Wygnanie z kraju, status wiecznego autsajdera, swoisty ostracyzm polegający to na odmawianiu mu wybitności, to na wypominaniu zaangażowania w komunizm, uwolniły go od polskiego grajdołka i stworzyły wpływowego komentatora rangi światowej.
Fragment książki Artura Domosławskiego „Wygnaniec. 21 scen z życia Zygmunta Baumana”, Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2021
Teraz dużo lepiej rozumiem, dlaczego człowiek tak dotkliwie i wielokrotnie poturbowany jak on chował się za wysoką gardą, gdy ktoś namawiał go, by opowiedział o swoim życiu wprost. Czy liczył – nie przyznając się tego przed innymi i może przed sobą samym – że sprawiedliwie opowie o nim ktoś inny? Nie wiem. Po kilku wygnaniach, fizycznych i symbolicznych, mógł spodziewać się od innych najgorszego. W najlepszym razie – niezrozumienia. W najgorszym? To akurat wiedział aż za dobrze.
Gdy zaczynałem tę literacką podróż, byłem pełen niepokoju, czy życie Zygmunta Baumana, poszczególne wydarzenia i fakty, decyzje bohatera poddadzą się sensownym wyjaśnieniom. Czy takie wyjaśnienia znajdę? Czy nadmiar materiału, jakiego dostarczają tak „karygodnie długie życie” – jak lubił żartować – i tak rozległa twórczość, nie wpędzą mnie w bezradność, nie sparaliżują decyzji o wyborze tego, co w tej obfitości najważniejsze? I czy życie Baumana „spina się” z jego twórczością?
Każda twórczość jest poniekąd autobiograficzna. Wyjątkowość dzieła Baumana – co widzę teraz wyraźnie – polega na tym, że był zarówno jego autorem, jak i obiektem refleksji. Zdarzało mu się mówić, że jest równocześnie rybą i ichtiologiem. Tę frazę słyszałem przed laty, ale wówczas, nie znając całej Baumanowej trajektorii, przypuszczałem, że to po prostu dobry greps, uwodliwa metafora.
Dziś myślę inaczej.
W przypadku Baumana charakter nie miał wpływu na największe kataklizmy, jakie go w życiu spotykały – i przesądzały o jego losie. Miał jednak wpływ na to, w jaki sposób stawił tym kataklizmom czoła.
„Wyjaśnijmy. «Wygnanie» […] nie musi polegać na fizycznej, cielesnej zmianie miejsca pobytu – pisał. – Może, ale nie musi, wiązać się z wyjazdem z jednego kraju i osiedleniem się w drugim. […] [C]harakterystyczną cechą każdego wygnania, a w szczególności wygnania pisarza (więc wygnania wyrażonego w słowach, przekształconego w komunikowalne doświadczenie) jest odmowa integracji – uparte wyodrębnianie się z jednorodnej przestrzeni fizycznej, stwarzanie własnego miejsca odmiennego od tego, w którym zadomowili się wszyscy wokół, miejsca niepodobnego do tych znanych z przeszłości i innego niż to, w którym żyje się dzisiaj. Wygnania nie definiuje się w odniesieniu do konkretnej przestrzeni fizycznej ani też w ramach opozycji pomiędzy wieloma przestrzeniami, ale poprzez autonomiczny stosunek do przestrzeni w ogóle”[1].
Jest dla mnie jasne, że to kawałek autobiografii. Bauman nie odnosi się w nim do fizycznych wygnań, których doświadczył. Czy trochę oszukiwał sam siebie, sugerując, że odmowa integracji to zazwyczaj wybór wygnańca, nie zaś skutek sytuacji, w której go postawiono? Możliwe. Jednak to samooszustwo – jeżeli istotnie nim było – miało ogromną zaletę: pozwoliło przekuć traumatyczne przeżycia w siłę. Być osobnym, niezintegrowanym, nie myśleć stadnie. Być wygnańcem na własnych warunkach. Tę szczególną autobiografię Bauman formułował w języku uniwersalnej refleksji, nie ujawniał, że pisze o sobie bądź że przetwarza bardzo osobiste doświadczenie.
