Jesień 2024, nr 3

Zamów

Po co filozofowi głupota

Ilustracja do „Bajek i opowiadań” Christiana Fürchtegotta Gellerta, 1776

Bartosz Brożek, Michał Heller i Jerzy Stelmach dotykają w swojej książce problemu nawet dużo głębszego.

„Głupiec polityczny” – napisał o Janie Rulewskim na Facebooku Lech Wałęsa. W prima aprilis Szymon Hołownia pisał natomiast: „Jeśli władza ma nas za głupców, to trzeba ją zmienić. To naprawdę jest możliwe”. Głupotą kibice reprezentacji Polski nazywali decyzje sędziego podczas meczu z Anglią. Głupotą miały być też niewiara w pandemię oraz pożary w okolicach Olsztyna. 

Czy jednak naprawdę wiemy, czym jest głupota? Czy nie jest po prostu określeniem, którym chcemy pomniejszyć naszego oponenta lub oponentkę? Potoczną obrazą, która – jako że nie kojarzy się aż tak z przekleństwami – może zostać uznana za dopuszczalną w debacie publicznej?

W swojej ostatniej książce trzech wybitnych polskich filozofów związanych od początku z Centrum Interdyscyplinarnym Copernicus przy Uniwersytecie Jagiellońskim – Bartosz Brożek, Michał Heller i Jerzy Stelmach – proponuje zastanowienie się nad tym, co nazywają filozofią głupoty.

Trzech filozofów na tropie głupoty

Głupotę można rozumieć na różne sposoby. Jak Stelmach, Heller i Brożek piszą już we wstępie, „obserwując chociażby bieżące wydarzenia polityczne w Polsce i zachowania niektórych polityków, można dojść do wniosku, że podjęty tu temat jest niezwykle rozwojowy”.

Idąc tym tokiem rozumowania, Stelmach dokonuje krótkiej systematyki głupoty. Ma ona jego zdaniem wiele obliczy: może być to „uporczywe dystansowanie się od wiedzy opartej na faktach”, „minimalizm poznawczy” lub „brak poczucia humoru”. Stelmach kilkakrotnie przywołuje Gustave’a Le Bona i jego „lęk przed masami” – charakterystyczny dla społeczeństw nowoczesnych. Stelmach uważa, że koncepcja ta jest nadal aktualna, bo masy „wdzierają się w nasze indywidualne życie, a wraz z nimi głupota”.

Głupota jest więc w większości przypadków przeciwstawiona racjonalności. Podobne przeświadczenie pojawia się w części pisanej przez Michała Hellera. Autor trafnie wskazuje na swego rodzaju ograniczenie: „głupota sama w sobie jest paradoksem. Mierząc własną miarą – a inną nie dysponuję – głupotę mogę widzieć tylko w głupszych ode mnie”.

To ograniczenie przede wszystkim wskazuje na pewne zdeterminowane myślenie o głupocie, ale także zdaje się tłumaczyć warunkowane wrażliwością raczej pokoleniową uwagi Hellera („nie będę komentować tego dialogu. Nie chcę się narażać feministkom”). Głupota, jako walcząca z prawami logiki, jest dla Hellera również argumentem na istnienie duchowości – może więc też mieć cechy pozytywne. 

Myśl tę rozwija Bartosz Brożek, który wręcz występuje w obronie głupoty: zwraca uwagę na pewne ograniczenia, przez które sami możemy stać się głupcami. Ponownie głupota staje się zaprzeczeniem trudno osiągalnej racjonalności. 

Brożkowi udaje się w kilka stron obalić całą myśl postmodernistyczną, głównie poprzez odgrzanie argumentów Alaina Sokala z „Modnych bzdur”, a następnie zestawienie liczby cytowań Richarda Feynmana i Michela Foucault (ten drugi jest cytowany częściej, czemu autor wyraźnie się dziwi). Autor, co sam przyznaje, rozumie, że jego zacietrzewienie może być czymś zdeterminowane. Niejako podsumowując twierdzenia tak swoje, jak i swoich poprzedników, konstatuje w ostatnim zdaniu książki, że „mądrość to uświadomiona głupota”. 

Głupota jest więc zaprzeczeniem rozumu, złym postępowaniem: nie ma jednak podanych przykładów, żaden z autorów nie pokusił się o wskazanie, co do osoby, człowieka głupiego. Być może to podkreślenie, jak bardzo subiektywne jest to pojęcie? Głupota, jak się wydaje, jest więc po prostu tym, co człowiek, który uważa się za racjonalnego, uważa za głupie czy idiotyczne. 

Tak rozumiana głupota wraca z obszaru filozofii do rangi obelgi, czy też raczej chwytu retorycznego. Książka trzech krakowskich filozofów dotyka jednak problemu głębszego niż samo pojęcie głupoty.

Prawodawcy czy tłumacze?

Aby zrozumieć pewien mechanizm, który stoi za takim myśleniem o głupocie, warto odwołać się do Michela Foucaulta, a raczej reinterpretacji niektórych jego badań dokonanych przez Zygmunta Baumana. Jednym z najbardziej znanych sformułowań Francuza było stwierdzenie, że wiedza jest władzą. Foucault twierdził, że wraz z upadkiem porządku feudalnego i nastaniem nowoczesnego państwa, potrzebne było wytworzenie nowych praktyk kontroli. Wiedza i rozum nadawały się do tego idealnie – weszliśmy w końcu w czasy, gdzie z nauką nikt nie chciał się kłócić. 

