Ponad siedemdziesiąt lat regularnych praktyk religijnych Joe’go Bidena ani wielokrotnie deklarowane zaufanie do Boga w trudnych chwilach życia nie przekonują do niego konserwatywnych katolików, podobnie jak nie cieszy ich afirmujący miłosierdzie pontyfikat Franciszka.
Gdy byłam dzieckiem, babcia opowiadała mi o najlepszym prezydencie Stanów Zjednoczonych. Miał być nim John Fitzgerald Kennedy. Babcia uważała go za świętego: katolik, antykomunista, człowiek troszczący się o biednych. Do tego zmarł tragiczną śmiercią od kuli zamachowca.
Podobno w małopolskich wioskach w latach 60. o Kennedym śpiewano nabożne pieśni. We wczesnych latach 90., już jako nastolatka, nieco lepiej poznałam życiorys 35. prezydenta Stanów Zjednoczonych – także od strony obyczajowej. Z dzisiejszego punktu widzenia jego liczne zdrady małżeńskie były kpiną z instytucji małżeństwa, upokorzeniem dla najbliższych, a podejście do kobiet JFK co najmniej wskazywało na notoryczne nadużywanie przez niego pozycji.
Na uznanie zasługiwały bezsprzecznie działania Kennedy’ego na rzecz Afroamerykanów, mniejszości etnicznych i walki z ubóstwem, chociaż zrealizowane zostały jedynie w skromnym stopniu w czasie brutalnie przerwanej prezydentury.
Joe lubi żartować, że jest chyba jedynym katolikiem irlandzkiego pochodzenia, ze spełnionym marzeniem o żydowskim zięciu, uznanym chirurgu
Były to cele zgodne z chrześcijańskim ideałem troski o tych, którym wiedzie się gorzej. Mogły wypływać z katolicyzmu prezydenta albo – jak twierdzi część amerykańskich historyków – z inspiracji deizmem Thomasa Jeffersona, którego lubił cytować. Był wielkim zwolennikiem świeckiego państwa, które pozostaje oddzielone od spraw kościołów. Praktykował katolicyzm, ale się nie nim specjalnie nie przejmował, co jego żona z rozbawieniem wspomniała w rozmowie z Arthura Krocka, słynnego dziennikarza, zdobywcy Nagrody Pulitzera. Niezależnie od tego współcześni Kennedy’emu amerykańscy katolicy identyfikowali się z nim, uznawali go za swojego.
Lekarstwo na własny ból
Na kolejnego katolickiego prezydenta przyszło Stanom Zjednoczonym czekać 60 lat. Joe Biden jest jednak zupełnie inny niż jakikolwiek katolik, który zrobił polityczną karierę nad Potomakiem.
Dla znacznej części Amerykanów podstawowym atutem Bidena jest to, że nie jest Donaldem Trumpem, a jego wyznanie pozostaje sprawą drugorzędną. Jednak nowy prezydent uparcie pokazuje, że nie jest jedynie odpowiedzią Demokratów na kontrowersyjnego poprzednika, ale osobowością polityczną, która czerpie siłę z wiary w Boga i w ludzki potencjał.
Chociaż Ameryka jest do niego przyzwyczajona i identyfikuje go z Barackiem Obamą, nadal może zaskakiwać w budowaniu swojej pozycji w stanach, które zazwyczaj nie głosują na Demokratów. Leciwy, ale głoszący odnowę i naprawę Ameryki, może liczyć bardziej na przychylność ludzi młodych niż swoich rówieśników.
Inspirujący się papieżem Franciszkiem, odpowiadający pozytywnie na jego wezwania do większej sprawiedliwości społecznej, troski o los uchodźców, odpowiedzialności za planetę i dobro wspólne, budzi podziw agnostyków i humanistów, ale wywołuje mieszane uczucia wśród katolików. Gdy w 1960 roku na Kennedy’ego głosowało 80 proc. katolików, w 2020 roku Bidena poparło ich 52 proc., a 47 proc. wybrało Trumpa.
Ponad siedemdziesiąt lat regularnych praktyk religijnych ani wielokrotnie deklarowane zaufanie do Boga w trudnych chwilach życia nie przekonują konserwatywnych katolików, podobnie jak nie cieszy ich afirmujący miłosierdzie pontyfikat Franciszka. Gdy papieska łagodność dla rozwodników i osób LGBT wprawia niektórych wiernych w osłupienie, Biden, który w 2016 roku udzielił ślubu cywilnego parze gejów, po prostu ich drażni. Jego akceptacja dla liberalnego podejścia do aborcji w rodzimej Partii Demokratycznej musi budzić ich sprzeciw i aż prosi się o łatkę „katolika kafeteryjnego”, wybierającego z Biblii i nauki Kościoła tylko atrakcyjne dla siebie kąski.
