Nie zrozumiemy Franciszka, jeśli nie zobaczymy w nim człowieka, który – zanim został biskupem, a potem papieżem – był jezuitą uformowanym przez ćwiczenia duchowe, zaś przez lata w zakonie uczył się jezuickiego stylu zarządzania. 17 grudnia papież kończy 85 lat.
Matt Kappadakunnel na łamach katolickiego tygodnika „The Tablet” z 11 listopada uważa, że aby zrozumieć papieża Franciszka, trzeba spojrzeć na niego przez pryzmat jezuickiej formacji. Trzeba więc odkodować, albo mówiąc inaczej, złamać szyfr jezuickiego sposobu myślenia.
„Wielu duchownych i świeckich nie kryje zaskoczenia, czasem wręcz konsternacji, w obliczu papieskiej wizji Kościoła i działań papieża. Przyczyną tego jest po części jego styl, bardzo różniący się od stylu jego dwóch ostatnich poprzedników” – pisze autor artykułu, przedsiębiorca zajmujący się bankowością inwestycyjną.
Zdaniem Kappadakunnela trzy kwestie pomogą nam lepiej zrozumieć papieża Franciszka – człowieka, który w zakonie jezuitów przeżył 34 lata, uformowały go ćwiczenia duchowe św. Ignacego Loyoli i uczył się stylu rządzenia obowiązującego w Towarzystwie Jezusowym przez niemal 500 lat. Kluczem do złamania szyfru jest więc jezuickie rozumienie posłuszeństwa, wspólnoty i troski o powierzone mu osoby.
Przywództwo oparte na konsultacji
Towarzystwo Jezusowe ukształtowało Bergoglia w duchu posłuszeństwa, które nie jest w zakonie – ku zdziwieniu wielu – narzucane, lecz pozostaje wynikiem obustronnej konsultacji w poszukiwaniu woli Bożej. Zarówno przełożony, jak i podwładny, tę wolę Bożą rozeznają podczas tzw. sprawy sumienia – otwarcia własnego serca przed przełożonym, aby ten mógł poznać pragnienia podwładnego, ale i jego ograniczenia. Każdy jezuita taką sprawę sumienia zdaje prowincjałowi co roku.
Franciszek chce, by chęć poznania drugiego człowieka i zasłuchanie się w jego pragnienia stały się obliczem Kościoła
Ponadto przełożeni mają konsultorów w gronie członków wspólnoty i zarządzanie na wszystkich poziomach zakonnej struktury jest ze swojej natury konsultatywne, a nie autorytarne. Przełożony zna zdanie podwładnego, którego dana decyzja dotyczy, i bierze je poważnie pod uwagę.
Wśród wielu dowcipów, które opowiada się na temat jezuitów, jest jeden szczególnie udany na temat posłuszeństwa. Franciszkanin pyta jezuitę: „Jak to jest z tym waszym ślepym posłuszeństwem?”. „Najpierw prowincjał pyta zakonnika, co lubi robić, jakie ma pasje, w czym jest dobry… A potem każe mu to robić pod posłuszeństwem” – odpowiada jezuita. „A jeśli ktoś nic nie lubi, nie ma żadnych pasji i w niczym nie jest dobry? – dopytuje franciszkanin. „Taki zostaje prowincjałem”.
Papież Franciszek – patrząc z perspektywy czasu – przyznał kiedyś, że jako przełożony zakonny był za bardzo autorytarny. „Kiedy pełnił funkcje kierownicze, jego sposób działania był jasny, określony i nie podlegał negocjacjom” – wspomina jeden z jezuitów w książce Elisabetta Pigué „Franciszek. Życie i rewolucja”. Styl przywództwa, jaki prezentował, doprowadził go ostatecznie do niemal dwuletniego zesłania, które odbywał w kolegium jezuickim w Kordobie. Przeżył tam czas wielkiego upokorzenia, który zmienił go i ukształtował jako lidera konsultatywnego.
