Lekcja Kieślowskiego to pokazywać rzeczywistość nie jak patologię, której się przyglądamy z satysfakcją – mówi Krzysztof Piesiewicz, współscenarzysta jego filmów, w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.
13 marca mija 25 lat od śmierci Krzysztofa Kieślowskiego, twórcy takich filmów jak „Amator”, „Przypadek”, „Krótki film o zabijaniu”, trylogii „Trzy kolory”, zdobywcy m.in. Nagrody Jury na festiwalu w Cannes, Srebrnego Niedźwiedzia na Berlinale, Złotego Lwa na MFF w Wenecji, gdyńskich Złotych Lwów, Feniksa za najlepszy europejski film roku.
Wybitnego reżysera wspomina w rozmowie Tadeusza Sobolewskiego na łamach „Gazety Wyborczej” Krzysztof Piesiewicz, współautor scenariuszy do 17 filmów Kieślowskiego.
Piesiewicz zwraca uwagę, że dzieła jego przyjaciela żyją teraz swoim życiem, „nie tylko w obiegu filmowym. Ludzie z całego świata znajdują w tych filmach coś, czego im brak”. „Ks. Tischner [który odprawił pogrzeb reżysera i wygłosił na nim homilię – przyp. Więź] uważał, że w filmach Krzysztofa jest tęsknota za rajem utraconym, za stanem sprzed grzechu, sprzed obudzenia zła, sprzed podziałów. Tęsknota za jednością wszystkich ludzi” – dodaje.
Wspomina, że Kieślowski „w montażowni, w obłokach papierosowego dymu odliczał sekundy jak inżynier. Ale był też jak malarz, który delikatnie kładzie farbę na płótno. Powtarzał, że najważniejsze są ton i proporcje. Dociera się do celu, kiedy montażem da się sprawić, że film troszeczkę uniesie się nad ziemię”.
Jego zdaniem przyczyn ich sukcesu w latach 90. było wiele. „Po pierwsze, talent, wrażliwość i pracowitość Krzysztofa. Po drugie – inność tych filmów. Po trzecie – nasza zuchwałość i tupet. Czy nie wymagało bezczelności wyjście w świat z «Dekalogiem»? Robienie we Francji «Trzech kolorów»? Przyjechało trzech facetów z Polski, żeby im opowiadać o świecie…” – zauważa.
W jego ocenie współczesnym filmom brakuje „opowiadania o ludziach. Tego, co Krzysztof nazywał «bajką o ludziach». Kino w swojej masie staje się dziś surrealistyczne. Sztuczne. Postacie ludzkie jak z plasteliny”. Z kolei „kino polskie utraciło swoją tożsamość, swój charakter pisma”.
„Kieślowskiemu niepotrzebna jest atmosfera kultu. Nie musimy wciąż powtarzać, że Kieślowski wielki był” – zaznacza jego współpracownik. I dodaje: „Młodzi ludzie, których spotykam na świecie, widzą w nim nie tyle kultową postać, ile wrażliwego człowieka, który poprzez kino tworzył siebie. Ja bym powiedział, że on tworzy obszar wolny od ideologii”.
Zdaniem Piesiewicza „nie ma dość powietrza, żeby takie kino dziś u nas robić. Nie starcza oddechu”.
Rzeczywistość pozostanie nieopisana – przekonuje scenarzysta – jeżeli będziemy patrzyli na obecne zjawiska „wyłącznie w kategoriach ekonomicznych i politycznych; jeśli nie wypuścimy z tej swojej bańki peryskopu, który spojrzy szerzej”.
Lekcja Kieślowskiego to „pokazywać rzeczywistość nie jak patologię, której się przyglądamy z satysfakcją” – stwierdza jego przyjaciel i współpracownik.
Przeczytaj też: Jestem sam. Rozmowa z Krzysztofem Piesiewiczem
DJ