Zima 2024, nr 4

Zamów

Po wyborach w Czechach. Cieszyć się czy nie cieszyć?

Andrej Babiš rozdaje zupę rybną w Boże Narodzenie 2014 na Rynku Starego Miasta w Pradze. Fot. David Sedlecký / CC BY-SA 4.0

Takim dylematem można podsumować polskie reakcje na rezultaty wyborów parlamentarnych za Sudetami.

Nasz stosunek do wyników czeskich wyborów do niższej izby parlamentu (cz. Poslanecká sněmovna) przeprowadzonych w poprzedni weekend często stanowi przedłużenie krajowych sympatii i antypatii politycznych. W wielu polskich ocenach powyborczych widać tęsknotę za prostą konstatacją pod tytułem „nad Wełtawą wygrali/ przegrali nasi sojusznicy”. To paradoks, że żadne wybory nad Wisłą nie wiązałaby się z zapewne radością wyrażaną jednocześnie przez „Gazetę Wyborczą” i gorących zwolenników PiS. A takie reakcje mogliśmy zobaczyć po informacjach o prawdopodobnej (chociaż wciąż jeszcze niepewnej) utracie władzy przez premiera Andrej Babiš rozdaje zupę rybną w Boże Narodzenie 2014 na Rynku Starego Miasta w Pradzea i jego partię ANO. Cóż więc za cudowny eliksir jednoczący Polaków wymyślono za Kudową i Cieszynem?

Jedni cieszą się, że prawdopodobnie skończyła się epoka czeskiego sojusznika Viktora Orbána i przez długi czas Mateusza Morawieckiego. Który jeszcze kilka lat temu z poczuciem humoru twierdził, że spotyka się z szefem rządu w Warszawie częściej niż z własną żoną. Drudzy są zadowoleni, że odejść może lider sąsiedniego kraju, który ostatnimi czasy dopiekł nam boleśnie w związku z konfliktem o Turów i aktywnością unijnej komisarz ds. sprawiedliwości, spraw konsumenckich i równości płci Věry Jourovej (wywodzącej się również z partii ANO) w kwestii przestrzegania przez Polskę praworządności.

Jedni obserwatorzy przewidują wręcz demontaż Wyszehradu i zwrócenie się nowego rządu w Pradze ku Berlinowi i centrum „starej” Unii. Drudzy wręcz przeciwnie – cieszą się, że w potencjalnej nowej koalicji pierwsze skrzypce grać będzie partia ODS, która wspólnie z PiS zasiada w Europarlamencie w grupie politycznej Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (ECR).

Istotnie więc rozwiązanie czeskiej łamigłówki wyborczej wydaje się zadaniem ponad siły. Czy można zaproponować klucz i przewodnik do jej zbadania? Spróbujmy to zrobić, przedstawiając bliżej aktorów weekendowych wyborów parlamentarnych i motywacje stojące za ich polityką

Babiš: Nokaut, ale bez zejścia z ringu

Pierwsze pytanie, które warto postawić zatrzymując się przy urzędującym premierze Republiki Czeskiej i jego partii, brzmi, czy rzeczywiście mamy do czynienia z jego wyborczą klęską? Odpowiedź na tak postawione pytanie będzie relatywna. Większość przedwyborczych sondaży dawała ANO niezbyt dużą, ale sięgającą kilku procent przewagę nad głównym rywalem: centroprawicowo-chadecko-liberalną koalicją Razem (SPOLU) tworzoną przez Obywatelską Partię Demokratyczną (ODS), Unię Chrześcijańsko-Demokratyczną – Czechosłowacką Partię Ludową (KDU-ČSL) i ugrupowanie TOP 09. Nie wspominając już o blisko 10-punktowej przewadze nad drugim startującym w głosowaniu bloku opozycyjnym – Piraci i Starostowie (Piráti + Stan).

Finalnie, mimo że ponad 35 tys. Czechów więcej wrzuciło do urn głosy za SPOLU niż za ANO i koalicja opozycyjna uzyskała nad rządzącymi przewagę 0,67 proc, to obowiązująca nad Wełtawą ordynacja wyborcza przełożyła się na 78 mandatów dla ANO. W liczącej 200 posłów niższej izbie parlamentu (czeski Senat wybierany jest według innego systemu polegającego na 6-letniej kadencji, z jedną trzecią składu odnawianego co dwa lata w głosowaniu powszechnym według ordynacji większościowej, najbliższe takie wybory odbędą się w przyszłym roku) ANO pozostaje więc wciąż pojedynczym stronnictwem posiadającym największą liczbę parlamentarzystów.

