Jesień 2024, nr 3

Zamów

Kto ma rację: o. Kupczak czy ks. Tykfer? [polemika]

Papież Franciszek. Fot. Mazur / catholicnews.org.uk

Trudno zrozumieć, co ks. Mirosław Tykfer ma na myśli, kiedy wskazuje na „dynamiczną logikę oceny ludzkich czynów”. Czy nie chodzi mu o usprawiedliwianie popełniania czynów wewnętrznie złych, jak zdrada małżeńska, tym, że prowadzą do większego dobra?

Z wdzięcznością przyjąłem uwagi ks. Mirosława Tykfera na temat mojej książki „Amoris laetitia. Konflikt interpretacji”, opublikowane w wiosennym numerze „Więzi” (zob. „Kto ma rację: ojciec Kupczak czy papież?”). Mam nadzieję, że tych kilka refleksji, które zamieszczam w odpowiedzi, może pomóc w doprecyzowaniu jego argumentacji. Zacznijmy od dwóch mniej znaczących spraw.

Podjąłem w mojej książce decyzję, aby bibliografię oprzeć nie wyłącznie, ale przede wszystkim na autorach zagranicznych. Ks. Tykfer wyciąga z tego wniosek, że „polscy teologowie nie widzą potrzeby, aby na ten temat rozmawiać”. Charakter mojej bibliografii nie może być używany jako dowód braku rodzimej dyskusji na temat adhortacji Amoris laetitia, ponieważ sam podjąłem decyzję, aby skupić się na autorach piszących poza Polską. 

Polscy teologowie piszą na ten temat

Podjąłem taką decyzję z dwóch powodów. Po pierwsze, chciałem w ten sposób rozszerzyć polską debatę i dać polskiemu czytelnikowi pewną orientację w kierunkach dyskusji, która toczy się w zagranicznych środowiskach teologicznych. Po drugie, wysoka temperatura sporu o Amoris laetitia sprawiła, że – jak zawsze – linie podziału przebiegają nierzadko w poprzek katedr, instytutów i wydziałów teologicznych. Niekiedy warto pozwolić czasowi płynąć, żeby niektóre spory straciły na ostrości, a na drażliwe sprawy można było popatrzeć mniej emocjonalnie, z pewnego dystansu.

Niemniej, niezależnie od kształtu bibliografii do mojej książki, teza ks. Tykfera, że „polscy teologowie nie widzą potrzeby, aby na ten temat rozmawiać”, jest nieprawdziwa i krzywdząca w stosunku do polskiego środowiska teologicznego. W mojej książce odnoszę się do kilkunastu tekstów polskich autorów, które uważam za najcenniejsze i najbardziej merytoryczne. Ich autorzy to, m.in. ks. P. Bortkiewicz, ks. B. Ferdek, ks. M. Gilski, ks. K. Glombik, ks. W. Góralski, P. Grad, ks. K. Gryz, J. Grzybowski, J. Hadryś, ks. J. Janczewski, J. Kalniuk MS, A. Karaś, A. Kłos-Skrzypczak, D. Kowalczyk SJ, M. Machinek MSF, bp J. Mastalski, ks. P. Mazurkiewicz, J. Merecki SDS, ks. I. Mroczkowski, ks. M. Olczyk, R. Plich OP, T. Rowiński, ks. R. Skrzypczak. We wstępie do mojej książki przypominam, że w latach 2016-2018 na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II systematycznie spotykało się interdyscyplinarne seminarium profesorskie poświęcone właściwej interpretacji adhortacji Amoris laetitia i wymieniam uczestników tych spotkań. 

W mojej książce piszę również o zjeździe polskiego Stowarzyszenia Teologów Moralistów w Nysie, 12 czerwca 2017 r., którego gościem był prof. Eberhard Schockenhoff z uniwersytetu w niemieckim Fryburgu i którego tematem była dyskusja nad adhortacją Amoris laetitia. Ks. Tykfer powinien wiedzieć o tym sympozjum, ponieważ to poznańskie czasopismo teologiczne „Teologia i moralność” zamieściło całość tekstów z tej ważnej debaty (numer 1 z 2018 roku); kilka z nich cytuję w mojej książce. Podobnych inicjatyw było w Polsce znaczenie więcej. 

