Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Mieszkańcy strefy stanu wyjątkowego: Nasze człowieczeństwo jest okrutnie testowane

Granica polsko-białoruska na terenie Białowieży, 2008. Fot. Beentree / Wikimedia Commons

Niedaleko naszych domów ojciec trójki dzieci próbuje ochronić je przed nocnymi przymrozkami. W lesie leży kobieta z cukrzycą, od tygodni nie ma dostępu do leków. Na mokrej ziemi siedzi czternastoletni chłopiec. Stopy ma spuchnięte, nie może iść. Obok leży jego matka, jest nieprzytomna – opisują mieszkańcy regionu Puszczy Białowieskiej w liście do prezydenta i premiera.

Białowieska Akcja Humanitarna zamieściła wczoraj na Facebooku list otwarty części mieszkańców strefy stanu wyjątkowego w regionie Puszczy Białowieskiej, który wystosowali do prezydenta i premiera. Proszą w nim o „pilne rozwiązanie kryzysu humanitarnego, rozwijającego się na polsko-białoruskim pograniczu na skalę nieobserwowaną w Polsce od dziesięcioleci”.

Zaznaczają, że nie kwestionują „potrzeby obecności wojska i innych służb na terenie pogranicza”, rozumieją też „liczne obostrzenia i ograniczenia” oraz doceniają „wysiłki służb czuwających przy zabezpieczaniu granic”. „Z chwilą jednak, gdy piszemy nasz apel, mają tu miejsce również zdarzenia i zjawiska, które w Polsce niespotykane były od ponad siedemdziesięciu lat, które zaliczyliśmy już do czasu przeszłego. Zjawisk tych nie rozumiemy, nie umiemy dostosować się do nich i wobec nich nie umiemy pozostać obojętni” – czytamy.

Mieszkańcy opisują: „Niedaleko naszych domów, w nadrzecznych trzcinowiskach, ojciec trójki dzieci próbuje ochronić je przed nocnymi przymrozkami. Jedno z dzieci, trzyletni chłopiec, jest chory, ma problemy żołądkowe, przypuszczalnie od picia brudnej wody, niestety nie ma pieluch i ubrań na zmianę. Cała czwórka spędza noc w brudnych i mokrych ubraniach. W lesie leży kobieta z cukrzycą, od tygodni niemająca dostępu do leków. Nie może wstać. Mąż próbuje leczyć ją potajemnie zdobywanymi lekarstwami, dnie spędzają ukryci w gęstych krzewach na skraju wsi. W nadrzecznym lesie, na mokrej ziemi siedzi czternastoletni chłopiec. Stopy ma okropnie spuchnięte, nie może iść, spodnie i buty ma całkowicie mokre. Obok leży jego matka, jest nieprzytomna. Przypadkowi świadkowie, mieszkańcy strefy, wynoszą ją własnymi siłami z bagien, gdzie nie zajrzą żadne służby. Przy moście nad rzeką ukrywa się kilka rodzin z dziećmi, chowają się głębiej w pokrzywach, gdy sąsiednią drogą przejeżdża samochód”.

„To sceny, których jesteśmy świadkami i za których autentyczność ręczymy, zaznaczając równocześnie, że to jedynie kropla w morzu dramatu mającego miejsce każdego dnia tuż obok naszych miejscowości” – piszą mieszkańcy.

Przyznają, że ludzie, którzy koczują w przygranicznych lasach, „znaleźli się na Białorusi w wyniku własnej lekkomyślności i naiwności, ale też celowej dezinformacji ze strony białoruskich władz. Jednak po przylocie na Białoruś ich aktywna rola w rozgrywającym się dramacie dobiega końca – od tej pory są figurami na geopolitycznej szachownicy bez możliwości wycofania się. Według relacji wielu z nich są bici przez białoruskich żołnierzy, nie otrzymują jedzenia ani wody, zmusza się ich do nielegalnego przekraczania polsko-białoruskiej granicy: nie mogą udać się na przejście graniczne, lecz muszą pokonać drut żyletkowy”.

Autorzy listu wspominają również o stosowanej przez polskie służby procedurze push-backu, polegającej „na wyszukiwaniu, wyłapywaniu i wywożeniu schwytanych uchodźców z powrotem na białoruską stronę, gdzie ich życie będzie ponownie zagrożone”. „Jest to działanie nieludzkie” – podkreślają.

