Potężny i radykalny papież Grzegorz VII nadał idei świętej wojny impet. Interesy Kościoła podstawił ponad wszystkim innym, a rolę laikatu, zwłaszcza rycerzy, widział jako służenie tymże interesom, w świeckiej polityce.
Fragment książki „Życie średniowiecznego rycerza” Frances Gies w przekładzie Grzegorza Siwka, Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2021
27 listopada 1095 roku papież Urban II ogłosił w Clermont w centralnej Francji pierwszą wyprawę krzyżową, na otwartym polu za miastem, w scenerii podobnej do tych, w jakich nawoływano do Pokoju Bożego. Kronikarze zapisali, że nieprzebrane tłumy płakały i podchwyciły ten apel, wyrażając swe poparcie tupaniem, a zbiorowy entuzjazm sięgnął szczytu wraz z donośnym okrzykiem: „Bóg tak chce!”.
Ademar z Monteil, biskup Le Puy, późniejszy legat papieski, szlachetnie urodzony duchowny, który miał zostać rycerzem, wystąpił przed innych, ukląkł i poprzysiągł wyruszyć do Jerozolimy. Papież udzielił mu błogosławieństwa i wyznaczył go na przywódcę krucjaty. (…)
Gdy nie istniało jeszcze coś takiego jak państwa narodowe, a patriotyzmu jeszcze nie wymyślono, jedyną wielką, wspólną sprawą, za którą Europejczycy mogli walczyć, była religia chrześcijańska
W czasie kolejnych ośmiu miesięcy papież Urban objechał Francję, wzywając do udziału w wyprawie krzyżowej, a tysiące rycerzy wstąpiło pod sztandary miejscowych możnowładców. (…) Rycerze ci pochodzili z Francji i sąsiednich krain: byli Lotaryńczykami, Normanami, Flamandami, Burgundczykami; przybywali z północy i południa Francji, z Niemiec i Włoch. Różnili się od siebie, w zależności od regionu, z którego się wywodzili – pod względem pozycji społecznej, stylu życia, stopnia, w jakim byli powiązani z feudalną hierarchią – wszyscy oni jednak odczuli zmiany, które zaszły po roku 1000 w zakresie statusu rycerzy, prawa spadkowego, a także samej idei rycerstwa. W istocie wszystkie te przemiany w znacznej mierze stanowiły bodziec do udziału w krucjacie. (…)
W rezultacie Pokoju Bożego oraz chrystianizacji rycerstwa tytuł rycerza stał się prestiżowy i nawet wielcy panowie z dumą go przyjmowali, a prestiż ów przydał spoistości tej składającej się właściwie z dwóch warstw klasie wyższej. Seniorzy i kasztelani, przedstawiciele bardzo nielicznej grupy rodów od dawna dziedziczących majątki i tytuły arystokratyczne, sprawowali niepodzielną władzę na rozległych obszarach, rządząc tam i wymierzając kary, ściągając podatki, przewodnicząc rozprawom sądowym i powołując poddanych do służby wojskowej. (…)
Jednakże akurat w tym samym czasie, kiedy rycerze pięli się po drabinie społecznej, odczuli skutki katastrofalnych trudności ekonomicznych, które wymusiły zmiany w organizacji życia rodzinnego i obyczajach związanych z dziedziczeniem, co z kolei bardzo poważnie wpłynęło na instytucję rycerstwa. Dawniejsza tradycja dzielenia masy spadkowej po równo między synów i córki zmarłego doprowadziła do takiego rozdrobnienia majątków ziemskich, że wielu dziedziców egzystowało w nędzy i zeszło do poziomu wolnych chłopów. Powszechny europejski kryzys w rolnictwie około 1000 roku zapewne jeszcze nasilił ten problem. (…)