Wiele ważnych publikacji polskich autorów dotyczących adhortacji Amoris laetitita ukazało się już po zakończeniu przez mnie pisania książki. Chciałbym tutaj wskazać na zapewne najbardziej obszerne opracowanie tematu, jakie ukazało się w jakimkolwiek języku. To książka ks. prof. Kazimierza Lubowickiego z Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu: „Kontekst teologiczny synodalnych dyskusji o małżeństwie i rodzinie”(Wrocław 2020). Książka dokonuje co prawda analizy nie samej adhortacji posynodalnej, ale dwóch synodów, które ją poprzedziły; niemniej stanowi kopalnię ważnych informacji i analiz na interesujący nas tutaj temat.

Błędne wykorzystanie autorytetu Benedykta XVI

Niefortunne jest przywołanie przez ks. Tykfera znanej wypowiedzi papieża Benedykta XVI na temat możliwości używania prezerwatyw w sytuacji zagrożenia wirusem HIV. Proszę tutaj czytelnika o chwilę cierpliwości; zanim przejdę do głównego wątku mojego tekstu, chcę ukazać, że ks. Tykfer błędnie wykorzystuje autorytet Benedykta XVI i Jana Pawła II w swojej argumentacji. W rzeczywistości nie rozumie ich wypowiedzi; one mówią o czymś zupełnie innym niż ks. Tykfer sądzi.

Przypomnijmy, że Benedykt XVI podjął temat możliwości używania prezerwatyw w sytuacji zagrożenia wirusem HIV podczas konferencji prasowej na pokładzie samolotu w drodze do Kamerunu, 17 marca 2009 r., w odpowiedzi na pytanie francuskiego dziennikarza, który stwierdził, że „pogląd Kościoła katolickiego na sposób walki z tą chorobą [AIDS] bywa często uważany za nierealistyczny i nieskuteczny”. W odpowiedzi papież podkreślił, że „jedynie przez rozdzielanie prezerwatyw nie można zwalczyć AIDS. Wprost przeciwnie, to jeszcze zwiększa problem”. 

W znanej rozmowie-rzece z Peterem Seewaldem „Światłość świata” Benedykt XVI wrócił do tego wywiadu, powtarzając swą główną tezę: „problemu nie można rozwiązać przez rozdawanie prezerwatyw. (…) Zafiksowanie się na prezerwatywie prowadzi do banalizacji seksualności”. W tym kontekście pada cytowana przez ks. Tykfera wypowiedź papieża: „w pojedynczych przypadkach może być uzasadnione, że ten, kto uprawia prostytucję, używa prezerwatywy i jest to pierwszy krok do umoralnienia, pierwsza część podjętej odpowiedzialności, aby móc rozwinąć świadomość tego, że nie wszystko jest dozwolone i nie wolno robić wszystkiego, co się chce”.

Niestety ta wypowiedź papieża Benedykta XVI jest nieprecyzyjna i szkoda, że redaktorzy książki nie dokonali wysiłku, żeby ją dopracować. Czytelnik może ją zrozumieć na trzy sposoby. 

Po pierwsze: że używanie prezerwatyw przez osoby uprawiające prostytucję jest z zasady niemoralne, ale w pojedynczych przypadkach uzasadnione i stanowi, jak to pisze Benedykt XVI, pierwszy krok na drodze dojrzewania moralnego. Takie rozumienie papieskiej wypowiedzi jest jednak absurdalne. Używanie prezerwatyw czy innej formy ubezpłodnienia stosunków seksualnych przez osoby uprawiające prostytucję z tymi, którzy płacą za seks, nie jest rzeczą niemoralną. Encyklika Humanae vitae, wskazując na moralną niedopuszczalność antykoncepcji, mówi wyraźnie o stosunkach małżeńskich. To akt seksualny w małżeństwie ma być otwarty na życie, jeśli ma być aktem małżeńskim. Ta nauka Humanae vitae nie dotyczy innych relacji seksualnych. Często katolicy o tym nie wiedzą; pamiętam jakąś rozmowę, w której zapytano mnie, czy w czasie seksu homoseksualnego można używać prezerwatywy. Jeśli dobrze pamiętam, odpowiedziałem, że można używać dowolnej formy antykoncepcji.