Przypomina to podręcznikowy przykład z sąsiedniej Słowacji w latach dziewięćdziesiątych i w pierwszych latach XXI wieku, gdzie ugrupowanie kierowane przez autorytarnego premiera Vladimíra Mečiara było arytmetycznym zwycięzcą kolejnych z rzędu wyborów. Jednak z uwagi na „kordon sanitarny”, którym otaczały go konsekwentnie pozostałe ugrupowania parlamentarne, pozostało skazane na egzystowanie w opozycji. 

Czy przypadku najnowszych wyborów w Czechach podobny scenariusz grozi ANO? Wiele wskazuje na to, że tak. Partia Babiša utrzymuje się u władzy w różnorakich konfiguracjach od wyborów parlamentarnych w październiku 2013 roku, w których ANO stanął na wyborczym podium, zdobywając drugie miejsce i tylko o 2 proc. głosów mniej niż potężni wówczas socjaldemokraci (ČSSD). Po ośmiu latach pozostawania u władzy (Babiš był najpierw wicepremierem i szefem resortu finansów w gabinecie Bohuslava Sobotki, następnie od 2017 roku premierem), nastąpiło niewątpliwie typowe społeczne „zmęczenie materiału” rządami lidera. Tak jak w Niemczech po ostatnich wyborach nikt nie pali się do kontynuowania wielkiej koalicji CDU/CSU – SPD, tak za Sudetami sporo wyborców nie pali się już do utrzymania premiera Babiša na czele rządu.

Nowy czeski populizm i warunkowa miłość

Lista zarzutów i wątpliwości korupcyjnych związanych z aktywnością Babiša jako czołowego krajowego oligarchy jest długa nawet jak na standardy kraju definiowanego przez współczesnych politologów jako tzw. państwo upadłe.

Wymieniając tylko w skrócie: chodzi o rolę premiera jako szefa koncernu spożywczego „Agrofert”, później grupy medialnej MARFA, które znalazły się nie tylko pod lupą krajowego, ale również unijnego wymiaru sprawiedliwości. Następnie o wątpliwości związane z postkomunistyczną przeszłością Babiša i jego domniemaną współpracą z komunistycznymi czechosłowackimi służbami specjalnymi. Później, o życie osobiste najbliższej rodziny premiera, symbolizowanym przez dziwne losy jego syna, Andreja Babiša juniora. Potomek premiera zamieszany jest w nabycie luksusowego ośrodka wypoczynkowego.

Został on nagle wywieziony na… Krym (jak twierdzi – bez własnej woli) w celu rzekomego leczenia psychiatrycznego, z którego zbiegł do Szwajcarii.  W końcu – o najnowsze sensacje ujawnione na kanwie międzynarodowego skandalu „Pandora Papers”, pokazujące ukrywanie przez premiera części majątku w rajach podatkowych. Magazyn „Forbes” szacuje od lat aktywa premiera Czech na ponad 2 mld dol. i daje mu miejsce wśród 800 najbogatszych ludzi na świecie. 

Mimo masowych demonstracji przeciwko korupcji i budowaniu państwa partyjnego, szczególnie częstych w 2019 roku, niezatapialny wydawałoby się Babiš, wciąż – i najnowsze wybory to potwierdziły – uznawany jest przez ponad jedną czwartą czeskich wyborców za „silnego faceta z Bratysławy” (urodził się w obecnej stolicy Słowacji). Jego elektorat postrzega go jako swojaka z piwiarni, nie dającego dmuchać sobie w kaszę przez „liberalną, kawiarnianą elitę”. To jeden z wielu paradoksów i samego premiera, jak i jego ruchu ANO, który w Parlamencie Europejskim wchodzi w skład… właśnie jak najbardziej liberalnej rodziny Odnowić Europę (Renew Europę, dawniej ALDE).

Sama partia ANO trudna jest do jednoznacznego zdefiniowania na linii podziałów politycznych. Zachowanie jej pięciu europarlamentarzystów oraz komisarz Věry Jourovej na forum europejskim wskazywałoby na zupełnie inne standardy kultury politycznej i publicznej niż te praktykowane przez premiera Babiša. Z drugiej strony, powstaniu ugrupowania w 2011 roku towarzyszyły hasła fundamentalnej krytyki dotychczasowej czeskiej klasy politycznej, zerwaniem z wszechwładzą oderwanych od realiów życia „zwykłych ludzi” praskich elit, idee demokracji bezpośredniej i e-government.

