Ks. prof. Alfred Wierzbicki nie uchybił obowiązkom pracowniczym nauczyciela akademickiego, chyba że KUL ma karty pracy, w których zakazuje polemiki z innymi pracownikami uczelni.
Wielokrotnie już krytykowałem obowiązującą w Polsce ustawę pt. „Prawo o Szkolnictwie Wyższym i Nauce z 20 lipca 2018 r.”. Szczegółowa krytyka powinna dotyczyć artykułu 275 ust. 1 tej ustawy. Brzmi on tak: „Nauczyciel akademicki podlega odpowiedzialności dyscyplinarnej za przewinienie dyscyplinarne stanowiące czyn uchybiający obowiązkom nauczyciela akademickiego lub godności zawodu nauczyciela akademickiego”.
Obowiązki nauczyciela akademickiego mogą być i często są spisane w różnych dokumentach, np. w karcie pracy, pojęcie godności zawodu nauczyciela akademickiego jest niezwykle złożone i musi podlegać jakiemuś uściśleniu, to oczywiste. Problem polega na tym, że Polska nie posiada nawet kodeksu nauczyciela.
Taki kodeks wedle danych UNESCO wypracowało już prawie 80 krajów na świecie. Sprawdziłem – przykładowo Finlandia także nie ma ogólnego kodeksu nauczyciela. Dysponuje jednak przysięgą Comeniusa, odpowiednikiem lekarskiej przysięgi Hipokratesa czy inżynierskiej przysięgi Archimedesa. W Polsce znam co prawda przysięgę doktorską, która obowiązuje na polskich uczelniach. Przysięga ta jest jednak sformułowana zbyt krótko i zdawkowo, żeby traktować ją z pieczołowitością. Kodeksy wszelkiego typu powinny być precyzyjne, stanowić poza tym wytwór konsensu wielu środowisk.
Wróćmy do artykułu nieszczęsnej ustawy. Używa on bardzo nacechowanego emocjonalnie terminu „godność”. W filozofii wiele napisano na temat godności człowieka jako takiego. Sporo nurtów myślenia w chrześcijaństwie także dotyczy tego zagadnienia. Również w naszej konstytucji znajdują się passusy traktujące o godności człowieka i obywatela. Godność nauczyciela musiałaby być zatem określona przez bardziej szczegółowe opracowania, bo przecież wprowadzałaby pewną dyskryminację: nauczyciel miałby godności w pewnym sensie więcej niż zwykły obywatel, zwykły pracownik.
W tym kontekście przychodzi mi na myśl sięgnięcie do wykładu prof. Kazimierza Twardowskiego z 1932 r., wygłoszonego w auli Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, gdy odbierał doktorat honoris causa. Tytuł tego wykładu brzmi: „O dostojeństwie Uniwersytetu”.
Podstawowymi wartościami stanowiącymi o dostojeństwie uniwersytetu – wyliczał Twardowski – są autonomia, niezależność finansowa oraz swobodne poszukiwanie prawdy. Wyróżnikiem nauczycieli akademickich, będących jednocześnie badaczami, poszukiwaczami obiektywnej prawdy, jest także członkostwo w międzynarodowej, ponadnarodowej wspólnocie o nazwie Rzeczpospolita uczonych.
Na tym tle doprawdy nie rozumiem zarzutów postawionych przez władze Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w postępowaniu dyscyplinarnym księdzu doktorowi habilitowanemu Alfredowi Wierzbickiemu. Nie dostrzegam, by uchybił on obowiązkom pracowniczym nauczyciela akademickiego, chyba że KUL ma karty pracy, w których zapisany jest zakaz polemiki merytorycznej z kolegami i innymi profesorami. Z etyki naukowca taka polemika jest wręcz nakazana.
A może władze KUL zapisały w jakieś karcie pracy, że żaden pracownik uniwersytecki nie powinien ujmować się za osobami prześladowanymi w społeczeństwie? Może w karcie pracy profesora Wierzbickiego znalazł się jakiś zapis zakazujący krytyki zagmatwania wywodów i niejasności? Bardzo by mnie to zdziwiło, bo wydaje mi się, że krytycyzm względem mętniactwa pozostaje wręcz misją naukowca. A może nawoływanie do debaty jest zakazane? Naprawdę? W świecie uniwersytetów?