Nie jest to oczywiście sprawiedliwa ocena wiary polityka, którego życiorys nasuwa porównania z biblijnym Hiobem. Gdy pod koniec 1972 roku Biden w wypadku stracił żonę i malutką córeczkę, nie odszedł od Boga ani z Kościoła. Przyznając w wywiadach, że miał wtedy żal do Stwórcy i myśli samobójcze, nie zaniedbał religijnych praktyk i w ich regularności oraz wsparciu rodziny i przyjaciół znalazł źródło siły podczas żałoby.
Osobiste tragedie zrobiły z Bidena mistrza rozumienia ludzkiego cierpienia i cenionego pocieszyciela strapionych. Było to szczególnie widoczne po śmierci dorosłego syna Beau w 2015 roku. Gdy miesiąc później rodzina Bidenów spędzała wakacje w Karolinie Południowej, wspólnie przeżywając stratę, dotarła do nich wiadomość o strzelaninie w episkopalnym kościele czarnych metodystów w Charleston w sąsiedniej Karolinie Północnej. Sprawcą tej podyktowanej rasizmem zbrodni, w której zginęło dziewięć osób, był dwudziestojednoletni zwolennik supremacji rasy białej Dylan Roof. Przebywający w odległości 45 minut od miejsca tragedii Biden przerwał urlop i pospieszył na spotkanie z rodzinami zmarłych.
Napisał o tym w swojej książce „Promise Me, Dad” („Obiecaj mi, tato”), przyznając, że pocieszanie innych zawsze sprawiało, że czuł się trochę lepiej. „Byłem złakniony, by poczuć się lepiej” – tak we wspomnieniach z tamtego okresu umniejszył rolę swojego wsparcia dla innych, uznając je za lekarstwo na własny ból.
Katolicyzm jako przeciwwaga
Katolicyzm Bidena – pozwalający mu przetrwać stratę najukochańszych osób – jest przez niego także honorowany w momentach największej chwały. W środę, 20 stycznia br., Joe Biden podczas swojego zaprzysiężenia pokazał to tak dobitnie, że niejeden bogobojny polityk znad Wisły mógłby mu pozazdrościć.
Uroczystości państwowe inauguracji prezydenta zwyczajowo poprzedza ceremonia religijna. W tym przypadku była to katolicka msza święta w Katedrze pw. Św. Mateusza, na którą zaprosił rodzinę, współpracowników, a nawet oponentów politycznych z Partii Republikańskiej. Rozpoczęcie nowego i bardzo doniosłego etapu życia w mocno dojrzałym wieku od mszy świętej, chociaż wpisuje się w typowy harmonogram inauguracyjny, ma także swoje osobliwe piękno. Dla najstarszego prezydenta w historii USA jest naturalną konsekwencją długiego już życia, w którym Eucharystia, częstsza nawet niż niedzielna, ma duże znaczenie.
Katolickich akcentów nie zabrakło na samym zaprzysiężeniu. Inwokację wygłosił jezuita o. Leo O’Donovan, długoletni przyjaciel rodziny Bidenów. Przemówienie nowego prezydenta nawiązywało do „Państwa Bożego” Św. Augustyna, chociaż nie umknęło uwagi krytyków, że odniesienia do rzeczy wspólnych w takim państwie – a umiłowanych przez Amerykanów – potraktowane zostały dość wybiórczo.
W prasie amerykańskiej zanotowano także, że młodziutka czarna poetka Amanda Gorman, której wiersz „The Hill We Climb” („Wzgórze, na które się wspinamy”) uświetnił całe wydarzenie, jest katoliczką, a zarazem feministką. Katolickie wyznanie i feminizm deklarują także Lady Gaga, której powierzono zaśpiewanie hymnu, i Jennifer Lopez, łącząca wykonanie pieśni patriotycznych ze swoim słynnym „Let’s Get Loud” skierowanym do społeczności latynoskiej.
