Kiedyś myślałem, że podzieleni są głównie politycy, potem media, a w najmniejszym stopniu społeczeństwo. Ale ten podział zszedł już także na poziom społeczeństwa. Jest elementem rzeczywistości, w jakiej żyjemy.
Tego rodzaju propozycje, jak „Inny pomysł na demokrację” Jakuba Wygnańskiego, nie tylko mają sens, ale są bardzo potrzebne. Natomiast, czy są możliwe do realizacji – odpowiedź już nie jest taka pewna.
Przede wszystkim mamy tutaj trafne rozpoznanie dwóch zasadniczych elementów kontekstu. Po pierwsze, istnieje grupa problemów – nazwijmy je, nie hierarchizując, społecznymi – których rozstrzygnięcie i rozwiązanie nie jest możliwe w cyklu wyborczym. Pojawia się coraz więcej takich kwestii. Po drugie, nie tylko na poziomie polskim, ale także globalnym, pewne rodzaje demokracji przeżywają kryzys lub się wyczerpały. Z zetknięcia jednego z drugim wynika oczywista potrzeba takich postulatów, jak przedstawione przez Jakuba Wygnańskiego.
Nie można pominąć istniejącego spektrum partii politycznych, ponieważ to one zarządzają gniewem. Bez dotarcia do nich nie jesteśmy w stanie uczestniczyć w zarządzaniu gniewem i w wykorzystywaniu emocji na rzecz takiego programu, jak przedstawiony w tekście „Inny pomysł na demokrację”
Nie mam zastrzeżeń do przedstawionych problemów – energetyka, zdrowie, edukacja, klimat – ale do sposobu ich hierarchizowania. Jeżeli chcemy budować mechanizm oddolnego i zdecentralizowanego radzenia sobie z problemami, to nie możemy przychodzić z narzuconymi z góry definicjami tego, co jest problemem, a co nim nie jest. Co włączamy, a czego nie włączamy? Dlaczego ubóstwo energetyczne ma być pierwsze? Czy to wynika już z jakiejś deliberacji? Czy nie trzeba patrzeć na interakcję między nimi? A jeśli tak, to w jakiej kolejności? To też powinno podlegać deliberacji.
Druga zasadnicza kwestia to odpowiedź na pytanie „jak?”. Nie do końca mam jasność: czy to „jak?” ma być budową struktury alternatywnej wobec systemu parlamentarno-partyjnego? Tytuł sugeruje, że chodzi o coś innego, ale w dyskusji daje się słyszeć ton, że jednak aktorzy istniejący też powinni brać udział, bo są ważni. Czy uda się to pogodzić? Czy można budować model, który jest zarazem alternatywny, bo pomija system partii w procesach deliberacyjnych? I jednocześnie uda się to pogodzić z modelem, w którym partie mają uczestniczyć?
Jakub Wygnański pisze wprost, że od partii nie można zaczynać, bo one tego nie zdefiniują i nie przeprowadzą deliberacji. Stąd pojawia się kolejne pytanie: jeżeli partie tego nie przeprowadzą, to jaką mamy gwarancję, że wynik wspaniale pomyślanych deliberacji, na losowo dobranych grupach ludzi, w ogóle dotrze do rządzących i spowoduje jakiś instytucjonalny dalszy ciąg? Pojawią się obywatelskie projekty ustaw, ale czy to wystarczy? Czy chęć przezwyciężenia podziału jest możliwa przy tak głębokiej polaryzacji, gdzie trudno cokolwiek zrobić bez udziału partii politycznych?
Jakub Wygnański zaczyna od stwierdzenia o powszechnej nienawiści. W jednym z wywiadów Jan Klata na pytanie o to, co łączy Polaków, odpowiedział: „Polaków łączy nienawiść do innych Polaków. Poza tym wszystko inne ich dzieli”. Podobne założenie, może nie aż tak brutalnie sformułowane, leży u podłoża tekstu „Inny pomysł na demokrację”. Czy w takiej sytuacji da się pominąć głównych aktorów, jakimi są partie polityczne, i zbudować deliberację oddolną tak, aby nie została potem przez nie zignorowana albo połknięta?
Czy da się to zrobić bez rozwiązania alternatywnego wobec propozycji: niech naród deliberuje w losowo dobranych grupach, ale jednocześnie być może dojrzeliśmy do czegoś w rodzaju Okrągłego Stołu i zebrania liderów głównych ugrupowań politycznych, które zgodzą się co do katalogu i hierarchii problemów, jakich nie możemy rozwiązać w cyklu wyborczym. Wtedy ktokolwiek przyjdzie do władzy, będzie wiedział, co musi robić. Być może to jest dodatkowy element, który dałoby się pogodzić z tym, co proponuje Jakub Wygnański? Moim największym problemem jest zrozumienie „jak” i czy to „jak” może być zrealizowane.