Jednocześnie potrzebne było wskazanie na drugą grupę – głupich, którzy nie rozumieją oświeconego projektu nowoczesności. Potrzebna była więc grupa, którą można było kierować. Część intelektualistów – jak na przykład marksiści – byli więc przywiązani do mas również dlatego, aby dalej móc realizować swój projekt stworzenia społeczeństwa racjonalnego, czyli opartego na ideach tworzonych przez intelektualistów. 

Zygmunt Bauman nazywał takie podejście byciem prawodawcą – intelektualistą, który pragnie tworzyć prawa zgodnie ze swoją racjonalnością i wizją świata. Z drugiej strony, ma on do czynienia z masą, którą trzeba kierować i – używając ponownie sformułowania Foucaulta – „nadzorować i karać”. W tym sensie władza może być oparta na wiedzy. Potrzeba wtedy jednocześnie grupy ludzi, mówiących w imieniu Rozumu i potrafiących wykryć głupotę. 

Projekt nowoczesności jednak upadł. Upadły również autorytety wiedzy – racjonalizacja popadła w częściowość i ekspertyzację, zaś nowym autorytetem stał się rynek. Państwo nie potrzebuje już mądrych głów, które będą mówić, które z praw jest bardziej czy mniej rozumowe. Po prostu słuchamy jazzu, bo nam się podoba i nie obchodzą nas przy tym opinie Adorno, o których jakiś czas temu w „Więzi” pisał Marcin Napiórkowski. 

Bauman twierdzi, że społeczeństwo dzieli na uwiedzionych i represjonowanych przez rynek. W dużym uproszczeniu, z jednej strony mamy tych, dla których samokontrolą stał się rynek, ze swoimi zasadami popytu i podaży; z drugiej strony zaś – ludzi biednych i wykluczonych, których trzyma w ryzach upokarzający aparat publicznych praw i represji.

W tej sytuacji, w pomieszaniu z różnymi aspektami globalizacji, możemy mówić o epoce ponowoczesnej, gdzie nie ma już centralnych autorytetów, lecz raczej rozrzucone tradycje i wspólnoty. Prawa, dawniej mające na celu wychowywanie ludu, teraz zostały znaturalizowane, zaś ich absurdami – wraz z rynkiem – zostaliśmy uwiedzeni. 

Szkice z filozofii głupoty
Bartosz Brożek, Michał Heller, Jerzy Stelmach, „Szkice z filozofii głupoty”, Copernicus Center Press, Kraków 2021

Dlatego zdaniem Baumana potrzebujemy, aby intelektualiści byli nie „prawodawcami”, ale tłumaczami. „Tym, czego ludzie potrzebują, jest dobra interpretacja, a nie legislacja”, pisał. Intelektualista powinien tworzyć pomosty między rozrzuconymi wspólnotami i grupami społecznymi, nie narzekać na społeczeństwo konsumpcyjne, tylko starać się je zrozumieć. 

W tej wizji, nastawionej na rozumienie i inkluzywność, trudno mówić o głupocie, a tym bardziej o filozofii głupoty. W czasach płynnej nowoczesności jest to raczej refleksja zapomniana, żyjąca co najwyżej na kartach przywoływanego w książce wydanej w Copernicusie Gustava Le Bon. 

Masa nie jest głupia sama w sobie. To intelektualiści przez stulecia odmawiali jej racjonalności.

Jak rozmawiać o głupocie?

Ten krótki zbiór esejów, który proponuje czytelnikowi Copernicus Press, jest bardzo ważny. W zestawieniu z tym, co proponuje Bauman, widać, że krakowscy filozofowie stawiają się – być może nieświadomie – w roli „prawodawców”. Nie jest to już jednak wersja, którą znamy z oświecenia, nie ma tutaj pogardy wobec głupoty. Jest to raczej próba przeniesienia jej do sfery refleksji.

Wesprzyj Więź

W wykonaniu, jaki proponują Brożek, Stelmach i Heller, jest to ciekawe, głównie ze względu na szczerość. Intelektualiści, jakimi bez wątpienia są autorzy tej książki, przyznają się w niej również do własnej głupoty – w przeciwieństwie do oświeceniowych les philosophes potrafią więc przyznać się do błędu. To samozrozumienie stanowi podstawę do przyszłego dialogu i budowania pomostów. Trudno jest w końcu zrezygnować z bycia prawodawcą – nie można się jednak zamykać tylko w tej roli. 

I tak szczerość pozwala na przykład Brożkowi wprost atakować postmodernizm, którego najwyraźniej nie trawi. Mnie jako osobę, którą właśnie postmodernizm oraz pisma prof. Brożka i Stelmacha odciągnęły od studiowania medycyny i pójścia na prawo, może to nawet zaboleć (według autora musiałbym być w końcu i głupcem, i racjonalnym myślicielem jednocześnie). Szczerość, połączona z samokrytyką, stanowią podstawę do dialogu. W tym sensie nie potrzebujemy filozofii głupoty, jak proponują autorzy książki. Potrzebujemy filozoficznej refleksji nad głupotą, czy raczej – autorefleksji.

Przeczytaj także: Spór o religię? Posłuchajcie filozofów

Podziel się

1
2
Wiadomość