W Polsce jest około osiemnastu tysięcy sióstr zakonnych. Wśród nich są kobiety mądre, wykształcone i mające ogromne doświadczenie w wielu dziedzinach. Śmiało mogłybyśmy być zapraszane do dyskusji na przeróżne tematy w roli ekspertek – mówią s. Eliza Myk i s. Tymoteusza Gil, dominikanki.
Fragment książki „Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet”, Wydawnictwo WAM, Kraków 2021
Piotr Żyłka: Angelika Szelągowska-Mironiuk, publicystka i katoliczka, pisze tak: „Najlepszą zmianą w Kościele byłoby dopuszczenie do głosu tych wszystkich, o których lubimy snuć wyobrażenia, a największą grupą tychże są właśnie kobiety. Kościelni dostojnicy lubią rozprawiać o kobiecym geniuszu, będącym niestety rodzajem anachronicznego myślenia w nieco ładniejszym wydaniu, oraz szczególnym uposażeniu kobiety do dzielenia się sobą. Jednak dopóki nie wybrzmi głos samych zainteresowanych, to będą to jedynie fantazje na temat, a nie rzetelna dyskusja”. Kiedy słyszycie takie słowa albo patrzycie na niedawno zakończony synod, na którym o miejscu i roli kobiety w Kościele dyskutowali prawie sami mężczyźni, to nie myślicie, że to jest – delikatnie mówiąc – dziwne?
S. Tymoteusza Gil: Bardzo dziwne, i niestety, wcale nie zaskakuje.
S. Eliza Myk: Od dawna mam pragnienie, aby zakonnice były obecne w mediach, w przestrzeni publicznej, i mogły być opiniotwórcze. W Polsce jest około osiemnastu tysięcy sióstr zakonnych. To spora grupa społeczna. A wśród nich są kobiety mądre, wykształcone i mające ogromne doświadczenie w wielu dziedzinach. Śmiało mogłybyśmy być zapraszane do dyskusji na przeróżne tematy w roli ekspertek. Zdecydowanie za mało nas w przestrzeni publicznej i kościelnej. Kościół w sferze decyzyjnej, opiniotwórczej i reprezentacyjnej jest zdominowany przez mężczyzn.
P: Czyli socjologicznie mamy Kościół żeńsko-katolicki, ale do podejmowania decyzji kobiet się nie dopuszcza. Dla was to jest w porządku?
T.: Wygląda na to, że duchowieństwo ma jakiś powód, skoro nie jesteśmy zapraszane do podejmowania decyzji w Kościele… Dużo tracą. Choćby perspektywę macierzyńską.
P.: Wkurza was to?
T.: Jasne, że wkurza. Ale co zrobić? Myślę, że duchowni na razie wciąż się bardzo boją naszego myślenia i naszej ewentualnej decyzyjności.
Zastanawiam się, czy gdyby biskupi albo księża zaprosili mnie na jakieś spotkanie, w ogóle chciałabym tam pójść. Gdy byłyśmy zapraszane przez proboszcza na obiad, na którym byli też inni księża, tematy rozmów bardzo często sprowadzały się do spostrzeżeń na temat gatunku mięs, kiełbasy albo polityki
E.: Pewnie – jak to w Kościele – tu też sporo wynika z tradycji. Chociaż w tradycji dominikańskiej bardzo mocno czcimy Marię Magdalenę jako apostołkę apostołów, kobietę, która pierwsza ogłosiła zmartwychwstanie. Zrobiła to przed apostołami. Obecnie przyzwyczailiśmy się do tego, że to faceci zabierają głos, decydują, rządzą w Kościele, bo duchowni są następcami apostołów, którzy byli mężczyznami.
P.: No dobra, ale kiedyś to było zrozumiałe ze względu na uwarunkowania historyczne. Społeczeństwa wyglądały zupełnie inaczej. Było patriarchalnie. Jednak świat się od czasów apostołów bardzo zmienił.
T.: Zastanawiam się, czy gdyby biskupi albo księża zaprosili mnie na jakieś spotkanie, w ogóle chciałabym tam pójść. Gdy byłyśmy zapraszane przez proboszcza na obiad, na którym byli też inni księża, tematy rozmów bardzo często sprowadzały się do spostrzeżeń na temat gatunku mięs, kiełbasy albo polityki, ewentualnie spraw finansowych. W klasztorach żeńskich to sprawy marginalne lub zupełnie nam obce.
