Zima 2024, nr 4

Zamów

Krajowy duszpasterz służby zdrowia: Nie wyjdziemy z pandemii, jeśli się nie zaszczepimy

Trzeba się modlić, ale też używać rozumu – mówi ks. Arkadiusz Zawistowski w rozmowie Katolickiej Agencji Informacyjnej.

Łukasz Kasper (KAI): Koronawirus nadal zbiera ponure żniwo w naszym kraju. Choć dzięki wprowadzonym restrykcjom sanitarnym jest mniej zakażeń, to ofiar śmiertelnych wcale nie ubywa. Tydzień 12-18 kwietnia stał pod znakiem aż 3611 zgonów, co było największą liczbą w Europie. Średnia zgonów w ostatnich tygodniach to wciąż kilkaset osób. Jakie myśli towarzyszą Księdzu w tym czasie jako duszpasterzowi i kapelanowi szpitalnemu?

Ks. Arkadiusz Zawistowski: Przede wszystkim współczucie. Współczucie rodzinom, które tracą swoich bliskich, nie mogąc się nawet z nimi pożegnać. Jeden z księży opowiadał mi o jednoczesnym pochówku ciał męża i żony, którzy zmarli na skutek zakażenia koronawirusem.

To są bardzo smutne sytuacje. Niedawno w szpitalu, w którym pracuję, rozmawiałem z pewną panią, która straciła mamę, wspólnie mieszkały, przez wiele lat się nią opiekowała. Gdy dowiedziała się o jej śmierci, dopełniając w szpitalu związanych z tym formalności, przyszła do kaplicy. Była pełna żalu, że nie mogła się z mamą nawet pożegnać – tak szybko przyszła śmierć – ale też dręczyły ją wyrzuty sumienia, że być może inaczej pewne sprawy można było rozwiązać.

Widzę, jak szczepionka, którą jako pracownicy szpitala przyjęliśmy, bardzo zwiększyła poczucie bezpieczeństwa epidemicznego pracowników i pacjentów

ks. Arkadiusz Zawistowski

Udostępnij tekst

Potrzebne jest w takim momencie pocieszenie, współczucie i wspólna modlitwa. To jest swego rodzaju lekarstwo dla tych rodzin, którym trzeba towarzyszyć. Tego bólu trzeba wysłuchać. Każdy dramat jest inny. Każdy człowiek inaczej go przeżywa, bo każdy ma inne emocje.

Jak w tej wciąż dramatycznej sytuacji wygląda praca kapelanów szpitalnych?

– Wiele się zmieniło w naszym codziennym posługiwaniu. Przez ten ponad już rok trwania pandemii dużo się nauczyliśmy. Umiemy inaczej funkcjonować, ale też w tym duszpasterzowaniu jesteśmy bardziej odważni. Nadal jest to bardzo trudne, bo wymaga od nas ciągłej kreatywności.

Z moich rozmów z diecezjalnymi duszpasterzami służby zdrowia wynika, że pacjenci mają dostęp do posługi sakramentalnej. Kapelani starają się być dyspozycyjni dla pacjentów. Wiadomo, że sami też chorują. Jestem dla nich pełen podziwu, że po zakończeniu choroby wracają do szpitali. Nadal posługują cierpiącym, choć sami muszą walczyć z własnym lękiem czy słabością, bo przecież koronawirus zaburza psychiczną i fizyczną kondycję człowieka tak bardzo, że przez kilka miesięcy dochodzi się do równowagi. Nie jest łatwe od razu po wyzdrowieniu wrócić do pracy i służyć drugiemu człowiekowi.

Duszpasterze mogą się włączać w pomoc medyczną?

– Wiem o dwóch takich akcjach. Jedna polegała na posłudze zakonników w domach pomocy społecznej. Była to pomoc nie tylko duchowa, ale też pielęgnacyjna. Drugi przykład dotyczy sióstr zakonnych, które jako wolontariuszki poszły do szpitali, pracowały jako pielęgniarki i opiekunki medyczne. Znam siostrę, która posługuje chorym w jednym ze szpitali jako wolontariuszka już ponad rok.

Jak przebiega praca duszpasterzy na oddziałach covidowych? Różni się ona od posługi na zwykłych oddziałach?

