Jesień 2024, nr 3

Zamów

Na granicy zaciska się pętla

Grupa kilkunastu uchodźców i ośmioro dzieci z Syrii, prawdopodobnie Kurdowie, zatrzymani przez strażników granicznych w Szymkach. Usiedli przed budynkiem strażnicy w proteście przed kolejnym push-backiem. Nie chcieli też wsiąść do podstawionego autokaru z obawy przed kolejnym wywiezieniem na granicę z Białorusią. Michałowo, 27 września 2021. Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta

Człowiek chce zrobić cokolwiek, ale jego jedyną możliwością jest umrzeć. Jak umrzesz i cię nie będzie, to nie będzie problemu – o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej mówi Piotr Skrzypczak, założyciel Stowarzyszenia „Homo Faber”.

6 października w Warszawie odbędzie się milczący protest – pamięci ofiar na polsko-białoruskiej granicy

Dominika Tworek: Stowarzyszenie „Homo Faber” wraz z kilkunastoma organizacjami pozarządowymi powołało nieformalną „Grupę Granica”, która pomaga migrantom na granicy polsko-białoruskiej. Właśnie wróciłeś z nocnej interwencji. Co tam się dzieje? 

Piotr Skrzypczak: Dostaliśmy informację, że tuż obok strefy objętej stanem wyjątkowym jest grupa pilnie potrzebujących pomocy uchodźców. Od kilku dni chodzili po lesie, byli spragnieni, głodni, przemarznięci, skrajnie wycieńczeni. Pomogliśmy im humanitarnie, dostarczając jedzenie, picie, ciepłe ubrania, a potem zapytaliśmy, czy chcą, żeby powiadomić o ich lokalizacji straż graniczną. Zdecydowanie odmówili. Byli przerażeni na samą tę myśl.

Dlaczego?

– Strażnicy kilkukrotnie stosowali wobec nich tzw. push-backi, czyli czynności polegające na tym, że wywozi się migrantów do lasu przy granicy z Białorusią i zmusza do jej przekroczenia. Mundurowi pomagają w jej przejściu, na przykład podnosząc zasieki. Po drugiej stronie pojawia się białoruska straż, która ani na moment nie pozwala migrantom tam zostać, z brutalnością przeganiając ich z powrotem za granicę.

Uchodźcy, z którymi rozmawiamy, mówią, że w lasach są masowe groby. Całych grup, które tak długo wędrowały, że w końcu umarły z wycieńczenia

Piotr Skrzypczak

Udostępnij tekst

Więc ci ludzie błąkają się po naszych lasach, aż odnajduje ich polska straż graniczna i ponownie ich wywozi. Znamy przypadek jednej grupy uchodźców, której zdarzyło się to 21 razy. 

W jaki sposób udaje wam się interweniować? Zgodnie z prawem możecie przecież działać jedynie poza granicami, w obrębie których został wprowadzony stan wyjątkowy. 

– Chcę podkreślić, że wszystkie nasze czyny są zgodne z prawem, nawet jeżeli się z nim nie do końca się zgadzamy. Działamy na dwa sposoby. Jeżeli migranci znajdują się w specjalnej strefie, to pomagają im współpracujący z nami mieszkańcy. Mogą to robić. Pomaganie jest legalne. Nie ma żadnego przepisu, który zabrania podać wodę, coś do jedzenia, ogrzać. Natomiast jeśli uchodźcy są poza strefą, to próbujemy się tam dostać. Niestety, zdarza się tak, że szukamy tych osób po lesie, ale bez efektów.

Dziennie dociera do was nawet dziesięć próśb o pomoc. Kto je zgłasza?

– Często są to członkowie rodzin uchodźców, którzy albo szukają bliskich, albo mają z nimi kontakt i udało im się dowiedzieć, że w Polsce są organizacje, które pomagają takim osobom przeżyć. Czasami też zgłaszają się do nas sami migranci. Jeżeli dostajemy taką informację, najpierw ją sprawdzamy: dzwonimy i weryfikujemy czy rzeczywiście są to osoby, które przebywają na terenie Polski. Jeśli tak, prosimy o podanie dokładnej lokalizacji, żeby można było tam podjechać.

Niestety, z każdym dniem dostajemy coraz więcej sygnałów nieaktualnych czy też od osób, które potrzebują natychmiastowej pomocy, ale okazuje się, że znajdują się poza granicami Polski. Kilka dni temu chcieliśmy pomóc kobiecie z dziećmi. Mieszkańcom strefy udało się znaleźć grupkę, bo usłyszeli płacz dziecka. To dało dużo nadziei. Okazało się, że są oddaleni tylko o 50 metrów, ale za granicą, na Białorusi. I nic nie dało się zrobić. 

