Jesień 2024, nr 3

Zamów

Afganistański cmentarz wielkich mocarstw

Dzieci na wraku czołgu. Kabul, 2005. Fot. swiss.frog / CC BY-NC 2.0

Wyjścia z labiryntu, w którym od dekad żyją społeczeństwa Afganistanu, nie widzi żadna nawet najtęższa głowa polityczna na ziemi.

W ocenie ostatnich wydarzeń w Kabulu i upadku systemu Islamskiej Republiki Afganistanu stworzonej dzięki interwencji Zachodu w 2001 roku nie ma większego sensu uprawianie stricte politycznego ping-ponga i przerzucanie się argumentami w stylu „gdyby Trump był w Białym Domu, sprawa wyglądałaby inaczej” / „gdyby rządziła Platforma, wszyscy Polacy i ich współpracownicy byliby już ewakuowani”. Warto spojrzeć głębiej.

Obce modele

Stany Zjednoczone, NATO, a nawet Chiny i Rosja od dekad nie mają pomysłu na to, co zrobić z „cmentarzem wielkich mocarstw”. Ani na to, jak podejść do – w dużej mierze jeszcze przednowoczesnego – społeczeństwa afgańskiego, do sumy tworzących go społeczności plemiennych. Do tradycyjnych i konserwatywnych Pasztunów, bardziej postępowych i skłonnych do współpracy z Zachodem Tadżyków, rozrzuconych w kilku państwach regionu Uzbeków, szyickich Hazarów (nie mylić z używanym przez pewne środowiska w Polsce pojęciem pisanym przez „ch”), Turkmenów, Persów, Kurdów, Ajmaków, Beludżów i innych.

Źródeł nowoczesnego terroryzmu islamskiego należy doszukiwać się w polityce Ronalda Reagana, który podczas radzieckiej interwencji w Afganistanie udzielił znacznej pomocy organizacjom fundamentalistycznym powiązanym z Arabią Saudyjską

Łukasz Kobeszko

Udostępnij tekst

Od wieków ziemie dzisiejszego Afganistanu – leżącego na ważnych szlakach handlowych, łączących Bliski Wschód i Półwysep Arabski z Indiami, Krajem Środka i Dalekim Wschodem – były jedną z kart przetargowych w rywalizacji i koncercie wielkich mocarstw. I każdy, kto przejmował władzę w Kabulu, musiał się prędzej czy później układać. Kiedyś – z Imperium rozciągającym się od Dublina do Singapuru lub z władcami mandżurskiej dynastii Ming władającej przez wieki Chinami. Później – z rosyjskimi carami. W końcu – z I sekretarzami KC KPZR oraz przywódcami komunistycznymi w Pekinie, z Waszyngtonem, Rijadem i Islamabadem.

W tej skomplikowanej geopolitycznej układance, Afganistan z oporami przyjmował obce mu modele społeczne, wymyślone przy biurkach filozofów, w gabinetach polityków oraz głowach ideologów żyjących tysiące kilometrów od Kandaharu i Mazar– i–Sharif. Nowoczesne systemy polityczno-społeczne XX wieku – nacjonalizm, socjalizm Trzeciego Świata, komunizm, demokracja liberalna, a nawet obecna populistyczna demokracja nieliberalna – najwyraźniej nie są w stanie uszczęśliwić mieszkańców Doliny Pandższiru i górali z Hindukuszu.

Królewska modernizacja

Nawet jeśli tym systemom udało się na jakiś czas zainstalować u władzy w Kabulu, ich moment historyczny przemijał szybciej lub wolniej, ale zawsze kiedyś się kończył. Być może paradoksem jest, że najdłużej w XX wieku utrzymała się w Afganistanie monarchia, która nastała po zdjęciu protektoratu brytyjskiego w 1926 roku. To ona odniosła najwięcej sukcesów w modernizacji społeczeństwa i państwa, utrzymując się aż do 1973 roku.

To właśnie z tej epoki pochodzi najwięcej zdjęć pokazujących Kabul i społeczeństwo afgańskie, które w większych miastach zaczynało żyć jak w innych unowocześniających się krajach. Zdjęć, które dziś stały się wiralami w sieciach społecznościowych.

