Jak często moralny pryncypializm przeradza się w fanatyzm, dążący do kierowania każdą ludzką decyzją z góry, bez respektu dla sumienia i wolności.
Śmierć 30-letniej Izy nie daje nam spokoju. Nikt nie powinien pozostawać obojętnym wobec tragedii, która rozegrała się w szpitalu w Pszczynie. Niezależnie od tego, czy lekarze popełnili błąd w sztuce, czy działali w obawie przed ewentualnymi sankcjami karnymi, śmierć kobiety w ciąży wywołuje wstrząs. Słuszne jest żądanie: „Ani jednej więcej!”, które stało się hasłem manifestacji w kilkudziesięciu miastach w całym kraju w sobotę 6 listopada.
Mądrość i rygoryzm
Co gorsza, ujawniono już podobne przypadki, kiedy lekarze zwlekali z ratowaniem życia matki aż do obumarcia płodu w jej łonie. Nie można ignorować łez tych kobiet, które z przejęciem mówią: „To mogłam być ja”. Być może pewna część lekarzy nie wykazuje wystarczającej biegłości w prawie, które zachowuje przesłankę zagrożenia życia matki, zezwalającą na terminację ciąży, nie zmniejsza to jednak faktycznej presji orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 roku na postawy lekarzy. Zaostrzenie prawa antyaborcyjnego poprzez eliminację przesłanki embriopatologicznej oraz brak szczegółowych rozporządzeń dotyczących krytycznej sytuacji zagrożenia życia kobiety ciężarnej sprawiają, że ginekolodzy i położnicy żyją w lęku.
Nie zrozumie się gorącej temperatury ubiegłorocznych protestów, które skanalizowały się w Strajku Kobiet, jeśli nie dostrzeże się ani poważnego zagrożenia, jakie przeżywają kobiety, ani ich poczucia godności
Publicyści często mówią o zerwaniu tzw. kompromisu aborcyjnego, którego podstawą miała być ustawa z 1993 roku. Patrząc od strony kuchni parlamentarnej, a więc z punktu widzenia konstruowania prawa, mówienie o kompromisie jest uzasadnione, doszło wtedy bowiem do pozyskania parlamentarnej większości. Sądzę jednak, że ustawa ta jest czymś więcej niż kompromisem, wyraża się w niej mądrość prawodawcy w odniesieniu do delikatnej materii zasad etycznych i prawa. Po pierwsze jest ona ustawą chroniącą prawo dziecka poczętego do życia. W ten sposób odzwierciedla w systemie prawnym zasadę osobowej godności embrionu. Po wtóre w dramatycznych okolicznościach ciąży ustawa nie nakazuje kobiecie czynów heroicznych. Po trzecie zostawia miejsce na kompetentne rozeznanie medyczne, zezwalające na działania oparte na szczegółowej i zweryfikowanej analizie konkretnego przypadku.
Mądrość tej ustawy polega na tym, że uwzględnia ona równocześnie prawo do życia matki i dziecka, liczy się z wadami letalnymi płodu, nie lekceważy zagrożenia dla życia matki z obiektywnych powodów biologicznych bądź wskutek jej kondycji psychicznej. Natomiast orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z ubiegłego roku jest interpretacją rygorystyczną, pomijającą realne dramatyczne okoliczności macierzyństwa. Trudno się dziwić, że wzbudziła gwałtowne protesty społeczne.
Godność i zagrożenie
Otrzymuję sygnały, że wielu katolików przeżywa rozdarcie, a nawet zagubienie w sytuacji rosnącego napięcia emocjonalnego i ideowego wokół sprawy aborcji. Wrażliwość na cierpienie kobiet zdaje się kolidować z wrażliwością na los poczętego dziecka.
Nie można podważać prawdy, że aborcja jest złem. Ponieważ prawo do życia jest podstawowym prawem ludzkim, państwo powinno chronić życie każdego człowieka na każdym jego etapie – przed urodzeniem i po nim. Wyjęcie życia człowieka nienarodzonego spod prawnej ochrony, jak chcą tego zwolennicy liberalizacji aborcji opowiadając się za szerokim do niej dostępem, byłoby sprzeczne z fundamentami państwa prawa, mocą ustawy wprowadzałoby brak równości wobec prawa. Uwzględnienie przypadków, w których aborcja jest legalna, nie musi wcale oznaczać, że uznaje się ją za normę. Wynika ono z uznania granic prawa wobec sfery moralnej.