Pamiętajmy, że obszarem badawczym księdza Wierzbickiego jest etyka, ma on zatem obowiązek zawodowy publicznie wypowiadać się na tematy związane z obszarem jego badań.
Cytując klasyka: smutno mi, Boże…
Przeczytaj też: Ani heretyk, ani apostata, ani schizmatyk. Ks. Alfred Wierzbicki a doktryna kościelna
Nie byłbym taki pewien, że nie ma podstaw do postępowania dyscyplinarnego wobec ks.prof.Wierzbickiego. Ksiądz profesor idzie w zaparte i nie chce uznać, że jego wmieszanie się w sprawę Margoty, czyli początku wypowiedzi, które doprowadziły do postępowania dyscyplinarnego, było co najmniej pochopne, której to ocenie nikt chyba tu nie będzie się sprzeciwiać. Jako poręczyciel ksiądz profesor ma wkład w uwiarygodnienie Margoty i powodzenie publicznej zbiórki kilkuset tysięcy złotych na jej “obronę”, z czego Margota rozliczyć się nie chce. Autorytet KULu i Kościoła został wplątany w co najmniej w publiczne nadużycie zaufania (przesadzać owszem nie należy, “lewactwo” opinią katolicką się nie kierowało, no ale zawsze …). Jeżeli znał Margotę by za nią ręczyć (konieczność takiej znajomości przez poręczyciela implikują przepisy karne), powinien dziś zrobić jakiś wysiłek na rzecz wyegzekwowania rozliczenia tych środków ze zbiórki publicznej przez “podopiecznego”. Nic mi o tym nie wiadomo. No, ale akt oskarżenia ze strony uczelni nie poszedł w tą stronę, więc jak w sądach, oskarżenie powinno upaść z powodu błędnej kwalifikacji czynu. KULowi to postępowanie chwały nie przydaje.
Doprecyzuję siebie jeszcze w taki sposób. Czy jest stosowne dla pracownika naukowego KUL i etyka poręczać za osobę, której osobiście nie zna i której środowisko jest mu nieznane? Art. 273 § 3 kpk stanowi: „Poręczający jest obowiązany niezwłocznie powiadomić sąd lub prokuratora o wiadomych mu poczynaniach oskarżonego, zmierzających do uchylenia się od obowiązku stawienia się na wezwanie lub do utrudniania w inny bezprawny sposób postępowania”. Tak więc w intencji ustawodawcy poręczającym powinna być osoba z szeroko pojętego środowiska osoby, za którą składane jest poręczenie – np. proboszcz parafii, przewodniczący rady osiedla lub nawet sąsiad obdarzony szerszym zaufaniem albo osoba, której ktoś, za kogo poręcza jest znana osobiście. Generalnie taka, która straci co najmniej twarz wobec swojego otoczenia w wyniku nie dotrzymania warunków zwolnienia przez osobę, za którą poręczenie jest składane. Co ksiądz profesor wiedział o osobie, za którą poręczył? Nie zna niczego poza jej wizerunkiem medialnym, zresztą trochę kontrowersyjnym, skoro nikt nie zaprzecza temu, że tej osobie zdarza chodzić się z nożem po ulicy. To udzielanie poręczenia jest manifestacją poglądów w innej sprawie, a prawo zostało przez ks.profesora potraktowane instrumentalnie. Czy to ma coś wspólnego z praworządnością? Tak więc wina księdza profesora jest oczywista, tyle że KUL nie ma moralnego prawa sądzić ks.profesora za tak drobne uchybienie, skoro przyzwala na honorowanie abp Dzięgi za mega nadużycie prawa kościelnego do chronienia księdza pedofila.
“KUL nie ma moralnego prawa sądzić ks.”
A może nie ma żadnego prawa sądzić Ks. prof. Wierzbickiego?
