Zima 2024, nr 4

Zamów

Rewolucja seksualna, proces dziejowo niezbędny

Wojciech Eichelberger. Fot. Adrian Grycuk/ Wikimedia Commons/ CC BY-SA 4.0

Przemian zachodzących w ludzkiej świadomości (indywidualnej i zbiorowej) nie da się ani cofnąć, ani wymazać.

Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 7-8/2008 pt. „Konieczność dziejowa”. Redakcja zwróciła się wówczas do wybranych osób z prośbą o wzięcie udziału w ankiecie „Bilans rewolucji seksualnej”

Zacznijmy od tego, czym tzw. rewolucja seksualna nie jest. Otóż nie jest ona rewolucją polityczno/ustrojową, nie jest ideą zrodzoną w umysłach filozofów, polityków ani przywódców stającą się motorem wielkich i gwałtownych przemian, nie jest narzuconą ideologią ani systemem sprawowania władzy.

„Rewolucja seksualna” odbywa się przede wszystkim w przestrzeni mentalnej – jest więc rewolucją świadomości. W swej istocie nie jest rewolucją, lecz raczej powolnym, ewolucyjnym procesem przemiany świadomości. Procesem, który w skali globalnej dopiero raczkuje lecz – jak się zdaje – jest procesem zdeterminowanym dziejowo, a więc nieuniknionym.

Dlatego pytanie o to, czy jest to proces dobry czy zły, i czy go można lub należy cofnąć, wydaje się źle postawione. Opiera się bowiem na wysoce wątpliwym i aroganckim założeniu, że jesteśmy w stanie go kontrolować. Tymczasem przemian zachodzących w ludzkiej świadomości (indywidualnej i zbiorowej) nie da się ani cofnąć, ani wymazać. Przykładem niech będzie wiecznie żywa i odporna na zakusy wszelkich totalitaryzmów idea sprawiedliwości i demokracji.

Rewolucja seksualna posiada moc zdolną wydobyć ludzką seksualność z ponurego lochu pogardy i grzeszności oraz uczynić z niej powszechnie dostępny wehikuł rozwoju ludzkiej świadomości i duchowości

Wojciech Eichelberger

Udostępnij tekst

Zważmy przy okazji, że „rewolucja seksualna” jest nieodrodną, młodszą siostrą demokracji, stąd wszelkie próby zatrzymania jej lub cofnięcia byłyby tożsame z zamachem na demokrację – a więc, na dłuższą metę, są nieuchronnie skazane na niepowodzenie. W istocie więc, możemy jedynie pokornie pytać o to, co uruchomiło proces „rewolucji seksualnej”, na jakie dziejowe konieczności on odpowiada i dokąd wydaje się zmierzać.

Pierwszym najbardziej podstawowym powodem jest to, że nasza cywilizacja i kultura nie znalazły dobrej recepty na problem ludzkiej seksualności. Represyjny, dewaluujący i demonizujący seksualność sposób myślenia, wraz z wynikającą z niego praktyką wychowawczą i edukacyjną, nie dość, że nie posunęły nas do przodu w rozwiązywaniu dylematów naszej seksualności, to –  jak wiele na to wskazuje – działając na zasadzie samosprawdzającej się przepowiedni, nasiliły związane z nią problemy i destrukcyjne zjawiska. W wymiarze indywidualnym i kulturowym potwierdziła się zasada, że to, co w człowieku wyparte, zdewaluowane i nieuświadomione, nie poddaje się kontroli i nieuchronnie napędza indywidualną, obyczajową i społeczną patologię.

Rewolucja seksualna – w swoich dalekich konsekwencjach – posiada moc zdolną wydobyć ludzką seksualność z ponurego lochu pogardy i grzeszności oraz uczynić z niej powszechnie dostępny wehikuł rozwoju ludzkiej świadomości i duchowości. Ma też moc sprawienia, by mądra edukacja seksualna stała się powszechnym, naturalnym dobrem. W konsekwencji ma szansę doprowadzić do zaniku nękającej ludzkość epidemii seksualnej patologii.

Drugim powodem wyzwalającym i podtrzymującym proces seksualnej rewolucji jest to, że represyjny, dewaluujący i demonizujący stosunek do seksualności jest w naszej kulturze organicznie związany z represyjnym, dewaluującym i demonizującym pojmowaniem kobiety. Ten sposób myślenia o kobiecie i kobiecości jest fundamentalną właściwością powszechnie obowiązujących, patriarchalnych systemów religijno-etycznych, politycznych, prawnych, społecznych i obyczajowych. Wiele wskazuje na to, że patriarchat wyczerpał już zarówno swoją dziejową rolę, jak i swoje twórcze i sprawcze możliwości, nie daje się zatem dłużej pogodzić z kierunkiem, w jakim rozwija się powszechna świadomość.