Lubimy odkrywać ślady życia autorów w ich powieściach, wierszach, filmach. W poszczególnych fragmentach daje się niemal precyzyjnie odnaleźć echa konkretnych zdarzeń i doświadczeń. Dzieła filozofów, socjologów nieczęsto mają aż tak głęboki rys osobisty.
Bez trudu odnajduję nastoletniego Zygmunta-obcego we fragmentach „Wieloznaczności nowoczesnej…”. Rozpoznaję oficera KBW poddanego niektórym mechanizmom opisanym w „Nowoczesności i Zagładzie” (choć w jego przypadku niezwiązanym z Zagładą). Docenta z Uniwersytetu Warszawskiego i socjologa oddanego Partii – w „Prawodawcach i tłumaczach”. Rozczarowanego rozbitka i kwestionującego wszelką pewność „błazna”, który rzuca wyzwanie „kapłanom” w „Dwóch szkicach o moralności ponowoczesnej” i „Etyce ponowoczesnej”. Obserwatora eksperymentu konserwatywnej rewolucji – w „Wolności”, „Globalizacji” i całej „płynnej serii”.
Przez kilkadziesiąt lat Bauman pisał wielotomową eseistyczną epopeję o XX wieku i początku XXI – o tworzeniu i rozpadaniu się kolejnych ładów i nieładów, o kataklizmach, które spadały na niego, o symbolicznych trzęsieniach ziemi i prywatnych końcach świata.
Snuł też refleksję-opowieść o wygnaniu i wygnańcach.
„Dla wygnańca łamanie reguł nie jest kwestią wolnego wyboru, ale nieuniknioną koniecznością. Wygnańcy wiedzą niewiele na temat reguł panujących w kraju, do którego przybyli, nie traktują ich także z takim namaszczeniem, aby wysiłek ich przestrzegania można było uznać za szczery i satysfakcjonujący. Podobnie jak w kraju pochodzenia, także i tutaj wygnanie uchodzi za grzech pierworodny, w obliczu którego wszystkie późniejsze czyny grzeszników mogą posłużyć jako dowód nie dość gorliwej wierności wobec reguł. Tak czy inaczej, niefrasobliwość wobec reguły staje się znakiem firmowym wygnańców. Mało prawdopodobne, by zjednało im to sympatię mieszkańców jakiegokolwiek z krajów, między które dzielą swoje życie. Paradoksalnie jednak właśnie dzięki temu mogą przynieść każdemu z nich dary, których te kraje potrzebują, choćby z potrzeby tej nie zdawały sobie sprawy – darów, których nie mogłyby otrzymać z innego źródła”[2].
Ale wygnanie jest… swoistą ułomnością. Irena Grudzińska-Gross, także emigrantka, opowiadała, że choć bycie człowiekiem z zewnątrz, kimś „pomiędzy”, ma jasne strony: możliwość rozwoju osobistego, przywilej patrzenia z dystansu, ma też i ciemną: to „rodzaj kalectwa”.
„Uchodźstwo pozbawia człowieka poczucia normalności – mówiła w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. – To tak, jakby oko straciło ostrość widzenia i ciągle jest potrzeba jakiejś korekty. Po wyjeździe już nigdy nie jest się u siebie. Emigrant jest osobą marginalną i taką pozostaje, nawet gdy się jakoś zadomowi. Tego dystansu nie można pokonać”[3].
Baumanowi, wygnańcowi z przestrzeni nie tylko fizycznej, udało się przekształcić uchodźstwo, którego nie wybierał, w korzyść i sukces. Wygnanie z kraju, status wiecznego autsajdera, swoisty ostracyzm polegający to na odmawianiu mu wybitności, to na wypominaniu zaangażowania w komunizm, uwolniły go od polskiego grajdołka i stworzyły wpływowego komentatora rangi światowej, człowieka wyznaczającego szlaki refleksji o przemianach naszego czasu.