P.: Czyli nie czujecie potrzeby brania udziału w spotkaniach i współdecydowania o przyszłości Kościoła?
E.: Może nie tyle nie czujemy potrzeby, ile obecnie nie widzimy szans na kobiecy udział we współdecydowaniu. Mamy bardzo różne doświadczenia ze współpracy z duchowieństwem. Dobre i niestety złe. Kiedy budowałyśmy Dom Chłopaków, największe wsparcie i uznanie dali nam nie księża, ale świeccy albo ludzie spoza Kościoła. Bardzo znikomy procent duchowieństwa widział w nas osoby, którym zależy na dobru Kościoła, które mogą mieć na Kościół jakiś wpływ, które warto wesprzeć.
P.: Rozumiem, że jesteście zniechęcone, ale dopóki nie zostaniecie dopuszczone na przykład do współdecydowania na synodach albo w podobnych gremiach na poziomie kraju, to chyba nic się nie zmieni.
E.: Powoli coś się rusza. Papież Franciszek stara się, żeby w Watykanie na ważnych stanowiskach było więcej kobiet. Ale faktycznie jest tak, że Kościołem rządzą faceci. Marzę, żeby się to zmieniło.
My, zakonnice, mamy na szczęście wpływ na rzeczywistość w wymiarze oddolnym i bardzo konkretnym. Oczywiście wkurzam się, że bardzo rzadko jesteśmy zapraszane na debaty i nie czujemy się jak osoby mające coś wartościowego do przekazania w Kościele, co jednak możemy zrobić? W Kościele dużo mówi się o wychowaniu, o dbaniu o niepełnosprawne dzieci. My choćby, dominikanki, mamy w tych dziedzinach ponad sto pięćdziesiąt lat doświadczenia, tradycji wychowywania i opieki. Inne zgromadzenia żeńskie podobnie lub jeszcze więcej. Nie słyszałam, żeby któryś z ważnych duchownych prosił nas choćby o konsultacje w tej materii. To smutne.
Łukasz Wojtusik: Odwalacie ciężką robotę, troszczycie się o chorych, wykluczonych, pomagacie osobom w kryzysie bezdomności i ludziom z niepełnosprawnościami. Działacie w duchu ewangelicznych błogosławieństw, ale wpływu na decyzję, jak ta wspólnota zwana Kościołem katolickim ma działać, jak ją zmieniać – nie macie.
E.: Mamy oddolny wpływ, pracując z ludźmi, pokazujemy im, jak może wyglądać wspólnota Kościoła. I gdy ktoś mówi, że Kościół nie pochyla się nad biednymi, a interesuje się jedynie tym, co „złote, a skromne”, to jako osoba z tego oddolnego Kościoła mogę mu nieskromnie powiedzieć, że przynajmniej częściowo mija się z prawdą.
Z kolei o tym, że Kościół ma oblicze kobiety i matki, mogę zaświadczyć swoim życiem.
P.: To brzmi, jakby panowie mieli sobie decydować, bawić się w „złote, a skromne”, a wy im musicie swoją harówą – za przeproszeniem – tyłki ratować. Albo mówiąc delikatniej, robicie robotę, ratujecie twarz Kościoła, a do współdecydowania wciąż się was nie dopuszcza.
E.: Piotrek, to proste, nie jesteśmy w strukturach hierarchii.
P.: Zapytam więc jeszcze raz. Czy to jest według was w porządku?
E.: Być w strukturach hierarchii? Współdecydować? Wydaje mi się to niemożliwe. Choć przy papieżu Franciszku, który docenia genialność i wyjątkowość kobiet oraz zaczyna im przywracać należną pozycję, mogę mieć nadzieję.
Z moich obserwacji i rozmów z siostrami wiem, że mają doktoraty czy habilitacje, a i tak niechętnie dopuszcza się je do wykładów w seminariach duchownych. Może warto, by miały wpływ na formację kleryków, proces wychowania, kształtowanie szacunku do kobiet? Seminarzyści często przechodzą przez formację bez spotkania z zakonnicą. I później niektórzy z nich mają do nas dość osobliwy stosunek. Doświadczamy patrzenia na nas z góry, czujemy, że nasze wykształcenie, wiedza i doświadczenie są niedoceniane. Nie ma w tej relacji miejsca na partnerskie traktowanie.
