Nie mogę milczeć w obliczu zbyt pochopnych uogólnień pani Danuty Waniek.
15 września br. wysłałem pocztą poleconą list do redaktora naczelnego „Polityki” Jerzego Baczyńskiego. Wyraziłem w nim zdziwienie z powodu niektórych opinii zawartych w redakcyjnej rozmowie z Danutą Waniek na temat Jana Pawła II (który rzekomo „co innego mówił, a co innego robił”), a konkretnie zwróciłem uwagę na tendencyjnie wyrwany z kontekstu cytat z mojej wypowiedzi zawartej w książce „Nie stracić wiary w Watykanie”. Choć minęło już wiele tygodni, niestety nie doczekałem się dotąd żadnej reakcji ze strony „Polityki”. Dlatego publikuję poniżej ten swój list, uznawszy, że jako były ambasador przy Stolicy Apostolskiej i bliski świadek pontyfikatu Jana Pawła II w okresie prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego nie mogę milczeć w obliczu zbyt pochopnych uogólnień pani Waniek.
Cały fragment mojej relacji z rozmowy z papieżem brzmi w książce następująco: „Wynik wyborów prezydenckich z 1995 roku był dla Jana Pawła II podwójną traumą. Zawiedziony był i tym, że przegrał Wałęsa, i tym, że wygrał Kwaśniewski. Mówił mi: »Wynik wyborów trzeba uszanować. Pan Kwaśniewski został demokratycznie wybrany. Ale on nie ma moralnego prawa do sprawowania w Polsce rządów«” („Nie stracić wiary w Watykanie”. Ze Stefanem Frankiewiczem rozmawia Cezary Gawryś, Biblioteka „Więzi”, Warszawa, 2014, s. 183).
S.F.
List do Jerzego Baczyńskiego, redaktora naczelnego tygodnika „Polityka”
Szanowny Panie Redaktorze!
W numerze 37 „Polityki” (8-14.09.2021) ukazała się rozmowa z Danutą Waniek pt. „Strażnik z krzyżem”, poświęcona Janowi Pawłowi II, prymasowi Wyszyńskiemu i w ogóle kondycji polskiego Kościoła. Mówiąc o papieżu z Polski, pani Waniek zauważa: „Opowiadał się za demokracją, a z relacji ambasadora Stefana Frankiewicza wiemy, jak zareagował na wiadomość o wygranej Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich w 1995 r. Jan Paweł II stwierdził wówczas, że nie ma on moralnego prawa pełnić tego urzędu w Polsce…”. Tak, papież – mówię o tym w książce, z której zapewne korzystała pani Waniek – wyraził tę opinię krótko po elekcji nowego prezydenta, ale w tej samej rozmowie ze mną z naciskiem podkreślił: „Wynik wyborów trzeba uszanować. Pan Kwaśniewski został demokratycznie wybrany”. Mogłem z bliska obserwować, z jakim szacunkiem i ludzkim ciepłem odnosił się potem i do osoby prezydenta, i do jego małżonki. Dlatego zredukowanie papieskiej wypowiedzi do wyrażonej na gorąco moralnej wątpliwości uważam za – delikatnie mówiąc – nieuprawnione.
Piszę te słowa jako człowiek od dawna daleki i od bezkrytycznej gloryfikacji ludzi Kościoła, i od demonizowania jego przeciwników. Trudno mi po lekturze rozmowy z panią Waniek uwolnić się od obrazu trwającej przez długie lata inwazji polityków z Warszawy, i z prawa, i z lewa, pragnących spotykać się jak najczęściej z papieżem. Czyżby w przypadku osób z formacji Danuty Waniek decydowały o tym tylko względy turystyczne i krajoznawcze? Nie sądzę!