„Stanowcze postanowienie, by pozostać «poza społeczeństwem»; zgoda na integrację wyłącznie ze stanem niezintegrowania, sprzeciw – zawsze bolesny i męczący, lecz ostatecznie zwycięski – wobec przytłaczającej presji miejsca, starego czy nowego, bezwzględna obrona prawa dokonywania osądów i wyborów, akceptacja wieloznaczności lub powoływanie jej do istnienia – oto konstytutywne cechy «wygnańca». Pamiętajmy przy tym, że wszystkie one dotyczą postawy i strategii życiowej, raczej duchowych niż fizycznych poruszeń”[4].
Wygnanie jako cecha konstytutywna człowieka? Jako synonim wolności, którą daje tylko samotność? Bauman lubił powoływać się na brytyjskiego pisarza Thomasa Hardy’ego, który twierdził, że losem człowieka jest jego charakter. Klucz do charakteru kluczem do człowieczego losu? W przypadku Baumana charakter nie miał wpływu na największe kataklizmy, jakie go w życiu spotykały – i przesądzały o jego losie. Miał jednak wpływ na to, w jaki sposób stawił tym kataklizmom czoła. Niekiedy bywał pułapką: wygnańca, który odżegnuje się od wszelkich przynależności, nikt nie chce bronić, gdy on tej obrony potrzebuje.
Przez cały czas pisania tej opowieści towarzyszyły mi pytania o to, czym w ogóle jest biografia innego człowieka; jakie są jej możliwości, jakie ograniczenia. Inspirujące uwagi na ten temat sformułował Jerzy Jarniewicz, krytyk, literaturoznawca, tłumacz. Spisuję swój dialog z nimi.
„Czy można dziś pisać biografie nieżyjących już postaci w przekonaniu, że ma się do nich dostęp, dostęp do ich myśli i uczuć, lęków i obaw, planów i pożądań, że się wie, jak wyglądały ich sobotnie poranki, lipcowe wycieczki rowerem, kłótnie z sąsiadem?”[5].
Biografia nie jest buchalterią, lecz opowieścią; rozmową z cudzym doświadczeniem (oto jedna z lekcji Baumana). Dobrze, jeżeli biografia ma rys pokory, gdy idzie o wiedzę o drugim człowieku, ale niedobrze, gdy pokora odbiera głos opowiadającemu. Czasem lepiej chybić, niż nie zagrać.
Bauman uważał błąd za błogosławieństwo. W każde twórcze myślenie wpisana jest możliwość popełnienia błędu. Pozwala on na przewartościowania, korekty; chroni przed dogmatyzmem i wyzwala od pewności, że posiadło się jedyną prawdę, raz na zawsze.
„[Czy można dziś pisać biografie nieżyjących już postaci w przekonaniu], [ż]e ma się papierek lakmusowy, po którego zabarwieniu można stwierdzić, co było w życiu danej postaci grą, a co przejawem autentyzmu, albo: co nie było ani grą, ani autentyzmem, bo było być może i jednym, i drugim zarazem?”[6].
W opowieści biograficznej chodzi o zbliżanie się do prawdy o drugim człowieku, nie o jej dekretowanie. Jak powiada Janet Malcolm, tylko prawdy z literatury fikcji są twarde jak kamień; w literaturze faktu zawsze pozostawiają niepewność. Opowieść biograficzna bywa spekulacją.
„Czy można pisać biografię pisarza, pomijając jego życie prywatne, jakby możliwe było oddzielenie człowieka, który pisze, od człowieka, który je, śni, kocha się, podróżuje?”[7].