Kiedy budowałyśmy Dom Chłopaków, największe wsparcie i uznanie dali nam nie księża, ale świeccy albo ludzie spoza Kościoła. Bardzo znikomy procent duchowieństwa widział w nas osoby, którym zależy na dobru Kościoła
Mam miłe wspomnienia z gnieźnieńskiego seminarium, gdzie rektor zapraszał raz w miesiącu jedno zgromadzenie z terenu diecezji po to, aby klerycy mogli się zapoznać z siostrami i z pracą, którą wykonują. Bardzo integrujące są też przyjazdy kleryków do naszych DPS-ów w wakacje w ramach praktyk. Ci, którzy się zdecydują spędzić u nas czas na pomaganiu naszym niepełnosprawnym, są w kapłańskim życiu bardziej otwarci na siostry.
T.: A pamiętasz, jak byłyśmy na spotkaniu w Gnieźnie? Tam była pani doktor teologii, wykładowczyni w seminarium. I opowiadała nam, że klerycy są do niej negatywnie nastawiani przez innych profesorów. Panowie mówią klerykom: „Ta babka jest oszołomką, proszę uważać, co ona mówi”. Pani teolożka od startu ma pod górkę, w zasadzie od razu jest przez gremium skreślana. Ponieważ jest kobietą?
s. Eliza Myk – wychowała się w Szczecinie. Do Zgromadzenia Sióstr Dominikanek wstąpiła w 1993 roku tuż po maturze. Wysłana została na studia ekonomiczne po to, by zajmować się finansami dzieł prowadzonych przez zgromadzenie. Całe jej życie zakonne związane jest z dziećmi niepełnosprawnymi, najpierw była ich opiekunką, a potem tą, która troszczy się, aby żadne dziecko nie odczuło, że finanse domów są za „chude” na spełnianie ich marzeń i potrzeb. Życie z niepełnosprawnymi, niechcianymi, ubogimi, ostatnimi sprawia, że dotyka Boga i że On jest w zasięgu wzroku. Zaangażowana w budowę Domu Chłopaków w Broniszewicach.
s. Tymoteusza Gil – urodziła się w Sandomierzu w 1983 roku w wierzącej, „ortodoksyjnej” rodzinie. W 2002 roku, tuż po maturze, wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Dominikanek. Pedagożka i ekonomistka – uwielbia to ze sobą łączyć. Zapatrzona w życie swoich świętych idoli: Franciszka z Asyżu, Matki Teresy z Kalkuty oraz matki Kolumby Białeckiej. „To oni uczą mnie życia, miłości, relacji, współczucia”. Zaangażowana w budowę Domu Chłopaków w Broniszewicach.
Tytuł od redakcji
Przeczytaj też: Zakonnica – rodzaj nijaki
Świetny wywiad. Celne diagnozy rzeczywistości. Gratuluję
Ten fragment książki najwięcej mówi o wywiadującym. Nie potrafi pozostać w cieniu i być tylko akuszerem wartości przekazywanych przez rozmówczynie, ale nachalnie narzucającym w pytaniach swój punkt widzenia.
A Pański komentarz najwięcej mówi o chęci utrzymania istniejącej „patologii”
Pan Piotr ma racje! Ważny temat i praca Sióstr została utopiona w niezdolności do jej opowiedzenia, przede wszystkim tej językowej… tzw. redaktorów
Temat ważny, towarzystwo wyborne, a język autora tekstu? -„Odwalacie ciężką robotę”
„Od dawna mam pragnienie, aby zakonnice były obecne w mediach, w przestrzeni publicznej, i mogły być opiniotwórcze“.