Kilka słów na temat propozycji republiki. Republika jest jeszcze trudniejsza do użycia jako – jeśli można tak powiedzieć – punkt odniesienia dzisiaj, po kongresie formacji, która nazwała się Partią Republikańską. Trudno teraz stanąć obok i powiedzieć: „Nie zauważamy was, bo republiką jesteśmy my, a nie wy”. To jest wyzwanie.
I jeszcze jedna kwestia – kontekstu społecznego podziału, w którym ten pomysł musiałby być wprowadzany. Kiedyś myślałem, że podzieleni są głównie politycy, potem media, a w najmniejszym stopniu społeczeństwo. Ale ten podział zszedł już także na poziom społeczeństwa, a przynajmniej tej części, która uczestniczy w polityce. Stąd wstrzemięźliwie reaguję na hasło „Przezwyciężyć nieprzezwyciężalność podziału”. Uważam, że ten podział jest elementem rzeczywistości, w jakiej trzeba żyć.
Podobnie zresztą jak dwa inne elementy rzeczywistości: emocje, w tym gniew, oraz kwestie światopoglądowe, które Jakub Wygnański zalicza do kategorii „inne”. Jeżeli ma nie być gniewu, a kwestie światopoglądowe mają się znaleźć w „innym” miejscu, to grozi nam budowa rzeczywistości wyidealizowanej. Wtedy można usiąść, założyć nogę na nogę, zacząć grymasić, deliberować i zastanawiać się, co by tutaj zrobić, a potem w zacnym gronie przekazać to gdzieś komuś innemu.
Ale nie taka jest rzeczywistość. Ten gniew i te emocje nie znikną, a w kwestiach światopoglądowych nie chodzi tylko o wartości, ale o zagadnienia o praktycznym znaczeniu, na przykład dla kobiet, które protestowały począwszy od „czarnych marszów”. Kwestia aborcji dotyczy indywidualnych wyborów, gdzie pojedyncza życiowa sytuacja splatała się z odgórną decyzją polityczną.
To była druga strona tego samego medalu, kiedy Jarosław Kaczyński bardzo blisko dołączył politykę do życia codziennego. Na początku zrobił to, dając „500+”. Ludzie zobaczyli, że w wyniku decyzji politycznej dostali „500+”, a potem chciano zaostrzyć prawo aborcyjne i ludzie zobaczyli drugą stronę medalu, czyli inną dotykającą ich decyzję polityczną. Tymi kwestiami żyją ludzie, nie można tych zagadnień wziąć w nawias.
To prowadzi mnie do wniosku o roli emocji i o ważności tego, co Jakub Wygnański włożył w jedną kategorię kwestii światopoglądowych. Jeżeli to wszystko uwzględnimy, wtedy tym bardziej nie można pominąć istniejącego spektrum partii politycznych, ponieważ to one zarządzają gniewem. Bez dotarcia do nich nie jesteśmy w stanie uczestniczyć w zarządzaniu gniewem i w wykorzystywaniu emocji na rzecz takiego programu, jak przedstawiony w tekście „Inny pomysł na demokrację”.
Tekst ukazał się na stronach Forum Idei Fundacji im. Stefana Batorego i powstał w oparciu o głos w debacie „Inny pomysł na demokrację”, zorganizowanej wspólnie z Laboratorium „Więzi”.
Inspiracją do debaty była analiza Jakuba Wygnańskiego „Inny pomysł na demokrację”, wydana przez Laboratorium „Więzi”, Komitet Dialogu Społecznego KIG i Fundację Stocznia.
przewodniczący Rady Fundacji im. Stefana Batorego, wszystko wiadomi.
A może tak merytorycznie , zamiast przylepiania łatek?
Demokracja jedno ma imie, wladza ludu, nie trzeba nam jej ulepszaczy, nie potrzebuje przymiotnikow.
Tylko ten lud czasem potrafi skazać na śmierć Sokratesa….
Komuchy zawsze chcą coś zmieniać i niszczyć jak coś w miarę chodzi. Zrobią taką demokracje jak w ZSRR. Ale przy możliwościach teraźniejszch to ZSRR była domem spokojnej starości a Ci teraz to zamiast nowej demokracji to zrąbią piekło na ziemi albo zostawią popiół z Ziemi