Czy można się było bezczynnie przyglądać egzekucjom jeńców radzieckich, pogromom w rumuńskich Jassach i polowaniu na żydowskie dzieci w Polsce? W roli obserwatora przeciskać się wśród zwałów trupów?
Fragment posłowia do książki „Kaputt” Curzia Malapartego, która ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B.
„Kaputt” – arcydzieło Curzia Malapartego o najstraszniejszej z wojen dwudziestego wieku, o wielkim krachu cywilizacji europejskiej – nie wymaga reklamy. Od wielu dziesięcioleci zdobyło sobie miejsce wśród najważniejszych utworów literackich naszego stulecia. (…)
Jest to książka tak wielowątkowa, iż nie udała się dotychczas żadna z prób jej ekranizacji. Nie wiadomo, do jakiego gatunku literackiego ją przypisać. Bezcenne, fotograficzne niemal odtwórstwo niektórych zdarzeń z lat drugiej wojny światowej przemieszane jest tak dokładnie z fantazją i najoczywistszymi zmyśleniami, iż nie rozwikła tego do końca najbardziej dociekliwy historyk.
A mogę tu dać pewne świadectwo prawdzie, albowiem od dawna zbieram przekazy o Malapartem. Jako jeden z pierwszych trzydzieści lat temu kopiowałem dokumenty policyjne o pisarzu w archiwach rzymskich, przed dwudziestu laty przeglądałem archiwa rodzinne u jego siostry we Florencji. Jeździłem szlakami Malapartego do Rumunii i Finlandii.
Znaczną część popularności u nas zawdzięcza Malaparte temu, że tyle stron poświęcił Polakom i ich okupantom. I nieprzypadkowo nie cieszy się atencją w swej ojczyźnie. Pozostał w historii literatury włoskiej jako wybitny pisarz, który wmalował swoją postać w sceny, w których nie brał udziału bądź które oglądał z lóż dworskich strony przeciwnej
Malaparte i fotograficzne odtwórstwo? Przesadziłem. Curzio Malaparte zapamiętał fotograficznie poszczególne sceny: wygląd polskiej ulicy pod okupacją, ręce radzieckiego jeńca czołgisty, brzuchy niemieckich dowódców w fińskiej saunie czy rysy twarzy i pozy książąt i królów, dyktatorów i morderców, z którymi się stykał: Hansa Franka i Heinricha Himmlera, Benita Mussoliniego i Galeazza Ciana, Antego Pavelicia i Mihaia Antonescu.
Ale fotografia, ścisły reportaż nie były żywiołem Malapartego. Czytelnik tej książki już na pierwszych stronach przekona się o jego malarskim oku, o barokowych skłonnościach, o talencie, dzięki któremu z prawdziwych szczegółów składał panoramę ginącej Europy pełną fantazji reportażowych, utkaną symbolami, paradoksami, przeinaczeniami, przenośniami i proroctwami. (…)
Malaparte był długie lata zdeklarowanym i krwiożerczym faszystą i nacjonalistą. Angielski badacz Lyttelton nazywa jego postawę nacjonalizmem wykorzenionego (nationalism of the déraciné). Nacjonalizm tak. Ale czy Malaparte nie był wrośnięty w swój naród? Lyttelton pisze, że w jego obrazowaniu odbijała się germańska mitologia i odczucia. To chyba głębokie nieporozumienie.
Malaparte potrafił po prostu doskonale portretować, imitować, podpatrywać. I dlatego krach hitleryzmu – „Kaputt” – i żałosny koniec faszystowskich Włoch – „Skóra” – napisane są nie w tym samym stylu. Na tym polegał talent Malapartego, że jako pisarz próbował wcielać się w skórę Włochów, Żydów czy Niemców; przyjaciół i wrogów.
To prawda, że długo nosił niewłoskie imię i nazwisko. Urodził się w 1898 roku pod Florencją jako Kurt Suckert, syn zdeklasowanego farbiarza z Saksonii i Włoszki. Jego przodkowie po mieczu mieli spolonizowanych kuzynów w Warszawie. Nie był zbyt przywiązany do surowego ojca. Chętniej przebywał w domu swojej niani i jej męża. Do końca życia pozostał chłopcem z Prato, do którego chętnie zaglądał, wracając ze swoich kosmopolitycznych wypraw.
