Zima 2024, nr 4

Zamów

Tolerancyjny, chrześcijański, gościnny kraj a Nagroda Nobla

Abdulrazak Gurnah podczas dyskusji w Hebronie, 2009. Fot. PalFest

Jak bardzo potrzebujemy języka polskiego, aby znów stał się słodyczą. A nie push-backiem i ujadającym policyjnym psem. 

Kiedy słuchałem bezpośredniej relacji ze Sztokholmu – sprzed drzwi Komitetu Noblowskiego – włączyłem oryginalny dźwięk, bo chciałem sprawdzić, jak dobrze będę rozumiał nowego sekretarza tego osiemnastoosobowego gremium, prof. Matsa Malma z Uniwersytetu w Göteborgu. Gdy padło nazwisko laureata, myślałem, że nie rozumiem, bo niedobrze słyszę. Pogłośniłem, ale nadal nie rozumiałem.

W tym roku literackim noblistą został pisarz oraz profesor literatury i postkolonializmu Abdulrazak Gurnah. Nie znałem jego twórczości, jego nazwisko kiedyś przemknęło mi przez uszy przy okazji wielkiego tomiszcza „Cambridge Companion to Salman Rushdie” (Gurnah był jego redaktorem) – ważnego opracowania dla kogoś, kogo interesuje wolność słowa i wolność literatury.

Wiedziałem, że w Polsce nie będę jedynym, kto słabo kojarzy dorobek uchodźcy z Zanzibaru i krytyka postkolonialnego – nie przetłumaczono na polski ani jednej z jego dziesięciu powieści. 

Na początek sięgnąłem po jego krótkie anglojęzyczne opowiadanie „Opowieść przybysza” opublikowane w zbiorowym tomie „Opowieści uchodźcze”, wydanym w 2016 r. nakładem niezależnego wydawcy z Manchesteru „Comma Press”. „Refugee Tales” zawiera takie historie jak: „Opowieść kierowcy ciężarówki” Cleave’a, „Opowieść o zatrzymanym” Ali Smith i „Opowieść cierpliwości” Patience Agbabi. Początek zbioru bierze się z powstałej przed kilkoma laty organizacji charytatywnej dla uchodźców „Gatwick Detainees Welfare Group”, która wysyła wolontariuszy do dwóch „ośrodków detencyjnych” (obozów niezdefiniowanego aresztu) na lotnisku Gatwick, aby rozmawiać z setkami przetrzymywanych tam osób. I pomagać im. 

Czytam opowiadanie tegorocznego noblisty:

„Przyleciałem samolotem. Może to zabrzmieć dziwnie – w jaki inny sposób? Niektórzy szli. Wielu utonęło. Byli zdesperowani. Nie byłem zdesperowany, ale bardzo się bałem, bo bardzo rozgniewałam niektórych ludzi. Moim przestępstwem było powiedzenie dziewczynom, które uczęszczały do ​​mojej szkółki niedzielnej, że nie powinny zgadzać się na obrzezanie. Moja niedzielna szkoła miała być lekcją czytania i pisania, ale w każdy możliwy sposób przemycałem dobrą nowinę. Powiedziałem im, że obrzezanie to okaleczenie narządów płciowych oraz barbarzyńska i zacofana praktyka. Mężczyźni zmuszali do tego kobiety, żeby wiedziały, że są śmieciami. Prawdziwym zamiarem było zranienie ich, sparaliżowanie i kontrolowanie. Kiedy nadszedł dzień, w którym dziewczęta miały zgodzić się na cięcie, sześć z nich odmówiło. Nie było mnie tam, ale odkryłem, co wydarzyło się tej samej nocy, kiedy usłyszałem gniewne głosy na zewnątrz mojego domu, wzywające mnie, abym wyszedł i chcieli mi wlać za relacje z ich córkami. Była to wioska muzułmańska w kraju muzułmańskim i chociaż jestem ich rodakiem, jestem też chrześcijaninem, który został oskarżony o utrzymywanie relacji z ich córkami. Możesz sobie wyobrazić moje przerażenie”.

Nie, nie zamierzam przekładać całości tego krótkiego opowiadania. Chciałem tylko dać posmak tego, czym są opowieści Guraha, temat uchodźstwa, pielgrzymowania powraca na kartach jego powieści wielokrotnie (zdążyłem się zorientować). 

Cały tom opowiadań otwiera coś na kształt poematu: „Ten prolog nie jest wierszem / Jest aktem powitania / Zapowiada on / Że ludzie, którzy są tu i teraz / Odrzucają warunki / Debaty kryminalizującej / Przemieszczanie się ludzi” – to fragment wiersza Davida Herda. „Aby zrobić z języka angielskiego słodycz… / Dlatego Chaucer opowiadał swoje historie. / Jak bardzo potrzebujemy angielskiego / Aby znów stać się słodkością.”