Z poważaniem
Stefan Frankiewicz
Problem tutaj wynika z 2 zdań wypowiedzianych pezez Wojtyłe jedno po drugim: Przyznaje , że został wybrany demokratycznie, ale wg niego nie ma moralnego prawa do sprawowania żądów. Niby dlaczego??? Bo był byłym komunistą, czy dlatego , że był niewierzący i obawiał się,że nie zrealizuje wszystkich planów, jakie miał wobec Polski? Przy tym refleksja: obecny prezydent zostrał wybrany w nierównej walce co do możliwości dysponowania środkami oddziaływania propagandowego (prasa, radio, telewizja publiczna), i czy Episkopat protestował?
Tak, A.Kwaśniewski nie miał moralnego prawa być głową państwa, bo był nie tyle komunistą, co oportunistą który za swój udział w łajdactwach systemu przepraszał dopiero po wygranych wyborach, z pozycji siły. A jego mandat też był kiepski, bo jego zwolennicy szydząc z braku wykształcenia L.Wałęsy kłamali, że ich kandydat miał wyższe wykształcenie. Zważywszy niewielką różnicę głosów, którą pokonał ustępującego prezydenta, to kłamstwo mogło zaważyć na wyniku wyborów (no, ale skądinąd wygrana L.Wałęsy nie byłaby mniej szkodliwa).
Ale dobrze jego prezydenturę oceniają po latach Polacy. A zatem,, po owocach…”
Porównanie prezydentury Aleksandra Kawaśniewskiego z prezydenturą obecnej „głowy państwa” jest tak samo sensowne jak porównanie boiska do piłki nożnej z pastwiskiem. Jedynym wspólnym elementem jest trawa.
Episkopat i Kościół w Polsce ma mentalność Kalego: jak oni szkalują, wykorzystują państwo i narzucają swoje wartości – jest ok; jak ktoś próbuje się bronić i im trochę ubywa – jest wielki krzyk! I nawet nie chodzi o to, że ktoś coś im narzuca, oni po prostu nie tolerują inności, własnego zdania, innych wartości na zasadzie albo jesteś z nami, albo przeciwko nam. W tej sytuacji nigdy nie będzie zgody, z winy Kościoła.
Panie Ambasadorze, jeśli jest Pan zdziwiony postawą naczelnego Polityki, to ja się Panu dziwię. Z szacunku dla Pana nie będę uzasadniał swojego stanowiska, bo byłoby to dla Pana przykre. Katolicy otwarci swoją otwartością nie potrafili „zarazić” tych, do których było im bliżej, niż do reszty katolików. Z tej przegranej redaktorzy Więzi powinni wyciągnąć wnioski, nim znowu coś napiszą w Gazecie Wyborczej by naprawiać Kościół z jego wrogami (patrz dzisiejszy nienawistny wywiad z byłym spin doktorem Palikota, a potem Petru: „Badania socjologiczne [notabene, nie przywołane] pokazują, że najbardziej kamienne serca mają najbardziej wierzący katolicy. (…) Kościół katolicki jest w Polsce źródłem niemoralności. Jest antymoralny, jest zdecydowanie zepsuty, niszczy moralność swoich wyznawców.” I mówi to moralista, były prezes polskiego oddziału zagranicznej firmy, który przez właściciela został wyrzucony, bo dla zarządzanej przez siebie firmy kupował od siebie usługi po zawyżonych cenach bez wiedzy właścicieli. Wyborcza to wie, bo wystarczy wygooglać, ale jej to nie przeszkadza kreować nowe autorytety moralne.
Kwaśniewski – kontynuator „wiodącej roli” partii, splamionej mordami, oszustwami politycznymi, likwidacją swobód obywatelskich – nie miał moralnego prawa startować w wyborach prezydenckich w kraju, który wreszcie doczekał się demokracji. Jego wygrana to swego rodzaju społeczny syndrom sztokholmski. A druga wygrana – bo był w tym kraju prezydentem wyrazistym, czasami groteskowym ze swoimi przypadłościami, ale Prezydentem.
Nie wybitnym, ale zauważalnym.
W przeciwieństwie do swoich następców. Nijakich i bezbarwnych.
Na Wybitnego Prezydenta jeszcze (po)czekamy.