Być może katolickie motywy w ceremonii zaprzysiężenia miały być przeciwwagą dla wydarzeń, które rozegrały się dwa tygodnie wcześniej na Kapitolu, gdy zwolennicy kończącego kadencję prezydenta Trumpa doprowadzili do przerwania posiedzenia Kongresu, zatwierdzającego wynik wyborów prezydenckich.
Wśród demonstrantów swoją obecność mocno zaznaczali konserwatywni ewangelicy z nurtu pentekostalnego. To oni zadbali o wyeksponowanie transparentów „Jesus 2020” czy „Jesus Is My Saviour, Trump is My President” (Jezus moim zbawcą, Trump moim prezydentem). Chrześcijanie ci – inspirowani dosłownym czytaniem Apokalipsy – podjęli w swoim przekonaniu zero-jedynkową walkę dobra ze złem, nadając Trumpowi właściwości męża opatrznościowego. Ich nieudana interwencja przyniosła chaos, cztery ofiary śmiertelne i potępienie ze strony większości polityków amerykańskich oraz społeczności międzynarodowej.
Biden, świadomy religijnych podtekstów insurekcji, ze swoim spokojnym, eleganckim i dopieszczonym na potrzeby inauguracji katolicyzmem, zapewne dążył do wyciszenia tych trudnych emocji i pokazania innego rodzaju wiary w Boga.
Aborcja. Biden ewoluuje z wiekiem
Gdyby Biden nie był politykiem i prawnikiem, mógłby być pewnie całkiem przyzwoitym teologiem. Księdzem raczej nie, bo już w 12 roku życia doszedł do wniosku, że zainteresowani dziewczynami było zbyt silne, by realizować się w kapłaństwie. Lubujący się w religijnych treściach i rytuałach, wybiera katolicyzm ekumeniczny i nieinwazyjny.
W 1960 roku na Kennedy’ego głosowało 80 proc. katolików, w 2020 roku Bidena poparło ich 52 proc., a 47 proc. wybrało Trumpa
Jest dumnym posiadaczem jarmułki, której używa podczas uroczystości żydowskich, a bywa na nich z racji wypełnianych obowiązków oraz prywatnie. Jego dzieci mają obecnie żydowskich współmałżonków, przez co różnorodność jest pielęgnowana i celebrowana w rodzinie Bidenów. Córka Ashley kilka lat temu poślubiła swojego męża profesora medycyny Howarda Kreina podczas międzywyznaniowej ceremonii ślubnej, której przewodził ksiądz katolicki w asyście rabina. Joe lubi żartować, że jest chyba jedynym katolikiem irlandzkiego pochodzenia, ze spełnionym marzeniem o żydowskim zięciu, uznanym chirurgu.
Zmarły syn Beau również wybrał żonę żydowskiego pochodzenia, do końca pozostając praktykującym katolikiem. Druga żona Huntera Bidena to Żydówka z Południowej Afryki, przy której młodszy syn Bidenów naprawia swoje życie po kilkuletniej fazie eksperymentów z narkotykami i przelotnych związków. Katoliczką nie jest także wywodząca się z kościoła prezbiteriańskiego pierwsza dama Jill Biden, która chętnie i często towarzyszy mężowi podczas niedzielnych mszy.
Przywiązany do praktyk, ale w pełni akceptujący tempo zmian we współczesnym świecie – Biden pokazuje jakim katolikiem można być w zsekularyzowanym społeczeństwie. Jego otwartość na inność i respektowanie wartości, które nie pasują do katolickiego światopoglądu zdaje się wzrastać wraz z wiekiem. Sztandarowym przykładem są prawa reprodukcyjne kobiet, a zwłaszcza dopuszczalność aborcji.
Prywatnie Biden, jego żona ani rodzina nigdy nie uznawali aborcji za właściwy wybór. Zostało to otwarcie wyrażone w książce Bidena z 2008 roku „Promises to Keep” („Spełniając obietnice”), w której ówczesny senator stanu Delaware zaznaczył, że nie daje sobie prawa decydowania za innych. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat doszedł do bardziej radykalnego stanowiska, że prawa reprodukcyjne są prawami konstytucyjnymi i każda kobieta powinna je mieć.