Każdy, kto odbył 30-dniowe ćwiczenia duchowe, może zaświadczyć, że to doświadczenie nie jest tylko jednorazowym wydarzeniem, ale rozpoczyna ciągły proces osobistej transformacji. Długie rekolekcje, jakie z posłuszeństwa odbywał w Kordobie, zapoczątkowały w późniejszym papieżu Franciszku głęboką przemianę. Cisza, samotność i przyjmowanie upokorzeń, jakich tam doznał, ukształtowały w nim serce skłonne do słuchania, a nie do rozkazywania.
Gdy odniesiemy ten przemieniony model przywództwa opartego na konsultacji do synodalności, do której wzywa Franciszek w obecnie trwającym synodzie, zagadka stylu rządzenia obecnego papieża sama znajduje rozwiązanie. Franciszek chce, by chęć poznania drugiego człowieka i zasłuchanie się w jego pragnienia były obliczem Kościoła. Pragnie, by przywódcy Kościoła nasiąkli cierpliwą miłością i uważnym słuchaniem. Do takiego stylu rządzenia i do takiego sposobu postępowania w relacji z podwładnymi są formowani jezuiccy przełożeni.
„Pamiętaj, że i tak wszyscy będą robili, co chcą”
Idealna wspólnota była zawsze postrzegana przez jezuitów jako jedność pośród polaryzacji poglądów i różnorodności przekonań. Każdy, kto zna wspólnoty jezuickie, może zaświadczyć, że w domu, w którym mieszka dziesięciu jezuitów, będzie dziesięć różnych opinii na każdy niemal temat. To doświadczenie nauczyło Franciszka, że lepiej prowadzić dialog niż cokolwiek narzucać. O wiele więcej dobrych owoców przynosi angażowanie się w debatę niż obstawanie przy swoim.
Jeden z polskich prowincjałów w dniu rozpoczęcia swojego urzędowania poprosił swojego poprzednika o wskazówkę, jak być dobrym przełożonym w zakonie o tak różnorodnych osobowościach. W odpowiedzi usłyszał jedno zdanie: „Pamiętaj, że i tak wszyscy będą robili, co chcą”. Zaoszczędziło mu to wiele niepotrzebnego stresu i pomogło w taki sposób rządzić ludźmi, aby jak najlepiej wykorzystać ich potencjał. Różnorodność stała się atutem.
Papież Franciszek promuje model Kościoła w formie wielościanu. To nie to samo, co model sferyczny, gdzie całość nie jest większa od części składowych, a każdy punkt pozostaje w tej samej odległości od środka i nie różni się jeden od drugiego. Wielościan tworzą wielokąty o rozłącznych wnętrzach i wspólnych bokach. Wszystkie części wielościanu są zbieżne i każda zachowuje swoją odrębność.
W tym wielościanie jest miejsce dla każdego, mieści on w sobie potencjał różnych kultur i aspiracji: są w nim biedni i bogaci, ludzie będący przykładem dla innych i ci, którzy błądzą. Każdy z nich ma coś do zaoferowania, coś, co tworzy nową jakość. Proponowany przez Franciszka model przedstawia Kościół, który jest czymś więcej niż tylko sumą jego części składowych, a pojawiające się w nim napięcia i konflikty stają się okazją do twórczego i wiernego rozwoju.
Franciszek zachęca nas do wejścia w twórcze napięcie wynikające z braku jednomyślności, spowodowane różnicami w programach społecznych i politycznych, odmiennymi podejściami teologicznych i filozoficznych. Nie ma to nic wspólnego z marksistowską dialektyką ścierających się ze sobą przeciwstawieństw, lecz jest pojmowaniem historii i rozwoju ludzkości jako procesu dialogicznego. Podejście papieża jest myśleniem pojednawczym, nie naiwnym, lecz rządzącym się nadzieją, gdzie żadna ze stron nie jest demonizowana i każdy jest zaproszony do solidarności oraz braterstwa.