Dynastia Barakzai, z której pochodzili dwaj ostatni władcy: Mohammad Nader Szah i Mohammad Zaher Szah, miała oczywiście swoje na sumieniu, a jej pierwszy król zginął w zamachu, na oczach własnego syna, z rąk przedstawiciela plemion hazarskich w zaledwie dwa lata po podpisaniu przez Kabul układu o wzajemnej nieagresji ze Stalinem. Jednakże cztery dekady rządów Mohammada Zahera Szaha był niespotykanym dla tego kraju czasem pokoju i stabilizacji, wprowadzenia zalążków równouprawnienia kobiet i religii oraz wielkich inwestycji przemysłowych i infrastrukturalnych, jak wielka tama na rzece Helmand. Był to także czas umiejętnego balansowania między światowymi potęgami podczas drugiej wojny światowej.

Wejście do szkoły medycznej w Kabulu przed wybuchem wojny w Afganistanie w 1978 r.
Wejście do szkoły medycznej w Kabulu przed wybuchem wojny w Afganistanie w 1978 r. Fot. Recuerdos de Pandora / CC BY-SA 2.0

Afgańską monarchię, która od połowy lat sześćdziesiątych przyjmowała coraz bardziej model zachodniego konstytucjonalizmu, wykończyły podobne czynniki, co system cesarstwa i władzę Hajle Sellasje w Etiopii – głód i susza na początku lat siedemdziesiątych. Inteligencja i wojsko coraz bardziej się radykalizowały i w końcu doszło do upadku systemu i proklamowania republiki przez świecki reżim Mohammada Daud Chana w 1973 roku.

Ślepa uliczka

I Republika Afganistanu stanęła przed podobnym dylematem jak państwa Trzeciego Świata, zrzucające zależność kolonialną. W realiach zimnowojennego podziału świata jej nowe elity musiały próbować dokonać wyboru pomiędzy Moskwą i Waszyngtonem, a także odgrywającym coraz większą rolę Pekinem. W czasach obowiązywania doktryny Breżniewa nie było to łatwe, a republika dążąca do utrwalenia utrzymywanego w czasach monarchii sojuszu z Zachodem nie miała w sobie wiele sił, by przeciwstawić się rosnącej ofensywie ideologicznej ze strony ZSRR i ChRL.

Po kilku latach Daud Chana zaczął tracić orientację i zachowywał się coraz mniej racjonalnie, podobnie jak Sellasje czy szach Reza Pahlawi w Iranie. Próbował wprowadzić rządy jednopartyjne, zaczął forsować laicyzację w nieco ataturkowskim stylu, coraz bardziej tłumił aspiracje wybijającego się, w większości młodego, społeczeństwa.

To właśnie wtedy w Pandższirze wybuchło pierwsze powstanie islamskie, w którym karierę rewolucjonisty i powstańca zaczynał legendarny Ahmad Szah Masud, późniejszy „Lew Pandższiru”, stawiający heroiczny opór armii ZSRR, a pod koniec życia (zginął w zamachu na dwa dni przed atakami na WTC ) Talibanowi – jako lider prozachodniego, ale też stawiającego na alians z Rosją, Sojuszu Północnego.

Można więc powiedzieć, że to od ślepej uliczki, w którą skręcił reżim I Republiki, zaczęła się większość problemów współczesnego Afganistanu. Daud Chana obalili jednak nie islamiści, ale rosnąca w siłę partyzantka komunistyczna.

Piarowe wydmuszki

Rewolucja kwietniowa w 1978 roku nie doprowadziła mimo to do stabilizacji w Kabulu. Rywalizacja między frakcjami w łonie nowej, rewolucyjnej ekipy Ludowodemokratycznej Partii Afganistanu, której ukoronowaniem stał się konflikt pomiędzy Mohammadem Tarakim i Hafizullahem Aminem, była tylko wstępem do agresji ZSRR.

Prezydentura Tarakiego, już jako głowy kolejnej formy państwowej – Demokratycznej Republiki Afganistanu – trwała niecałe półtora roku i zakończyła się zamordowaniem go z rozkazu głównego rywala. Rządy po rewolucji kwietniowej pogrążały się chaosie i sekciarskich sporach, próbując odnaleźć się na forum międzynarodowym w ramach Ruchu Państw Niezaangażowanych oraz oprzeć się na sojuszu z Moskwą i kierownictwem chińskim, które chciało wyjść z globalnej izolacji po śmierci Mao. Zamiast jednak tworzyć nową formę narodowego, socjalistycznego ruchu islamskiego w rodzaju arabskiego baasizmu, kontynuowało straceńczą politykę Daud Chana, zwalczając islam i miejscowe tradycje narodowe.