Drugi sposób rozumienia wypowiedzi Benedykta XVI również zbyt daleko nas nie doprowadzi. Można tę wypowiedź rozumieć w taki oto sposób: czasami może zdarzać się, że jedna z osób pozostających w związku małżeńskim prostytuuje się. Wtedy, po powrocie do domu, podczas aktów małżeńskich powinna ona używać prezerwatywy, żeby uniknąć zarażenia swojego męża/swojej żony wirusem HIV. Problem z takim rozumieniem papieskiej wypowiedzi jest następujący. Stosowanie prezerwatywy podczas aktu małżeńskiego w celu ochronienia swojego męża/żony przed zakażeniem wirusem HIV nie jest aktem antykoncepcyjnym, ponieważ jego celem nie jest ubezpłodnienie stosunku seksualnego, ale ochrona przed transmisją wirusa. Możemy tutaj mówić o zasadzie podwójnego skutku, podobnie jak w przypadku kobiety, której lekarz przypisuje lekarstwo, którego uboczne działanie ma charakter antykoncepcyjny. Stosowanie tego lekarstwa jest moralnie dobre, bo stosuje się go ze względu na poprawę zdrowia, a nie ze względu na ubezpłodnienie aktu małżeńskiego.

Trzecie możliwe rozumienie wypowiedzi jest najbardziej ogólne i zapewne o tym myślał papież, co niestety nie jest oczywiste dla czytelnika. Używanie prezerwatywy przez mężczyznę uprawiającego prostytucję (angielskie tłumaczenie wywiadu używa określenia „a male prostitute”, co precyzyjnie tłumaczy niemieckie określenie „ein Prostituierter”) może być elementarnym wyrazem ostrożności, higieny i wrażliwości, co należy docenić.

Kończąc tę analizę, w przypadku każdej z trzech interpretacji tej nieprecyzyjnej wypowiedzi papieża Benedykta XVI zastosowanie tej wypowiedzi przez ks. Tykfera do ilustracji swojej tezy, że w „dynamicznej interpretacji ludzkich czynów” nawet czyny wewnętrznie złe mogą stać się „drogą do większego dobra” jest niepoprawne. Nie o tym mówi Benedykt XVI. W żadnej z tych interpretacji nie chodzi o używanie prezerwatywy jako czynu moralnie niedopuszczalnego i wewnętrznie złego.

Intelektualna nierzetelność

Merytorycznym centrum argumentacji ks. Tykfera jest ukazanie, że jeśli chodzi o temat udzielania Komunii osobom rozwiedzionym i żyjącym w powtórnych związkach, to nie ma zerwania ciągłości pomiędzy nauczaniem poprzednich papieży i adhortacją Amoris laetitia, szczególnie w jej znanej interpretacji dokonanej przez grupę biskupów z Argentyny. Jak zamierza tego dokonać ks. Tykfer? Pisze tak: „jest na to tylko jeden sposób: wykazać, że ostatecznie każdemu czynowi, który ma za swój przedmiot jakieś zło, można przypisać stosunkowo mniejszą odpowiedzialność moralną ze względu na okoliczności łagodzące”. 

To słuszna teza, choć jest ilustrowana przez ks. Tykfera w podwójnie błędny sposób. Pierwszy błąd polega na odniesieniu do encykliki Veritatis splendor Jana Pawła II. Cytowany fragment, jak również zawarte wewnątrz odniesienie do encykliki Pawła VI i przemówienia Piusa XII z 1953 r., nie mówią o zmniejszonej odpowiedzialności moralnej za swój czyn, ale o tolerowaniu zła, na które działający podmiot nie ma wpływu. To dwie zupełnie różne z etycznego punktu widzenia sytuacje. Drugi błąd ks. Tykfera polega na użyciu do ilustracji swojej tezy wypowiedzi papieża Benedykta XVI, o czym pisałem powyżej.