Problemem nie jest dopuszczenie zakonnic do mediów – media są dziś otwarte, – ważne są umiejętności i kompetencje osób posługujących się nimi. Wystarczy przejrzeć portale tzw. aktywnych zakonnic, które „drogę wilekiego piątku“ są w stanie zamienić na fotorelacje…z jednym okiem na krzyż z drugim na aparat… Działalność przesłonięta jest własną osobą. Wychodzą tu wszystkie potrzeby emocjonalne, braki personalne i również te w rozwoju duchowym, co przy niskiej kulturze osobistej jest obrazem tragicznym. W takiej sytuacji, zapewnienia o „wielkim powołaniu“, czytelnik odbiera jako niespełnienie realizowane w zakonnie brzy braku innych perspektyw. Treścią publikacji zwykle są „marzenia“ ( miłości), których nie są w stanie spełnić w życiu, zakonnym. Tworzą spekulacyjną bańkę emocjonalna, w którą próbują wciągnąć czytelnika. Z ich mediów wyłania się obraz niedojrzałych osób, nieuformowanych, które nie są w stanie żyć w zakonie, ale również nie są w stanie realizować się w życiu poza nim. I one to wiedzą.
To nie dotyczy tylko kobiet – zakonnic, ale w ogóle środowiska osób konsekrowanych, które – notabene – podczas pandemii postanowiło przejąć internet, niestety zwykle niekompetncją i nieprzygotowaniem – publikując byle co, byle gdzie, byleby się pokazać….
Problem zakonnic i w ogóle kobiet to na ogół inne kobiety: od wieków kobiety kobietom robią piekło z życia. Jakże bowiem „urocza ” jest Pani naganna ocena sposobu obecności w mediach zakonnic przy zerowej ocenie sposobu obecności w mediach zakonników i księży, tudzież świeckich katolików wypowiadających się na tematy związane z wiarą i swoją religią. Wystąpienia polskich zakonnic to (tu strzelam!) może 0,06 % wystąpień polskich księży ! Na dodatek one, w przeciwieństwie do księży i zakonników, zapewne muszą wyżebrać/wyprosić/wymodlić każdą złotówkę i każdą minutę czasu na takie wystąpienie w mediach !
Argument „płci“ jest jak snopek słomy, wprawdzie zawsze można nim zatkać dziurę, mając świadomość przy tym, że robi się to nieskutecznie…
Wow. Pani komentarz jest nieprawdopodobnie oskarżający. Najciekawsze jest to w nim, że kompletnie nie wiadomo o kim Pani mówi. I zaskakuje Pani, aż tak oskarżające i krytyczne podejście do kobiety. Nie jest jednym słowem perfekcyjna ta wyidealizowana przez Panią zakonnica, i osoba konsekrowana. A jeśli, nie jest, to lepiej niech ona nie istnieje w przestrzeni publicznej. Taki oto wniosek zobaczyłam w Pani, wypowiedzi. Formacja zakonnic, czy osób konsekrowanych jest na dość dobrym poziomie zarówno intelektualnym jak i duchowym, kultury osobistej też. Bardzo bym chciała poznać Pani ideał zakonnicy, czy os. konsekrowanej.
Moja opinia nie dotyczy Sióstr z Broniszewic. Natomiast jest to „konkretna“ opinia. Ilość nieprzygotowanych i nieprzymyślanych wystąpień w mediach osób konsekrowanych rośnie lawinowo, motywem występień jest „ewangelizacja“. Zwykle jednak ubogi przekaz kieruje uwagę na własną osobę i zaczyna się “boska kreacja” i “ Nie boska komedia” .
Nie o idealne osoby konsekrowane tu chodzi, ale o przyzwoitość
Czy to nie nazbyt krytyczna ocena, ze zbyt dużą ilością uogólnień może trochę krzywdzących?
Wywiad przypomina wizytę mężatki w poradni w celu ponarzekania na brak uczuć i szacunku ze strony męża i znalezienia pomysłu, jak go zmienić. Siostry dostały szansę, by coś ciekawego powiedzieć, zamiast tego zaczęły narzekać że nie mają głosu i jak bardzo go pragną.
Czemu Pan Jezus nie wybrał kobiet na biskupi?
I dlaczego wybrał tylko żydów na swoich uczniów?
„Z moich obserwacji i rozmów z siostrami wiem, że mają doktoraty czy habilitacje, a i tak niechętnie dopuszcza się je do wykładów w seminariach duchownych.”