Jest to nawiązanie do 14. poprawki do Konstytucji USA, która gwarantuje obywatelom prawo do wolności i prywatności. Była ona przesłanką do rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego w sprawie Roe v. Wade na rzecz dopuszczalności aborcji na życzenie w styczniu 1973 roku. Biden, który był wtedy trzydziestoletnim, właśnie owdowiałym, senatorem stwierdził, że Sąd Najwyższy posunął się za daleko. Dziewięć lat później głosował za prawem poszczególnych stanów do ograniczania dostępności aborcji. Jeszcze w 2006 roku był przeciwny dopuszczalności późnej aborcji oraz finansowaniu tej procedury w każdym stadium ciąży z funduszy publicznych – naraził się wówczas części Partii Demokratycznej i organizacjom kobiecym.
Teraz – po tym jak w czasie prezydentury Trumpa wiele stanów obrało mocno antyaborcyjny kierunek – chciałby rozwiązań odwrotnych.
Jedyne kryterium katolicyzmu?
Obecnie Biden naraża się Konferencji Episkopatu USA. W dzień inauguracji przewodniczący episkopatu abp José H. Gomez wystosował list, w którym uznanie dla osobistej pobożności nowego prezydenta i zaangażowania w sprawy ubogich przeciwstawione zostało krytyce zapowiadanych przez niego polityk w zakresie aborcji, antykoncepcji, małżeństwa i gender, co prowadzić może do zła moralnego i zagrażać ludzkiej godności. W liście podkreślona została troska o wolność Kościoła i wiernych, którzy chcą żyć w zgodzie z sumieniem.
Warto zaznaczyć, że zarówno ton, jak i zawartość tego listu, wzbudziły wśród części biskupów amerykańskich pewne poruszenie. Część z nich, w tym kardynał Blase J. Cupich z Chicago, uznała list za zbyt konfrontacyjny wobec prezydenta. Trudno o jakiekolwiek argumenty sugerujące, że Biden mógłby łamać ludzkie sumienia w sprawie aborcji. Jego podejście jest przecież wolnościowe. Całkiem możliwe, że przeżywa to zagadnienie bardziej, niż publicznie się do tego przyznaje.
Nie wydaje się, żeby Biden zmienił zdanie na temat późnej aborcji, lecz wiadomo już, że rozważa możliwość finansowania terminacji ciąży z pieniędzy publicznych. Stanowisko Bidena w sprawie aborcji dzieli amerykańskie duchowieństwo do tego stopnia, że jesienią 2019 roku ksiądz Robert Morey z parafii Św. Antoniego w Florence w Karolinie Południowej odmówił udzielenia Komunii byłemu wiceprezydentowi, który już oficjalnie rozpoczął walkę o Biały Dom. Media to podchwyciły i namówiły księdza do wypowiedzi, podczas gdy Biden odmówił komentarza. Uznał to za sprawę prywatną.
Kardynał Timothy Dolan z Nowego Jorku wyraził wtedy pogląd, że gdyby tylko święci mogli przyjmować Komunię, żaden uczestnik mszy nie byłby jej godzien, nawet on sam. Kardynał Dolan nigdy nikomu nie odmówiłby prawa do przyjmowania Komunii, chociaż stwierdził, że potrafi zrozumieć pobudki, które kierowały księdzem z Karoliny Południowej.
Piętnaście lat wcześniej John Kerry, kandydat Partii Demokratów na prezydenta USA i oponent George’a W. Busha w wyborach w 2004 r., również musiał mierzyć się z groźbami odmowy Komunii ze strony konserwatywnego kardynała Burke’a. Powodem, jak u Bidena, było liberalne podejście do aborcji. W tym samym czasie wielu amerykańskich biskupów i zwykłych księży popierało Busha, mimo rozpętania przez niego w 2003 roku wojny w Iraku, o zaniechanie której zabiegał Jan Paweł II. Nie przeszkadzała im też jego pełna akceptacja kary śmierci. Z racji przynależności do kościoła metodystów George W. Bush nie musiał nawet martwić się katolicką Komunią, ale kontrowersje wokół tego sakramentu dla Kerry’ego działały na jego korzyść.
Dyskusja o tym, kto ma prawo przyjmować Komunię, zawsze ożywia się w kampaniach wyborczych – może zatem budzić uzasadnione wątpliwości co do motywacji jej uczestników. Czy faktycznie wypływa ona z bezkompromisowego podejścia do nauki Kościoła i odbywa się w całkowitym oderwaniu od sympatii do innego kandydata? Czy inne grzechy przeciwko życiu zasługują na podobne sankcje? Udzielanie Komunii politykom aktywnie popierającym karę śmierci, obojętnym wobec tonących uchodźców, wzywających do konfliktów zbrojnych czy wprowadzających w życie prawa pogarszające los ubogich nie wydaje się dla duchownych źródłem podobnych dylematów moralnych.