Organy ścigania mogły po prostu nie przyjąć Jego poręczenia – ot, i cała sprawa! Ewentualnie pouczyć księdza o nieprawidłowości.
“To udzielanie poręczenia jest manifestacją poglądów w innej sprawie, a prawo zostało przez ks.profesora potraktowane instrumentalnie. ”
A może manifestacją ewangelicznych poglądów w sprawie uciśnionych i prześladowanych? Mamy do czynienia z kapłanem, czy dotarliśmy do takiego momentu, że utożsamiamy jego osobę wyłącznie z oportunizmem, służbą władzy, a także własnymi interesami, z którymi skalkulowany jest każdy jego ruch? Obraz kapłana rzucającego się na ratunek ludziom szarpanym, nie mieści się nam już w głowie? Już nie gorszy nas rola Piłata?
Czy spotkanie Mistrza z Samarytanką nie było również odważne i wbrew prawu, przynajmniej obyczajom, ileż razy przekroczył prawo, naruszył tradycje i dał nowe życie temu co obumarło? Czym jest postępowanie w sprawie ks. Wierzbickiego? Czy jest to praworządność czy współczesny faryzeizm?
Owszem, jeden z uprawnionych punktów widzenia. Ale jednym z nich może być także chęć odcięcia się od oburzającego się na wyczyny Margoty głównego nurtu katolików, zamanifestowania im swojej lepszej ewangeliczności, kokietowania liberałów i lewicy.
I drugie owszem – punkt widzenia księdza profesora, że o ochronę życia nie należy walczyć metodami niektórych pro-liferów (bo to właśnie jak się domyślam chciał wyrazić ks.Wierzbicki swoją niefortunną manifestacją, która wybrzmiała jakby nie podzielał wiary Kościoła w życie ludzkie od poczęcia, co przecież nie jest jego poglądem) jest dopuszczalną różnicą i nie sprzeciwia się jedności Kościoła.
Jedyny aspekt znanych mi wypowiedzi ks.Wierzbickiego nadający się na postępowanie z racji krytyki nauczania Kościoła to ocena stanowiska episkopatu zawarta w słowach: “zamiast powtarzać ciągle, że homoseksualizm jest grzechem, Kościół powinien być bardziej ostrożny”. Gdyby ksiądz profesor ograniczył się do stanowiska, że realia społeczne wymuszają na katolikach tolerowanie związków homoseksualnych, to byłaby uprawniona różnica w “taktyce”. Ale ksiądz profesor dopuścił ewentualność, że niektóre związki homoseksualne mogą nie być grzechem. Tego Kościół nie naucza, a czemu ma być wierny wykładowca KUL.
Na marginesie, oderwałaś się od faktów. Kto był szarpany – Margot? Było zupełnie odwrotnie – to on poturbował kierowcę furgonetki antyaborcyjnej i ją uszkodził. Ksiądz profesor dostał wsparcie od potężnych mediów liberalnych, więc nie był taki bardzo osamotniony.
I drugie “na marginesie”. Ta furgonetka pro-liferów, która objeżdżała Lublin z hasłami żądającymi wyrzucenia księdza profesora z KUL to wyższej jazdy barbaria.
