rachunki tamtej transakcji, skoro małżonka wiceprezydenta miasta i przewodniczącego komitetu negocjacyjnego po prywatyzacji została ważnym dyrektorem u inwestora francuskiego i pracuje tam do dziś – ale kogo to boli? https://zielonewiadomosci.pl/zw/prywatyzacja-pod-specjalnym-nadzorem/).

Organizacjami pozarządowymi z całkowitym lekceważeniem państwa prawa pomiatał ten sam sort polityków, o których Autor pisze w swoim wierszu, tylko z przeciwległego bieguna. I który wraca, skoro słyszę, że rozważanymi kandydatami do Rady Polityki Pieniężnej są Hanna Gronkiewicz-Waltz oraz Vincent Rostowski. „Niczego się nie nauczyli, niczego nie zapomnieli” jak o Burbonach po Restauracji wypowiedział się Taleyrand. Chciałbym by takich osób jak poseł Mejza w polityce nie było, ale znam takich samych z drugiej strony. I nie chcę ich powrotu. Wrażliwość Autora nie była wystarczająco wrażliwa by pisać wiersze gdy wcześniej działo się zło. No, ale jak się zamyka oczy i zatyka uszy na niektóre sprawy, to powstają takie właśnie wiersze, fałszujące rzeczywistość jak streszczenie historii II wojny światowej w jednym zdaniu – „biedni Niemcy, zginęło ich 7 milionów”. Trochę prawdy, która fałszuje prawdę. To jest moje podsumowanie tego wiersza.

Publicystyczny utwór red. Cezarego Gawrysia jest smutnym przykładem zapiekłego powtarzania przekazu ” archanioła” z Brukseli, który zalecił walkę na zabój bez „żadnego ale ” ze złem niemal absolutnym, uosobionym w PiS .
W litanii zarzutów i insynuacji Autora nie ma wątpliwości i umiarkowania . Z miłością do bliżniego na ustach, ale akurat nie do tego rządzącego, zarzuca mu chowanie głowy w piasek przed pandemią , choć mógłby też przyjąć , iż rozchuśtane powszechnym przymusem szczepień czy nadzwyczajnymi obostrzeniami społeczeństwo, podjudzane przez żądną władzy opozycję i przez podobnie nienawidzące dzisiejszych rządów media – mogłoby spowodować nie tylko upadek rządu PiS ale chaos, groźne rozruchy i niebezpieczeństwo dla kraju i gospodarki, niekoniecznie szybko i składnie opanowane przez nową, zapewne niełatwą koalicję rządową .
Podobnie jest z fragmentem wiersza Miłosza odnoszącym się do władzy PRL, który pobożny autor Więzi przypisuje bez wahania władzy PiS, dopuszczając się tym samym złamania ósmego przykazania . Niepotrzebne jest też włożenie w usta rządzących nigdzie i nigdy nie udowodnionych słów „ciemny lud to kupi” , przypisanych Kurskiemu przez trójkę zaciekłych antypisowskich bojowników po wytropieniu przez niego dziadka z Wehrmachtu w rodzinie Tuska . Istnieją nagrane w telewizji słowa T. Lisa o widzach „te barany” , nie sposób jednak roznamiętnionemu politycznie Poecie pamiętać o tym i zdobyć się na powściągliwość . Tak samo jest z fragmentem ” zatwardzamy ludzkie serca, mieszamy w głowach „. Przecież można go odnieść w różnym stopniu do niejednego kręgu politycznego i sprzyjających mediów. To tzw. postępowe środowiska i wspierające je środki przekazu , mające przez kilkanaście lat ogromną przewagę oddziaływania w porównaniu z niszowymi, związanymi z ówczesną opozycją – doprowadziły publiczny dyskurs do poziomu rynsztoka oraz do najgorszych podziałów społeczeństwa. Zaczęło się od uwłaczającego dyskredytowania konkurencji politycznej i dzielenia Polaków na oszołomów i rozumnych ludzi. Później nazwano prezydenta Lecha Kaczyńskiego trupem na wrotkach a bratu obiecano ustrzelenie i obwożenie skóry po kraju. Żadnej partii w kraju, oprócz PiS z wyborcami, nie polecano otoczyć sanitarnym kordonem czy ulokować w rzezerwatach. Dehumanizowano do watahy, szarańczy i biomasy. Wobec partii Kaczyńskiego i zwolenników użyto nieznaną wcześniej masę pogróżek i nienawistnych wulgarności, które znalazły szybko możnych admiratorów i promotorów także wśród części inteligencji i mediów, jakże mile usposobionych do bliźniego, byle nie pisowskiego . Autorowi propagandowego wiersza zdaje się doskwierać nawet wojskowa trąbka i miesięcznica a z czym się kojarzy tupot butów – strach dociekać. Zarzuca zamykanie oczu na „dramat umierających w szpitalu, w lesie „, nie przyjmuje natomiast do wiadomości faktu, że polskie służby strzegące europejskiej granicy spotkały się ze strony UE i państw bardziej z aprobatą, niż z przyganą. Że te służby to nie ekipy ratownicze, choć i strzegącym granicy zdarza się niesienie pomocy lub jej wzywanie w ekstremalnych przypadkach. Że imigranci sami kryją się przed strażnikami po lasach oraz karygodnie narażają siebie i rodziny na niebezpieczeństwo, nieraz cynicznie wystawiając dzieci i kobiety na wabika i pokaz z szantażem, wspierani przez ludzi dobrej woli i rzeszę politycznych cwaniaków miłujących bliźniego imigranckiego a nienawidzących serdecznie rodaka pisowskiego.