Niemniej teza ks. Tykfera jest słuszna: okoliczności mogą zmniejszyć odpowiedzialność moralną podmiotu za popełniane zło. Żeby to zilustrować w sposób odpowiedni, ks. Tykfer mógł zacytować inne fragmenty encykliki Veritatis splendor, które o tym wprost mówią lub zacytować klasyczny fragment Katechizmu Kościoła katolickiego, który kilkukrotnie pojawia się zarówno w adhortacji Amoris laetitita, jak i w mojej książce: „Poczytalność i odpowiedzialność za działanie mogą zostać zmniejszone, a nawet zniesione, na skutek niewiedzy, nieuwagi, przymusu, strachu, przyzwyczajeń, nieopanowanych uczuć oraz innych czynników psychicznych lub społecznych” (KKK 1735, AL 302).

Tutaj dochodzimy jednak do najpoważniejszej intelektualnej nierzetelności omawianego artykułu. Otóż ks. Tykfer, wskazawszy na fakt zmniejszonej odpowiedzialności moralnej za popełnione czyny, uznaje swoje rozumowanie za skończone. Podkreśla, że nie chodzi o „kwalifikowanie współżycia seksualnego osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach do katalogu czynów obiektywnie dobrych – co byłoby lekceważeniem normy moralnej dotyczącej nierozerwalności małżeństwa – ale… [o widzenie go] w kategoriach drogi prowadzącej do większego dobra”. Z tego wyprowadzony jest wniosek: „jeśli zmienić logikę oceny moralnej czynów ze statycznej na dynamiczną, zapytać o rozwój moralny w kategoriach możliwie największego dobra oraz dołączyć do niej praktykę rozeznawania kolejnych etapów przemiany moralnej”, to decyzja o udzielaniu Komunii świętej osobom rozwiedzionym i żyjącym w powtórnych związkach jest zgodna z dotychczasowym nauczaniem Kościoła.

Dlaczego nazywam takie rozumowanie intelektualnie nierzetelnym? Dlatego, że ks. Tykfer przytacza tutaj w mocno uproszczonej i skrótowej formie argumentację Rocco Butiglionego i kard. Francesco Coccopalmerio, które poddałem krytyce w siódmym rozdziale mojej książki. W trzech akapitach swojego tekstu ks. Tykfer opowiada się po stronie interpretacji umiarkowanej zmiany, którą omawiam i krytykuję na trzydziestu stronach mojego tekstu. 

Ze względu na hasłowy charakter argumentacji ks. Tykfera trudno zrozumieć, co ma na myśli, kiedy wskazuje na „dynamiczną logikę oceny ludzkich czynów”. Należy jednak postawić pytanie, czy nie chodzi o usprawiedliwianie popełniania czynów wewnętrznie złych, jak zdrada małżeńska, tym, że prowadzą do większego dobra? Jeśli tak, to znaczy, że ks. Tykfer podąża – w dość dużym gronie katolickich teologów – błędną drogą proporcjonalizmu, odrzuconego przez tak cenione przez mojego krytyka Magisterium Kościoła w encyklice Veritatis splendor (nr 74-77, 79, 83-85, 90).

Zadaniem teologów jest ukazanie ciągłości nauczania Kościoła

Jak powinna wyglądać rzetelna polemika z moją książką? Można spróbować podważyć precyzję mojego opisu stanowiska umiarkowanej zmiany lub podważyć któryś z elementów mojej gruntownej krytyki tego stanowiska. Ks. Tykfer tego nie robi. Zamiast tego stwierdza w swoim artykule, że właśnie wykazał w trzech akapitach swojego tekstu ciągłość interpretacji umiarkowanej zmiany z dotychczasowym nauczaniem Kościoła. Nie zrobił tego. Mam nadzieję, że ks. Tykfer podejmie wysiłek uczciwej polemiki z krytycznymi argumentami przedstawionymi w siódmym rozdziale mojej książki w swoim następnym tekście.