Wyglądało to tak, jakby ANO chciał być jednocześnie PiS-em, Kukiz ’15, węgierskim FIDESZ-em, populistyczno-kleptokratycznymi partiami bałkańskimi i unijnymi ugrupowaniami w stylu big tent – CDU, Austriacką Partią Ludową lub francuskim ruchem En Marche. A sam Babiš – czeskim skrzyżowaniem Donalda Trumpa, Viktora Orbána,  Vladimíra Mečiara i Roberta Fico, Mateusza Morawieckiego i Emmanuela Macrona. Politykiem, dla którego hasła i etykiety ideologiczne stanowią jedynie narzędzie do budowy szczelnego systemu władzy dążącego do opanowania całego „pola politycznego”. I lidera kierującego partią działającą jak fundusz powierniczy, zabezpieczający dochody swoich udziałowców. 

Gdy dołożymy do tego poparcie rządowe, które w swojej 10-letniej historii partia ANO uzyskiwała zarówno od socjaldemokratów, chadeków, komunistów oraz antyimigranckiego ugrupowania Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD) Tomio Okamury (w nowym parlamencie będzie mieć 22 posłów) – widzimy, że stronnictwo Babiša można zaliczyć do rządzących lub znaczących na scenie politycznych różnych krajów cywilizacji zachodniej ugrupowań nowego populizmu. W tym sensie, kojarzenie ruchu Babiša zarówno z PiS-em, jak i FIDESZ-em, a nawet Donaldem Trumpem jest tak samo trafne, jak łączenie go z europejskim mainstreamem politycznym.

Biorąc pod uwagę politykę zagraniczną, to niewątpliwie sojusz ANO z Warszawą i Budapesztem nie był nigdy sojuszem dogmatycznym i miłością bezwarunkową, opartą o wspólne ideały. Babiš jako twardy gracz myślał i myśli przede wszystkim o realizacji własnych interesów, do których dobiera odpowiadające i wygodne w danej chwili metody dyplomacji.

Przez znaczną część bycia u władzy, relacje Babiša z Polską, czy to jeszcze za czasów rządów PO-PSL, czy później Zjednoczonej Prawicy, układały się w sposób dwoisty. Z jednej strony, popierał on stanowisko Warszawy na forum V4 i podczas sporów z Komisją Europejską po 2015 roku. Premier robił to często w przeciwieństwie do swoich europosłów, konsekwentnie głosujących za objęciem Polski i Węgier procedurą ochrony praworządności. Popierał też trwale stanowisko sceptyczne w kwestii przyjmowania uchodźców i proponowanego przez Berlin systemu kwotowego. 

Z drugiej jednak strony, jako dla oligarchy gospodarczego, Polska była dla Babiša bardziej lokalnym rywalem, z którym można było albo ubijać interesy, bądź walczyć o rynek. To, że nie ma on wobec nas żadnych ideologicznych sentymentów widać było jeszcze w dekadzie zerowej XXI wieku, gdy Babiš chciał robić biznes z Orlenem wokół czeskiego koncernu Unipetrol. Zamiary te zakończyły się długotrwałymi procesami sądowymi i stratami firm późniejszego premiera. Później firmy kontrolowane przez Babiša miały swój niewątpliwy udział w przewlekłym konflikcie polsko-czeskim wokół obecności naszej żywności na tamtejszym rynku, którą Praga usiłowała wyeliminować metodami uporczywych kontroli fitosanitarnych.

Kolejną odsłoną tych bilateralnych sporów gospodarczych jest właśnie Turów, który jednak obiektywnie nie odegrał z czeskiego punktu widzenia żadnej znaczącej roli w zakończonej właśnie kampanii wyborczej. To wszystko nie przeszkadzało jednak przez długi czas utrzymywać Babišowi statusu jednego z najbliższych wśród regionalnych szefów rządów przyjaciół Mateusza Morawieckiego. I w istocie, dopiero działalność Věry Jourovej jako unijnej komisarz ds. Sprawiedliwości oraz spór o Turów i związany z nim niepomyślny dla Warszawy wyrok TSUE sprowadził odium niechęci polskiej prawicy na szefa czeskiego rządu i jego ludzi.

SPOLU bliżej władzy

Czeska koalicja opozycyjna Razem (SPOLU), która niewielką przewagą arytmetyczną i nie bez pewnego zaskoczenia pokonała w poprzedni weekend przy urnach stronnictwo ANO, stoi oczywiście na politycznych antypodach polskiej lewicy o bliźniaczej nazwie. Sukces koalicji SPOLU, postrzeganej jako umiarkowana, proeuropejska, proatlantycka centroprawica łatwo można tłumaczyć za pomocą modnych dzisiaj w młodszym pokoleniu klasowych narzędzi opisu polityki. I widzieć w niej sukces liberalnej kawiarni i klasy średniej w starciu z ludową piwiarnią i „zwykłymi Czechami” popierającymi Babiša, prezydenta Miloša Zemana oraz wspierającymi ich obóz populistami Okamury, socjaldemokratami i komunistami.