W sprawie aborcji Biden rozumie motywacje krytyków, ale nie zgadza się, by to zagadnienie stało się jedynym kryterium wartości katolicyzmu. Chociaż dla części katolików niezgoda na aborcje to papierek lakmusowy jedności z Kościołem, nie byłoby prawdą powiedzenie, że wszyscy katolicy są za całkowitym zakazem aborcji. Nie da się także łatwo przekreślić 48 lat funkcjonowania prawa do wyboru w oparciu o sprawę Roe v. Wade. Katolicyzm może w tej kwestii nie dawać wyboru, ale indywidualna wolność oparta na świeckim prawie, stanowionym nie tylko dla chrześcijan, już tak. Wiele osób w Stanach Zjednoczonych, niezależnie od wyznania, jest gotowych bronić tej wolności, chociaż osobiście nigdy by z niej nie skorzystali.
Wiara najlepiej widzi w ciemności
W systemie wartości wyznawanym przez Bidena największym grzechem jest przekroczenie uprawnień władzy, zarówno w sferze prywatnej, jak i publicznej. Wyniósł to z domu, w którym jego rodzice zwracali uwagę na nadużycia siły wobec słabszych. Podniesienie ręki na kobietę lub dziecko czy wykorzystanie desperacji osoby słabszej fizycznie, ekonomicznie czy psychicznie uznaje za niedopuszczalne.
Biden rozszerza zakres takiego grzechu także na przemoc seksualną, zwłaszcza wobec kobiet i osób zależnych. W pierwszej połowie lat 90. był jednym z propagatorów ustawy o przemocy wobec kobiet (Violence Against Women Act of 1994) i jednym z nielicznych polityków w USA, którzy poważnie podchodzili do zagadnienia gwałtu małżeńskiego. Pewną ironią losu jest fakt, że sam musiał mierzyć się z oskarżeniami o molestowanie seksualne wysuwanymi przez była pracownicę Tarę Reade podczas ostatniej kampanii prezydenckiej.
Reade zarzucała mu dotykanie miejsc intymnych w 1993 roku. Biden temu zaprzeczył, ale zachęcał do kompleksowego zbadania sprawy mówiąc, że kobiety, które występują z takimi zarzutami „powinny być słyszane, a nie uciszane”. Jednocześnie wskazywał na nieścisłości w relacji pokrzywdzonej, która do dziś nie została potwierdzona.
Siedem innych kobiet zgłosiło zastrzeżenia do sposobu, w jaki Biden naruszał ich przestrzeń prywatną poprzez zbyt bliski kontakt, niepotrzebne poklepywanie po plecach, komentarze na temat wyglądu czy objęcie ramieniem. Zdarzył się pocałunek w czubek głowy. Choć żadna z kobiet nie stwierdziła, by naruszenia te miały charakter seksualny, wszystkie uznały te przejawy czułości za niechciane i mocno problematyczne.
Biden przyznał, że w czasie licznych kampanii wyborczych i w swojej długoletniej pracy na politycznych stanowiskach dotyk, uściski i fizyczny kontakt były bardzo częste, ale – w jego sumieniu i przekonaniu – nigdy nie były niewłaściwe. Uznał, że powinien być bardziej wyczulony na dyskomfort, który może powodować taki spontaniczny dotyk. Obiecał zmianę podejścia do prywatnej przestrzeni osób, z którymi się spotyka i pracuje.
Jedne z większych kontrowersji w jego politycznej przeszłości wzbudziła sprawa Anity Hill. W październiku 1991 roku młoda czarna prawniczka zatrudniona w Departamencie Edukacji zeznawała przed senacką komisją ds. sprawiedliwości, która miała zatwierdzić kandydaturę Clarence’a Thomasa, czarnego, konserwatywnego Republikanina, na sędziego Sądu Najwyższego. Hill twierdziła, że doświadczyła z jego strony molestowania seksualnego, głównie werbalnego, a także ciągłej presji, by pójść na randkę, co sugerowało erotyczne zamiary. Senator Joe Biden ze stanu Delaware stał na czele tej komisji. Dzisiaj, z perspektywy ruchu #metoo, nie sposób oglądać archiwalnych nagrań z przesłuchania Hill – bije z nich seksizm i rasizm członków komisji, a także przemoc psychologiczna, której się wobec niej dopuszczali.