– Dziękowaliśmy razem z księdzem biskupem Romualdem Kamińskim, przewodniczącym Zespołu ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia, za to, że księża podejmują posługę właśnie na tych oddziałach. Są tacy, którzy robią to w ramach wolontariatu, spędzając tam kilka godzin dziennie. Przechodzą na stronę zakaźną ubrani w kombinezony ochronne, stosują środki dezynfekcji i posługują duchowo chorym. Są dyspozycyjni, odważni i ofiarni.

Polskie Towarzystwo Opieki Duchowej w Medycynie wyszło z pomysłem stworzenia ogólnopolskiego programu wsparcia społecznego i duchowego dla osób hospitalizowanych z powodu COVID-19 pod nazwą „Bądź przy mnie”. Program polega na umożliwieniu kontaktu telefonicznego z rodzinami i osobą duchowną. Duszpasterze w ramach programu uczestniczą w comiesięcznych webinariach, na których szkolą się w zakresie komunikacji z chorymi i personelem, stosowania środków ochrony indywidualnej oraz poruszania się w reżimie sanitarnym zgodnie z przepisami obowiązującymi w danym szpitalu. To czyni naszą posługę bardziej efektywną.

Chodzi też o to, aby dbać o dobrą jakość współpracy kapelana ze środowiskiem medycznym i dyrekcją szpitala. Kapelan może być partnerem w kontaktach z pacjentami, bo jest im znany i może zgłaszać ich potrzeby, dlatego jego pomoc jest niezwykle istotna i potrzebna.

Na oddziałach covidowych kontakt między chorymi a kapłanami jest utrudniony?

– Nie słyszałem o tym, a i kapelani nie zgłaszali mi takich sytuacji. Wręcz przeciwnie, mówili, że personel medyczny bardzo im ułatwia ten kontakt, a przy tym pomaga, np. w zakładaniu odzieży ochrony osobistej. Wskazuje nawet konkretnych pacjentów, których warto byłoby odwiedzić.

Kapelani szpitalni mieli być szczepieni w grupie personelu pomocniczego dla pracowników służby zdrowia. Czy tak się rzeczywiście stało?

– Będąc zatrudnieni w szpitalu, jesteśmy traktowani jako tzw. grupa zero [m.in. osoby należące do personelu medycznego, personelu niemedycznego i pomocniczego – KAI], czyli tak jak administracja i personel pomocniczy mieliśmy możliwość przyjęcia szczepionki. Kapelani, którzy się zgłosili, zostali już zaszczepieni.

Ksiądz też już się zaszczepił? Można wiedzieć, jaką szczepionką?

– Pfizerem, bo ta szczepionka była jako pierwsza podawana personelowi medycznemu.

Pytam o to, bo w niedawnym stanowisku przewodniczący Zespołu Ekspertów KEP ds. Bioetycznych stwierdził, że stosowanie innych szczepionek – AstraZeneca i Johnson&Johnson – budzi poważny sprzeciw moralny. Później sprecyzował, że ze wszystkich dostępnych obecnie w Polsce szczepionek można korzystać, choć produkcja niektórych z nich budzi zastrzeżenia etyczne.

– Nie chciałbym tego komentować. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jest zainteresowanie szczepieniami. Ludzie dopytują się o nie. Są też osoby nieufne, ale w zwyczajnej, prostej rozmowie można im to wytłumaczyć i zachęcić do przyjęcia szczepionki. Ja to praktykuję. Wysłuchuję różnych obiekcji, ale mówię: „nie wyjdziemy z tej pandemii, jeśli się nie zaszczepimy”. Trzeba wierzyć, że to nam pomoże.

Natomiast są tacy, którym sumienie nie pozwala na to, aby się zaszczepić, należy to uszanować. Nikogo na siłę nie przekonuję.

Ucieszyłem się, widząc kilkakrotnie długie kolejki do punktów szczepień. „Tak trzeba” – pomyślałem

ks. Arkadiusz Zawistowski

Udostępnij tekst

Wiem, jak akcja szczepień bardzo pomogła w naszym szpitalu, jak uspokoiła atmosferę wśród personelu medycznego. Jest dzięki temu większe bezpieczeństwo epidemiczne, możemy lepiej pomagać ludziom chorym.