Dlaczego się tak dzieje? Myślę, że ten temat warto rozwinąć, bo pytanie czy niechęć wynika z reprezentowanego poziomu kompetencji, który to jako jedyny powinien decydować o zdatności do wykładania na merytorycznym poziomie czy „bo to kobieta/siostra zakonna”.
A: Raczej, niestety, to drugie. Bo „geniusz kobiety” nie dopuszcza do tego, zeby wykonywala w seminarium cos innego jak gotowanie, pranie czy sprzatanie…
Te panie idą w feminizm – w następnych wywiadach będą za kapłaństwem kobiet i prawem do aborcji?
Te Panie, Siostry, codziennie świadczą za życiem wychowując niepełnosprawnych chłopców, stawianie im retorycznych pytań o stosunek do„prawa do aborcji“ jest dalece nie na miejscu.
Ale Irkowi nie chodzi o pomaganie tylko o zabranianie.
No własnie, w tej sprawie najlepiej jak będziemy się wypowiadać uczynkami. Siostry robią to codziennie. W sprawie aborcji niepotrzebne są oratorskie kazania z ambony, czy deklaracje za pomocą pocztówek, a nawet zapewnień o pamięci w modliwie. Tu modlitwa powinna być jedna – pomoc!
Proszę sprawdzić numer konta na stronie internetowej Sióstr z Bronszewic.
A dlaczego nie za kapłaństwem kobiet.Diakonat kobiet był faktem w listach św.Pawła.
Taki Pawłowi diakonat to siostry już pełnią.
Feminizm to znak czasu.Bardzo pozytywny.
Czy kobiety które chodziły z Jezusem i Apostołami a potem w pierwotnym Kościele, były wkurzone, że Jezus powoływał mężczyzn a nie kobiety.. ?
Zdaje się, że s.Dominikanki chcą być „bardziej papieskie niż papież”.
Zgadzam się zaś do tego, że niektórzy duchowni kobiety-siostry zakonne traktują protekcjonalnie ale to zgoła inny temat. I to powinno być napiętnowane głośno. Jednak co do wizji Kościoła, przebija z tego wywiadu korporacyjne jego rozumienie. Jezus nie założył korporacji w której mają dominować jakieś parytety czy symetryzm. Na to wskazuje zarówno Biblia jak i Tradycja Kościoła. Warto więc zajmować się rzeczywistymi problemami – właściwymi relacjami kobiety(siostry zakonne) a duchowieństwo.
Kierowanie dyskusji w kierunku władzy i parytetów to pomyłka.
Wiem, że Jan Paweł II zrobił dużo żeby sprawę święceń kobiet zamknąć, ale może to że Apostołami byli tylko mężczyźni było sprawą czasu i miejsca, czyli wynikało z kontekstu kulturowego. Ten kontekst dzisiaj przynajmniej na Zachodzie jest inny, więc warto sprawę święceń kobiet przemyśleć, przemodlić i przedyskutować. Może nasze parafie byłyby prawdziwymi wspólnotami gdyby proboszczami były panie. Może wrażliwość na krzywdę dzieci byłaby większa u biskupek.
Sprawa święceń prezbiteratu jest definitywnie rozstrzygnięta na „nie”. Kwestia diakonatu kobiet jest w tej chwili przedmiotem wnikliwycha badań stolicy apostolskiej, a więc nie jest jeszcze rozstrzygnięta. Zaś kwestie akolitatu oraz lektoratu jak najbardziej otwarte. Ale to dotyczy w różnym stopniu różnych wspólnot lokalnych – tam gdzie brak jest kapłanów, a zarówno przy katechumenacie, prowadzeniu nabożeństw akolici mogą wystawiać Pana Jezusa w Monstrancji oraz udzielać Komunii św. czy zanosić ją do chorych.
Nie sądzę by kwestia akolitat czy lektorat miały dzisiaj jakiejkolwiek znacznie. Zafiksowanie się na kościelnych szarżach, kolorach guzików przy sutannie, strojach i odcieniach purpury ,hierarchiach jest paradoksalnie wyrazem maskulinizacji duchowieństwa. Obecność kobiet jako duchownych byłoby czymś naturalnym i wzbogacającym. Poza tym kobiety bardziej dbają o wspólnotę niż mężczyźni.