Nie zrozumie się gorącej temperatury ubiegłorocznych protestów, które skanalizowały się w Strajku Kobiet, jeśli nie dostrzeże się ani poważnego zagrożenia, jakie przeżywają kobiety, ani ich poczucia godności. Dochodziło do rewolucyjnego wrzenia na ulicach wielkich i powiatowych miast, a nawet na wsi, ponieważ u jego podstaw znalazło się oburzenie moralne, niezgoda na drastyczną ingerencję państwa w dziedzinę sumienia i indywidualnej wolności.
W Strajku Kobiet, w którym uczestniczyli również licznie mężczyźni, wyraził się przede wszystkim protest przeciwko autorytarnym tendencjom w aktualnej polskiej polityce. Brali w nim udział nie tylko zwolennicy liberalizacji aborcji, lecz także katolicy uznający aborcję za zło. Ta ideowa niespójność, wyciszana zresztą przez liderki manifestacji, nie świadczy, że w Polsce już nie ma – i że nie będzie – sporu o aborcję. Protesty z ubiegłej jesieni mówią tylko tyle, że władza nie może traktować społeczeństwa – a zwłaszcza kobiet – przedmiotowo, nie licząc się z ich głosem oraz, że prawo nie może stawać się instrumentem dla doraźnych celów politycznych.
Przeżywający moralne dylematy katolicy nie znajdują niestety pomocy ze strony przeważającej części swych duszpasterzy. Wyjątkiem był „list zwykłych księży”, którego jestem sygnatariuszem. Nie chodzi nam o relatywizację nauczania katolickiego w sprawie moralnego obowiązku afirmacji życia osób nienarodzonych, lecz o duszpasterskie towarzyszenie ludziom w trudnych sytuacjach egzystencjalnych, a do nich należą sytuacje, w których może znaleźć się kobieta w ciąży. Nie ulegamy iluzji, że surowe prawo ochroni każde ludzkie życie, są bowiem sytuacje, w których nie ma dobrego wyjścia. Dostrzegamy, jak często moralny pryncypializm przeradza się w fanatyzm, dążący do kierowania każdą ludzką decyzją z góry, bez respektu dla sumienia i wolności, a są one przecież koniecznymi warunkami moralnie dobrych działań.
Prawo i śmierć
Tragedia Izabeli z Pszczyny i jej bliskich skłania do poważnej refleksji nad skutkami psucia prawa poprzez jego rzekome udoskonalenie i rzekome uzgodnienie z dotychczasową linią orzecznictwa w duchu pro-life. Istotnie przesłanka embriopatologiczna w ustawie z 1993 roku otwierała również furtkę do aborcji eugenicznej, stosowanej często wobec płodów, u których w badaniach prenatalnych stwierdzano zespół Downa. Po upływie roku i mimo złożenia projektu prezydenckiego precyzującego pojęcie wad letalnych państwo polskie nie zrobiło nic, aby zająć się naprawą ustawy zbyt lekkomyślnie zmodyfikowanej przez orzeczenie upolitycznionego Trybunału Konstytucyjnego.
Wygląda na to, że demontaż ustawy z 1993 roku jest częścią demontażu ustroju, który próbował godzić wolność i wartości.
My, katolicy, musimy głębiej przemyśleć relację prawa i moralności, nie ulegając ani pokusie relatywizmu ani pokusie fundamentalizmu. Warto zastanowić się nad sensem antycznej formuły rzymskiej: summum ius summa iniuria. Wskazuje ona na to, że rygoryzm prawny może rodzić krzywdę. Może ona wynikać bezpośrednio lub pośrednio z litery prawa. Dążenie do eliminowania wyjątków z prawa i stosowania surowych sankcji może rodzić bunt przeciwko samemu prawu, subiektywnie odczuwanemu wyłącznie jako narzędzie represji. Co smutniejsze, bezdusznie, nazbyt rygorystycznie formułowane prawo, może stawać się pośrednią, a nawet bezpośrednią, przyczyną ludzkiej śmierci.
Przeczytaj także: „Ani jednej więcej”. Komentarze po śmierci 30-letniej Izabeli
Nareszcie głos rozsądku w obecnej trudnej sytuacji. Dziękuję!