Według waszych szacunków o jakiej liczbie migrantów mówimy i kto tworzy tę grupę? 

– Mężczyźni, kobiety, młodzież, dzieci. To są ludzie z dużych i małych miast. Wykształceni i niewykształceni. Z różnych państw afrykańskich, jak Kamerun, Somalia, Demokratyczna Republika Konga, czyli miejsc gdzie obecnie toczy się wojna domowa, z wielu krajów Azji, jak Afganistan, Syria czy Irak. Ostatnio spotkaliśmy np. osobę z Kuby. Szacujemy, że obecna sytuacja dotyka kilkuset osób, ale ciężko o dokładne statystyki. 

W jaki sposób te osoby znalazły się na polsko-białoruskiej granicy?

– To ludzie instrumentalnie wykorzystani przez reżim Łukaszenki, który chce – na poziomie geopolitycznym – doprowadzić do zdestabilizowania sytuacji na wschodniej granicy Unii Europejskiej. Tym samym rozpoczął proceder ułatwiający uruchomienie szlaku przemytniczego do Polski, Litwy i Łotwy. To działania bardzo cyniczne. Łukaszenka ułatwia dostęp do Białorusi. Aby się tam dostać, jest bardzo mało wymagań, nie ma wiz, są połączenia lotnicze. Ludzie mogą przylecieć, teoretycznie, na wycieczkę, a w praktyce są zaproszeni przez reżim, żeby dostać się do Zachodniej Europy. To kosztuje mnóstwo pieniędzy, ale przybysze się na to godzą. A potem służby białoruskie odwożą ich na granicę i mówią: „Teraz tam macie iść!”. I oni nie mają wyjścia, nie mogą się rozmyślić, bo są już w rękach okrutnego reżimu.

To paradoks, że Polska od wielu lat udziela pomocy uchodźcom z Białorusi, a nagle zaczyna zwracać do tego bezwzględnego reżimu ludzi, którzy są z innych krajów. To tak jakby reżim Łukaszenki był niebezpieczny tylko dla Białorusinów, a dla innych osób już nie. W działaniach polskiego rządu jest tyle niekonsekwencji, że trudno czasami to zrozumieć.

To jak migranci powinni być potraktowani?

– Zgodnie z prawem. Z polską Konstytucją, według której każdy człowiek ma prawo do ochrony życia i zdrowia, a także z konwencjami genewskimi, mówiącymi o tym, że jeżeli ktoś znajduje się na terytorium Polski, przekroczył granicę, nawet nielegalnie i prosi o azyl, to należy tę osobę zatrzymać i sprawdzić: kim jest, skąd pochodzi, jakie ma dokumenty czy historię. Dzięki temu można podjąć racjonalną, bezpieczną dla kraju decyzję, czy pomagamy tej osobie, czy odsyłamy ją do kraju pochodzenia. Taki tryb był z powodzeniem stosowany w Polsce przez dziesiątki lat. A  doszliśmy do sytuacji, że nagle jakiś żołnierz decyduje o tym, czy danej osobie należy się ochrona, czy nie. Wiemy także, że co jakiś czas do ośrodków dla uchodźców trafiają pojedyncze osoby. Nie ma reguły. Polska przestała stosować obowiązujące prawo, doprowadzając do katastrofy humanitarnej. 

Mówicie o kryzysie humanitarnym. Dlaczego? W jakim stanie są ludzie, których znajdujecie w podlaskich lasach? 

– Mam za sobą doświadczenie spotkania grupy, której pomogliśmy na tyle, na ile tylko mogliśmy. Uchodźcy zdecydowali, że chcą, aby wezwać straż graniczną. Ta przyjechała, deklarując że zabiera ich do placówki, gdzie wszystko odbędzie się zgodnie z procedurami. Ładowali ich na wojskową ciężarówkę jak towar. Ludzi, którzy byli w tak złym stanie, że nie mogli ustać na nogach. Trzeba ich było podnosić z ziemi. Okazało się, że w placówce dostali do podpisania dokumenty. Po polsku. Nie było tłumacza. Po kilkunastu godzinach dostaliśmy sygnał, że zostali wyrzuceni do lasu. W tej grupie były osoby w samych klapkach, nałożonych na nagie stopy. Temperatura w nocy wynosiła wtedy 2 stopnie. Można sobie wyobrazić, w jakiej kondycji byli ci ludzie po kilku czy kilkunastu dniach błąkania się po lasach.