Na początku XI wieku rycerstwo nadal stanowiło otwartą klasę społeczną. Mógł do niej należeć każdy, kogo stać było na rumaka, zbroję i inny odpowiedni ekwipunek, oraz na wieśniaków, którzy obrabialiby ziemię w czasie jego nieobecności. Ale kasta rycerska nie musiała się zbytnio obawiać napływu parweniuszy. Na wielkim ożywieniu handlu w średniowieczu, choć wtedy już się ono zaczynało, do tego czasu dorobili się stosunkowo nieliczni kupcy i chłopi. Przynajmniej na niektórych terenach szeregi klasy rycerskiej rzedły, gdyż zubożali jej przedstawiciele nie byli już w stanie odpowiednio się wyposażyć. (…)
Rycerz z XI wieku mieszkał na wsi i dzielił wiele wspólnych zainteresowań i trosk z chłopami, pozostając z nimi blisko powiązany, choć od czasu do czasu wyrywał się ze swojej okolicy, aby polować, pełnić służbę strażniczą w zamku, uczestniczyć w zgromadzeniach zwoływanych przez lokalnego pana, wyruszyć na pielgrzymkę, towarzyszyć seniorowi w wyprawach, a przede wszystkim, aby uprawiać wojaczkę, która wyznaczała jego pozycję społeczną. Nie pracował na roli. Mógł kierować jej uprawą, jeżeli nie zatrudniał zarządcy, i niewykluczone, że sporadycznie brał udział w żniwach albo sianokosach, choć nie wykonywał wtedy pracy fizycznej. Nie był robotnikiem; codzienna harówka spadała na służbę, oraczy, pastuchów. Jego siedziba w centrum wsi nie była zamkiem, tylko większą, solidniej zbudowaną i lepiej wyposażoną wersją chat wieśniaków, otoczoną zabudowaniami dla zwierząt hodowlanych, spichlerzem i budynkiem, w którym przechowywano wino. Jego pomyślność zależała nie od jego pana, tylko od pogody i tego, czy udały się zbiory.
Rycerze z okolic zamku stanowili rodzaj dużej rodziny, powiązani wzajemnie poczuciem klasowej i profesjonalnej solidarności, a z kasztelanem – regułami podległości lennej. Wielu z nich w wieku chłopięcym mieszkało razem w zamku, ćwicząc się wtedy w fachu rycerskim. W czasie periodycznej służby w straży zamkowej i w okresach zagrożenia wojną rycerze znowu zamieszkiwali wspólnie w zamkach. Co pewien czas zbierali się, by uczestniczyć w radzie pana feudalnego albo w rozprawach. Ponadto prawie wszyscy oni byli ze sobą spokrewnieni, bliżej lub dalej. Wobec wprowadzonych po 1000 roku ograniczeń i zakazów dotyczących zawierania ślubów przez bliskich krewniaków zazwyczaj żenili się z przedstawicielkami swojej klasy z okolicy, o ile tylko nie należały do bezpośredniej rodziny. (…)
Jeśli chodzi o zbroję i oręż rycerza, to postępy w tej dziedzinie były nader powolne i stopniowe. Hełm, tarcza i kolczuga stanowiły osłonę, a bronią zaczepną były włócznia i miecz. Broń miotaną pozostawiano pieszym żołnierzom. Rycerz z pogardą odnosił się do łuku jako czegoś poniżej jego godności – zapewne bardziej z powodu tego, że łuk kosztował niewiele, aniżeli dlatego, że walka prowadzona na dystans była niekiedy uważana za przejaw tchórzostwa (…)
Ceny rumaków i zbroi stale rosły. Wierzchowiec rycerza – destrier albo dextrarius – hodowany tak, aby osiągnął odpowiednie rozmiary i siłę, kosztował niekiedy aż pięćdziesiąt sou (a w Anglii szylingów), czyli pięciokrotnie więcej niż dobra krowa. A rycerz z reguły potrzebował kilku koni, dla siebie i swoich giermków. Zbroja była jeszcze droższa; w 1080 roku senior braci Le Hongre, Landry Gros, przekazał opactwu w Cluny posiadłość ziemską w zamian za kolczugę wartą sto sou. Zbroje i broń stanowiły ważną część rodzinnego majątku, przekazywanego z ojca na syna.