Sądzę, że nie. Dowiedziałem się trochę o tym, co mój bohater jadł, a właściwie – co gotował, oraz jak za pomocą szczodrości i opieki zdarzało mu się sprawować miękką kontrolę nad innymi. Trochę – o kochaniu, ale więcej o tym, jakie miał o kochaniu przemyślenia.
O jego snach nie wiem nic. Zdarzało mi się o nich spekulować. „O czym śnił Zygmunt Bauman” – dobry tytuł wiersza. I pouczające memento: nigdy nie dowiesz się wszystkiego, nasza wiedza o innych jest zawsze ograniczona, istnieją obszary, do których nie mamy dostępu.
Czy można napisać dziś biografię bez głębokiego poczucia, że ukaże ona zaledwie jeden z możliwych profili jej bohatera, a być może pokaże tylko samą siebie, własne mechanizmy i własną poetykę?
„Wygnaniec” jest moją opowieścią o Zygmuncie Baumanie. Jej powstanie zawdzięczam również wszystkim, którzy powierzyli mi swoje opowieści o nim. Czy „wyposażyłem” Baumana we własne doświadczenia? Nie. Ale sposób opowiedzenia o doświadczeniach, jakie były jego udziałem – tak.
Inne opowieści nie istnieją.
[1] Zygmunt Bauman, „Płynna nowoczesność”.
[2] Tamże.
[3] „Uchodźstwo pozbawia człowieka normalności. Jakby oko straciło ostrość widzenia”, „Duży Format” – magazyn reporterów „Gazety Wyborczej”, 18 grudnia 2017.
[4] Zygmunt Bauman, „Płynna nowoczesność”.
[5] Jerzy Jarniewicz, „Palec biografa”, „Książki w Tygodniku” – magazyn literacki „Tygodnika Powszechnego”, 11 maja 2010.
[6] Tamże.
[7] Tamże.
Tylko przestając być Polakiem można stać się Człowiekiem?
A o tych sprawach też jest mowa? https://www.youtube.com/watch?v=KPk7knAsi-4
Czy będzie fragment o plagiacie/auto-plagiacie?
Wygnaniec? Wydarzenia w 1968 to były WEWNĘTRZNE porachunki partii i polskiej bezpieki. Nie miały z Polską i narodem polskim nic wspólnego. Budowanie mitu na tej podstawie jest żenujące.
Polacy z definicji są zawsze dziewicami.
Jak miło.
A jakieś dziwne chrześcijaństwo uczy ze trzeba być świadomym swoich grzechów.
Ale to też chyba bezpieka wymyśliła…..
Dokladnie tej samej logiki/narracji, ktorej uzywa Domoslawski do wybielenia Baumana, uzywali tez hitlerowscy oprawcy w Norymberdze: mysmy wtedy nie wiedzieli, chcielismy budowac lepsze Niemcy, nie moglismy sie sprzeciwic, bo takie byly warunki, to byl rozkaz, a ja mialm tylko 19 lat…
Hitlerowscy oprawcy: 1. nie żyli w biedzie i oparach antysemityzmu ze strony Polaków w przedwojennej Polsce , 2. nie uciekali przed hitlerowcami w obronie swojego życia w głąb ZSRR 3. nie żyli w biedzie i głodzie w ZSRR czasów wojny zdani na fizyczną pracę matki 4. nie ratowali się wstąpieniem do wojska polskiego (cóż, tego komunistycznego, bo innego w okolicy nie było) 5… ( itd. – odsyłam do życiorysu Baumana). W każdym razie, im jestem starsza tym pewniejsza, że gdybym żyła w pełnej wyzysku i niesprawiedliwości Polsce międzywojennej, to po wojnie zostałabym gorliwą komunistką ( nie wiedząc, jak większość, o zbrodniach Stalina, ale marząc w świetlistą przyszłość świata równości i sprawiedliwości). Łatwo oceniać innych siedząc w miękkim fotelu…
Znam kilku „gorliwych komunistow” (szczegolnie dwoch polkownikow: jednego strazy pozarnej a drugiego LWP)- zaden z nich nie pracowal dla KBW i dla Informacji Wojskowej, ponosili konsekwencje sluzbowe za chodzenie do kosciola czy poslanie dziecka do Pierwszej Komunii Sw.