Czeska polityka nie jest jednak tak prosta i oczywista. Spoiwem koalicji SPOLU jest bowiem nie tyle ideologiczna ortodoksja, co chęć obrony tradycyjnych pryncypiów demokracji liberalnej przed populistyczną polityką ANO. Czy sympatycy rządów Zjednoczonej Prawicy w Polsce powinni się więc cieszyć z klęski Babiša? Znów wchodzimy w trudny do przejścia obszar czeskiego labiryntu.

Bez wątpienia Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS) – wiodący człon bloku SPOLU ma charakter ugrupowania konserwatywnego. Warto przypomnieć, że jest to partia będąca rówieśnikiem „aksamitnych Czech”. Powstała wraz z transformacją, a w latach dziewięćdziesiątych i pierwszej dekadzie tego wieku była jednym z kluczowych aktorów na czeskiej scenie politycznej. Wywodzili się z niego premier i prezydent Václav Klaus, i dwóch innych szefów rządów: Miroslav Topolánek i Petr Nečas. Przed mniej więcej dekadą ugrupowanie to jednak spisywano już na straty, zarówno w obliczu siły ówczesnej socjaldemokracji (ČSSD), jak i wschodzącej popularności partii Babiša. ODS traktowano w swoim czasie wręcz jako anachroniczny symbol „starych Czech” i ramotę ideologiczną, która definitywnie zeszła ze sceny wraz z końcem prezydentury Vaclava Klausa w 2013 roku.

Nowe kierownictwo ODS z Petrem Fialą na czele dokonało jednak dość mozolnego, choć skutecznego rebrandingu ugrupowania. Można wręcz uznać, że stanowi ono przykład udanej reformy partii, która wydawać by się mogła mastodontem liberalizmu z lat dziewięćdziesiątych i pierwszych lat dwutysięcznych. Nowe ODS przybrało z jednej strony bardziej morawski charakter – sam Fiala oraz duża część obecnego partyjnego kierownictwa pochodzi właśnie z tego regionu. Ugrupowanie nabrało również większego niż kiedyś charakteru chrześcijańskiego. W sferze gospodarczej odeszło od dogmatyzmu liberalnego na rzecz myślenia socjalno-konserwatywnego i wspólnotowego, złagodziło również znacząco swój dawny eurosceptycyzm, związany z postacią prezydenta Klausa. W kampanii samorządowej w 2018 roku prezentowało się jako racjonalna i merytoryczna opozycja wobec ANO, ale również zdecydowanie krytykowało prezydenta Miloša Zemana, któremu zarzucała nieodpowiedzialne i wulgarne zachowanie podczas sprawowania urzędu, „semi-komunistyczną mentalność” i szkodliwą prorosyjskość w polityce zagranicznej. 

Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna-Czechosłowacka Partia Ludowa (KDU-ČSL) to kolejny beneficjent koalicji SPOLU. Czescy chadecy mimo rozpadu Czechosłowacji 28 lat temu, uparcie zachowują tradycyjną nazwę ugrupowania wywodzącą się jeszcze z epoki międzywojennej. W wielu miastach, miasteczkach i wsiach, szczególnie na Morawach Południowych, gdzie chadecy mają bardzo silne struktury grupujące wciąż katolicką ludność wiejską, stanęli w ramach SPOLU na wyborczym podium (podobny sukces osiągnęli w ostatnich wyborach lokalnych).

Chadecy, zasiadający w Parlamencie Europejskich w strukturach Europejskiej Partii Ludowej zachowują dość pryncypialne stanowisko w kwestiach światopoglądowych, które jednak umiejętnie łączą z polityczną obrotowością. Partia wielokrotnie tworzyła koalicję zarówno z prawicą i siłami proeuropejskimi (chociażby w ramach „Czterokoalicji” sprawującej władzę w latach 1998-2002), socjaldemokratami oraz ANO.

Przy okazji, KDU-ČSL to jeszcze większy kawałek historii nowożytnej czeskiej polityki niż ODS. Można je porównać pod względem ciągłości historycznej z naszym PSL. Warto pamiętać, że ta szacowna tradycja wiąże się również z postacią księdza Jana Šrámka, założyciela partii i premiera czechosłowackiego rządu emigracyjnego w Londynie podczas II wojny światowej.