Migranci na granicy znaleźli się w dramatycznym kole, w impasie. Z jednej strony mają brutalny reżim Łukaszenki, z drugiej – polskie władze, które grają w ludzkiego ping-ponga, odbijając nimi jak piłeczkami. Dlatego nazywamy to kryzysem humanitarnym. Brak wpływu na swoje życie to bardzo rzadka sytuacja w ludzkiej egzystencji, większość ludzi nigdy jej nie doświadczy. Proszę sobie wyobrazić moment, że człowiek chce zrobić cokolwiek, a jego jedyną możliwością jest umrzeć – dziś, jutro albo za tydzień, bo żadne z państw go nie chce i de facto mówi „giń”. Bo jak umrzesz i cię nie będzie, to nie będzie problemu. 

Przeczytałam na waszym Facebooku, że członkowie jednej z grup powiedzieli, że wolą zostać zastrzeleni, niż znowu być wywożeni na Białoruś. 

– Ci Ludzie już nie wierzą, że są w stanie przeżyć kolejną dobę. Prośba o zastrzelenie jest prośbą o jakiekolwiek wyjście. Wiedzą, że są w sytuacji zaciskającej się pętli, że z każdą godziną ich sytuacja się pogarsza. Odnotowaliśmy już kilka pierwszych przypadków śmierci. Uchodźcy, z którymi rozmawiamy, mówią, że w lasach są masowe groby. Całych grup, które tak długo wędrowały, że w końcu umarły z wycieńczenia. Nie trafiliśmy jeszcze na takie przypadki, być może dlatego, że najwięcej ludzi jest w strefie, do której nie możemy wejść. 

Nic nie wskazuje na to, że kryzys zmierza ku końcowi, a z dnia na dzień pogarszają się warunki pogodowe, idzie zima. Co będzie się działo dalej, jeśli sytuacja się nie zmieni? Jaki najgorszy scenariusz potrafisz sobie wyobrazić? 

– Boję się, że dojdzie do tego, że zacznie się klasyczne ukrywanie ludzi po lasach, budowanie ziemianek, aby przetrwali ten czas w odrobinę bardziej godnych warunkach, czekając na zmianę tych drastycznych praktyk. Chociaż myślę, że osób nieprzyszykowanych na koczowanie w lasach będzie coraz mniej. Być może Łukaszenka, chcąc dalej destabilizować sytuację, ze świadomością co robią polskie władze, będzie trochę lepiej przygotowywał tych ludzi, żeby dłużej mogli wytrzymać na granicy. Chociaż ciepła kurtka i lepsze buty nie spowodują, że ich sytuacja się poprawi. Po prostu będą w niej dłużej funkcjonować. 

Migrantów ciągle przybywa. Jak sobie z tym poradzić?

– Jedną z możliwości rozwiązania tego problemu jest międzynarodowa presja na Białoruś, oraz – przede wszystkim – na te państwa, z których ci ludzie przybywają. Można namawiać je, by zawiesiły loty krajów.

Jakiej liczbie osób udało wam się pomóc?

– Kilkudziesięciu, może setce. Nie zawsze jesteśmy w stanie pomóc. Czasami jesteśmy na miejscu za późno. Dojeżdżamy, a migranci są już otoczeni przez straż graniczną. I wtedy nawet nie pozwalają nam podejść, żeby wziąć pełnomocnictwa prawne. Bo nasza pomoc polega także na pomocy prawnej. Poznajemy te osoby, kontaktujemy je z prawnikami, którzy potem mogą ich reprezentować. Dzięki temu, że mają tę podmiotowość prawną, że znamy ich imiona, nazwiska, widzimy dokumenty, nie są już przypadkowymi „uchodźcami”, tylko konkretnymi osobami, o które można zawalczyć, żeby zgodnie z prawem przeszły procedury. Tym samym zyskują też odrobinę godności.

Poza tym, czy przerzucenie nad głowami straży granicznej kawałka czekolady dla dzieci, to już jest pomoc? Jakaś, bo dzieci przynajmniej przez chwilę nie chodzą głodne. Kilka dni temu spotkaliśmy grupę, w której było dziewięcioro małych dzieci. Chwilę później dowiedzieliśmy się od rzeczniczki straży granicznej, że „osoby te zostały odstawione na linię granicy”. Może ta czekolada przedłużyła im życie o kilka godzin albo dwa dni. Może spotkamy ich ponownie i znowu ich nakarmimy, ale czy uda nam się doprowadzić do tego, żeby ci ludzie wylądowali w ośrodku dla uchodźców i zostali wdrożeni w procedury? Nie wiem, ale bardzo na to liczę. 