Komisja składała się z samych białych mężczyzn, Biden należał do tych łagodniejszych. Do zeznającej zwracał się zawsze z szacunkiem dla jej tytułu naukowego, ale jednocześnie pytał „profesor Hill” o najbardziej zawstydzające aspekty molestowania. Stwierdził także, że każdy członek komisji może zapytać ją o co tylko zechce, z czego niektórzy senatorowie skwapliwie skorzystali. Zapewne chciał być obiektywnym arbitrem, ale w efekcie pozwalał na deprecjonowanie Hill jako świadka. Nie protestował, gdy senatorowie jego własnej Partii Demokratycznej pytali ją o związki z ruchem na rzecz praw obywatelskich oraz o to, czy chce pisać książkę lub czy ktoś ją namówił do ataku na Thomasa.
Przypisywano jej skłonności do fantazjowania, a republikański senator Arlen Specter nie znajdował niczego niecodziennego w wypowiedziach Thomasa o dużych piersiach. Zarówno Specter, jak i Biden, zapewniali, że do spraw molestowania seksualnego podchodzą poważnie, ale nie przeszkadzało im, że potencjalna ofiara doznawała ze strony komisji tak wielu upokorzeń. Warto zaznaczyć, że finalnie Biden głosował przeciw nominacji Clarence’a Thomasa na sędziego Sądu Najwyższego, więc świadectwo Hill nie było mu obojętne. W 2019 roku w prywatnej rozmowie z Anitą Hill przeprosił ją za tamte wydarzenia, a niedługo potem, gdy jego przeprosiny okazały się dla niej niewystarczające, publicznie przyjął odpowiedzialność za sposób potraktowania jej przez komisję, której przewodził. Ostatecznie Anita Hill poparła kandydaturę Bidena w wyborach prezydenckich pod koniec lata 2020 roku.
Umiejętność uczenia się na błędach i gotowość do przepraszania nawet po kilka razy to pożądane cechy dobrego lidera. Z katolicyzmem w żyłach, Biden chce być świadomym przywódcą pluralistycznego społeczeństwa, w którym katolicy stanowią jedną piątą populacji. Ważniejsze wydaje się dla niego to, że katolicyzm pomaga mu w osiągnięciu osobistego spełniania i stawia do pionu w godzinie próby, niż fakt, że jego wiarę oceniają inni.
Biden, podobnie jak jego zmarły syn Beau, lubi powtarzać maksymę słynnego chrześcijańskiego filozofa egzystencjalisty Sorena Kierkegaarda, że wiara najlepiej widzi w ciemności. Po śmierci Beau Jill Biden przykleiła mężowi tę maksymę nad lustrem.
Przeczytaj także: Kamala Harris przeciwko mizoginistycznej Ameryce
No, gdyby nie ta ewolucja Bidena ws. aborcji, nie awansowałby w strukturach Partii Demokratycznej i nie zostałby kandydatem demokratów na prezydenta. Nie wiemy więc, na ile ta ewolucja była szczera i autentyczna, a na ile wyrachowana. Może pochwalmy jego wiarą na zakończenie kadencji.
Nie sądzi Pan, że w miarę upływu lat i zyskiwania doświadczenia życiowego Biden po prostu doszedł do słusznego wniosku, że mężczyźni, którzy nie mają macic, nie powinni przyznawać sobie prawa do decydowania o prawie do aborcji obcych sobie kobiet ? Życzę Panu, aby Pan doszedł również do podobnych wniosków, jako że macicy i jajników także Pan nie posiada, więc zajście w ciążę Panu nie grozi.
A mnie, pani Matyldo, w takim jak Pani prezentuje podejściu, nieodmiennie dziwi zdjęcie odpowiedzialności z mężczyzn, gdzie to „moja macica” urasta do czegoś niezwykle szkodliwego dla samych kobiet. Widzi Pani, jako matka 2 dzieci, zawsze uważałam, że to i moje, i męża dzieci. Etap „w macicy” był przejściowy, za to zawsze mogłam liczyć na to, że był/jest dobrym ojcem. Jako posiadaczka tej macicy i jajników kompletnie się z Panią w tej kwestii nie zgadzam.