Tak, to bardzo dobry tekst, napisany przez niezwykle mądrego, wrażliwego człowieka, którego osobiście cenię i chętnie czytam. Niestety, słabo przystaje do rzeczywistości. Autor pisze tak, jakby nie wiedział, że mamy już jesień 2021, a nie 2016 lub – o zgrozo – 1993… Granice są otwarte, a na Zachodzie aborcję wczesnej ciąży lekarz często nie tyle przeprowadza, co konsultuje, wystawiając receptę na farmaceutyk do samodzielnego zastosowania w domu. No i panie trochę się ogarnęły, ba, stworzyly prężnie działającą sieć samopomocy i wpływu, co zaczyna się przekładać na to, jak zachowują się i co mówią niektórzy politycy (nawet jeśli idzie im to niezręcznie, żeby nie powiedzieć – dziadersko).
Aha, na polski rynek trafiły nowe metody antykoncepcji dlugoterminowej, w tym piecioletnie spirale hormonalne ze wskazaniem także dla bardzo młodych nieródek, zakładane długoterminowo także że względu na szerokie korzyści pozaantykoncepcyjne, w tym w celu ratowania zdrowia (refundowane przez opiekuńcze systemy państw zachodnich, w Polsce za opłatą, ale coraz bardziej popularne). Znajome 17-latki nie mogą zaś zrozumieć, dlaczego w Polsce obowiązuje inne prawo nuż w każdym znanym im państwie UE i co ma z tym wspólnego postać jakiegoś starego papieża od zakrapianych kremówek. Tymczasem ksiądz wciąż pisze tak, jakbyśmy żyli w latach dziewięćdziesiątych bądź dwutysięcznych i za chwilę mieli uszykować choragiewki na kolejną wizytę (podobno) wielkiego Polaka… Chciałoby się szepnąć: „Pobudka…!”
Bo duch tego świata jest w stanie wojny z duchem chrześcijańskim. Co ciekawe tego argumentu używają zarówno chrześcijanie jak i przeciwnicy chrześcijaństwa. Współczesna Europa Zachodnia kierując się pragmatyzmem wybiórczo wybiera sobie z niego co chce i łączy z innymi myślami. W kwestii przerywania ciąży, eutanazji, sztucznych zapłodnień czy kontroli płodności w sposób jawny przeczy tradycyjnej myśli chrześcijańskiej, z tym że czasami jest wręcz z tego dumna. To po prostu wyjaśnia różnicę miedzy niektórymi krajami.
***
Tacy intelektualiści jak x. Wierzbicki mają właśnie problem, bo mrugają do tych gdzieś na lewicowych czy liberalnych obrzeżach KK by *jednak, mimo wszystko* nie oddalali się za daleko, jest ksiądz otwarty na dialog, mający inne spojrzenie, nie mający gęby aroganckiego purpurata. Choćby ludzie jawnie odeszli od katolickiej ortodoksji, to jak tacy księża intelektualiści będą inspirujący, zaciekawiający to może choćby co 3 na stare lata wróci do ławki, skończy na różańcu i będzie zabiegał by dzieci w rodzinie *jednak mimo wszystko* był chrzczone i posyłane do 1 K.Ś.
***
PS. Przeciwieństwem relatywizmu moralnego jest absolutyzm moralny, będący, zgodnie z moją wiedzą, podstawą całego (nie tylko) katolickiego nauczania. Znajdzie ktoś jakiś przykład absolutyzmu moralnego nie będącego fundamentalizmem?
Kto glosuje na politykow przeciwnych delegalizacji aborcji jest posrednio wspolwinny morderstwa dzieci nienarodzonych, tak jak kazdy Niemiec, ktory glosowal na Hitlera, jest posredni wspolwinny nazistowskiemu ludobojstwu.
