Zima 2024, nr 4

Zamów

Ryszard Filipski i niszczycielska siła ideologii

Ryszard Filipski, 2011. Fot. Ja Fryta / Wikimedia Commons

Był wybornym aktorem. Trzeba to przyznać, niezależnie od oceny jego wyborów ideologicznych.

Zmarł Ryszard Filipski. Żył 87 lat.

Powiedzmy to od razu – był aktorem wybitnym. Zanim przejdę do spraw trudnych, napiszę o tym, co kontrowersyjne nie jest. Filipski jako początkujący artysta zagrał u boku Zbyszka Cybulskiego w „Końcu nocy” (współscenarzystą filmu był Marek Hłasko). Świetny był też w telewizyjnym „Przekładańcu” Andrzeja Wajdy według Stanisława Lema z 1968 roku, stworzył tam genialny duet z Bogumiłem Kobielą.

U Wajdy zagrał jeszcze epizody w „Kanale” i w „Popiołach”. Znakomicie wypadł w kryminałach: „Zbrodniarzu, który ukradł zbrodnię” Janusza Majewskiego i w „Tylko umarły odpowie” Sylwestra Chęcińskiego. Grał w znanych filmach Henryka Kluby (m.in. „Chudy i inni”). Świetny w jednym z odcinków „Stawki większej niż życie”.

No i major Dobrzański, tytułowy „Hubal” z filmu Bohdana Poręby. Nie lubię tego filmu, bo według mnie to apoteoza bezsensownej walki straceńczej. Ale Filipski był wyśmienity, a całość miała swoją siłę przekazu.

W „Potopie” Jerzego Hoffmana genialnie zagrał wachmistrza Sorokę, moim zdaniem to jego najlepsza rola w karierze. Soroka Filipskiego jest sługą wiernym, pozornie obojętnym, spokojnym, jakby zdystansowanym wobec świata, a jednocześnie całkowicie poddanym woli „pana pułkownika”, emanowała z niego siła i wiarygodność. Potwierdził swój kunszt aktorski, co trzeba obiektywnie stwierdzić, niezależnie od krytycznej oceny jego szokujących wyborów ideowych czy wręcz ideologicznych.

Koniec lat sześćdziesiątych, potem lata siedemdziesiąte i kolejne – to czas, kiedy aktor związał się z grupą reżysera Bohdana Poręby, w swoim teatrze „Eref – 66” występował w monodramach Ryszarda Gontarza, osoby kojarzonej z najgorszą propagandą narodowych komunistów, którzy pokazali złowieszczą twarz w Marcu ‘68. Całe to środowisko określane jako „pomarcowe”, związane było frakcyjnie z PZPR (tzw. moczarowcy), a oskarżane było słusznie m.in. o antysemityzm.

Zmianę u Filipskiego można było zauważyć po raz pierwszy w 1968 roku w telewizyjnym monodramie „Raport z Monachium” według Andrzeja Brychta.

Znakomity pisarz i scenarzysta „Hubala” Jan Józef Szczepański wycofał swoje nazwisko z czołówki filmu, m.in. z powodu obsadzenia Filipskiego w roli głównej. Sam aktor zaczął występować w produkcjach porębowego zespołu „Profil”. Miał ambicje reżyserskie, stworzył epicki „Zamach stanu”, zagrał Józefa Piłsudskiego, jak zawsze bardzo dobrze. Niestety film ten nakręcony jest nie kamerą, a ideologicznym cepem.

Wesprzyj Więź

Filipski aktorem był wybornym, jednym z najlepszych, najbardziej filmowych, „amerykańskich” aktorów, jacy pojawili się kiedykolwiek w Polsce. Niestety, ideologia ma siłę niszczycielską, szczególnie w sztuce.

Lata mijały i oto w 2008 roku Filipski pojawił się w świetnym, niedocenionym filmie Michała Rosy „Rysa”, obok Jadwigi Jankowskiej-Cieślak i Krzysztofa Stroińskiego. Kapitalnie zagrał starego, zgnuśniałego ubeka, który po wielu latach od upadku komunizmu, pomimo przegranego życia, miał świadomość swojej jedynej, diabolicznej siły, którą była niszczycielska wiedza o ludziach uwikłanych we współpracę w czasie minionego systemu. Wielka rola i znakomity film.

Na koniec powróćmy do pięknych lat sześćdziesiątych. Poniżej fragment filmu Janusza Morgensterna „Potem nastąpi cisza”. Ryszard Filipski śpiewa, obok Daniel Olbrychski i Marek Perepeczko:

Podziel się

4
2
Wiadomość

Za komuny byli aktorzy. Każdy inny, osobna osobowość, charakterystyczni, reprezentujący sobą różne historie i opowieści. Wystarczy popatrzeć na ten filmik.
Dzisiaj aktorzy są dorodni, ładni, wysocy, tylko jak z wtryskarki. Identyczni. Nie do odróżnienia.
Ech, demokracjo, cóżeś ty uczyniła. A przed 1989 tyle sobie po tobie obiecywano. Myślano że po odzyskaniu wolności nastąpi eksplozja tłamszonych przez komunę talentów. A stało się odwrotnie.

Bez przesady. Ani teraz nie ma identycznych aktorów, ani za komuny nie wszyscy aktorzy byli osobowościami, ani nikt nie myślał o eksplozji talentów w 1989 roku, ani też komuna nie eliminowała wszystkich talentów.