My chochołowi ludzie, my wydrążeni ludzie
Razem się kołyszemy, głowy wypełnia nam słoma
snuł Elliot myśl patrząc na koniec świata bez końca

my szukamy zbawienia czytając dobre gazety
z panem bogiem nam dobrze bo z małej litery
pan bóg chodzi za nami do kina, teatru –
do sądu po rozwód, po high-czekoladkę
na spotkanie w klubie dla inteligentnych
pan zna tę książkę, pani zna tamtą, ,jacy my inteligentni
ma marsze kodowe, tęczowe i czarne
im więcej nas, tym większą stworzymy rację
a przecież ja chodzę, i żyję, i myślę
a co czuję to moje, a moje nie może być złe,
bo Coś mnie wybrało, bym to ja widział cię
i widzę że Kościół jest be, że PIS to zaraza
i w kościach to czuję, a to ja jestem w 3D
więc bolą mnie słowa, gdy mówisz Bóg
bo jesteś przyziemny, nie sięgasz do mych idoli stóp
bo gdybyś mnie kochał jak bliźni, to…
to…to…to…to nigdy nie musiałbym widzieć i słyszeć cię
i nikt nie przeszkadzałby, gdy szepczą, że robię dobrze
że najpiękniejsze, że to robię dla siebie
my razem się kołyszemy… w naszej lepkiej piwnicy
ale jeszcze wydostaniemy się z panem bogiem

Wer„My chochołowi ludzie, my wydrążeni ludzie
Razem się kołyszemy, głowy wypełnia nam słoma
snuł Elliot swą myśl patrząc na koniec świata bez końca

My szukamy zbawienia czytając dobre gazety
z panem bogiem nam dobrze, gdy z małej litery
pan bóg chodzi za nami do kina, teatru –
do sądu po rozwód, po high-czekoladkę
na spotkanie w klubie dla inteligentnych
pan zna tę książkę, pani zna tamtą, ,jacy my inteligentni
ma marsze kodowe, tęczowe i czarne
im więcej nas, tym większą stworzymy rację
a przecież ja chodzę, i żyję, i myślę
a co czuję to moje, a moje nie może być złe,
bo coś mnie wybrało, bym to ja widział cię
i widzę że pol. Kościół jest be, że PIS to zaraza
i w kościach to czuję, a to ja jestem w 3D
więc bolą mnie słowa, gdy mówisz Bóg
bo jesteś przyziemny, nie sięgasz do mych idoli stóp

Bo gdybyś mnie kochał jak bliźni, to…
to…to…to…to nigdy nie musiałbym cię słyszeć
i miałbym tak fajnego prezydenta, że nie byłoby już pytań
i nikt nie ma prawa mi mówić że mylę się co do siebie
bo nigdy nie chcę swojej krzywdy

my razem się kołyszemy… w naszej lepkiej piwnicy
ale jeszcze wydostaniemy się z panem bogiem

Mam serce i patrzę w serce. I z tego punktu widzenia piszę dwie uwagi:
1. Uwaga estetyczna. To już wystarczy coś takiego napisać, aby mieć swój wiersz polecony w świątecznej Wyborczej? Cierpią na tym głębsze, bardziej niejednoznaczne, otwierające przed czytelnikiem różne pytania wiersze znaczniej utalentowanych poetów. W porównaniu z utworem Gawrysia – który jest jakby zebraną z newsfeedu mediów antypisowskich litanią najbardziej popularnych, pozbawionych indywidualizacji (wprowadzającej nieprzewidywalność zarzutów i wynikającej z owego patrzenia we własne serce właśnie) zarzutów do partii rządzącej – dużo większe poruszenie niesie dla mnie wiersz Szymborskiej o śmierci Stalina.
2. Uwaga polityczna. O ile z większością argumentów przeciw PiS w tym (słabym literacko) wierszu się zgadzam (poparcie przyjęcia uchodźców, krytyka nieludzkiego chwalenia „polskiego munduru” de facto za maltretowanie uchodźców i pomagających im osób), o tyle nie uważam, by „chowano głowę w piasek przed pandemią”. Jedna z nielicznych dobrych decyzji Kaczyńskiego to niewprowadzanie lockdownu w tym roku i rozsądne „demokratyczne” mówienie, że obostrzeń nie da się znów wyegzekwować, gdyż są one sprzeczne ze sposobem życia ludzi oraz wyniszczają gospodarkę, a zatem obywateli. Po drugie, Gawryś tak jak wielu publicystów ze strony lewicowo-liberalnej gubi się pomiędzy wyśmiewaniem „suwerena” (ludu, demosu), krytykowaniem nazywania ludu przez PiS „ciemnym”, a prodemokratyczną wiarą w „mądrość narodu”. Przy czym nie wydają się to być celowe, prowokujące do myślenia niejednoznaczności (typu: my, liberałowie i „ludzie otwarci”, zastanówmy się, czy w naszym traktowaniu demokratycznej partycypacji nie ma dość przewidywalnej hipokryzji), ale po prostu przegląd tej hipokryzji – wybór był zły, bo podjął go hehehe „suweren”, ale nagle ów lud/demos/naród staje się mądry, gdy nam to pasuje, choć już bez istotnego dla poczucia partycypacji demokratycznej predykatu „suwerenności”, tak jakby nie można było tego terminu wyciągnać ze stanu ośmieszenia.