Ciekawe, że owa „różnica między krajami” w odpowiedzi na działanie „ducha chrześcijańskiego” (czymkolwiek ów byt jest) dotyczy głównie miłościwie nam panujących oraz kleru. Prosty lud działanie owego ducha wydaje się w tajemniczy sposób omijać, i w efekcie średnio zamożni i%lub średnio „ogarnięci” poddani jednak z tzw. nowoczesnych rozwiązań w zakresie zdrowia reprodukcyjnego korzystają mimo napotykania na różnego rodzaju przeszkody o charakterze instytucjonalnym (prawne – restrykcyjne prawo aborcyjne i zakaz sterylizacji, nawet w sytuacji, gdy kolejna ciąża zagraża życiu i zdrowiu – sterylizacja jest prywatnie dostępna w Czechach i Słowacji, bariera finansowa – niemalże całkowity brak refundacji antykoncepcji doustnej oraz całkowity brak refundacji dlugoterminowych hormonalnych systemów IUD, których koszt wraz z założeniem wynosi 600-1600 zł – najpewniej, ale i najdrożej jest w prywatnym gabinecie/klinice, bariery związane z naduzyciami autorytetu i władzy lekarza np. odmawiającego doradztwa w zakresie sztucznej antykoncepcji, bariery w dostępie do o informacji o zakresie usług refundowanych przez NFZ, i – last but not least – bariera psychologiczna, organizacyjna i finansowa związana z wyjazdem na aborcję dokonywaną w klinice zagranicznej pod jurysdykcją państwa goszczącego…). Po drugie, zastanawiam się, na ile w proponowanym ujęciu mieszczą się wszelkiej maści innowiercy agnostycy, postkatolicy oraz inne osoby poszukujące, które z różnych względów nie widzą siebie w kościelnej ławce nawet na 3 ostatnie „stare lata”, a różańca, podobnie jak ja, nie odmówili nigdy. Cóż, poczekamy, zobaczymy.
Odpowiadam. Moim zdaniem. Nie mieszczą się w ogóle. Jest w PL kilkanaście procent wśród tych, których choćby z racji wieku „dotyczą te sprawy” starających się żyć w zgodzie z nauką KK i promieniują na kilkadziesiąt procent społeczeństwa przyznającego się jawnie do katolicyzmu choćby w sposób li tylko kulturowy. We współczesnych demokracjach rządzą zorganizowane mniejszości. W Polsce mamy kilkuprocentową zmobilizowaną grupę głęboko wierzących i praktykujących w życiu codziennym nauczanie KK dot. seksualności stosujących „marsz przez instytucje”, stąd będzie ich nadreprezentacja wśród lekarzy czy farmaceutów (vide klauzula sumienia) czy wśród ministerialnych doradców (np wpływy Opus Dei czy Ordo Iuris). Konkrety o których pani pisze są po prostu wypadkową skuteczności owej zorganizowanej mniejszości. Torpedować, sabotować, opóźniać dryf Polski ku mentalności Europy zachodniej, a nuż po drodze zdarzy się jakaś zaraza czy wojna powstrzymująca proces emancypacji i ludek w obliczu śmierci, cierpienia i nadziei od owych uwolnienia znowu zapełni świątynie.
Demontaż ustawy z 1993, próbującej godzić wartości z wolnością? Czy to hasło z reklamówek Gazety Wyborczej? A co z orzeczeniem TK z 1997, w którym ochronę życia poczętego wskazano jako podstawę praworządności w demokracji konstytucyjnej? A w jaki sposób prawa strona mogła korzystać z tego „kompromisu” chcąc chronić życie poczęte? Bo lewa strona mogła w praktyce coraz liberalniej stosować tę ustawę – za przykład wystarczy głośna sprawa aborcyjna Agaty z 2008 r.
Artykuł jest przykładem postawy: jestem za, a nawet przeciw.
Z jednej strony przyznaje Ksiądz, że polskie ustawy pozwalają na terminacje ciąży, gdy występuje zagrożenie życia matki, ale i tak są złe,bo… no właśnie, ks. Wierzbicki uważa, że ogólnie zakaz aborcji jest zamachem na wolność człowieka, a przecież „wolność jest koniecznym warunkiem moralnie dobrych działań”.
I to jest perfidnie prowadzona argumentacja. Bo rzeczywiście istnieje ścisły związek wolności i możliwości podejmowania wyborów moralnych, z tym każdy się zgodzi. Ale czy ta wolność nie ma być nigdy ograniczona, nawet jeśli w grę wchodzi życie niewinnego dziecką?
Ksiądz Wierzbicki bardzo stara się pozostać w ramach ortodoksji katolickiej z jednej strony, a z drugiej z nią walczy, majać nadzieję że czytelnicy nie zauważą tej intelektualnej schizofrenii.