Rewolucja seksualna – oddając kontrolę urodzin w ręce kobiet – korzystnie zadecydowała o ich szansach w nieuchronnym i niezbędnym procesie emancypacji i zrównania społecznego statusu obu płci. Przywraca kobietom godność i szacunek oraz możliwość kontrolowania własnego życia. Umożliwia kobietom czynne i równoprawne uczestnictwo w tworzeniu nowej, nie-patriarchalnej cywilizacji i kultury.

Trzecim wyzwalaczem i utrwalaczem rewolucji seksualnej jest alarmująca sytuacja, w jakiej znajduje się nasza planeta. Wszystko wskazuje na to, że przedłużające się, niezrównoważone panowanie paradygmatu patriarchalnego zagraża pokojowi i przetrwaniu planety. Ważnym elementem tego paradygmatu jest uwikłanie w pierwotną i prymitywną potrzebę walki o przetrwanie plemiennego genotypu i związany z tym nacisk na płodność i rozrodczość własnego plemienia. Ten ograniczony, partykularny i egoistyczny punkt widzenia jest nie do utrzymania w perspektywie kryzysu przeludnienia i realnej groźby wyeksploatowania podtrzymujących życie zasobów planety.

Rewolucja seksualna, ekonomiczna i społeczna emancypacja kobiet, możliwość podejmowania przez nie, oprócz macierzyństwa, wielu ważnych ról społecznych, przejęcie przez kobiety kontroli nad prokreacją – to procesy, które mogą pozwolić zapobiec, w skali globalnej, kryzysowi przeludnienia.

Wesprzyj Więź

Oczywiście rewolucja seksualna, jak każdy radykalny proces przemiany świadomości, ma swoje meandry, manowce i ofiary. Stawia też zupełnie nowe, dotychczas nieznane wyzwania przed związkami kobiet i mężczyzn. Jest jednak nadzieja, ze po okresie nieodzownego kryzysu związki miedzy kobietami i mężczyznami – uwolnione od obciążeń patriarchalnego paradygmatu – będą powstawać na zupełnie innej, „wyższej” zasadzie.

W ogólnym bilansie „rewolucja seksualna” wydaje się procesem dziejowo niezbędnym i korzystnym tak dalece, że nie sposób wykluczyć w jego zainicjowaniu i trwaniu – boskiej interwencji.

Przeczytaj też: Rewolucja seksualna? A co to takiego?

Podziel się

2
1
Wiadomość

Redakcjo, a ty z tym przypomnieniem tekstu p.W.Eichelbergera to na poważnie, czy robisz sobie z niego bekę? „Rewolucja seksualna” (…) jest procesem zdeterminowanym dziejowo, a więc nieuniknionym.” No, nie wierzę, by Więź dołączała do wyznawców marksa. Zresztą w historii ludzkości okresy rozluźnienia norm seksualnych już wiele razy okazywały się przejściowe i trudno mi sobie wyobrazić, że erudyta o tym nie wie, a wy za nim powtarzacie, bo przecież dziś ponawiacie jego wypowiedź gdyż jak sądzę, uważacie ją za godną uwagi. Już same nietrafne chyba dla wszystkich dywagacje o demokracji, która ma być koroną rozwoju człowieka i kończyć jego historię rozwoju społecznego falsyfikują tezę o dziejowej konieczności pan-seksualizmu. Autor w mojej ocenie kieruje się czystą wiarą, by nie napisać ideologią. A ja, i wielu innych kierujemy się inną wiarą, no dobrze, nazwijcie to ideologią, i dlatego ten spór nie wygaśnie, jak chce tego Autor, choćbym nie wiem jakich epitetów – co osobie szukającej prawdy nie przystoi, przeciw nam użył. Otóż normy zachowań seksualnych są konieczne i dobre, bo pozwalają człowiekowi wychodzić ze zwierzęcości. W imię zaspokojenia instynktów człowiek jest gotowy popełniać głupoty, a nawet zbrodnie, więc dobrze, że normy społeczne go ograniczają. Ułatwiają osiąganie szczęścia, ale oczywiście nie gwarantują, które to wymaganie stawia im Autor (ale nie swojemu braku norm). Owszem, nie są doskonałe i zostawiają na marginesie pewne mniejszości, którym trudniej jest o szczęście – ludzkość musi te normy więc doskonalić, ale nie rozwalać, czego zwolennikiem jest Autor. A środowisko Więzi?

Ten tekst daje impuls do dalszych refleksji. Nie jest uczciwym kwitować go prostacka paralelą z marksistowskimi tezami. Jest wart poważniejszej polemiki, ale spora część diagnozy Eichelbergera zapewne się obroni.