Wszyscy wyjdziemy z pandemii zmienieni. Czy bliżej Boga? Boję się, że nie – mówi Katolickiej Agencji Informacyjnej ks. Jerzy Hajduga, kapelan szpitalny, poeta.
Wanda Milewska (KAI): Czego pacjenci oczekują od kapłana w trudnym pandemicznym czasie?
Ks. Jerzy Hajduga: Tak, to jest bardzo trudny czas. Szpital w Drezdenku przemieniony został na covidowy. Przed posługą trzeba ubrać się w odpowiedni strój – kilkuwarstwowy, zabezpieczający przed zakażeniem wirusem. Pamiętam pierwsze wejście w takim „kosmicznym” ubraniu. Prowadziła mnie pielęgniarka, która również była nie do rozpoznania, oznajmiając chorym moją obecność.
Jaka była ich reakcja?
– Pacjenci są wystraszeni, udzielam tylko sakramentu namaszczenia chorych. Przypominam sobie jedną z ostatnich sal, w której leżało dwóch mężczyzn. Jeden z nich nie chciał przyjąć sakramentu, a gdy wychodziłem, usłyszałem: „ Ksiądz nie ma co robić?”.
Co Ksiądz odpowiedział?
– Nic. Zrozumiałem, że jest to naprawdę trudny czas, także na rozmowy z księdzem, gdy nie ma obok najbliższej rodziny. Obowiązuje zakaz odwiedzin, więc dla wielu chorych jest to sytuacja przytłaczająca, pozostał tylko ksiądz, kojarzony ze śmiercią. Ani się nie chce żyć, ani umierać. Możliwość kontaktu z rodziną pozostaje jedynie przez telefon lub internet.
Czy zauważył Ksiądz zmiany w postawach ludzi wywołane pandemią, czy wartościują życie, skłaniają się do Boga?
– Ludzie bardzo się zmieniają, zresztą ja też. Wszyscy wyjdziemy z tej pandemii zmienieni. Czy bliżej Boga? Boję się, że nie. Jest mniej ludzi w kościele, najgorzej z obecnością dzieci i młodzieży. Nie ma ich w szkole, nie ma na Mszach św.
Obecnie młodzież zamknięta przed komputerami zaczyna tracić nadzieję. Czy ma Ksiądz receptę dla młodego człowieka?
– Jest to trudny do wyobrażenia czas. Rośnie pokolenie „zdalne”. Nie chcę się silić na poradę. Mogę tylko zapewnić, że modlę się w intencji młodzieży.
Jaki był Księdza dom rodzinny? Czy brał Ksiądz pod uwagę bycie kimś innym niż kapłanem?
– Mój dom z dzieciństwa to matka z trójką synów, z których ja byłem najmłodszy oraz ojciec zarabiający na życie. Mieszkał z nami także brat mamy. Pamiętam pokój z książkami aż do sufitu i babcię, z którą chodziłem do kościoła, a potem czas, gdy zacząłem bawić się w księdza. W pokoju budowałem ołtarz, brat był ministrantem. Ale oczywiście nie wszystkie moje zabawy były tak pobożne. Nawet przez jakiś czas, będąc w szkole średniej, przestałem chodzić do kościoła. Więcej mnie było w kawiarniach, a w Krakowie takich miejsc nie brakuje.
Potem pojawiły się pierwsze publikacje wierszy i radość z włączania się do grup poetyckich. Piękny czas, mile wspominam. I… zmęczenie tym wszystkim. Po drodze w Krakowie mijałem wiele kościołów, zacząłem częściej wstępować do nich dla ciszy. I pierwsza spowiedź po latach. Moi bliscy układają sobie życie, albo popełniają samobójstwo. Mam 28 lat, wstępuję do klasztoru. Mama się cieszy, tata mniej.
W sumie lata formacji upłynęły szybko, by stanąć jako kapłan przed ołtarzem. Ale już bez oczekującej mamy, która umiera dwa miesiące przed moimi święceniami. Długo miałem żal do Boga, a Bóg stawał mi się bliski, coraz bliższy.
Od kiedy Ksiądz pisze wiersze?
– Myślę, że od dziecka, a rozpisałem się w szkole średniej. Wtórowały mi pierwsze przyjaźnie i publikacje na łamach pism młodzieżowych „Na przełaj” i „Radaru”.
Czyli aktywność na tym polu jest księdzu potrzebna?
– Bardzo, jak oddech. Wtedy biorę pióro do ręki i czuję się w żywiole. Dopiero po jakimś czasie, po wyjęciu z szuflady, zamieniam się w pierwszego czytelnika.
Kiedy nachodzą Księdza „poetyckie” myśli? Czy chodzi w nich o przekazywanie świadectwa wiary?
– One chyba same nie wiedzą, i to jest twórcze również dla mnie. U mnie ten przekaz jest pośredni, nie piszę wprost. Chcę być czytany również przez osoby słabej wiary, nie narzucam się ze swoim kapłaństwem.
Czym jest pisanie w trudnym czasie?
– Ten czas był i jest dla mnie twórczy. Piszę więcej, a nawet wydałem tomik pod znamiennym tytułem „Uważaj na siebie”. Tutaj się pochwalę, ten tomik został nominowany do Lubuskiego Wawrzynu Literackiego 2020.
Czy czegoś Ksiądz się boi?
– Raczej obawiam się: odejścia młodych od Kościoła. Trzeba zacząć jakby od nowa, od małych grup. Nowe wyzwania, którym trzeba podołać z mocą Bożą.
A co sprawia radość?
– Jak zwykle małe gesty, dzisiaj ze strony młodzieży jeszcze ukłony na ulicy.
Jest Ksiądz inicjatorem Teatru Kotłownia…
– To cudowne miejsce w podziemiach kościoła, w miejscu starej kotłowni. Na moich oczach wyremontowane i przysposobione do spotkań teatralnych. Grają aktorzy zawodowi z pobliskiego Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wlkp. Scena kameralna, widownia na 40 osób. Premiery, spektakle, ale także wieczory autorskie. Już piąty rok działamy, niestety od roku z obostrzeniami związanymi z pandemią.
Ks. Jerzy Hajduga – ur. 1952 r., ksiądz, poeta. W 1980 r. wstąpił do zakonu kanoników regularnych laterańskich, siedem lat później przyjął święcenia kapłańskie. Jest duszpasterzem chorych w szpitalu w Drezdenku w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Z jego inicjatywy powstał Teatr Kotłownia, który znajduje się w podziemiach kościoła pw. Przemienienia Pańskiego. Opublikował kilkanaście tomów wierszy m.in. „Nawrócenie św. Augustyna”, „Rozerwanie nieba”, „Zatrzymać z czasu chwile”. W 2019 r. został Honorowym Obywatelem gminy Drezdenko.
Tytuł rozmowy na KAI: „Z pandemii wszyscy wyjdziemy zranieni”
Przeczytaj też: Misterium inne niż wszystko
Nie sądze byśmy po pandemii oddalili się od Boga, od Kościoła być może tak, ale Bóg jest wpisany w nasze życie, jakikolwiek by ono nie było. Rozumiem jednak obawy ludzi zawodowo parających się kształtowaniem wizerunku Boga w ludziach. Rzeczywiście lata prosperity dobiegają końca.