Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

„Siostry z Broniszewic”, czyli Kościół prawdziwie ewangeliczny wciąż jest możliwy

Siostra Tymoteusza Gil i siostra Eliza Myk ze swoimi wychowankami. Fot. Materiały prasowe Wydawnictwa WAM

Jest w dominikankach odwaga, siła i autentyzm. Z filmu o ich życiu z niepełnosprawnymi chłopcami nie wyłania się tylko sielankowy obraz. Obok humorystycznych ujęć usłyszymy wyznania, które wiele siostry kosztują.

„Patrzyłam, w jakich butach siostry chodzą, i strasznie mnie wkurzały te, które noszą takie starodawne buty” – tak brzmi pierwsze zdanie, jakie usłyszymy w filmie dokumentalnym „Siostry z Broniszewic”. Nic ważnego, sprawy błahe. Dość jednak, aby przykuć uwagę, gdy po pierwsze taką historię snuje zakonnica, a po drugie robi to z żywotnością i figlarnym błyskiem w oku. Bez głosu stylizowanego na anielski, bez uduchowionego zapatrzenia w wysoką dal… Do tego jesteśmy nieprzyzwyczajeni. Zaraz w dodatku zobaczymy mówiącą te słowa s. Elizę w intensywnie kolorowym fartuchu w folklorystyczny deseń i w glanach.

Ale zostawmy już te błahostki. Sprawy ważne są takie, że siostry Eliza Myk i Tymoteusza Gil prowadzą w Broniszewicach Dom Chłopaków, w którym pełne czułości miejsce, ale też fachową opiekę, znalazło pięćdziesięciu sześciu chłopców z różnego typu niepełnosprawnościami i życiowymi utrudnieniami, m.in. zespołem Downa, porażeniem mózgowym, autyzmem. Sprawy ważne są też takie, że to właśnie sprawy nieważne to wszystko umożliwiają. Sprawy czcze takie jak filmik sprzed kilku lat, na którym siostry z okazji Dnia Pingwina przechadzały się typowym dla tego przyciężkiego ptaka krokiem. To ten właśnie zabawny materiał, który szybko stał się viralem i przyciągnął uwagę mediów, a co za tym idzie – darczyńców. Można było w końcu wyremontować dom znajdujący się wtedy w fatalnym stanie.

Film „Siostry z Broniszewic”, który w ostatnią sobotę miał swoją premierę na YouTubie, pozwala zajrzeć za drzwi Domu Chłopaków. Zobaczymy radość w oczach chłopców, scenki będące świadectwem ich dużej zażyłości z siostrami, przysłuchamy się zabawnym wymianom zdań. Będziemy też świadkami zwierzeń sióstr opowiadających o tym, jak ważni są dla nich ci chłopcy, zwani wręcz synami, i o tym, że to w doświadczeniu relacji z nimi mają na co dzień kontakt z żywym Bogiem. Celowo mówię tu o zwierzeniu, bo dużą osobistość i intymność tych wypowiedzi potęguje jeszcze stosowane często w filmie ujęcie z boku, z profilu, dające poczucie, że przysłuchujemy się trwającej już od pewnego czasu głębokiej rozmowie.

Każdy, kto miał najmniejszy choćby kontakt z osobami z niepełnosprawnościami, wie jednak, że obok momentów pełnych serdeczności i pozytywnych emocji istnieje twarda proza życia, która gotowa jest wykończyć obie strony – chorych i opiekunów. Ten aspekt w filmie się nie pojawia, jak jednak tłumaczy mi jego producent, Piotr Żyłka, stała za tym świadoma decyzja: – Opowieść o tych trudnościach można znaleźć w moim i Łukasza Wojtusika książkowym wywiadzie z siostrami oraz w podcaście, w którym rozmawiam z s. Elizą. Film z założenia miał być krótki, skierowany do odbiorcy, który daje nam pół godziny swojej uwagi, a to siłą rzeczy sprawia, że pokazujemy wycinek rzeczywistości. Nie powiedziałbym jednak, że jest on nieprawdziwy. Radości i nadziei jest w Broniszewicach naprawdę bardzo wiele. 

Trzeba też przyznać, że chociaż z filmu nie dowiemy się o zmaganiach z fizycznymi aspektami choroby chłopców oraz z ich gorszym samopoczuciem, nie wyłania się z niego wcale sielankowy obraz. Siostry szczerze mówią o innych doświadczanych przez siebie trudnościach, takich jak depresja, hejt czy poniżające traktowanie, które według opinii zachowujących się w taki sposób księży powinno być przez siostry przyjmowane z pokorą. Siostra Tymka odniesie się do osób, które na ich metody działania patrzą niechętnie, uważając je za gwiazdorzenie: „Czasami zadaję takie pytanie: gdzie byłeś, kiedy Dom Chłopaków w 2016 roku dostał decyzję o zamknięciu? Gdzie byliście wtedy wy, krytykujący, kiedy trzeba było kogoś, kto ten dom ocali? I jeżeli nasz sposób działania był złym sposobem działania, jeżeli media były czymś złym i nie powinno tak być, to też mam pytanie: dlaczego nie było was wtedy z pomysłami, jak ten dom ratować?”.