Ma i to ogromne, np. w Austrii gdzie idzie dotkliwy brak Księży. Akolici i Akolitki mogą wtedy sprawować nabożeństwa z Najświętszym Sakramentem, prowadzić katechumentat, etp. W sposób uporządkowany w ramach jurysdykcji Kościoła. Tylko z perspektywy Kościoła w Polsce to wygląda abstrakcyjnie.
Proszę spojrzeć na nowy tekst, ten o pominięciu Matki Czackiej. Czy możliwe byłoby takie pominięcie kard. Wyszyńskiego. A może ktoś uznał że formatem te postacie się zbyt różnią, by w jednym dokumencie je wymieniać? Nie wiem, ale kobiety są marginalizowane w Kościele.
Akolitat, lektorat to tylko nazwy . Po prostu świeccy mogą się modlić razem nawet gdy nie ma księdza. A dlaczego nie miałoby tak być? Jezus nie powoływał kapłanów. Ciekawe. Może brak kapłanów wyjdzie Kościołowi na dobre. Ale co kobietami w podejmowaniu decyzji dotyczących wspólnot kościelnych, parafii, diecezji itd.
Jezus nie powoływał Kapłanów.. – powoływał rybaków. Kapłan jest potrzebny ludziom a nie Kościołowi. Tylko On ma władzę odpuszczania grzechów, sprawowania Eucharystii, udzielania innych sakramentów. Dla mnie, dla Pana także.
No właśnie, sam Pan pisze o sakramentach jako wyłącznej prerogatywie prezbiterów. W rzeczywistości czynnością kapłańską jest składanie ofiary, więc jedynym kapłanem jest Jezus. Nowy Testament używa słowa oznaczającego kapłana tylko w odniesieniu do Jezusa albo w kontekście kapłaństwa ludu Bożego. Księża są prezbiterami i biskupami, a ich „kapłaństwo” należałoby ująć w cudzysłów. NT mówi o biskupach i prezbiterach i o diakonach. Uczyniono z nich kapłanów prawdopodobnie po uczynieniu z chrześcijaństwa religii państwowej w Cesarstwie Bizantyjskim, gdy chrześcijaństwo zastąpiło tradycyjną religię rzymską , a duchowni chrześcijańscy stali się rzymskimi kapłanami. Napisał Pan o sakramentach ale ten najważniejszy może zostać udzielony przez każdego (chrzest). Głoszenie Słowa Bożego też nie jest zastrzeżone dla księży, a na pewno nie muszą księża decydować o każdym aspekcie życia Kościoła, bo wtedy mamy do czynienia z klerykalizm a nie chrześcijaństwem. Trzeba przywrócić kapłaństwo wspólne wszystkich ochrzczonych, bo na razie jest ono bardziej abstrakcyjne niż akolitat i lektorat.
„Kapłan jest potrzebny ludziom, a nie Kościołowi” , którym ludziom? Czy Pan wyklucza świeckich z Kościoła?
faszyzm promował Kościół pozytywny, komunizm Kościół postępowy, liberalizm Kościół otwarty – chociażby taki jak owe dziewczyny w habitach – nikt z nich nie chciał i nie chce Kościoła autentycznego
Do tych sióstr to trzeba mieć szacunek, można wspomagać materialnie oraz przyjechać na wolontariat. Szacunek.
Faszyzm i komunizm nie promowały Kościoła, ani Kościołów nigdy.Stawianie liberalizmu w jednym rzędzie z totalitaryzmami jest delikatnie mówiąc nieporozumieniem.
Laski, Broniszewice. ….To jest świętość i droga w kościele. Szum medialny, puszenia się, gadulstwa i emocjonalnej ekscytacji, opadnie jak kurz na drodze i nie zostanie po nim nic.
Postawienie w świętości Matki Czackiej obok kard. Wyszyńskiego [ chociaż mnie bliższa jest Matka Czacka i nie z powodu płci, a kardynał zupełnie obcy] jest dobrą lekcją dla kleru w Polsce. Niech się ćwiczą…. Pierwsze lekcje trudne, wychodzi im paskudnie i głupio. Ale prawdziwie, właśnie tyle sobą reprezentują.