Nie, proszę Pani: macica to macica. Nie ona jest problemem, tym bardziej szkodliwym. Cóż, pozostaje Pani pogratulować szczęśliwego związku i życzyć więcej empatii na przyszłość. Bo nie doczytałam, aby Pani wspomniała o adopcji jakiegoś niechcianego ciężko chorego dziecka narodzonego. Zatem Pani tak jak faryzeusz poucza. P.S. W Polsce pieniądze są na oddawanie administracyjnemu KRK nieruchomości za ułamek ich wartości . Są pieniądze z budżetu na ultrakonserwatywne NGO, które głoszą, pouczają, walczą z nami. Nie ma pieniędzy dla kobiet w wieku rozrodczym na nieinwazyjne (farmakologiczne) usuwanie mięśniaków z przedmiotowych macic. .. O kobieta. Mówiąca rzecz. Nic ważnego.
Macica jest elementem ciała kobiety, ale nie wszystkie kobiety mają macice, dziecko ma też ojca 50 na 50 procent genów, jest od ojca; czemu tylko kobieta ma decycdować? Dziecko nienarodzone to człowiek a aborcja powinna być karana jak każde inne morderstwo co mam nadzieje niedługo dojdzie do skutku u Nas, a czy w latach 50 XIX wieku w USA osoby nieposiadające niewolników mogły się wypowiadać o niewoli ? Co do majatku pomijając że to uproszczenie to nie ma nic do rzeczy ani tematu
Nie rozumiem porównywania Prezydenta Bidena do Papieża Franciszka. Nie słyszałem, żeby ten drugi kiedykolwiek mówił o refundacji aborcji na życzenie, za to znam jego wypowiedzi, w których mówi o wartości życia poczętego. Ale główna teza artykułu, że ze stosunku do aborcji nie można czynić jedynego kryterium oceny polityka, bo jeszcze są uchodźcy i klimat, zgadzam się całkowicie. Swoją drogą właśnie papież Franciszek przypomina, że ochrona środowiska i szacunek do życia dzieci poczętych wychodzi z tego samego pnia moralnego: „Jeśli nie uznaje się w samej rzeczywistości znaczenia człowieka ubogiego, ludzkiego embrionu, osoby niepełnosprawnej – by podać tylko kilka przykładów – trudno będzie usłyszeć wołanie samej przyrody. Wszystko jest ze sobą połączone”. Laudato Si, 117
Twierdzenie w leadzie artykułu jest nawiązaniem do bardzo krytycznych wypowiedzi konserwatywnych katolików w USA wobec papieża Franciszka.
Podejście na luźno do Bidenowskiej „otwartości” na aborcję, „prawa reprodukcyjne kobiet” (?) i „małżeństwa jednopłciowe” to jednak zaskakująca ocena katolickiego portalu, choćby i dalekiego od obyczajowego konserwatyzmu. A zamiłowanie do katolickich rytuałów? Nasi też to mają, ale na laurki tutaj nie zasługują (słusznie zresztą).
Po prostu chrześcijaństwo to nie wyłącznie etyka seksualna. Głównie chodzi o miłość Boga i bliźniego. Np. zapewnienie bliźniemu w XXI w. w najwspanialszym państwie świata dostępu do leczenia. O to chodzi w bidenowskich projektach reformy: o dostęp do lekarzy i leczenia. Także kobiet także do ginekologów. Kobieta też człowiek. Pseudokatolików w USA nie martwi nagminne uzależnienie milionów niezamożnych Amerykanów od środkóe przeciwbólowych, także bez recept, wypuszczanych na rynek pomimo licznych skutków ubocznych. Nie martwi brak dostępu do zdrowej żywności i dodawany do wszystkich produktów w nadmiarze cukier. Ci pseudokatolicy to często właściciele lub akcjonariusze wielkich koncernów robiących pieniądze na życiu i zdrowiu Amerykanów. Nie – ich martwią prawa reprodukcyjne kobiet. Biednych kobiet.
„Po prostu chrześcijaństwo to nie wyłącznie etyka seksualna”. Owszem, nie tylko. Ale również. Zresztą przy aborcji, droga Pani, to jest już dawno po seksie.
Pomoc musi być dobrowolna a nie przymusowa za to podatki powinny być najniższe Jan Paweł II w encyklice <> pisał ” Interweniując bezpośrednio i pozbawiając społeczeństwo odpowiedzialności, Państwo opiekuńcze powoduje utratę ludzkich energii i przesadny wzrost publicznych struktur, w których — przy ogromnych kosztach — raczej dominuje logika biurokratyczna, aniżeli troska o to, by służyć korzystającym z nich ludziom.”