Jego młodzieńczy nacjonalizm nie wynikał z chęci bycia bardziej włoskim niż Włosi, którzy nie mieli w swoich żyłach niemieckiej krwi. Zresztą pierwszym wyczynem szesnastoletniego Kurta była właśnie ucieczka z rodzinnego Prato do armii francuskiej walczącej przeciwko Niemcom. Po roku powrócił do Włoch. (…)
Dlaczego Kurt Suckert przystąpił do faszyzmu? Piero Gobetti, zaprzyjaźniony z nim w owych czasach, kiedy młody oficer i dziennikarz szukał jeszcze swojej drogi politycznej, napisze potem wprost, że „był zawsze nieokiełznanym chwalcą królobójców i dworaków”. (…)
„Kaputt” nie może służyć jako kronika życia i myśli Malapartego w latach 1941–1943. Ale jest to sprawa drugorzędna. Najistotniejsza jest wizja krachu cywilizacji europejskiej, tak jak ją zaczął pojmować pisarz po Stalingradzie
W roku 1931 pisarz osiada w Paryżu. Ogłasza tu po francusku dwie książki, którymi zdobywa sławę europejską: „Zamach stanu” i „Le bonhomme Lénine”. Ta pierwsza zwłaszcza zapładnia poczynania całej prawicy europejskiej w latach trzydziestych. W „Zamachu stanu” Malaparte dokonuje przeglądu udanych i nieudanych rewolucji i zamachów we współczesnym mu świecie, poczynając od roku 1917. Dochodzi do wniosku, iż zdobycie władzy w państwie jest problemem raczej technicznym niż politycznym. Stosunkowo nieliczne grupy zdecydowanych na wszystko ludzi mogą zdobyć władzę, jeżeli w sposób umiejętny – łamiąc wszelkie przyjęte kanony – opanują kluczowe punkty strategiczne: komunikację, środki łączności i masowego przekazu oraz banki.
„Zamach stanu” spotkał się z ogromnym zainteresowaniem nie tylko w kołach prawicowych, gdzie ekstremiści posługiwali się nim wręcz jak podręcznikiem. Malaparte zresztą unikał w tym okresie wyraźniejszego deklarowania się po stronie określonych obozów politycznych. Po drugiej wojnie światowej Mao Tse-tung okaże się też wielbicielem jego dzieła.
Malaparte nader krytycznie ocenił możliwości zdobycia władzy w Niemczech przez „słabeusza” Hitlera. (…) nie okazał się prorokiem. Po dojściu Führera do władzy „Zamach stanu” został oficjalnie spalony w Niemczech. (…)
Podczas wojny podróżuje po Europie. Dużo przebywa na Bałkanach, w okupowanej Polsce, w Związku Radzieckim i w Finlandii. Pisze korespondencje z frontu wschodniego. Wyrywa niekiedy swoich znajomych czy przyjaciół z rąk hitlerowców, pomaga, kiedy może. Wypełnia przy okazji małe misje dyplomatyczno-wywiadowcze na zlecenie Ciana, który usiłuje wyłamać się spod kurateli niemieckiej.
W lipcu 1943 roku po obaleniu Mussoliniego zostaje aresztowany w Rzymie na zlecenie rządu Badoglia. Na krótko. Powtórnie wsadzają go za kraty Amerykanie. Wychodzi z tego natychmiast obronną ręką. Zostaje włoskim oficerem łącznikowym przy armii amerykańskiej.
Po wojnie zdobędzie sławę światową jako pisarz antyfaszystowski. Pozostanie przez piętnaście lat wierny swoim nowym związkom z lewicą. Wielokrotnie odwiedzi ZSRR i Chiny. (…)
W „Dzienniku” Franka pod datą 23 stycznia 1942 roku pozostała jedynie dwuzdaniowa notatka o podwieczorku w Krakowie z okazji pobytu „czołowego pisarza włoskiego” Curzia Malapartego. Za to w „Kaputt” Malaparte na dziesiątkach stron traktuje o rozmowach z Frankiem, Wachterem, Fischerem i całą świtą generalnego gubernatora. Przypomina szeroko o wspólnej podobno uczcie w Belwederze w Warszawie, w której brał udział i Max Schmeling, mistrz świata w boksie, traktujący z dystansem hitlerowskich bonzów. Razem ze Schmelingiem, jak by wynikało z tekstu Malapartego, wzięli też udział w wyprawie do murów warszawskiego getta prowadzonej przez Hansa Franka. Schmeling w pamiętnikach pomija całkowitym milczeniem polski epizod. Zaznacza tylko wyraźnie, iż konsekwentnie potępiał antysemityzm.