Niewątpliwie może budzić uznanie często podkreślany w artykule szacunek ks. Tykfera dla nauczania papieża Franciszka. Jest to szczególnie godne uznania w czasach upadku różnych autorytetów, a także kryzysu wierności nauczaniu Kościoła wśród katolików, także wśród teologów. Niestety w emocjach polemisty ks. Tykfer przypisuje mi nieprawdziwą opinię (nie jeden raz w jego artykule), kiedy pisze, że moim zdaniem list papieża Franciszka do grupy biskupów argentyńskich nie należy do zwyczajnego nauczania Kościoła, ale jest jego prywatną opinią. Pozwolę sobie to wyjaśnić.

Wszystkie wypowiedzi nauczającego papieża należy przyjmować z szacunkiem i – jak podkreślałem w swojej książce – „uległością woli i rozumu” (sformułowanie konstytucji Lumen gentium II Soboru Watykańskiego). Słowo „rozum” jest tu wspomniane nie bez powodu. Wypowiedzi każdego papieża należy przyjmować w sposób rozumny, co oznacza także widzenie ich w ciągłości nauczania Kościoła. Wszystkie cytowane przez mnie w rozdziale piątym mojej książki dokumenty Kościoła, które nie pozwalały w przeszłości na Komunię świętą osobom żyjącym w nowych związkach, również należą do nauczania Kościoła. Jednostronicowy list papieża Franciszka do grupy biskupów argentyńskich nie unieważnia tego nauczania. 

Zadaniem teologów jest ukazanie ciągłości nauczania i to było celem zaadresowania pięciu dubiów do papieża Franciszka przez czterech kardynałów Kościoła katolickiego. Nie należy ich traktować ani jako przeciwników papieża Franciszka, ani jako renegatów. Skoro już zaproponowałem ks. Tykferowi treść jego następnego artykułu, to może zasugeruję jeszcze to: proszę spróbować odpowiedzieć na te pięć pytań zawartych w dubiach, które właśnie dotyczą tematu ciągłości nauczania Kościoła. Nikt jeszcze w sposób przekonujący tego nie zrobił. W tych trzech merytorycznych akapitach swojego tekstu ks. Tykfer nawet nie zarysował problemu.

Byle jaka teologia nie służy ani Kościołowi ani papieżowi

Niemniej gorliwość ks. Tykfera w walce o przyjęcie przez wszystkie Kościoły lokalne obecnego zwyczajnego nauczania Magisterium jest imponująca. Mam nadzieję, że ks. Tykfer jest równie gorliwy w trosce o inne, mniej popularne dzisiaj, elementy zwyczajnego i nadzwyczajnego nauczania Kościoła, które dotyczą niemoralności takich pojedynczych aktów jak: użycie antykoncepcji, poczęcie in vitro, stosunek homoseksualny. To nie jest argument ad hominem wobec mojego krytyka. Zapewne nie jestem jedyną osobą, która zauważyła, że u wielu entuzjastów takiej interpretacji adhortacji Amoris laetitia, jaką prezentuje ks. Tykfer, entuzjazm maleje, jeśli chodzi o przejście do innych elementów tradycyjnego nauczania Kościoła.