Dochody uzyskiwane z ziem należących do rycerza uzupełniano łupami. W czasie nieustannych lokalnych wojenek w zachodniej Europie zabierano konie i bydło, paszę i żywność. W czasie wielkich wypraw, takich jak pierwsza krucjata, łupy te uzupełniano, wedle słów jednego z kronikarzy, „złotem i srebrem, i ozdobami wieloma”, „domy zapełniano złotem wszelakiego rodzaju” i „bogactwami wspaniałymi”. (…) Mniej powszechnym źródłem dochodów średniowiecznego rycerstwa był okup. Jeniec pojmany w bitwie albo w czasie oblężenia pozostawał w niewoli, póki jego krewni nie wnieśli żądanej kwoty, której wysokość zależała od rangi jeńca i wkrótce stała się powodem do dumy. (…). Ale już w XI wieku rycerze zaczęli dostawać pieniądze za swoje usługi, zwykle w czasach kryzysów lub w sytuacjach, gdy pojawiały się wyjątkowe potrzeby. (…)
Wojna była zarówno profesją, jak i rodzajem sportu czy rozrywki. Niewielkie prywatne wojny rzadko miały jakiekolwiek znaczenie polityczne. Staczano je o pogwałcone prawa do jakiegoś przywłaszczonego kawałka ziemi albo też żeby samemu zająć siłą cudze grunta. Nie istniało jeszcze coś takiego jak państwa narodowe. Patriotyzmu jeszcze nie wymyślono. W tej sytuacji jedyną wielką, wspólną sprawą, za którą Europejczycy mogli walczyć, była religia chrześcijańska.
Hasło walki w imię Boga pojawiło się w czasie licznych jedenastowiecznych wojen z muzułmanami, a zwłaszcza podczas rekonkwisty w Hiszpanii. Potężny i radykalny papież Grzegorz VII nadał idei świętej wojny impet, który doprowadził do wypraw krzyżowych. Grzegorz, sławny ze swojej „reformy gregoriańskiej” w Kościele oraz sporu o inwestyturę z niemieckim cesarzem Henrykiem IV, głosił rewolucyjną teorię o związkach laikatu z Kościołem, która – jak się okazało – miała bardzo poważne znaczenie dla klasy rycerskiej. Wykorzystując idee Pokoju i Rozejmu Bożego, papież Grzegorz pokierował śmiałą i głęboką interwencją Kościoła w sprawy świeckie. Według Grzegorza interesy Kościoła stały ponad wszystkim innym. Rolą laikatu, szczególnie rycerzy, było służenie tymże interesom, zarówno w świeckiej polityce, jak i w innych sferach. (…)
Umiejętnie posługując się feudalną frazeologią, Grzegorz oświadczył, że rycerze są „wasalami Świętego Piotra”. „Konserwatyści” z grona feudalnej szlachty i kleru zareagowali na to energicznie. Ich zdaniem papież powinien ograniczyć się do spraw wiary. Ambicje Grzegorza zagrażały sprowadzeniem królów do roli „wioskowych zarządców”, jak napisał jeden z konserwatywnie nastawionych duchownych. (…)
Grzegorz wymagał posłuszeństwa od świeckich władców zarówno w sprawach światowych, jak i kwestiach religijnych, i aby to wyegzekwować, był gotów uciec się do zastosowania siły. Ludzie świeccy, którzy toczyli boje w imieniu papieża, byli milites Christi – rycerzami Chrystusa. Od stuleci Kościół niezmiennie głosił przesłanie pokoju, zgodnie z zaleceniem Świętego Marcina z Tours: „Jam jest żołnierzem Chrystusowym; mnie walczyć nie wolno”. Grzegorz odrzucił tę pacyfistyczną ideologię na rzecz „teorii dwóch mieczów”: papież jako następca Świętego Piotra dzierżył dwie bronie – oręż duchowy, którym władał sam, i inny, świecki, którym władali na jego rozkaz szlachcice i rycerze.
Grzegorz uciekał się w swojej perswazji nie tylko do argumentacji teologicznej. Dorzucił do tego wielce kuszącą zachętę: służba w roli „żołnierza Chrystusa” zostanie odpłacona całkowitym odpuszczeniem grzechów. Rzekł, że rycerz nie powinien uznawać świeckich władców za ważniejszych od papieża, „jako że owi przyznają to, co marne i tymczasowe”, to jest ziemię i łupy, podczas gdy papież obiecał „wieczne błogosławieństwo, rozgrzeszenie całkowite [rycerzy]”. (…)
Przedstawiona przez Grzegorza wizja chrześcijańskiego żołnierza, który mieczem walczy o swoje zbawienie, okazała się psychologicznym i ideologicznym motorem krucjaty. Następca i protegowany Grzegorza, Urban II, posłużył się instrumentem wykutym przez swojego poprzednika, a skutki tego zaważyły na losach świata.
Tłum. Grzegorz Siwek
Przeczytaj także: Czego o chrzcie Polski nie dowiedzieliście się w szkole