Czy mógłby przypuszczać, że kiedyś jego życie przejdzie do historii uniwersytetu, do historii Polski, i samo stanie się historią?
Homilia na pogrzebie ś.p. prof. Henryka Samsonowicza, wygłoszona 10 czerwca 2021 r. w kościele św. Karola Boromeusza na Powązkach
Warszawa, koniec lat czterdziestych. Przez zrujnowaną bramę uniwersytetu wchodzi młody student historii, jeszcze niedawno uczestnik tajnych kompletów, jeszcze niedawno uczeń Liceum Juliusza Słowackiego. Mija w bramie Atenę i Uranię, patronki Kultury i Natury, mija po prawej budynki dawnego szpitala świętego Rocha, po lewej ścianę Pałacu Czetwertyńskich-Uruskich, gdzie za pół wieku pojawi się tablica poświęcona studenckim protestom w marcu 1968 roku; przechodzi obok miejsca, gdzie Stanisław August dowiedział się o swoim wyborze na króla Polski; kieruje się do Instytutu Historii.
Ile razy będzie przechodził przez tę bramę – jako student, jako asystent, jako adiunkt, jako profesor, jako dziekan Wydziału Historycznego, jako kierownik Instytutu Historii, wreszcie jako rektor? Ile razy w tygodniu, ile dziesiąt razy roku, ile set, ile tysięcy razy w ciągu lat dziesięciu, dwudziestu, pięćdziesięciu, sześćdziesięciu, siedemdziesięciu?
Pamiętam z lat studenckich radość i niedowierzanie, gdy w czasach „Solidarności” ogłoszono nazwisko nowego rektora Uniwersytetu Warszawskiego. Henryk Samsonowicz wszedł w ślady swoich wielkich poprzedników: pierwszego rektora UW księdza Wojciecha Szweykowskiego, rektora Szkoły Głównej Józefa Mianowskiego, pierwszego rektora polskiego uniwersytetu po zaborach Józefa Brudzińskiego, Stanisława Thugutta, księdza Antoniego Szlagowskiego, który jako rektor został biskupem, ostatniego rektora II Rzeczypospolitej Jerzego Modrakowskiego…
Jako rektor, przechodząc przez bramę uniwersytecką, będzie kierował się na wprost, obok gmachu dawnej Biblioteki Uniwersyteckiej, której wejścia strzegą Sokrates z Demostenesem. Spojrzy na zegar z kurantem na fasadzie BUW-u, zwieńczony personifikacjami Wiedzy i Nauki, przejdzie obok budynku seminaryjnego z alegorią Teologii w tympanonie. Wreszcie przekroczy próg siedziby rektoratu w Pałacu Kazimierzowskim, wkroczy w wielką historię dawnej królewskiej Villa Regia Jana Kazimierza, potem Szkoły Rycerskiej.
Henryk Samsonowicz będzie przekraczał bramę uniwersytecką także jako Minister Edukacji Narodowej w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, pierwszym rządzie III Rzeczpospolitej. To za jego czasów i dzięki jego staraniom religia, systemowo wyrzucana przez komunistów od 1949 roku i ostatecznie w 1961 roku, powróciła do szkół.
Czy wtedy, kilka lat po wojnie, ten młody student historii mógłby przypuszczać, że kiedyś jego życie przejdzie do historii uniwersytetu, do historii Polski, i samo stanie się historią?
„I przyszedł jeden z siedmiu aniołów […], i tak się do mnie odezwał: «Chodź, ukażę ci Oblubienicę, Małżonkę Baranka». I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte – Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, mające chwałę Boga. Źródło jego światła podobne do kamienia drogocennego, jakby do jaspisu o przejrzystości kryształu: Miało ono mur wielki a wysoki, miało dwanaście bram, a na bramach – dwunastu aniołów i wypisane imiona, które są imionami dwunastu pokoleń synów Izraela. Od wschodu trzy bramy i od północy trzy bramy, i od południa trzy bramy, i od zachodu trzy bramy. A mur Miasta ma dwanaście warstw fundamentu, a na nich dwanaście imion dwunastu Apostołów Baranka. A ten, który mówił ze mną, miał złotą trzcinę jako miarę, by zmierzyć Miasto i jego bramy, i jego mur. A Miasto układa się w czworobok i długość jego tak wielka jest, jak i szerokość. I zmierzył Miasto trzciną poprzez dwanaście tysięcy stadiów: długość, szerokość i wysokość jego są równe. I zmierzył jego mur – sto czterdzieści cztery łokcie: miara, którą ma anioł, jest miarą człowieka. A mur jego jest zbudowany z jaspisu, a Miasto – to czyste złoto do szkła czystego podobne. A warstwy fundamentu pod murem Miasta zdobne są wszelakim drogim kamieniem. Warstwa pierwsza – jaspis, druga – szafir, trzecia – chalcedon, czwarta – szmaragd, piąta – sardoniks, szósta – krwawnik, siódma – chryzolit, ósma – beryl, dziewiąta – topaz, dziesiąta – chryzopraz, jedenasta – hiacynt, dwunasta – ametyst. A dwanaście bram to dwanaście pereł: każda z bram była z jednej perły. I rynek Miasta to czyste złoto jak szkło przeźroczyste. A świątyni w nim nie dojrzałem: bo jego świątynią jest Pan Bóg wszechmogący oraz Baranek…”.
