Nie wszystkie zarezerwowane dziś dla księży funkcje – administracyjne, gospodarcze, naukowe – wymagają święceń kapłańskich. W niektórych krajach z powodzeniem już przejęli je świeccy – pisze ks. Adam Boniecki w „Tygodniku Powszechnym”.
Edytorial ks. Adama Bonieckiego w najnowszym „Tygodniku Powszechnym” dotyczy kryzysu powołań kapłańskich, czyli zmniejszającej się liczby chętnych do seminariów duchownych.
„Może być i tak, że Bóg «nie przestał przemawiać do młodych serc», ale uznał, że w Polsce jest dość księży i tych, «do których serc przemawia», jest po prostu mniej. Bo może nie wszystkie zarezerwowane dziś dla księży funkcje – administracyjne, gospodarcze, naukowe itd. – wymagają święceń kapłańskich. W niektórych krajach z powodzeniem już przejęli je świeccy” – uważa duchowny.
Przywołuje też liczby. „W tym roku do seminariów diecezjalnych i zakonnych zgłosiło się 356 kandydatów do kapłaństwa, to jest 20 proc. mniej niż w roku ubiegłym. Rok szkolny rozpoczynało 242 kleryków diecezjalnych i 114 zakonnych. Za parę lat czekają nas poważne problemy, bo wiadomo, że do święceń dochodzi 30-50 proc. wstępujących. Dwadzieścia lat temu wyświęcano ok. 600 księży rocznie, dziś ok. 340” – czytamy.
Ks. Boniecki pyta: „Co się stało? Jeszcze nie tak dawno mieliśmy wręcz nadmiar kandydatów do kapłaństwa, dlaczego dziś ich nie mamy?”. „Być może działały wiara i wpływ środowiska, przykład spotykanych księży i ukazywana w nauczaniu Kościoła porywająca wizja misji księdza. Pewnie też, świadomie lub nie, w grę wchodziły motywy niekoniecznie religijne”.
Marianin zwraca też uwagę, że choć negatywny obraz kapłaństwa „traktuje się w kościelnych środowiskach jako krzywdzące uogólnienie, to jednak jako remedium na kryzys podjęto reformę seminariów” w Polsce.
DJ
Przeczytaj też: Portret daleki od ideału. Kim są wstępujący do seminarium?
Jedną z rzeczy, która odpycha od kościoła, jest ksiądz niewierzący, a wykonujący zawód księdza. Jest bardzo duża różnica między księdzem wierzącym a księdzem „z zawodu”.
~ Marzena Danuta: Mysle podobnie jak Pani. Gdy sie odliczy od tej wielkiej liczby ksiezy wszystkich „praktykujacych a niewierzacych” to sie okaze, ze wcale nie bylo tych ksiezy tak znowu duzo. Matematyka nie klamie! I nie podoba mi sie zagladanie Panu Bogu w karty i wrozenie z fusow w sensie „przemawia Pan Bog dzisiaj do serc czy nie przemawia”. Pan Bog przemawia wciaz do nas i nie brakuje ludzi w parafiach, ktorzy chca o nim mowic. Trzeba im tylko dac mozliwosc!
Prawda. A do tego jakże pasuje tutaj komentarz, który znalazłam, gdy czytałam recenzję filmu „Diuna” i słowa o autorze, który wychowany w rodzinie katolickiej, wykształcony przez jezuitów- odszedł od wiary i kościoła. Padają tam takie słowa: „Przypomina to nam, że kiepsko zaprezentowany Kościół katolickimoże odwieść ludzi od Boga. Ewangelizacja ma na celu przyciąganie ludzi do piękna katolicyzmu, a nie zadawanie kolejnych ran.” – https://pl.aleteia.org/2021/11/03/diuna-kinowym-hitem-a-w-niej-katolickie-wplywy/?fbclid=IwAR32K0KfQki1ThQFk8-Ni6mBqWYu4auQfVHPid7IO4PUCN5FYqsQ_YptPoI&utm_medium=aleteiapl&utm_source=facebook
Gdybać zawsze można, też często to robię. Ale żeby czynić je publicznym, wypadałoby żeby u jego podstaw leżała głębsza refleksja.