Przejmujące słowa, zwłaszcza gdy się je słyszy, a nie tylko czyta. Jest w siostrach z Broniszewic odwaga i siła, których oznaki zobaczymy w sposobie mówienia, w mimice, w spojrzeniu. Na początku książki „Czuły Kościół odważnych kobiet”, wspomnianego wywiadu z siostrami, dziennikarze mówią: „Musicie nam pozwolić przebić się przez wasze uśmiechy”. I to samo dokonuje się w filmie. Od pierwszych ujęć z humorystyczną historią o butach dojdziemy do wyznań, które kosztują wiele. Mnie to patrzenie, jak siostry nurkują w głąb siebie i wynurzają się ze zdaniem czasem w przejęciu trudnym do wypowiedzenia, porusza. Czuć w tym autentyzm, a całość daje potężny zastrzyk nadziei, że Kościół prawdziwie ewangeliczny wciąż jest możliwy.

Wesprzyj Więź

Po obejrzeniu filmu podzieliłam się tą myślą z jego reżyserem, Jakubem Słabkiem, ciekawa, jak na niego zadziałało bezpośrednie spotkanie z siostrami, z którymi w tym przypadku to on właśnie prowadził rozmowę.

– Ich szczerość zrobiła na mnie wrażenie od razu, kiedy się spotkaliśmy. Mają w sobie wielką uważność i szacunek wobec drugiego człowieka, więc nie stanowiło dla mnie trudności to, że one są siostrami zakonnymi, a ja Kościołowi przyglądam się jedynie z boku, jako człowiek niepraktykujący – mówi Słabek. – Ale tak naprawdę zacząłem siostry poznawać na etapie montażu, kiedy przesłuchałem materiał kilkadziesiąt razy. Powiedziałbym nawet, że to było dla mnie doświadczenie terapeutyczne. Czułem, że prawda, o której mówią, dla mojego stylu życia też jest ważna. Chciałbym tak jak one umieć wchodzić w relację, mieć tyle cierpliwości i nadziei.

Przeczytaj też: Siostry z Broniszewic: Mamy różne doświadczenia ze współpracy z duchowieństwem. Dobre i złe

Podziel się

12
3
Wiadomość

Szczerość Sióstr przekonuje nieprzekonanych i leczy zranionych Kościołem, klerem i resztą. Przyjęłam to świadectwo Sióstr ze wzruszeniem i powrotem do wspomnień kościoła, który był w tej formie mi kiedyś bliski. Dobrze jest Siostry słyszeć. To nieobycie medialne, o którym Siostry wspominają, jest waszym największym atutem [ mamy dość wytresowanych mówców kościelnych sprzedających samych siebie na różne sposoby, każdy drobiazg z własnego życia, a w zasadzie wykreowany fałszywy wizerunek i własną pustkę] . Najlepiej sprzedaje się prawda. Tę waszą kupuję! Siostry są piękne prawdą.

Dokładnie. Biskupi ( jako ci, którzy maja władze ) nie maja niczego wspólnego z przymiotnikiem ” ewangeliczny”, chyba, ze ktoś takiego biskupa zna.
Kościelne doły to są najbardziej ewangeliczne i o takich ludziach powino sie pisać.

Wypowiedzi Sióstr w wielu mediach powtarzają się, w zasadzie są identyczne, po prostu szablony. Zastanawiam się, po co tyle razy powtarzać to samo? Siostry powtarzając na temat podziałów w mediach krytyczne opinie, same przyczyniają się do ich kategoryzacji na te bogobojne i niebogobojne. Jeśli wielokrotnie powtórzyły, że TVN to ten od „niewierzących” darczyńców, poza tym, że jest to nieprawdziwa, szkodliwa opinia, to zastanawiam się, ilu ludzi skrzywdziła… Jeżeli taki dyskomfort Siostry czuły z powodu ofiarowanych im środków przez TVN, czy fundację tej stacji [ wymagało to podobno modlitwy [ wynika z jednego z nagrań], to może nie warto się do nich zwracać? Bo cóż z tego wyszło? W zamian za pomoc, stacja otrzymała „podziękowanie” w postaci gęby „antychrysta”. Siostry zrobiły swoim darczyńcom łaskę. Po przesłuchaniu kilku podobnych nagrań, zastanawiam się, nad tym, ile w tym wszystkim jest prawdy, czy nie jest to próba sprzedaży czegoś, za co już dawno zapłacono „dwa”, a może i więcej razy. Wiem potrzeby rosną.

W latach 70 ksiadz u nas na Slasku grzmial z ambony, my tych pieniedzy nie chcemy, te pieniadze sa grzeszne, a chodzilo o babcie ktore po smierci mezy wynajmowaly pokoj na godziny. Kulczyk tez dal pieniadze dla Jasnej Gory, z wdziecznosci paulini zrobili go konfratrem, ale Czestochowa to nie Slask.