I jeszcze jedno. Ks. Tykfer osiem razy użył w swoim tekście – włącznie z jego tytułem – sformułowań przeciwstawiających moją skromną osobę biskupowi Rzymu bądź jego poglądom. Czytamy w recenzji: „zakonnik polemizuje z papieżem”, „o. Kupczak kwestionuje zdanie papieża”, „zdaniem o. Kupczaka opinia Franciszka jest niepoprawna”, „zastrzeżenia formułowane przez o. Kupczaka pod adresem papieża”, „o. Kupczak ma rację, a papież nie”, „lekceważona przez o. Kupczaka opinia papieża”. Używając tych alarmistycznych określeń, ks. Tykfer chce podkreślić zasadniczo jedną rzecz: że nie rozumiem i daję temu wyraz w swojej książce, dlaczego znacząca zmiana nauczania Kościoła w sprawie dla Kościoła fundamentalnej – przystępowaniu do Eucharystii – ma opierać się na dwóch zdaniach papieża Franciszka z nie-teologicznego w swoim charakterze listu do grupy argentyńskich biskupów. Można by pomyśleć, że – przy podkreślonej przeze mnie powyżej merytorycznej słabości artykułu ks. Tykfera i jego licznych błędach – to podkreślanie rzekomego konfliktu pomiędzy moją mało znaczącą osobą a papieżem Franciszkiem jest główną tezą artykułu ks. Tykfera.

W tym kontekście chciałbym na koniec zaproponować ks. Tykferowi pewną medytację o Kościele. Istnieją w nim różne stany: papież, biskupi, kapłani, teologowie, zakonnicy i zakonnice, osoby żyjące w małżeństwie i w bezżeństwie, itd. Każdy z tych stanów ma właściwe dla siebie zadania, których wypełnianie służy Kościołowi: biskupi często nie mają tych kompetencji, które mają osoby zamężne, teologowie nie mają kompetencji biskupów. Każdy w Kościele powinien mu służyć własnym darem. Najlepszy dar w przypadku teologa to uprawianie dobrej teologii, która odpowiada na współczesne wyzwania zgodnie z tradycją Kościoła oraz dba o odpowiednią spójność i jakość myślenia. Byle jaka teologia nie służy ani Kościołowi ani papieżowi.

Wesprzyj Więź

Środowisko kwartalnika „Więź” ma zasługi dla polskiego Kościoła, m.in. w ponawianych w przeszłości i obecnie ostrzeżeniach przed niewłaściwą papolatrią, szczególnie w odniesieniu do pontyfikatu Jana Pawła II. Taka niewłaściwa papolatria polegałaby na uczuciowym związku z osobą Ojca Świętego przy równoczesnym braku krytycznego myślenia i intelektualnego dystansu. Warto pamiętać, że niebezpieczeństwo tak rozumianej, płytkiej papolatrii nie istnieje tylko wobec osoby Jana Pawła II.

Odpowiedź ks. Mirosława Tykfera wkrótce

Przeczytaj także: „Nie papież, a Bergoglio”. Abp Lenga o Franciszku

Podziel się

4
3
Wiadomość

„Możliwość używania prezerwatyw w sytuacji zagrożenia wirusem HIV podczas konferencji prasowej na pokładzie samolotu” tak mnie zaintrygowała, że nie byłem w stanie pochylić się z troską nad dalszą częścią tekstu.

Zacytuje tylko jeden fragment:”Niemniej gorliwość ks. Tykfera w walce o przyjęcie przez wszystkie Kościoły lokalne obecnego zwyczajnego nauczania Magisterium jest imponująca. Mam nadzieję, że ks. Tykfer jest równie gorliwy w trosce o inne, mniej popularne dzisiaj, elementy zwyczajnego i nadzwyczajnego nauczania Kościoła, które dotyczą niemoralności takich pojedynczych aktów jak: użycie antykoncepcji, poczęcie in vitro, stosunek homoseksualny. To nie jest argument ad hominem wobec mojego krytyka.” Ten pelen wyzszosci ton, doprawiony ironia i zlosliowscia, pojawia sie w zasadzie w calym tekscie o. prof. Kupczaka. To przekonania, ze JA wiem najlepiej. A najciekawsze, ze pisze to teolog, ktory poza polskim srodowiskiem, w zasadzie sie nie liczy.
„Najlepszy dar w przypadku teologa to uprawianie dobrej teologii, która odpowiada na współczesne wyzwania zgodnie z tradycją Kościoła oraz dba o odpowiednią spójność i jakość myślenia. Byle jaka teologia nie służy ani Kościołowi ani papieżowi.” No wiec jaka jest ta odpowiedz na wspolczesne wyzwania? Ciagle powolywanie sie na Jana Pawla II wielu juz nie przekonuje.