To fragment jednej z najpiękniejszych starożytnych ekfraz, opis Niebieskiej Jerozolimy z Apokalipsy świętego Jana Apostoła, który usłyszeliśmy w czasie Liturgii Słowa. Opis miasta, którego nie ma po tej stronie ziemi, a który oddziałał na kształt dziesiątek, setek średniowiecznych miast, katedr, dzieł sztuki. Henryk Samsonowicz świetnie znał ten biblijny opis, tak jak znał i kochał średniowieczne hanzeatyckie miasta Pomorza, miasta i miasteczka Mazowsza, które wnikliwie badał, o których z taką pasją i kompetencją pisał – o ich urbanistyce, tkance społecznej, zabytkach, życiu codziennym, religijności.
Ze swoich książek i artykułów – któż je zliczy? – zbudował prawdziwą katedrę wiedzy (jakże szczęśliwie dwuznaczne jest słowo „katedra”, trwale powiązane i z Kościołem i z uniwersytetem). Miał też wielki talent popularyzatora, łącząc kompetencje mediewisty z żywym i komunikatywnym słowem. Ileż po nim zostało mądrych tekstów popularnonaukowych, audycji radiowych i telewizyjnych?
Był też świętej pamięci Henryk Samsonowicz świetnym znawcą sztuki, jej wrażliwym i przenikliwym interpretatorem. Pamiętam swoją pierwszą rozmowę z Profesorem, jesienią 1995 roku w Poznaniu, podczas konferencji „Sztuka około 1400”. Pamiętam jego błyskotliwy referat o średniowiecznej wizji Europy na fresku z kościoła St. Pierre-le-Jeune w Strasburgu z początku XV wieku. Fresk w postaci długiego fryzu ukazuje pochód narodów Europy do Krzyża Świętego. Na koniach podążają strojne damy – personifikacje różnych nacji, a za nimi Polonia, oglądająca się do tyłu, gdzie na końcu, na piechotę, podążają Oriens i Lituania. Zapamiętałem jego głęboką i efektowną interpretację tej sceny.
Profesor Henryk Samsonowicz był obdarzony darem dystansu do siebie i dużym poczuciem humoru. Bywał częstym gościem na moim wydziale Artes Liberales w charakterze kopromotora, recenzenta albo zaproszonego gościa. Pamiętam jedną z rad wydziału, siedzieliśmy przy długim stole naprzeciw siebie. Rada ciągnęła się wyjątkowo długo, co chwila ktoś z kolegów zabierał głos – nie było to pasjonujące, a końca nie było widać. W pewnym momencie Profesor Samsonowicz nachylił się do mnie, spojrzał mi w oczy i zapytał teatralnym szeptem:
– Proszę księdza, czy czas zmarnowany w doczesności będzie nam policzony w wieczności?
Odpowiedziałem porozumiewawczym uśmiechem.
Czy czas zmarnowany w doczesności będzie nam policzony w wieczności? Profesor Henryk Samsonowicz tego czasu w doczesności nie marnował.
I oto wychodzi bramą uniwersytecką na Krakowskie Przedmieście. Po raz ostatni. Mija Atenę i Uranię. Skręca w lewo, w kierunku Pałacu Staszica. Po prawej stronie mija kościół świętego Krzyża. Spogląda na figurę Chrystusa dźwigającego krzyż, który wzniesioną ręką wskazuje na błękitne, wiosenne niebo.
„I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i morza już nie ma. I Miasto Święte – Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża. I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: «Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni Jego ludem, a On będzie Bogiem z nimi. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły»”.
Przeczytaj także: Profesor Henryk Samsonowicz – uczony, Polak i Europejczyk
Piękna homilia abp. Rysia z pożegnania jego Mamy.
https://www.youtube.com/watch?v=jAQfmUsfSFE&t=840s