Cura personalis
Jezuicka formacja podchodzi holistycznie do rozwoju człowieka i kładzie nacisk na troskę o całą osobę, jej wymiar intelektualny, moralny, duchowy i fizyczny, czyli tzw. cura personalis. Nieodłączną cechą jezuickiej cura personalis jest przekonanie o wyjątkowości każdej osoby i troszczenie się o nią tak, jakby była jedyną osobą na świecie, a zarazem prowadzenie jej drogą, która tylko dla niej jest właściwa.
Każdego Duch Święty prowadzi inaczej. To, co jednemu może przysłużyć się ku duchowemu zbudowaniu, innemu może zaszkodzić. Przy tym nie należy być „surowym i szorstkim” wobec osób doświadczającymi trudności i pokus, lecz okazywać im „łagodność i słodycz” (por. „Ćwiczenia duchowe”, [7] uwaga 7). W takim kontekście o wiele łatwiej jest zrozumieć stwierdzenie, jakie zawarł Franciszek w „Amoris laetitiae”, „że rozwiedzeni, którzy przystąpili do nowego związku, powinni czuć się częścią Kościoła”.
Podczas ćwiczeń duchowych jezuici uczą się traktować powierzone im osoby z uwagą i delikatnością, dostrzegać ich uzdolnienia, doceniać też ich zmagania i trudy. Starają się widzieć danego człowieka tak, jak widzi go Bóg. Ich zadaniem nie jest zatem przekonywanie, lecz bycie jedynie zwierciadłem ukazującym tę boską wizję osobie, o którą się troszczą. Tak rozumiana cura personalis jest obecna w rozeznawaniu i wrażliwości Franciszka, który zmierza do tego, by Kościół stał się odzwierciedleniem serca Chrystusa.
Katolicy, którzy szczerze chcą zrozumieć Franciszka, powinni zobaczyć w nim człowieka, który – zanim został biskupem, a potem papieżem – był jezuitą uformowanym poprzez ćwiczenia duchowe. Sytuacje, z którymi się w przeszłości zmagał, nawet te, które bolały go i prowadziły do podziałów, były dla niego okazją do wewnętrznej przemiany. Dzięki duchowej transformacji zbliżył się do tajemnicy Bożego miłosierdzia i tą drogą chce prowadzić Kościół.
Rozpoczęty przez niego synod o synodalności należy czytać w kluczu konsultatywnego rządzenia Kościołem, wyższości dialogu nad sprzeciwianiem się tym, którzy myślą inaczej, oraz takiej troski o każdego człowieka, by ten poczuł się wyjątkowy i potrzebny w Kościele, a nie poza nim.
Przeczytaj też: Duszpasterskie nawrócenie, a nie rewolucja. Nauczanie papieża Franciszka
Jako prosty człowiek, katolik z wychowania i potwierdzenia wyboru nie mam zamiaru wgłębiać się jezuickość Franciszka. Oczekuję czystej i klarownej nauki opartej na Biblii. Zamiast tego dostaję mętne nauczanie o rozeznawaniu, skandaliczne wsparcie dla ikon ruchów aborcyjnych i LGBT. Zamiast troski o zbawienie widzę klimatyczną histerię, za którą już płacę wysokie rachunki. Papież Franciszek – dziękuję, przeczekam.
~ MS: zmiany klimatyczne są faktem i od nich nie uciekniemy. Nie pomoże nasza histeria i brak zgody, musimy zmienić postępowanie, by nasza planeta – a wraz z nią gatunek ludzki – przetrwali. TYLKO drastyczne ograniczenie zużycia paliw kopalnych pomoże zredukować emisje CO2, nie ma innej drogi. Inaczej państwa wyspiarskie zatopią topiące się lodowce, a wszyscy odczujemy fale upałów, susze, tornada, itd.itp. Polska jakoś sobie poradzi, ale biedne kraje afrykańskie już nie. W rezultacie będziemy mieli biedę, wielokrotnie większy napływ imigrantów i destabilizację polityczną i ekonomiczną. Musimy zacząć myśleć nie tylko o sobie, o moim dobrostanie, ale i o bliźnich, czy nie tego uczy Ewangelia? Tym bardziej, że dbając o planetę, poprawiamy także swoją sytuację, umożliwiamy naszym dzieciom i wnukom przeżycie. Na tym polega zrównoważony rozwój. Trzeba wyjść ze swojej strefy dobrobytu i, niestety, okazać trochę empatii i zrozumienia. I jeszcze zaufać ludziom, którzy znają się na problemie, tym wyklętym „elytom”, które przecież nie chcą wszystkim zrobić na złość, chcą tylko razem z nami przeżyć.