Po drugie, pani wlasnie uzyla argumentu „jak jest sie biednym, to wolno wiecej”. Otoz znakomicie z tym argumentem rozprawia sie nie kto inny tylko Victor Frankl w swojej ksiazce „Czlowiek w poszukiwaniu sensu”. Polecam ten fragment, gdy konczy sie jego obozowa historia i zostaje wyzwolony, opisujac zachowania swoich kompanow, ktorzy nagle stwierdzili, ze poniewaz byli biedni i przesladowani, to teraz nalezy im sie wiecej od zycia i moga tego wymagac od innych.
PS. Nic pani o mnie nie wie, a juz ocenila mnie, ze siedze w miekkim fotelu. Otoz w stanie wojennym dwukrotnie do mnie strzelano i wiem, co to strach, i tym bardziej dziwie sie, ze Bauman (ktorego zyciorys i dokonania naukowe dosc dobrze znam), stanal po stronie ewidentnych zbrodniarzy. Tego sie nie da obronic.
Ad. 1 : A cóż ma piernik do wiatraka ? Bauman, zdaje się, nie był nawet chrześcijaninem …Ja zaś znam/słyszałam o wielu, którzy posyłali dzieci i samo chodzili do kościołów ile dusza zapragnie , również w czasach stalinizmu, i nie mieli z tego powodu żadnych problemów (bo w zgodzie z własnym sumieniem nie współpracowali z systemem, a system miał gdzieś ich praktyki religijne). Ad 2: Bynajmniej nie użyłam takiego argumentu. Raczej: jak się jest biednym i wykorzystywanym, na dodatek młodym, to naturalne jest podjęcie walki o zmianę tego stanu rzeczy także dla i w imieniu innych biednych i wykorzystywanych (czyli walkę o zmianę ustroju). Inną sprawą jest ewentualna naiwność czy zaślepienie czy błędna ocena sytuacji (przez 20-letniego chłopaka bez wykształcenia). Niby do kogo miał dołączyć po powrocie do kraju chłopak taki jak Bauman w 1945 r. ? Do narodowców ? Polskiej inteligencji o szlacheckich korzeniach ? Polskich chłopów, bardzo przepraszam, ale źle nastawionych do Żydów ? Ba, chłopskie dzieci właśnie zaczynały budować socjalizm w fabrykach i licznie powstających szkołach różnego typu. Niestety, Bauman z owych lat jest uczciwszy w swojej ideowości od wielu innych. Choć było też wielu lepszych. Za resztę się pokajał lata świetlne temu. Wtedy, kiedy w Polsce nadal każde stanowisko kierownicze wiązało się z przynależnością do partii i profitami, i wielu wybierało hipokryzję oraz profity, zaś wielu wybierało uczciwość. Dodam na koniec, że udział w prześwietlaniu życiorysu Baumana przez pana P.G. nadaje całej tej nagonce na Baumana kolor brunatny, i zniechęca generalnie do jakiejkolwiek polemiki. Na Pana zarzut o pracy Baumana dla KBW, przytoczę tylko za Wikipedią: „w czerwcu 1945 wraz z całą 4 Dywizją Piechoty (Bauman) został wcielony do KBW. Gratuluję Panu patriotycznej i bohaterskiej postawy w trakcie stanu wojennego, ale… czy w czerwcu 1945 r. miałby Pan siłę sprzeciwić się jako jednostka owemu wcieleniu do KBW ? Kończę ten wątek.
czy równie łagodnie nie powinniśmy się obejść z o. Pawłem M.? On też miał trudne dzieciństwo.
Wie Pan, ja nie będę komentować tych Pana słów. Nie ma sensu.