Wielu ludzi potrzebuje mistrza. Nie wiem jednak, czy potrzeba taka nie jest pokusą mniejszego wysiłku duchowego i pewnego rodzaju konformizmem ze światem.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 9/2000 jako odpowiedź na ankietę redakcji dotyczącą mistrzów duchowych
„Nikogo też nie nazywajcie nauczycielem. Bo jeden jest wasz nauczyciel, Chrystus”. Wydaje się, że ta wypowiedź Jezusa Chrystusa bardzo jasno określa sytuację bycia chrześcijaninem. Domaga się bowiem od wiernego zdecydowanego chrystocentryzmu.
Oznacza to, że jest tylko jeden Mistrz i jest Nim Jezus. Są oczywiście, ci, którzy naśladując Jezusa, osiągnęli bardzo duże podobieństwo do Niego i są czczeni jako święci. Ich pośrednictwo istnieje jednak wyłącznie w obrębie pośrednictwa Chrystusa Arcykapłana, natomiast naśladowanie świętych (lub świętego) napotyka na pewną istotną trudność.
Otóż droga każdego człowieka jest jedyna i niepowtarzalna. Istnieje swoisty charyzmat drogi życiowej każdego człowieka, co wyklucza naśladownictwo drogi życiowej innego człowieka. Nawet wtedy, gdy jest się na przykład w tym samym klasztorze, w którym mieszkał święty…
Oprócz charyzmatu drogi jest jeszcze charyzmat czasu. Nasz czas nigdy nie będzie czasem innych ludzi. Potrzebny jest więc idealny obraz, wzór przekraczający czas i przestrzeń. Takim wzorem „Jedynego Bezgrzesznego” jest właśnie Jezus. Jego przyjście na ziemię oznacza, że w doczesność wtargnął potężny impuls chrystocentryczny i ten impuls będzie wyznaczał kierunek dziejów i kierunek życia każdego chrześcijanina.
W tym sensie Jezus Chrystus jest jedynym i uniwersalnym Mistrzem. Każdy inny mistrz będzie pastiszem, fałszywym obrazem. Jeśli chodzi o świętych, to można ich naśladować jedynie w odniesieniu do jedynego i uniwersalnego wzorca, którym jest Jezus. Każdy inny wzór będzie modnym dzisiaj guru, ale nie będzie mistrzem. Każdy, kto wchodzi w rolę mistrza, staje się mistrzem fałszywym.
Stąd też ostrzeżenie w Ewangelii: „Jeśli powiedzą wam, że tam jest Chrystus, nie wierzcie… Przyjdzie bowiem wielu fałszywych proroków…”. Niebezpieczeństwo to z różnym nasileniem towarzyszy całym dziejom ludzkości. Nasila się zwłaszcza przy końcu wieku czy tysiąclecia. Bardzo łatwo jest ulec pokusie znalezienia mistrza, mistrz natomiast jest już przecież obecny wśród nas.
Sądzę, że wielu ludzi potrzebuje mistrza, którego określę mianem „mistrz zastępczy”. Nie wiem jednak, czy potrzeba taka nie jest pokusą mniejszego wysiłku duchowego i pewnego rodzaju konformizmem ze światem. Radykalny chrystocentryzm wymaga radykalnej odpowiedzi. „Kto nie jest ze Mną, rozprasza”. Nie oznacza to jednak, że nie akceptuję „zastępczych mistrzów” w życiu chrześcijanina. Każdy sam dokonuje wyborów i za wybory te odpowiada.
Dźwięczy mi jednak w uszach ciągle słowo św. Marii Magdaleny (słyszę je w cerkwi co jedenaście sobót) „Rabbuni, co znaczy Nauczycielu”, a co można też przetłumaczyć jako „Mistrzu mój”. Stąd też Jezus Chrystus pozostaje i pozostanie jedynym Mistrzem, który do każdego z nas mówi „Pójdź za Mną”.
Tytuł od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Być bratem, który towarzyszy, słucha, patrzy