Malaparte ostro rysuje swoje jednoznacznie antyhitlerowskie wspomnienia z okupowanej Polski, w której spędził parę tygodni na przełomie stycznia i lutego 1942 roku. Relacjonuje wstrząsające wypowiedzi Franka o sposobach ujarzmiania narodu polskiego, o postawach polskiego kleru i arystokracji, o wygrywaniu antysowietyzmu, o szczuciu polskich chłopów na polskich robotników. Bez żenady odtwarza okrutną scenę polowania na dzieci żydowskie uciekające z warszawskiego getta, w której uczestniczył jako świadek czy też – jak daje do zrozumienia – musiał uczestniczyć, albowiem Frank świadomie go tam zaciągnął, aby upodlić i upokorzyć. (…)
Malaparte nie musiał towarzyszyć Frankowi w polowaniu na dzieci żydowskie. A jeśli nawet tę scenę zmyślił, to uczestniczył w pełni świadomie w aktach faszyzmu włoskiego czy hitlerowskiego w czasie wojny. Zawsze miał skłonność do pławienia się w okrucieństwie. Aby lepiej to potem opisywać? (…)
W „Kaputt” wiele wypowiedzi Franka nosi cechy prawdopodobieństwa, sceny z księżną Radziwiłłową i niektóre inne potwierdzają dokumenty z archiwów włoskich i rodzinnych pisarza. Malaparte miał kuzynów w Warszawie, z rodziny niemieckiej osiadłej tu w XIX wieku. Zwiększało to jeszcze niewątpliwie poczucie wspólnoty Suckerta-Malapartego z Polakami, choć jako niebywały snob pysznił się w swojej książce nie mieszczańskimi powinowatymi, ale znajomościami wśród polskich arystokratów. (…)
Można zawierzyć jego relacjom o tym, co mówił Hans Frank, a nawet jego propolskim deklaracjom; nie sposób dać wiary, iż otwarcie kpił ze swojego gospodarza w Krakowie i w Warszawie. „Kaputt” jest książką antydatowaną przez pisarza, który po Stalingradzie postanowił dorobić sobie rodowód antyfaszysty. W roku 1943, a nie w 1942, Malaparte doszedł do wniosku, iż Hitler i Mussolini przegrają wojnę. (…)
„Kaputt” nie może służyć jako kronika życia i myśli Malapartego w latach 1941–1943. Ale jest to sprawa drugorzędna. Najistotniejsza jest wizja krachu cywilizacji europejskiej, tak jak ją zaczął pojmować pisarz po Stalingradzie. Tę plastyczną wielowymiarową wizję w „Kaputt”, ukończonym w 1944 roku, narzucił milionom czytelników, pokazując, jak wojna widziana przez intelektualistę towarzyszącego dyktatorom odsłania masowe okrucieństwo, bezduszność i bezmyślność rodzaju ludzkiego, który nie wytrzymuje porównania ze światem koni i psów, ze światem zwierząt.
„Kaputt” i „Skóra” miały zapewnić Malapartemu przepustkę do nowego świata powstającego po 1945 roku. Ukazywały go jako krytycznego obserwatora wielkiej krucjaty antybolszewickiej. Zbrodnie wojenne faszyzmów oglądał niewątpliwie ze zgrozą. Rejestrował masową zagładę Żydów. Ale był tylko krytycznym świadkiem notującym z Wawelu, z Belwederu, z neutralnego Sztokholmu, z kwater niemieckich, fińskich czy rumuńskich dowódców na froncie okrucieństwa wojny. Nie był czynnym przeciwnikiem. Nie włączył się nigdy w działalność antyfaszystów włoskich.
Niektórzy z jego przyjaciół z kręgów niemieckiej arystokracji, występujący w „Kaputt”, zapłacili życiem za związki z tymi, którzy dokonali 20 lipca 1944 roku nieudanego zamachu na Hitlera. A Malaparte tylko obserwował i notował. Nie działał. Nie sprzeciwiał się czynnie. Miał później poczucie współwiny i współodpowiedzialności. Ale usiłował je ukryć, przesłonić próbą przejścia do obozu komunistów włoskich, a później, pod koniec życia, poparciem dla Mao Tse-tunga i Chin Ludowych. (…)
Pytania o własną winę i współodpowiedzialność męczyły Malapartego do końca. Dopiero niedawno dowiedzieliśmy się, że na łożu śmierci, zwracając się do przyjaciółki Marii Antonietty Macciocchi, powiedział: „Umieram jako człowiek uczciwy”.
Przeczytaj także: „Jesteś albo niezwykłym bohaterem, albo wielkim głupcem”. Pilecki formuje ruch oporu w Auschwitz