Jako „Grupa Granica” jesteście jedynymi osobami, które tym osobom pomagają? 

– Chcemy nie tylko im pomóc w tej beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znaleźli uchodźcy, ale także doprowadzić do tego, żeby osoby winne tego kryzysu humanitarnego, tej ludzkiej śmierci, kiedyś poniosły za to odpowiedzialność.

W naszej grupie, co prawda, są różne organizacje pozarządowe, ale jak się policzy osoby, które aktywnie działają na granicy, wyjdzie garstka. Jest nas kilkanaścioro, no może kilkadziesiąt. 

Mało kto ma możliwość pozostawienia dotychczasowego życia, aby się temu poświęcić. Wczoraj, gdy wracałem do domu po całym dniu rozmów z lokalnymi społecznościami, było po godzinie 22. I dostałem telefon, że nagle trzeba jechać kolejne sto kilometrów na granicę. Natychmiast, bo są potrzebujący ludzie. Wróciłem do siebie nad ranem. Moja doba zaangażowania społecznego przekroczyła ponad 24 godziny. Wszystko inne, praca, rodzina, odpoczynek zostały odstawione na bok. Nie każda osoba może sobie na to pozwolić.

Jak można wesprzeć wasze działania? 

Wesprzyj Więź

– Jeżeli znamy jakąś organizację, która prowadzi zbiórkę, to możemy wspomóc jej konkretne działanie, ale proponuję od zacząć od czegoś innego – szukania rzetelnych informacji. Aktualne, sprawdzone dane znajdziemy między innymi na stronie Uchodźcy.info. Zachęcam do czytania eksperckich tekstów i śledzenia w mediach społecznościowych profili organizacji pozarządowych, które pracują na miejscu. Informacje czerpane z takich źródeł dadzą nam argumenty do rozmów z rodziną czy znajomymi.

A po co rozmawiać? Po to, żeby zdać sobie sprawę z sytuacji. Że pierwszy raz w historii Polski po upadku komunizmu, tak brutalnie i masowo naruszane są prawa człowieka i giną ludzie. Co z tą wiedzą można zrobić? Rozmawiać i naciskać na polityków. Taka presja ma sens, bo politykom zależy na głosach wyborców. Jeżeli będą dostawali od nich komunikaty z pytaniem: „Co robisz, żeby tej sytuacji zapobiec?”, może zaczną coś robić. 

Rozmawiała Dominika Tworek

Podziel się

51
15
Wiadomość

Jeszcze dodam: jak piszą w mediach, dziś też protest – organizują matki dzieci w wieku tych w zabłoconych śpioszkach wywiezionych przez polskich pograniczników w nocy do lasu. Pod Komendą Główną Straży granicznej w Warszawie, Al. Niepodległości 100, Wa-wa. cz. I od 15:30, cz. II od 17:00. Jak nie puścicie tutaj tej informacji, może rozpowszechnijcie na Facebooku, itp.

Obydwie strony ( w tym Więź, niestety) przedstawiają sytuację nieuczciwie. Jak wcześniej napisałem, ilustracją tej tezy jest epatowanie fotografiami utopionych w Morzu Śródziemnym dzieci (takie zdjęcia były eksponowane na modlitwie za uchodźców w kościele św.Marcina z udziałem ks.kard.K.Nycza; niedługo pewnie zastąpią je zdjęcia umarłych na granicy polskiej) lub dzieckiem rozszarpanym przez bombę podsadzoną przez imigrantów na koncercie w Paryżu albo rozjechanych TIRem w Berlinie. Nieuczciwość polega na nie odnoszeniu się do trudnych argumentów strony przeciwnej, czego powyższy wywiad jest dowodem.

I tak rząd nie chce wyciągnąć wniosków, co jeżeli Putin/Łukaszenko liczą się ze śmiercią imigrantów, chociażby z powodu zimy – dołączamy się czy nie? Druga strona panicznie unika odpowiedzi na pytanie, co jak Rosja/Białoruś w przypadku wpuszczenia 30 imigrantów podstawią 30 tys. nowych. Nawet mąż stanu Bartłomiej Sienkiewicz nie potrafił w imieniu sejmowego klubu PO na to odpowiedzieć – „państwo PiS” niech ginie, choćby z nami.