Rządy Amina trwały jeszcze krócej i zakończyły się agresją ZSRR w grudniu 1979 roku, w której Amin, niczym prezydent Allende w Chile, zginął w swoim pałacu szturmowanym przez sowieckich komandosów. Okupacja ZSRR i wojna narodowo-wyzwoleńcza przeciwko Kremlowi i proradzieckiemu reżimowi Babraka Karmala, podczas której Zachód poparł islamskich mudżahedinów, nie zakończyły afgańskiego dramatu. W 1987 roku Karmala zastąpił Mohammad Nadżib, który później przyjął imię Nadżibullah i rozpoczął afgańską pieriestrojkę oraz powrót do tradycji islamskich.

To jednak nie pomogło w zmianie systemu, który upadł ostatecznie już po końcu zimnej wojny i utorował drogę do władzy pasztuńskim talibom. Czteroletnie rządy mudżahedinów w latach 1992-96 okazały się bowiem nieudolne, za co trudno zresztą winić ich liderów, przez kilkanaście lat przyzwyczajonych do walki, a nie budowy nowego państwa. Islamska Republika Afganistanu znów nie przetrwała i nastała era Islamskiego Emiratu Afganistanu, zakończona po atakach z 11 września ustanowieniem nowej, Islamskiej Republiki Afganistanu z prezydentem Hamidem Karzajem i jego następcą Aszrafem Ghanim, którego ucieczka z Kabulu 15 sierpnia br. zakończyła 20-letni niemal eksperyment rządów pod opieką Stanów Zjednoczonych i Zachodu oraz długotrwałej wojny.

Podpisane przez administrację Donalda Trumpa porozumienie pokojowe z Talibanem było przedstawiane przez poprzednią ekipę rządzącą w Białym Domu jako sukces i ostateczne zakończenie wieloletniej afgańskiej tragedii. Miał być to zresztą jeden z kilku międzynarodowych sukcesów Trumpa, jak rzekome unormowanie relacji z Koreą Północną i zatrzymanie atomowych ambicji Kim Dzon Una oraz doprowadzenie do podpisania porozumienia pomiędzy Serbią i Kosowem we wrześniu ub.r. w obecności samego prezydenta USA.

Jak widzimy, te wszystkie sukcesy okazały się głównie piarowymi wydmuszkami. Taliban znów objął władzę, KRLD trwa, jak trwała, a kilka dni temu parlament Kosowa odrzucił ratyfikację ubiegłorocznego porozumienia z Belgradem.

Taliban 2.0

Być może brak pomysłów Zachodu na Afganistan najlepiej podsumował w kwietniu 2016 roku Hamid Karzaj, wówczas już były prezydent tego kraju. W obszernym wywiadzie dla jednej z globalnych stacji telewizyjnych ocenił, iż trwająca od czasów interwencji NATO przeciwko talibom w Afganistanie w 2001 roku wojna Zachodu z islamskim radykalizmem poniosła klęskę.

Jego zdaniem Afgańczycy i narody Bliskiego Wschodu początkowo wiązały wielkie nadzieje ze zmianą porządku politycznego panującego w ich krajach do początków XXI wieku, jednakże bardzo szybko przeżyły olbrzymie rozczarowanie i szereg frustracji. „Zamiast budować ogólnoświatową koalicję z udziałem wiodących potęg w rodzaju Chin, Rosji lub Indii, zamiast rozwiązać na poziomie globalnym kwestię finansowania międzynarodowego terroryzmu, USA i NATO wolały bombardować afgańskie wioski, gdzie w istocie żaden terroryzm nie występował” – tłumaczył Karzaj.

Polityk przypomniał również, że źródeł nowoczesnego, globalnego terroryzmu islamskiego należy doszukiwać się w polityce amerykańskiej z epoki Ronalda Reagana, który podczas radzieckiej interwencji w Afganistanie – zamiast konsekwentnie wspierać umiarkowanych i sprzyjających Zachodowi mudżahedinów Ahmada Szach Massuda – udzielił znacznej pomocy logistycznej, wojskowej i finansowej powiązanym z Arabią Saudyjską organizacjom i środowiskom fundamentalistycznym.

Wesprzyj Więź

„To wtedy zasiano ziarna, z których teraz wyrosły krwiożercze rośliny, a my wszyscy staliśmy się ich ofiarami” – mówił Karzaj.

Niezależnie od tego, jaki będzie nowy rozdział afgańskiej epopei – tym razem pod tytułem „Taliban 2.0” – i czy nowy Islamski Emirat Afganistanu będzie innym państwem niż w czasach I Talibanu, wyjścia z labiryntu, w którym od dekad żyją społeczeństwa tego kraju, nie widzi żadna nawet najtęższa głowa polityczna na ziemi.

Przeczytaj także: Syzyfki z Afganistanu. Dla nich wszystko się kończy

Podziel się

3
2
Wiadomość