Przyczynę problemów ks. Wierzbickiego dostrzegam w kulturze KK. Nie ma w niej dialogiczności, wiara zamknięta w dogmatach, nakazach, trzyma myślenie członków kościoła w ryzach. Na krótkim sznurku rozporządzeń KK, na drugim jego końcu, uwiązany jest ich odbiorca, obywatel – kukiełka – parafian, który skacze w rytm nakazów, tak, jak chce tego organizacja KK. „Przedstawienie kukiełkowe” dobre dla mas, zabójcze może okazać się dla nauki, cokolwiek nauka znaczy w środowisku uniwersytetu katolickiego. Dialogiczność, spór, kontestacja i poszukiwanie zapisane jest w religie/ ich organizacje niestrukturalne, pozbawione hierarchii, np. judaizm. W KK organizacja zdominowała wiarę, w rezultacie przestała być ona widoczna i doświadczalna, zanika na poziomie organizacji i jej funkcjonariuszy kultu.W procesie ks. Wierzbickiego zarzutem jest niezgodność jego słów z ogłoszeniem KEP, nie zaś poszukiwanie prawdy w krytycznym stosunku KK do podejmowanych przez niego działań w sprawie osób homoseksualnych. Czy organizacja nie stała się ważniejsza od wiary i ewangelii? Organizacja walczy o porządek obrzędu [patrz. sprawa bp. Rysia], którego dowolność może podważać zasadność jej funkcjonowania, nie spieszy się jednak, gdy chodzi o krzywdę ofiar swoich funkcjonariuszy, to jest nie działa w tym zakresie zgodne z ewangelią. Temu wszystkiemu towarzyszy kultura wykluczenia tego, co zagraża zwartości organizacji. Proces, czy postępowanie dyscyplinarne wobec ks. Wierzbickiego czytam w tym właśnie kluczu. Jego wypowiedz uderzają w interes organizacji, a to wykroczenie dużo bardziej surowo karane niż zachowanie niezgodne z ewangelią. Z tego drugiego wystarczy się wyspowiadać, za krytykę organizacji staje się przed komisją dyscyplinarną i ponosi konsekwencje . Gdyby ktoś nie wiedział, miłosierdzie i miłość bliźniego, to podobno jedno z pierwszych nakazów KK, zaraz po miłości samego siebie, tj. własnej organizacji.
Ludziom szarpanym? To żart? Margota ktos szarpał na tych marszach kobiet? To niejaka Lempart jest osobą bardzo agresywną wobec ludzi a szczegolnie wobec chrzescijan, kaplanów! Dym w Kosciolach! Kto to krzyczał? Margot zarobil tysiace złotych bo ludzie mu wpłacali kasę! I wyjechał z kraju!
Dziękuję za ten komentarz pod wpisem P. Ciompy. Już kiedyś napisałem, że komentarze P. Ciompy są szukaniem dziury w całym, dziś dodam stare powiedzenie, że jak chce się psa uderzyć, to kij zawsze się znajdzie. Jeżeli coś na tym naszym świecie Laboratorium “Więzi” jest pewne, to to, że Pan Piotr ten “kij” zawsze znajdzie, no cóż taka przypadłość, taki wybór.
” czyn uchybiający obowiązkom nauczyciela akademickiego lub godności zawodu nauczyciela akademickiego”
Doprecyzuję, czyn uchybiający godności zawodu akademickiego, to dla mnie oportunizm, karierowiczostwo, służalczość ( nie mylić ze służbą), lizusostwo, tj. cała obrzydliwość, która się wiąże z wyzbyciem godności, uczciwości i tożsamości osoby.
No bo czego mogą nauczyć nasze dzieci tacy pedagodzy?
Ks. Wierzbicki dał świadectwo, może nie biegłej znajomości prawa, ale prawości. W sytuacji, gdy źródła prawa bywają kwestionowane, zawodzą, to drugie, prawość, wydaje się zyskiwać w sytuacjach niejasnych.
Jeżeli mowa o akademii, to pragnę dodać, że uwielbiam czytać prace ks. Wierzbickiego.
Jako absolwent UŁ czuję się zaszczycony faktem, że P. profesor ujął się za człowiekiem, który nosi w sobie dobro i piękno. Głęboko wierzę, że ten dobry czyn P. profesora nie będzie zapomniany. Z wielkim szacunkiem i wdzięcznością Rafał Krysztofczyk
Zapomniałeś chłopie dodać. że za ks. W.A wstawia się szef KODu w Łodzi. I tyle w temacie: manus manum lavat. Bawcie się dobrze
Ależ argument….no doprawdy…
Argument, kto za kim się wstawia, nie jest zły. To tzw. argument Barabasza.
KUL…….nagradza tego, ktory 12 lat nie zrobił nic wobec osób wykorzystanych w diec. szczecinskokamienskiej przez ks…. Dymera i innych. A tym nagrodzonym był abp. Dzięga.