„Jako mieszkańcy pogranicza i bezpośredni świadkowie zachodzących tu wydarzeń chcemy głośno powiedzieć, że obecna sytuacja jest całkowicie nie do zaakceptowania. Służby powołane i utrzymywane w celu pomagania i zapewnienia bezpieczeństwa są w wyniku przyjętej strategii push-backu nieefektywne, a nawet stają się zagrożeniem dla osób potrzebujących pomocy. Zamiast zgłaszać się do służb o pomoc, chorzy, zagubieni, głodni i przemarznięci ludzie, w tym małe dzieci, muszą się przed nimi ukrywać. Nasze, mieszkańców strefy, człowieczeństwo jest okrutnie testowane, bo wobec braku możliwości wjazdu służb powołanych do udzielania pomocy i zapewniania bezpieczeństwa, musimy działać sami” – czytamy.

Wesprzyj Więź

Mieszkańcy regionu Puszczy apelują do władz o „wdrożenie takich mechanizmów rozwiązywania kryzysu, które przyniosą kres cierpieniom ludzi, a równocześnie o rezygnację z tych, które kryzys pogłębiają”. Proszą o wpuszczenie do strefy stanu wyjątkowego służb medycznych oraz o utworzenie tam korytarza humanitarnego.

DJ

Przeczytaj też: Zabiją Cię, Panie

Podziel się

19
Wiadomość

Czemu podobnych emocji nie budzi nałogowy hazardzista, który doprowadził swoją rodzinę do nędzy? Jego upokarzane przez biedę dzieci? Przecież to podobny przypadek. Ci rodzice, zwłaszcza ojciec powinien być pozbawiony praw rodzicielskich za wystawienie na hazard losu całej rodziny. A powyżej o tym ani mru, mru, bo demaskowałoby kłamstwa powyższego opisu.

Oj, bardzo bym chciała, by to co pan Piotr Ciompa napisał było prawdą, że to kłamstwa itd. Wtedy mogłabym spać spokojniej, nie myśląc o hańbie jaką się okrywa nasz katolicki rząd nie pozwalając na pomoc ludziom ( ktokolwiek by to nie był), którzy stanęli i są już na polskiej ziemi, proszą o ratunek, a my, obywatele Polski nie możemy okazać im chrześcijańskiego miłosierdzia. Prawda leży zawsze po środku. Nie osądzałabym na pana miejscu w ten sposób sytuacji, o której skali i autentyczności nie ma pan pełnej wiedzy, lub nie chce jej mieć.

Można zaprzeczać faktom, ale to na nic. Można też np. poczytać na fb raporty z akcji pomocowych Medyków na Granicy lub obejrzeć na YT film „Granice obojętności” (cz 2) i posłuchać opowieści tych którzy z bliska niosą pomoc. Można także poczytać raporty innych organizacji i osób np.Grupy Granica. Wiele z nich jest udokumentowanych nagraniami, zdjęciami. Najpierw poznać historie migrantów a dopiero brać się za ocenianie…

Dzieci hazardzisty jednak żal..Jeśli przyjeżdżają sami, to mówimy:młode byczki, terroryści. Jeśli zabierają dzieci, mówimy:bezwzględni. Zawsze znajdziemy powód, żeby utwierdzic się we własnych przekonaniach.
Boję się wojny, boję się islamskiego terroryzmu, ale Samarytanie tez nie byli przyjaciółmi Żydów. Ten z przypowieści jednak został nazwany bliźnim. To już nic nie znaczy? Strasznie przykre.

Komentarz P. Piotra jest nie na temat.
Oczywistym jest, że pomóc należy wszystkim, których spotyka krzywda, ale ten list nie opisuje wszelkich krzywd jakie się dzieją na świecie. Mieszkańcy rejonów przy granicy piszą o umierających ludziach w pobliskich lasach i bagnach. Tym ludziom należy się pomoc, tak zwyczajnie, tak po ludzku, ale również z mocy prawa krajowego międzynarodowego.

Dn. 28.09.2015 r. prezydent naszego kraju apelował na forum ONZ o pomoc dla Jezydów. Część z tych ludzi jest teraz przy granicy RP, a nawet już w polskich lasach i na polskich bagnach.
Cierpią, głodują i umierają – jest okazja, żeby pomóc.

Rozumiem grę polityczną sąsiada, ale teraz – niejako przy okazji – mówi on”sprawdzam”. Jako kraj, na mocy decyzji rządzących odmawiamy jakiejkolwiek pomocy. Ta odmowa kosztuje nas bardzo drogo, ale co tam będziemy trzymali na granicy kilkanaście/ kilkadziesiąt tys. ludzi i nie pomożemy.