Trafnie zauważył poseł nie z mojej bajki Robert Winnicki w debacie sejmowej, że eskalacja kryzysu politycznego przez opozycję (notabene bez poparcia UE i zupełnie niepodobnie do opozycji litewskiej i łotewskiej) zachęca Putina/Łukaszenkę do zamówienia kolejnych 20 samolotów imigrantów z Bliskiego Wschodu. Opozycja będzie mieć udział w tym, że przypadków śmierci będzie więcej.

Uważam, że literalne stosowanie przepisów prawa skonstruowanych bez uwzględnienia możliwości wojny hybrydowej prowadzonej przez Putina/Łukaszenkę, niezgodnie z ich przeznaczeniem byłoby w wykonaniu polskiego państwa bezmyślnością. Celem ilustracji podam zasłyszany przykład. Prawo zakazywało Izraelitom walczyć w czasie szabatu. Jak czytamy o tym w księgach machabejskich, korzystali z tego Grecy mordując ich właśnie wtedy, gdy nie mogli się bronić. Zaprzestali więc stosowania prawa w tym aspekcie, bo było wymyślone dla innych celów. Ci, co zarzucają rządowi nie przestrzeganie prawa ws. uchodźców postępują jak fundamentaliści religijni wyznania prawniczego – niech się dzieje co chce, aby litera prawa (bo nie duch) nie poniosła uszczerbku.

Najgorsze w tym jest to, że nie mamy wspólnej i uwiarygodnionej wiedzy na temat tych wydarzeń. Z konieczności, nie możemy mieć dostępu do całej wiedzy służb, a jak mamy, część z nas rządowi nie ufa, na co owszem, media publiczne pracowały od lat. Ale druga strona też gra informacją, czego przykładem było rozczulanie nas kotkiem-uchodźcą, co przyszedł z Afganistanu. Odsunięcie takich mediów z nad granicy niewiele zaszkodziło prawdzie. Dziś zastępczyni RPO p.Machcińska odpierała w TVN24, a pracownik mediów łykał to jak pelikan, informację że rodzice zdejmują buty dzieciom by wzbudzić litość. Wiedziała że manipuluje telewidzem – jeśli stać ich było na kilka tysięcy dolarów od osoby na wyprawę do Europy, nie uwierzę, że tych akurat imigrantów nie stać było na najtańsze buty dla dzieci. Zdejmują swoim dzieciom buty, bo mają do nich mniej uczuć niż deklarują to polscy obrońcy tych dzieci.

Rozwiązaniem nie jest pogodzenie nas przez oddanie polskiej granicy Frontexowi. Nie, po Nord Stream 1 i 2 mamy podstawy, by nie przyjmować takiej „pomocy”, bo możemy być po raz kolejny zdradzeni. No, może gdyby jeszcze UE zrobiła coś konkretnego, np. realne sankcje wobec Rosji i Białorusi. Nie widać, nie słychać. Niech więc nam UE nie „pomaga” na granicy, by nie było tak, jak z żołnierzami holenderskimi mającymi bronić Srebrenicy w Bośni, którzy przecież nie mogli ryzykować starciem z Serbami, więc trzeba było miasto poddać.

No dobrze, ale muszę kończyć postawieniem siebie przed trudnym pytaniem zasygnalizowanym wcześniej – co jeżeli Putin/Łukaszenko zamkną im drogę powrotu i przerzucą odpowiedzialność za ich możliwą śmierć na Polskę?
Może jeżeli podpiszą wniosek o powrót do swoich krajów, zapewnić im transport i zwrócić np. 80% poniesionych kosztów przyjazdu na Białoruś. Strata 20% na tej wycieczce może zniechęcić kolejnych. Jeżeli nie przyjmą propozycji, biorą pełną odpowiedzialność za siebie w swoje ręce.

„(…) Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a nie daliście Mi pić;
43 byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie;
byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie.”
44 Wówczas zapytają i ci: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?” 45 Wtedy odpowie im: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili”. 46 I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego
byłem chory, a odwiedziliście Mnie;
byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”.

Poszkodowanymi w tym konflikcie są także Polacy do których serc i umysłów sączy się strach, nienawiść, bezduszność, pogardę, ksenofobię… Ten zasiew poda dość często na podatny grunt, co widać na wielu stronach internetowych – czasem nawet na stronie Więzi – i może wydać straszliwy plon.