Niemniej jednak zdarzają się też kapłani poddający w wątpliwość zasadność szczepienia się…

– Nie komentuję tego. Posługując na co dzień w szpitalu, dostrzegam różnicę między sytuacją sprzed kilku miesięcy a obecną, kiedy ruszyła akcja szczepień. Widzę, jak szczepionka, którą jako pracownicy przyjęliśmy, bardzo zwiększyła poczucie bezpieczeństwa epidemicznego pracowników i pacjentów szpitala.

Jak Kościół, dysponując swoim autorytetem społecznym, może przekonywać do szczepień? Prawie połowa Polaków deklaruje, że nie przyjmie szczepionki.

– Wspólnota Kościoła już się w to włączyła. Osoby duchowne, konsekrowane i wierni świeccy, którzy się zaszczepili, dają najbardziej przekonujący przykład wszystkim tym, którzy mają jeszcze wątpliwości. Bardzo dobrą promocją szczepień są też wszystkie apele kierowane do wiernych, jeśli są sformułowane w pozytywnym tonie. Niedawno pewien starszy schorowany kapłan, którego odwiedziłem, zaskoczył mnie informacją, że jest już zaszczepiony. „Tak, skoro mówią, że trzeba się zaszczepić, to należy to zrobić” – powiedział.

Panie redaktorze, pan też mi powiedział przed naszą rozmową, że jest już po szczepieniu.

Tak, kilka dni temu przyjąłem pierwszą dawkę. Na miejscu było dużo osób w moim wieku, większość przyszła wcześniej, niejako zniecierpliwiona, aby jak najszybciej się zaszczepić i w poczuciu dobra wspólnego przezwyciężyć tę trwającą już ponad rok pandemię.

– Tak właśnie trzeba postępować. Mniej mówić, a bardziej pokazywać to w życiowym kontekście. Podpowiadać jeden drugiemu i zachęcać się wzajemnie. Ucieszyłem się, widząc kilkakrotnie długie kolejki do punktów szczepień. „Tak trzeba” – pomyślałem.

Trzeba natomiast wspierać tych, którzy nie radzą sobie w tym komunikacyjnym chaosie w sprawie szczepień, są cyfrowo wykluczeni lub niezaradni.

– Dużo jest ludzi zagubionych, choć nie tylko w tej kwestii i nie tylko starszych. Trzeba im pomagać, dzwonić w ich imieniu, czasem nawet zaprowadzić do punktu szczepień.

Zatem ks. Arkadiusz Zawistowski, krajowy duszpasterz służby zdrowia, zachęca do szczepienia się przeciwko COVID-19?

Wesprzyj Więź

– Tak, jak najbardziej. Żyjemy bowiem z nadzieją, pamiętając przy tym o nadprzyrodzonych środkach pomocy. Trzeba się modlić do Pana Boga, bo On tę pandemię może zatrzymać, ale też rozum ludzki ma swoje rozeznanie i trzeba go słuchać.

Ks. Arkadiusz Zawistowski – katolicki prezbiter, krajowy duszpasterz służby zdrowia, sekretarz Zespołu ds. Służby Zdrowia Konferencji Episkopatu Polski, kapelan w Głównym Inspektoracie Sanitarnym.

Przeczytaj też: „Chciałbym przeżywać swoje człowieczeństwo, tak jak ci chorzy”

Podziel się

4
2
Wiadomość

“Jak Kościół, dysponując swoim autorytetem społecznym, może przekonywać do szczepień? Prawie połowa Polaków deklaruje, że nie przyjmie szczepionki.” Zadaniem Kościoła jest głoszenie Ewangelii, a nie “vaccinizmu”. Swoją drogą to polecam odszukać oświadczenie biskupów angielskich w sprawie paszportów covidowych i szczepionek. Zwrot “medyczny apartheid” jest wyjątkowo trafny.

Dzięki szczepieniom zdołaliśmy prawie zlikwidować polio, tężec, blonice, krztusiec, odrę, różyczkę zagrażająca kobietom w ciąży, świnkę, żółtaczkę itd.Szczepienie się wynika z miłości bliźniego, zapobiegając chorobie i cierpieniu.
W Polsce niektore szczepienia są obowiązkowe, wyjeżdżając do niektórych krajów musimy zaszczepić przeciwko chorobom tropikalnym, to tez jest „medyczny apartheid”?
Bez tzw odporności zbiorowej nie wrócimy wszyscy do świątyń, aby wspólnie brać udział w Eucharystii i innych nabożeństwach, a tego bardzo nam potrzeba.