SPOLU reanimowało również liberalną i związaną z tradycją Václava Havla partię TOP 09, z którą przez lata związany był dawny doradca Havla i później szef dyplomacji, książę Karel Schwarzenberg. Znany nie tylko z tego, że w 2013 roku był kontrkandydatem Miloša Zemana w wyborach na urząd prezydenta (przeprowadzonych wówczas pierwszy raz w formie wyborów powszechnych), ale też kojarzony z regularnego uczestnictwa w mszy świętej w kościele św. Mikołaja na praskiej Starówce. Konserwatywny obraz TOP 09 w sferze światopoglądowej nie jest jednak aż tak oczywisty. Na czele partii stoi obecnie 37-letnia Markéta Pekarová Adamová, która podczas ubiegłorocznych protestów po wyroku TK w sprawie aborcji poparła polskie demonstracje przeciwko tej decyzji. 

W Polsce sukces SPOLU spotkał się zarówno z radością zwolenników rządu PiS – z racji obecności w koalicji ODS, jak również radością opozycji, która z sympatią patrzy na proeuropejskie i prodemokratyczne stanowisko tej koalicji. Warto zwrócić uwagę, że obecnie w Europarlamencie ODS dysponuje 3 posłami w ramach Konserwatystów i Reformatorów, co niekoniecznie musi przekładać się na mocne wsparcie dla działań PiS w UE.

Może tu znów dojść do procesu podobnego do tego, które związane jest z zachowaniem wobec Polski europosłów ANO – może się ono nie przekładać na stanowisko przyszłego rządu w Pradze. Niewątpliwie, w świetle konsekwentnie proeuropejskiej polityki KDU-ČSL i TOP 09 można przewidywać, że  koalicja SPOLU będzie bardziej ciążyć ku „starej Europie” niż ku rządom w Warszawie i Budapeszcie.

Piraci jak Zieloni, kryzys lewicy

Ostatnim elementem powyborczej układanki w Czechach jest drugi opozycyjny blok – Piraci-Starostowie. Przekładając ich program na polskie realia, mają oni więcej wspólnego z nowoczesnymi europejskimi partiami Zielonych oraz ruchami miejskimi niż z klasycznymi ugrupowaniami antysystemowymi w stylu dawnego Kukiz ’15. Bez wątpienia widać mocną powyborczą chemię między SPOLU i Piratami-STAN. Obydwa opozycyjne bloki dysponować mogą parlamentarną większością 108 posłów. Mimo różnic, sporo te dwa bloki łączy, chociażby w kwestii zorientowania polityki zagranicznej w stronę Zachodu i odejścia od wciąż silnych w czeskich partiach populistycznych tendencji panslawistycznych czy wręcz prorosyjskich. Unijna zielona transformacja, ambitne cele polityki neutralności klimatycznej, cyfrowa rewolucja i wzmocnienie kapitału obywatelskiego oraz walka z korupcją i klientelizmem politycznym – to bez wątpienia coś, co łączy potencjalnie triumfującą czeską opozycję. 

Wesprzyj Więź

Wielu obserwatorów podkreśla, że wybory 2021 roku są również ostatecznym zerwaniem z czeskim postkomunizmem. Nie tylko z uwagi na relatywną słabość wyniku ANO, ale także na fakt, że Komunistyczna Partia Czech i Moraw (KSČM), nieprzerwanie zasiadająca w parlamencie nie tylko po aksamitnej rewolucji, ale nie licząc czasów komunistycznych, także od I Republiki, po raz pierwszy nie weszła do parlamentu.

W czasach Havla otoczona silnym „kordonem sanitarnym”, w XXI wieku stopniowo zaczęła wychodzić z cienia. Wraz z partią antyimigrancką Okamury wspierała podczas fundamentalnych głosowań rząd Babiša. Z kolei socjaldemokratom (ČSSD), ugrupowaniu również o znaczącej tradycji i historii, które jeszcze w 2013 wygrywało w Czechach wybory, rządzenie z ANO najwyraźniej się nie przysłużyło. Partia po raz pierwszy od 1992 roku znajdzie się poza parlamentem. Wszystko wskazuje na to, że dotknął ją typowy dla niektórych europejskich partii centrolewicowych kryzys spadku zaufania wyborców, związany z przejmowaniem części tradycyjnych haseł socjaldemokratycznych przez inne ugrupowania, od populistów po prawicę. 

Z powyższego szkicu wynikać może, że czeska scena polityczna jest bogatsza i barwniejsza niż w Polsce. Ta różnorodność być może zaowocuje tym, że nad Wełtawą i Łabą skończy się po październikowych wyborach epoka Andreja Babiša i państwa sterowanego przez ANO. 

Podziel się

Wiadomość