Przydałby się jakiś dokument episkopatu przypominający o nauce na temat czystości małżeńskiej i o zakazie antykoncepcji i stosunków niedopochwowych, nie można przecież ignorować kwestii, które stoją u podstaw chrześcijaństwa.

Pan podpisujący się jako „karol” ma zwyczaj pisania niekiedy prowokacyjnych komentarzy, niejako „w imieniu” konserwatywnych katolików (a gdy czasem przesadzi w swych prowokacjach, to jego wpisy są kasowane). Znając ton innych jego komentarzy, możemy w tym przypadku ręczyć, że usiłuje tu jedynie wywołać dyskusję, a nie zaprezentować swój pogląd.

Serdecznie dziekuje Redakcji „Wiez.pl” za informacje.
A Panu Karolowi polecam samodzielna lekture, przykladowo „Wprowadzenie w chrzescijanstwo” kard. Ratzingera. Potem chetnie mozemy podyskutowac o podstawach chrzescijanstwa.

To Wy macie mnie przekonywać do chrześcijaństwa a nie ja Was. Ale ok, tylko jednak zacznę od lektury wypowiedzi Jacka Kurskiego, żeby – jak to mówią – nie zaczynać od teorii tylko sprawdzić chrześcijaństwo w praktyce.

Drogi Panie Karolu, chyba pomylil Pan adres. Osobiscie nie mam zadnego obowiazku kogokolwiek przekonywac do czegokolwiek, takze do chrzescijanstwa. Moge i staram sie zachecac do refleksji, poszukiwan oraz do podejmowania jakichkolwiek decyzji w wolnosci. Polecam z calego serca lekture kard. Ratzingera – pisze on, moim zdaniem genialnie, o podstawach chrzescijanstwa. Serdecznie Pana pozdrawiam.

Również serdecznie Pana pozdrawiam. Chętnie zapoznam się z pismami emerytowanego papieża. Może przekonają mnie, że należy wytrwać w trudzie i przeciwnościach.

Samo zagadnienie, czy nauczanie Kościoła może być zmieniane, a jeśli tak to w jakim zakresie i jakie warunki muszą zajść by było zmienione, jest ciekawe. Sądzę, że teolodzy mogli by też pokazywać jakie zmiany w nauczaniu Kościoła zachodziły i z czego wynikały.

Dyskusja między prof. Kupczakiem a dr Tykferem, jej przedmiot, „subtelności” moralno-seksualne i elementy treściowe, to przede wszystkim objaw zjawiska zwanego dogmatyzacją encyklik. Potem jako katolicy borykamy się z jego konsekwencjami przez dekady, ponieważ wiedzie ono do takich absurdalnych ocen generalnych stosowania środków antykoncepcyjnych, jak „banalizacja seksualności” albo jak jeden z nieszczęśliwych wniosków z Humanae Vitae, że zezwolenie na środki antykoncepcyjne skutkować może rozwiązłością kobiet (sic!). Przy okazji popieram spostrzeżenie o symptomatycznym braku zdania kobiet w tej dyskusji między teologami w większości oficjalnie bezżennymi facetami.

„Należy również obawiać się i tego, że mężczyźni, przyzwyczaiwszy się do stosowania praktyk antykoncepcyjnych, zatracą szacunek dla kobiet i lekceważąc ich psychofizyczną równowagę sprowadzą je do roli narzędzia, służącego zaspokojeniu swojej egoistycznej żądzy, a w konsekwencji przestaną je uważać za godne szacunku i miłości towarzyszki życia” – HV 17 – kobieta rozumiana „narzędziowo” z powodu antykoncepcji, to kobieta urzeczowiona. Urzeczowienie prowadzi do tego co w moim komentarzu. Zresztą dotyczy to również mężczyzn. Ten cytat to także ciekawy przyczynek do rozłożenia akcentów w obrazie kobiety w katolicyzmie lat posoborowych.