Po tym tomie, wydano jeszcze trzy następne, podobne, bo wydarzenie, które zainicjowało zbiór, powtarza się co roku: znani w Wielkiej Brytanii pisarze czytają swoje opowieści na imprezach publicznych każdego wieczoru, w szczelnie zapełnionych salach, a potem mówi się, że teksty zebrane przez Comma Press oferują „rzadkie, intymne przebłyski niewypowiedzianego cierpienia”.

Ciekawa jest obecność tegorocznego noblisty w tym tomie. Temat uchodźstwa był faktycznie niezwykle nabrzmiały w Europie w 2015, dzisiaj stał się taki na Wschodzie, na granicach Unii Europejskiej z Białorusią i – pośrednio – z Rosją. 

Nauczyłem się dzięki tegorocznemu Noblowi, że istnieje luka w polskich słownikach terminów literackich. Zapowiadam, że pracuję nad hasłem „tale”. J. A. Cuddon w „The Penguin Dictionary of Literary Terms and Literary Theory” (na półce stoi trzecie wydanie Penguin Books z 1992) pisze, że „tale” to „narracja pisana (prozą lub wierszem) lub mówiona, w prozie prawie nie do odróżnienia od opowiadania (…). Jeśli jest różnica, to opowieść może sugeruje, że coś jest napisane zgodnie z brzmieniem kogoś mówiącego. Zazwyczaj temat opowieści jest dość prosty, ale sposób powiązania go może być złożony i kunsztowny. Wiele zależy od punktu widzenia pisarza. Można by chyba powiedzieć, że to rodzaj narracji, które R. L. Stevenson, Rudyard Kipling, W. W. Jacobs, Joseph Conrad, Somerset Maugham i William Faulkner lubili pisać i celowali w takich opowieściach, podczas gdy preferowany przez Henry’ego Jamesa. E. M. Forster, Aldous Huxley, Katherin Mansfield i Elizabeth Bowen to opowiadania. Jednak wszelkie klasyfikacje mogą być całkowicie mylące, a sam podział nie byłby użyteczny przy klasyfikowaniu krótszych dzieł Poego, Sakiego, Czechowa, Maupassanta i D. H. Lawrence’a czy kilkunastu innych pisarzy”.

Wiem teraz, że brakuje w języku polskim opracowania łączącego staroangielskie „tale” z innymi wręcz prasłowami, takimi jak saga, skaz czy gawęda. Dzięki Abdulrazakowi Gurnahowi moi studenci ze storytellingu dowiedzą się także o tym, że podobne historie były w swahili, pierwszym, matczynym języku tegorocznego laureata. Ten kontekst jest istotny dla opowiadań i powieści naszego Conrada. 

Ale dowiedziałem się także, iż istnieje zbitka językowa „zatrzymanie na czas nieokreślony” (ang. indefinite detention). W Wielkiej Brytanii wspomniana już organizacja charytatywna, która wydała omawiany zbiór opowiadań „Gatwick Detainees Welfare Group”, walczy od 2015 r. z nielegalnym, łamiącym prawa człowieka zjawiskiem przetrzymywania w „miejscach zatrzymania” bez określenia czasu, a niekiedy trwa takie zatrzymanie przez wiele, wiele długich lat, bez wyroku, bez procesu. Właściwie to nieustający proces…

Pamiętajmy: „opowieść” to nie opowiadanie; „zatrzymanie na czas nieokreślony” to nie zwykły areszt, lecz tortura; zaś „wypychanie” [ang. push-back, znane z polsko-białoruskiej granicy w 2021] to nie obrona granic i nie patriotyzm. Bo wypychanie to wpychanie do ciemnego lasu lub na bagna. Z kolei szczucie psem policyjnym to nie obraz tolerancyjnego, znanego z gościnności i publicznego rozmodlenia kraju. 

Wesprzyj Więź

I tak doszedłem do sedna: nagrody noblowskie pełnią niezwykle cenną rolę edukacyjną i cywilizacyjną. 

Jak bardzo potrzebujemy języka polskiego, aby znów stał się słodyczą. A nie push-backiem i ujadającym policyjnym psem. 

Przeczytaj też: Powinienem oddzielać poglądy polityczne Handkego od jego dzieła. Nie potrafię

Podziel się

9
1
Wiadomość

Dziękuje serdecznie za przybliżenie postaci laureata tegorocznej nagrody Nobla z literatury. Mam nadzieje, ze doczekamy się tłumaczenia Jego utworów na język polski. Muszę sie przyznać, ze mam podobne poglądy na temat uchodźców. Należy Im sie nasza pomoc, bo wszyscy jesteśmy dziećmi Boga (nawet nie zdając sobie z tego sprawy).