To raczej może być długie przeczekanie bo Franciszek wytoczy nowa drogę dla Kościoła, a moze nawet już nie taka nowa tylko jest to powrót i kontynuacja Soboru Watynkanskiego II, którego postanowienia nigdy w Polsce na dobre nie zostały wprowadzone..
Jeśli, ktoś chce być zwolnionym z myślenia i chce gotowych odpowiedzi od papieża (bo tak łatwiej i wygodniej) to raczej już ich nie otrzyma, trzeba zacząć używać rozumu i sumienia. Chrześcijaństwo i katolicyzm jest polifoniczny i Franciszek najpełniej to okazuje. Dzięki Bogu za ten pontyfikat. Bez niego mnie w Kościele już dawno by nie było!
Szczerze mówiąc, odkąd Franciszek został papieżem, zupełnie zniknęło mi z pola widzenia to jego zakonne jezuickie doświadczenie. Ba, gdyby mnie ktoś zapytał, prędzej odpowiedziałbym, że papieżowi bliżej w działaniach do franciszkanów, dominikanów, benedyktynów, kapucynów czy cystersów. Jezuicki styl czy model zarządzania? Kościół w formule wielościanu? Łagodność w działaniu wobec podwładnych? Brak pasji metodą osiągnięcia funkcji kościelnych? Poddaję się.
Zgadzam się całkowicie..Franciszek przekazuje niejasna naukę,szopka w Watykanie bluźniercza..to nie jest nauka Jezusa która jest jasno określona jak uczyli poprzedni papieże..artykuł kod Franciszka jest nieporozumieniem..Franciszek potrzebuje dużo modlitwy..ja za jego nauka nie idę,dla mnie papieżem jest Benedykt 16 bo w nim jest prawdziwy Jezusowy Kosciol
@MS
Jakie wysokie rachunki płacisz?
Za prąd, gaz
Jezuicka formacja papieża ma drugorzędne znaczenie. Bardziej wymowny jest za to epizod związany z kierowniczymi posługami, których działanie „nie podlegało negocjacji”. Jak wynika z tej historii Jorge miał swych przełożonych, którzy przemogli odpowiednim sposobem nawrócenie się z takiego działania. Czyż brak przełożonych nie jest łatwą pokusą do powrotu do autorytarności? Moim zdaniem papież jej ulega. Co do formacji raz jeszcze: nie ona jest istotnym czynnikiem, tak samo jak ewentualne orientacje w stronę franciszkanizmu czy dominikanizmu. To, jak papież myśli, zachowuje się duszpastersko i społecznie pasuje najbardziej do filozofii wykładanej przez teologię wyzwolenia. Mnie wystarczyło przeczytać „Sakramenty Kościoła” Boffa czy najważniejsze prace Juana Alfaro, by przejrzeć na oczy. Że bliska jest Franciszkowi ta formacja udowadnia naukowo Ryszard Gaj, który czyni to w duchu ekumenicznym i w pochwale dla tej herezji. Polecam jego, skądinąd erudycyjną, publikację do krytycznego czytania.
Może trochę nie na temat, ale przytoczony dowcip o prowincjale świetnie obrazuje sytuację wokół „Deonu”, było dobrze, było! Ktoś bez pasji, został naczelnym „prowincjałem” i jest…przeciętnie. Szkoda!